» Artykuły » Felietony » Wichry zimy czy chłodny wietrzyk? O przyszłości pewnej pieśni

Wichry zimy czy chłodny wietrzyk? O przyszłości pewnej pieśni


wersja do druku
Wichry zimy czy chłodny wietrzyk? O przyszłości pewnej pieśni
Od redakcji: tekst zawiera spoilery i przeznaczony jest dla osób, które przeczytały już Taniec ze smokami.

Przy okazji premiery drugiego sezonu Gry o tron westeroski hype odżył ze zdwojoną siłą, o ile można w ogóle powiedzieć, że przez ostatni rok przygasł choć na chwilę. O dzielnie pracującym na miano kultowego (a może już zapracował?) serialu HBO piszą teraz nawet w Newsweeku, a kto to widział jakiś czas temu, żeby fantastyka doczekała się obszernego artykułu w rodzimym tygodniku? Przed telewizyjnym hitem malują się piękne perspektywy. Niestety, literacki pierwowzór zdaje się stać na progu ponurej przyszłości.

O Tańcu ze smokami napisano już bardzo, bardzo wiele. I choć sam Martin z godnym maniaka uporem powtarzał w piątej części Pieśni lodu i ognia, że słowa to wiatr, raczej nie miał powodów do zadowolenia, czytając recenzje swojego ostatniego dzieła. Nawet jeśli przez mocno krytyczne głosy przebijają się jakieś nieliczne pochwały, to daleko im do entuzjastycznego tonu, w jakim opisywano pierwsze trzy powieści. I co tu kryć – solidna bura Martinowi za Taniec… się należała (choć sądząc po wynikach sprzedaży, mógł nie przejąć się za mocno). Jeśli ktoś oczekiwał, że po tym, jak w Uczcie dla wron fabuła zaczęła się rozmywać, monumentalna saga powróci na właściwe tory, to musiał się srodze zawieść. Bo jeżeli poprzednio można było mówić o rozmyciu, to teraz ciężko oprzeć się wrażeniu, że wszystko się sypie i leci na łeb na szyję. Perspektywy na poprawę? Cóż, w kunszt Martina ciężko wątpić, ale szczerze powiedziawszy, przyszłość maluje się w raczej niewesołych barwach. Trzeba będzie sporo literackiej gimnastyki, by Winds of Winter poprawiło sytuację.

Rozczłonkowanie opowiadanej historii w absurdalnej wręcz skali aż kłuje w oczy w ostatniej powieści Martina. Liczba wątków jest trudna do ogarnięcia. Są rozciągnięte i poplątane w czasie, a geografia to jeszcze inna bajka, bo bohaterowie porozrzucani zostali po czterech stronach świata, a gdyby była jakaś piąta, to autor i tam pewnie by kogoś zdołał wypchnąć. Co gorsza, na chwilę obecną losy poszczególnych postaci nie mają żadnego związku i nie dążą w widoczny sposób do jakiejś wspólnej konkluzji. Arya siedzi w Braavos i uczy się zabijać, ale jest kompletnie oderwana od jakichkolwiek istotnych wydarzeń. Bran gada z drzewami dalej, niż sięgają granice cywilizowanego świata. Davos targuje się z Wymanem Manderlym w Białym Porcie. Areo Hotah stoi obok Dorana Martella (tak, to w skrócie wszystko, co ma do zdziałania w Tańcu…) w pałacu gdzieś na środku pustynnego kraju, który już trzecią powieść z rzędu nosi się z zamiarem odegrania jakiejś ważnej roli, póki co bez skutku. Victarion płynie. Kiedyś ma coś tam zrobić, ale na razie płynie i dopłynie dopiero w Winds of Winter, a do piątej części serii nie wnosi nic, poza kilkudziesięcioma dodatkowymi stronami. Co łączy te wszystkie wątki? Na tym właśnie polega problem. Jak dotąd bardzo niewiele, by nie powiedzieć – nic.

