» Artykuły » Felietony » Ucieczka w dialogi

Ucieczka w dialogi


wersja do druku

Qchnia artystyczna #11

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka
Ilustracje: Vermiliona

Ucieczka w dialogi
Ostatnimi czasy miałem okazję czytać dwie skrajnie różne antologie. Pierwszą były Bajki dla dorosłych wydawnictwa Fabryka Słów − zbiór raczej średni, z jednym wyróżniającym się opowiadaniem, Dzwonem wolności Andrzeja Pilipiuka; pozostałe, może z wyłączeniem Za siedmioma stopniami Anny Kańtoch, nie prezentowały wysokiego poziomu. Nie dalej jak tydzień temu skończyłem także Pod dobrą gwiazdą. Opowiadania wydane nakładem Znaku. W przypadku tej książki przewaga tekstów dobrych i bardzo dobrych nad niespecjalnie interesującymi jest miażdżąca (wyśmienite Rzeka Anny Brzezińskiej i Do kresu Pawła Huelle). Ale nie dlatego przywołałem powyższe antologie.

Zawarte w nich opowiadania różnią się pod względem stosunku objętości dialogów do całości tekstów. Te z Bajek… rozmowami stoją. To za ich pomocą autorzy w dużej mierze nakreślają obraz świata, przedstawiają bohaterów, wreszcie relacjonują rozwój akcji. Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku zbioru Znaku. Może to ten element tak rzutuje na odbiór obu książek? Sięgnijmy do innych przykładów. Na pierwszy ogień weźmy Jakuba Ćwieka: Kłamca niespecjalnie przypadł mi do gustu, z kolei kontynuacja była bardzo dobra. Różnica? Boga marnotrawnego cechowała większa gęstość tekstu (akapity były dłuższe, dialogów zdecydowanie mniej). Idźmy dalej − zbiór Gotuj z papieżem: najgorszy był tekst tytułowy, w dużej mierze "przegadany" przez dwóch bohaterów, z kolei ubogie w rozmowy W odcieniach szarości i Pokój pełen cienia to, według mnie, najlepsze, co wyszło spod pióra (czyt. klawiatury) tego autora. Ale ponieważ jedna jaskółka wiosny nie czyni: najnowsze opowiadanie Jarosława Grzędowicza, czyli Chwila deszczu. Czym ten niezbyt udany tekst różni się chociażby od wyśmienitych Czarnych motyli czy Pioruna z Księgi Jesiennych Demonów? Domyślcie się…

Trudno jednak na podstawie ledwie kilku przykładów postulować istnienie jakiejś uniwersalnej reguły: dużo gadania − źle, mało gadania − arcydzieło. Zbyt łatwo ją obalić. W końcu jednym z największych atutów tekstów wiedźmińskich Andrzeja Sapkowskiego są właśnie dialogi. A David Eddings? Jego Belgariada i cykl Elenium to proste, nieszczególnie oryginalne historyjki, które jednak mnóstwo zyskują właśnie dzięki wzajemnym relacjom bohaterów (niemała w tym zasługa Leigh Eddings). Nie oznacza to jednak, że nie można wyciągnąć pewnego ogólnego wniosku: pisanie dialogów to nie spacerek, a o potknięcie nietrudno.

Tymczasem odnoszę wrażenie, że adepci pióra uważają zgoła inaczej. Ich opowiadania to w zasadzie dialogi, z rzadka przeplatane nawet nie tyle opisami, co relacjami z poczynań bohatera. Jeżeli już decydują się w jakikolwiek sposób zarysować scenerię, przypominają w tym autorów dramatów scenicznych: "Pokój. Na środku stół, dwa krzesła. Na ścianie portrety poprzednich ministrów i wielka mapa Europy wisząca nad masywnym biurkiem z kaukaskiego orzecha." Sądzę, że młodzi twórcy wychodzą z założenia, że opis to "wyższa szkoła jazdy", a w dialogu da się więcej (i łatwiej) przekazać. Jeżeli trzeba coś opisać: niech zrobi to bohater; jeżeli trzeba wytłumaczyć: niech protagonista objaśnia to drugiej postaci. Łatwo jednak przekroczyć ulotną granicę sztuczności, czego nie ustrzegł się nawet tak doświadczony pisarz jak Greg Bear. W Radiu Darwina wszystko było dobrze, dopóki terminy z zakresu ewolucjonizmu i genetyki autor objaśniał za pomocą opisów. Kiedy jednak postanowił wykorzystać do tego bohaterów, wyszło na to, że pani doktor tłumaczy koleżance po fachu podstawowe zagadnienia z zakresu fizjologii człowieka… Jeżeli czytelnik o czymś nie wie, oczywiście należy to w jakiś sposób mu przedłożyć (w końcu gdzie jak gdzie, ale w fantastyce zazwyczaj wprowadzamy odbiorcę w uniwersum naszej opowieści). Nie można jednak zapominać, że to, co dla nas stanowi niewiadomą, dla bohaterów jest chlebem powszednim. Niekiedy można to obejść, czemu służą chociażby popularne w fantasy narady, jednakże najłatwiej jest wpleść mnóstwo informacji w dialog dwóch postaci. I, niestety, młodzi twórcy często wolą iść na skróty.