Takie rozdrobnienie fabuł na dziesiątki wątków, o jakich nie wiadomo już nawet, które są pierwszoplanowe i czy kiedykolwiek zbiegną się w jeden główny, jest dla czytelnika bardzo irytujące. Tylko że my możemy po prostu usiąść sobie wygodnie w fotelu z inną książką. Potem z kolejną. I jeszcze jedną. I tak doczekać do premiery Winds of Winter. Ale rzadko zastanawiamy się, jak z całej sytuacji ma wybrnąć sam pisarz. A Martin sprawia wrażenie, jakby sam siebie zapędził w kozi róg i nie bardzo wiedział, dokąd ruszyć dalej. I właściwie ciężko się temu dziwić. Doświadczenie uczy, że większość powieści ma najzwyklejszą w świecie, trójdzielną kompozycję: wstęp z jakimś atrakcyjnym zawiązaniem akcji, rozwinięcie i zakończenie. George Martin ani myśli się do tego stosować. W Pieśni… wstępem była cała Gra o tron i od tamtej pory mamy już za sobą ze cztery tysiące stron rozwinięcia. Pięć powieści i ani jednego zakończenia. Nie dziwota, że teraz wygląda to tak, jak wygląda. Jeśli się rozwija, rozwija i rozwija, to potem bardzo łatwo się w tym narozwijanym materiale zaplątać, zwłaszcza wtedy, kiedy chce się wszystko z powrotem rozsupłać i ułożyć jak należy.

Sam Martin zapewnia, że ma na to pomysł. W pierwszej powieści Pieśni… większość istotnych postaci trafiła do Winterfell, a dopiero potem porozłaziły się po całym świecie, czemu więc nie miałyby się pozłazić z powrotem do jakiegoś centralnego dla fabuły punktu? Autor, pamiętając, jakie męczarnie musieli przechodzić najwięksi fani – przez sześć lat czekający z utęsknieniem na każdy kolejny skrawek informacji – nie podaje żadnego konkretnego terminu, w którymi powinniśmy spodziewać się zimowego powiewu, ale w jednym z wywiadów stwierdził, że przy solidnym tempie powinien uporać się z następną częścią w trzy lata. Pożyjemy, zobaczymy. Ale trzeba być naprawdę sporym optymistą, by dostrzegać szansę na to, że w dwóch finałowych powieściach wszystko zdoła się jeszcze rozsądnie ułożyć w jedną, niepoplątaną (przynajmniej nie przesadnie) całość. Bo o ile literacki kunszt i wielka pomysłowość Martina nie budzą najmniejszych wątpliwości, to już po ostatniej opowieści o Westeros i okolicach jego kontrola nad własnym światem wydaje się, w najlepszym razie, zachwiana.

Problem najlepiej obrazuje proces powstawania Tańca ze smokami. Wcale nie chodzi tu tylko o to, ile czasu Martin potrzebował, żeby ów taniec dokończyć – raczej o to, jakie akrobacje musiał wykonywać, by tego dokonać. Autor kilka razy zmieniał koncepcję tego, którzy bohaterowie powinni znaleźć się w piątej powieści i jak daleko ich wątki powinny zabrnąć. Pisał i ciął. Pisał i ciął. Pisał i ciął. Po drodze pozbył się fragmentów Aryi, Victariona i Theona – po tych dwóch pierwszych ostały się tylko jakieś fabularne kikuty, które mają być rozwinięte w Winds of Winter. Tam też będziemy obserwować akcję z perspektywy Arianny, Aerona i Sansy, którzy pierwotnie także tańczyli ze smokami. Wisienką na torcie piątej powieści miały być dwie walne bitwy, kluczowe dla losów wielu bohaterów, ale… i na to zabrakło miejsca. Kiedy czyta się na blogu Martina o "czterdziestu siedmiu restrukturyzacjach tekstu", to aż się trzeba zastanowić, czy to aby na pewno tylko ironia.

Ktoś mógłby stwierdzić, że właściwie to dobrze. Kończąc Taniec, Martin miał w ten sposób przecież od razu gotowe dobre kilka rozdziałów do otwarcia następnej powieści. Tylko że przy takim szatkowaniu trzeba się potwornie głęboko zagrzebać w chronologii, co już wcześniej twórcy Pieśni lodu i ognia trochę doskwierało. A teraz, przy tak rozczłonkowanej fabule, może to być naprawdę tytaniczną pracą, jeśli chce się utrzymać spójność. Poza tym te gotowe już fragmenty trafią do Winds of Winter, tylko jeżeli Martin znowu się nie rozmyśli. W ciągu kolejnych czterdziestu siedmiu restrukturyzacji może się zdarzyć bardzo wiele. No i najgorsze – pisarz pozostaje z poucinanymi wątkami, z którymi nie zdążył się jeszcze uporać, a już najwyższy czas zmierzać ku końcowi. Zgodnie z założeniem Pieśń to przecież jeszcze tylko dwie powieści, z czego solidny kawałek jednej najprawdopodobniej stanowić będą fragmenty skomponowane pierwotnie z myślą o wcześniejszej książce.

To rzecz jasna tylko gdybanie, ale może położenie Pieśni nie byłoby takie trudne, gdyby tylko Martin zdecydował się na konstrukcję w stylu "opowieści w opowieści", gdzie każdy kolejny tom stanowiłby nie tylko fragment układanki, ale także samodzielną całość. To przecież da się zrobić i widać to dosłownie na pierwszych z brzegu przykładach. Można skupi się na jednym wątku niczym w Harrym Potterze albo opisać znacznie szersze spektrum wydarzeń w taki sposób, jak robi to drugi (obok Martina) z gigantów współczesnego fantasy, Erikson ze swoją Malazańską księgą poległych. Choć sprawności w panowaniu nad piórem mógłby się od twórcy Pieśni uczyć, to u niego zawsze, nawet jeśli akcja rozgrywa się na ogromnej przestrzeni, całość z pozoru niepowiązanych wątków dąży do wspólnego punktu kulminacyjnego. W tej samej powieści. Bez czekania nie wiadomo ile i właściwie nie wiadomo na co, jak w przypadku choćby sióstr Stark, których wątki po Nawałnicy mieczy są kontynuowane, choć nie zawierają żadnej treści istotnej dla całej układanki.

Na pięć niesamowicie rozbudowanych powieści mamy jeden długi wątek ułożony w zgrabną całość, którą można odstawić gdzieś na bok – rebelię północy pod sztandarem wilkora. W miejsce Robba Starka już pojawił się wyciągnięty z kapelusza kolejny samozwańczy król, młody Targaryen, ale z tego może akurat jeszcze wyniknąć coś naprawdę ciekawego. Problem polega na tym, że w całej sadze Martina nagromadził się ogrom rzeczy, z których coś może wyniknąć, ale od Uczty dla wron wygląda to tak, jakby sam autor nie do końca wiedział co. Byłoby wspaniale, gdyby Winds of Winter znów wprowadziło tę historię na jakiś wyraźny tor. Niestety, póki co niewiele na to wskazuje i można chyba tylko ślepo ufać, że twórcza intuicja nie zawodzi Martina i za jakiś czas, po kilku chudych latach i dwóch kiepskich powieściach, znowu usłyszymy Pieśń… w odpowiedniej tonacji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Rycerz siedmiu królestw
Przed PLiO
- recenzja
Taniec ze smokami, część 2 - George R.R. Martin
O triumfie wodolejstwa nad akcją
- recenzja
Taniec ze smokami, część 1 - George R.R. Martin
Wstęp do kontynuacji rozwinięcia
- recenzja
Starcie królów - George R.R. Martin
Wojna domowa z Wilkami, Lwami i Smokami w tle
- recenzja
GOT RPG – Starter
Pierwsza zwrotka Pieśni Lodu i Ognia
- recenzja

Komentarze


Brilchan
    Chciałem tylko podziękować
Ocena:
+1
Za ostrzeżenie na początku. Tekst przeczytam i skomentuje jak doczytam książki
24-04-2012 03:22
iron_master
    Generalnie sie z autorem zgadzam...
Ocena:
0
Problem w tym, ze z tego co mozna tu i owdzie o Martinie przeczytac, jak i z ksiazek troche wywnioskowac, jest to pan dosc ekscentryczny, o 'lekko' przerosnietym ego i zdaje mi sie, ze takimi opiniami niezbyt sie przejmuje i dalej bedzie robil to co chce.
Co gorsza, patrzac na 'Taniec...', literacko Martin tez sie wyczerpuje i zdaje sie byc cieniem siebie 12 lat mlodszego. Nawet postacie zepsul: z Aryi zrobil adepta zabojcow niczym w taniej powiesci, Tyrion to kuglarz majacy juz problem z rzucieniem cietej riposty, Jon to jakas [fhtagn] a nie lord dowodca, Cersei nic nie robi tylko marudzi i na swoj los i po koniec biega nago bo ulicy, a jesli chodzi o Daenerys, to zdaje sie ze autor za glowny watek postawil sobie jej romans z najemnikiem a reszta to taka tam otoczka. Jedyny w miare ok watek to Theon, reszta to w duzej mierze lanie wody, jakby Martin pisal mature, a nie powiesc.
Chociaz jak wspominalem, Martin pewnie ma krytyczne glosy gdzies, bo to on jest Autorem, swoje zarobil, moze robic co chce. A szkoda.
28-04-2012 18:46
~bartyi

Użytkownik niezarejestrowany
    Żywotność powieści Martina została wyczerpana
Ocena:
0
To pewne że Martin już nie napisał tej powieści co kiedyś pełno jest wątków pobocznych i tak dalej ale zamiast się cieszyć z nowej książki bo jak wnioskuję każdy z was by chciał tego samego co było wcześniej tylko w nieco innym sztafażu i z nieco innymi bohaterami ale to myslenie mocno życzeniowe które rodzaj wypomnienia w stylu że myslałem że wszystkie wątki zostaną rozwiązane............ bla bla bla i że .....w końcu zwyciężą ci ''dobrzy''... bla bla bla i że .....zbudują wspaniałe królestwo..... bla bla bla i .......wszystko rozegra się w wielkiej bitwie bla bla bla i że .....potem wybudują wspaniałe królestwa..... bla bla bla i dlatego Martin napsuł mi krwi i wziąć się za coś innego a nie wałkować ten temat bla bla bla i tak patrząc obiektywnie patrzę z dystansem na nowe twory fantasy i nie robię sobie zbytniej nadziei że coś przede mną odkryją tylko zapchają mózg stertą niepotrzebnych imion nazw geograficznych czy jakichś pokręconych zależności rządzących światami.A Martin jest tutaj mistrzem wpychania do ilości kartek w książce całej masy dodatkowej informacji zupełnie tak jakby szykował dokumentację całego świata który stworzył do pewnego momentu ten jego zamknięty i obszerny świat potrafił działać na wyobraźnię bo istniało w niej wiele ''białych plam'' które można było wykorzystać zrobił to i wpadł w największą pułapkę czyli ogromnej przewlekłości i ta przewlekłość będzie coraz większa bo będzie musiał rozwinąć przewlekłości potem wyjaśnić przewlekłości i zakończyć przewlekłości .Dlatego Tolkien napisał ''Władcę pierścieni'' zostawiającego niedosyt a martin mam wrażenie że próbuje zrobić dobrze wszystkim fanom i doszedł już do szczytu przesycenia
05-06-2012 01:37
~Fargoroth

Użytkownik niezarejestrowany
    Brednie
Ocena:
+1
Przyznam się szczerze, że sagą Martina zaciekawiłem się po obejrzeniu pierwszej serii na HBO i dopiero po Niej przeczytałem wszystkie obecnie wydane części Pieśni i nie uważam, że wątków jest zbyt mało. Nie wiem jak bardzo ograniczonym człowiekiem trzeba być by nie zrozumieć tego pięknego i nad wyraz złożonego świata. Ja z radością obserwuje, że w przeciwieństwie do reszty pisarzy, Martin nie idzie na łatwiznę i nie ogranicza wszystkiego do jednego wybrańca, który walczy z całym złym światem. Nie wiem o czym Wy tu piszecie, wątek Żelaznych Ludzi i "czarnego płomienia" jest dla mnie ciekawy i sprawia, że cała sytuacja ze smokami może ulec gwałtownej zmianie. Wątek Theona, który mimo wszystko jest jednym z moich ulubionym bohaterów, również mnie cieszy, szczególnie, że nareszcie "zmienił kata". Przygody i nauka "Ślepej dziewczynki" powoli przybliżają Nam idee Ludzi Bez Twarzy. Tak samo watek Tyriona, który sprzedawał samego siebie na targu Niewolników, nie wiem jak fanowi twórczości Martina może się to nie podobać. Nie jest prawda, że watki się nie łączą. Już w następnym tomie Tyrion, Deanerys i Victarion się spotkają. Davos pewnie odnajdzie Rickona, a Bran ogarnie do końca drzewa, dodatkowo do łączenia wątków to znowu "Dziewica z Thartu" i Królobójca połączą siły i mam nadzieje, że to nie pułapka przygotowana przez Panią Kamienne Serce.
Na koniec tylko wspomnę, że jak można nie być zachwycony podbojami Gryfa i Aegona, a także powrotem intryg Varysa i śmiercią Kevana Lannister.
Dodatkowo knucia Little Fingera i trochę dorośnięcie postaci jaką jest Sansa Stark. Ja czekam z niecierpliwością na jeszcze bardziej pogmatwane wątki, bardziej skomplikowane intrygi i wątek Jona, który zginął, ale według przepowiedni ma stać się wilkiem, a potem na powrót człowiekiem. Po za tym utwór ma jeden główny watek, czyli inwazje Innych i na tym wątku skończy się akcja tej serii....

(Z góry przepraszam za błędy)
15-06-2012 23:45
Scobin
   
Ocena:
+1
Nie jest prawda, że watki się nie łączą. Już w następnym tomie Tyrion, Deanerys i Victarion się spotkają

No, w szóstym tomie, po czterech tysiącach stron. ;-)

Po za tym utwór ma jeden główny watek, czyli inwazje Innych

Ten wątek też się jeszcze nie pojawił, na razie cały czas są za Murem. :-)

[Wydaje mi się, że te dwie kwestie dosyć dobrze ilustrują główny problem cyklu – no, ale ja jestem tylko jednym z wielu ograniczonych ludzi ;-)].
16-06-2012 00:50
Repek
   
Ocena:
0
Nie jest prawda, że watki się nie łączą. Już w następnym tomie Tyrion, Deanerys i Victarion się spotkają

A to jest pewne, czy chwalimy dzień przed odlotem smoka? :)

Pozdro
16-06-2012 03:47
~Fargoroth

Użytkownik niezarejestrowany
    Pewność
Ocena:
+1
Tak, Repek to jest pewne ponieważ jest już opublikowane kilka fragmentów nowej książki, a nawet cały rozdział Theona.

Wątek z Innymi cały czas trwa, a pamiętaj, że Zima dopiero nadeszła i prawdziwa akacja tego wątku dopiero się rozpoczyna.

Po za tym jeśli czytałem obie części Uczty dla Wron i Tańca ze smokami wiesz, że powinna być tylko jedna część UdW i TzS, a zostały wydane cztery, a nie dwie książki z powodu zbyt dużej ilości stron. Według mnie największą zaletą cyklu jest jego realistyczność w której nie ma (przynajmniej do tej pory) wybrańców i nieśmiertelnych bohaterów jak w innych powieściach.

Wybacz, przesadziłem z tamtymi słowami, pisałem pod wpływem emocji i nie mogłem dobrać lepszych, bardziej adekwatnych słów tym bardziej, że o gustach nie powinno się dyskutować.
16-06-2012 09:46
Scobin
   
Ocena:
+1
Według mnie największą zaletą cyklu jest jego realistyczność w której nie ma (przynajmniej do tej pory) wybrańców i nieśmiertelnych bohaterów jak w innych powieściach.

Przez 4000 stron nieśmiertelni byli wszyscy kluczowi dla narracji bohaterowie (tzn. ci, którzy mają własne rozdziały, oprócz epizodycznych postaci z prologów i epilogów) z wyjątkiem:

– Neda (wiadomo),
– Catelyn (pół na pół, bo wróciła na scenę, ale straciła swoje rozdziały),
– Quentyna (jak dla mnie należało to rozegrać identycznie jak wojnę Robba: rzecz dzieje się gdzieś w tle, słyszymy o niej i wywiera ona swój wpływ na świat, ale to wystarczy)
– i przypuszczalnie Jona Snowa, przy czym jest duża szansa, że z tym drugim będzie podobnie jak z Catelyn.

I nagle okazuje się, że naprawdę ważne postacie umierają w tempie jednej na tysiąc stron.

Oczywiście nadal ginie cała masa innych bohaterów, często bardzo istotnych dla świata (choć nie dla narracji). To jeden z powodów, dla których tak polubiłem ten cykl! Ale to jednak nie jest tak, że każdy może tutaj zginąć.

Wybacz, przesadziłem z tamtymi słowami

Nie ma problemu. :)

___

Generalnie myślę, że można czerpać bardzo dużo radości z kolejnych części cyklu, jeżeli ktoś jest mocno wciągnięty w Martinowski świat. Natomiast z punktu widzenia narracji, opowieści, takie komplikowanie wątków i odkładanie momentów spotkania głównych postaci nie jest jednak najszczęśliwsze.
16-06-2012 10:53
Brilchan
    Zgodnie z obietnicą doczytałem i komentuje
Ocena:
+2
Muszę szczerze powiedzieć że nie zgadzam się ani z autorem tekstu ani z większością komentujących. Może to dlatego że przeczytałem wszystkie dotychczas wydane części bez 6 letniego oczekiwania ale jestem serią zachwycony i nie widzę w niej dłużyzn które jej tak wiele osób zarzuca. Jeżeli przyjrzeć się przepowiedniom to okazuje się że historia jest naprawdę świetnie zaplanowana i już w pierwszej części zapowiedziano przybycie Gryfa i losy wielu postaci, więc stwierdzenie że Martin jest jak twórcy LOST możecie od razu wyrzucić za okno. Tyrion moim zdaniem dalej jest jedną z najlepszych i najbardziej charakterystycznych postaci w historii fantastyki, scena w której sam próbuje siebie wykupić na targu niewolników jest po prostu cudowna a potem ze swoim nadludzkim szczęściem udaje mu się wynająć kompanie najemników. Przyznaje że Tyrion momentami wygląda jak Deus Ex Machina ale jak dla mnie dalej jest napisany dość wiarygodnie. A że skończyły mu się mocne teksty ? Zrobił się z niego wypalony alkoholik któremu się odechciewa żyć. Moim zdaniem jest to po prostu wiarygodne opisanie postaci

Rzeczywiście sporym problemem w tej powieście jest poszatkowanie i z chęcią zobaczyłbym wycięte wątki np. co nieco więcej o Dziewicy z Tartaru jak dla mnie Martin może pisać 10 książek rocznie z czego każda może mieć objętość Bibliografii Estraichera :D ale tu go pewnie ograniczają wydawcy którzy muszą to jeszcze sprzedać

Mimo to jeżeli się uważnie przeczyta albo poszpera trochę w tych lepszych fanowskich teoriach albo samemu przeczyta książki parę razy można zauważyć że w tym szaleństwie naprawdę jest metoda. Np. Martelowie których się tu krytykuje. Prawdą jest że od 3 książek siedzą i tylko planują ale taka jest właśnie ich natura pod koniec będą punktem zapalnym i oparciem dla rebelii oraz odnowy rodu trójgłowego smoka już teraz można się domyśleć że młody Gryf wyjdzie za żmijową Bękarcie i zapewni przedłużenie rodu. Zastawiam się tylko co zrobi Dany prawdopodobnie zacznie budować własny wielki Khaalasan

Denerys w tym rozdziale pokazała nam że jest idiotką. Ale zrobiono to niejako jako odwrócenie Troopsa Mary Sue ta dziewczyna ma wszystko ale jednak zachowuje się jak idiotka(może przesadzam ale momentami mam ochotę ją ubić :P). Slaan słusznie stwierdził że ma kompleks Dr. Judyma xD

Wątek Cesarei był konieczny żeby ukazać upadek Królewskiej Przystani i zbliżający się koniec władzy Lanisterów. Osobiście czułem wielką satysfakcje z powodu jej przemarszu i upokorzenia. Jedno co trzeba Martinowi przyznać że potrafi tworzyć postaci które kocha się nienawidzić

Te rozdziały o Aryi też z pewnością mają swój cel. Nie wydaje mi się żeby została człowiekiem bez twarzy ale umiejętności które tam zdobędzie z pewnością będą kluczowe dla fabuły

Bardzo mnie cieszy powrót Varsa pod koniec i jego wytłumaczenie motywów

Trochę mnie denerwuje urywanie wątków ale jak już mówiłem jestem wstanie się z tym pogodzić. Jest to specyfika stylu tego pisarza który pozwala nam zobaczyć chaos wojny światowej z punktu widzenia pojedynczych postaci

Ja jestem cierpliwy tylko jest jeden problem żeby Martin dożył końca własnej powieście :D mógłbym jeszcze trochę popisać ale i tak już się nieco za bardzo rozpisałem xD
17-06-2012 15:43
~sikora

Użytkownik niezarejestrowany
    zapytanie:)
Ocena:
0
Zaczęłam dopiero Nawałnice.., a widzę, że forumowicze już po tańcu ze smokami:) dlatego mam pytanie, czy Bran i Rickon przeżyli do końca drugiej części tańca?
29-09-2012 23:54
Repek
   
Ocena:
0
SPOILERY!!!

@sikora
Nic nie wskazuje na to, żeby z jakiegoś niezwykłego powodu było inaczej niż tak. :)
30-09-2012 11:40
~ja

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A propos linii fabularnej i ogólnej struktury powieści:
Myślałem, że chodzi o kompletny upadek tych "dobrych", którzy zbierają się w tzw. "partyzantce" aby zaatakować. Tandetnie to brzmi :p
(nie będę tego tłumaczył bo napiszę taki referat jak inni)
11-10-2012 23:12
~Morgoth

Użytkownik niezarejestrowany
    OGaRNIJCIE SIĘ
Ocena:
0
Książka jest świetna, a jeśli nie rozumiecie tego co się w niej dzieje to po prostu jesteście nie kumaci...

[SPOILERY DO V TOMU – dopisek Scobina]

W oryginale słowa Czerwonej Kapłanki R'hlora, służącej Stannisowi brzmiały: "I see only Snow"... I chodziło tu o Jona Snow, który w na koniec Tańca został zamordowany, czyli zapowiada to ciekawą fabułę Wiatrów Zimy.
06-01-2013 01:54
~Silja

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A na końcu i tak wszyscy umrą :)
09-01-2013 15:31
Salantor
   
Ocena:
+1
Nie umrą, bo końca nie będzie :P
09-01-2013 16:12
~maryjan

Użytkownik niezarejestrowany
    Brawo Behalior
Ocena:
0
Ależ się zdziwiłem, że istnieją jeszcze ludzie, którzy pamiętają tak kultowy kabaret jak Mumio i równie mocno jak ja kochaja skecz o Niuniunim.
23-01-2013 14:52
~Besi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jeśli autor ma problem z dokończeniem Pieśni lodu i ognia, to niech jej nie kończy. Już nie ma po co , bo praktycznie po końcowych rozdziałach Tańca ze smokami już nie ma o kim pisać. Prawie wszystkie osoby, które budziły jakąkolwiek sympatię zostały wytłuczone, albo tak schrzanione, że nie da się ich znieść. To co zostało to albo nudne flaki z olejem, które ciągną się i nic nie wnoszą, albo łotry, mordercy, zdziry i inne cwane łajzy i szumowiny, które psują krew na samo ich wspomnienie i odrzucają od książki na kilometr. A wylewające się cysternami chamstwo dopełnia całości. To ma być fantastyka? To nawet nie powinno przy fantastyce leżeć. Większość tej powieści to obłąkany sen pijanego wariata - sadysty i niech ją inni porwą. Cieszę się tylko, że namyśliłam się pożyczyć to to i przeczytać (to była męka) zanim zdecydowałam się na zakup. Nie wydałam na to grosza i nie wydam.
01-02-2013 19:55
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ale sie hejterów zebrało, cudowne, pozdrawiam
13-02-2013 14:31
~Yeli

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
W sumie gdyby ta kometa co leciała spadła, to w dość szybki sposób można by połączyć losy wszystkich bohaterów w jeden i zakończyć nader rozwlekłą fabułę.
26-02-2013 10:04
~Vesper

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Recenzja do kitu dosłownie , autor chyba nie czytał całości ... Saga spokojnie zdąża do końca ilość postaci głównych drastycznie się zmniejsza ...
Teraz tylko czekać aż Dany odwiedzi kraken i wrona oraz pojawi się AzorAhai ze swoim płomiennym mieczem.
Co mi się w tej sadze podoba to to że autor nie idzie na łatwiznę i nierobi popkulturowego badziewu w którego stronę skręca np Cykle Demoniczny Bretta.
Myślę że Martin ma nadal koncepcję powieści mniej więcej ustematyzowaną i ładnie dopnie całość w 2 ostatnich tomach.
druga sprawa jak komuś przeszkadza ilość wątków to niech sobie poczyta opracowania na temat Wojny Róż na której Martin się częściowo opiera i wtedy porówna ;)
16-03-2013 21:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.