W ostatnim nadesłanym mi opowiadaniu dwóch bohaterów, pod sam koniec tekstu, tłumaczy sobie, co właściwie robią. Dobrze, dzięki temu czytelnik zostaje wprowadzony w realia wykreowanego przez autora świata, pozwala mu to także odnaleźć klucz do opisywanych wydarzeń, zrozumieć motywacje postaci, ale… brakuje tylko, żeby jeden tłumaczył drugiemu, jak się nazywa. Przecież oni się znają, ba!, zgodnie z opisem jest to ich n-ta "akcja". Nie przeszkadza to im jednak w objaśnianiu sobie nawzajem największych oczywistości.

Podobnie drażniące jest "przedstawianie" jednego bohatera przez drugiego. Przykładowa scenka: Protagonista siedzi sobie na zydlu w swojej chacie i w spokoju sączy piwo. Nagle drzwi wejściowe otwierają się z hukiem, wichura zwiewa do środa liście i deszcz, a w progu staje wysoka, znajoma postać. − Czekałem na ciebie, Marku Augustusie – mówi gospodarz… a potem sobie gaworzą. Nieważne. Istotne jest to, że raczej nie wita się imieniem i nazwiskiem każdej spotkanej osoby. Czytelnik od tej pory wie, jak jegomość się nazywa, fakt. Ale nie można było tego rozegrać inaczej, bez przeciągania przysłowiowej "struny" sztuczności?

Suma summarum: nie uciekajcie w dialogi, bo mogą się one okazać ślepą uliczką. Nie skupiajcie się jednak także na samych opisach. Zapewne wielu z was uzna to za truizm, ale: najlepiej w każdym przypadku dobrze się zastanowić i wybrać środek w największym stopniu adekwatny do danej sytuacji, bez ograniczania się do jednego narzędzia. Bo nie wszystko można wyrazić ustami bohatera, ale też nie wszystko da się zawrzeć w opisach. Tymczasem w większości nadsyłanych mi opowiadań wyraźnie widać, że z jakiś względów młodzi twórcy unikają opisów jak ognia, traktując je jak smutną konieczność. A ich teksty na tym tracą.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

O marzeniach
Qchnia literacka #15
Z planem czy na żywca?
Qchnia artystyczna #14
Selekcja i dawkowanie informacji
Qchnia artystyczna #13
Mina przeciwpiechotna
Qchnia artystyczna #12
Pisałem kiedyś powieść. Emocje.
Qchnia artystyczna #10
O bohaterach. Część 2
Qchnia artystyczna #9

Komentarze


Alve
   
Ocena:
0
@Siman
Tak trudno zrozumieć, że ktoś może patrzeć na świat z innej perspektywy niż Ty? Wybacz, ale nie lubię tego typu pytań. Czasem można drugą osobę rozumieć, a i tak zgadzać się z nią tylko częściowo - albo wcale. Nie chodzi o to, by na siłę przekonać drugiego do swoich racji. Nie oszukujmy się, jesteśmy wszyscy bandą laików, którzy na takiej lub innej podstawie wyrobili sobie taką a nie inną opinię i teraz chcą się nią pochwalić. Na niektóre pytania po prostu nie ma jednoznacznej odpowiedzi i można się co najwyżej dobrze bawić próbując ją znaleźć. Nie psujmy sobie nawzajem tej zabawy.
Przede wszystkim, nie ograniczajmy się do wyboru pomiędzy 'zdecydowanie tak' i 'zdecydowanie nie'. Zostawmy miejsce na 'tak, ale do pewnych granic' lub 'nie, jednak z drobnymi wyjątkami' ;)
Nauka nigdy nie idzie w las, nawet, jeśli jest to nauka jodłowania (zawsze chciałam nauczyć się jodłować). Ale jest tyle rzeczy, których możemy się uczyć... Tutaj rozmawiamy o tym, czy uczenie się kreatywnego pisania jest lepszym wydatkiem czasowym niż studiowanie historii albo botaniki.

Sztuczki z fabułą? Podstawy być może poznawałeś dawno temu na lekcjach języka polskiego (a przynajmniej ja poznawałam), gdy tłumaczyli Ci, dlaczego Twoi ulubieni polscy pisarze są cudowni. Ponoć uczą tego na niektórych kierunkach studiów, gdy każą Ci myśleć nad tym, co się stało z fabułą, że jest taka genialna. Prawda to? Nigdy nie sprawdzałam.
Można uznać, że właśnie dlatego Tolkien i Pullman (każdy z nich przeżył swoją przygodę z anglistyką na Oxfordzie, jeśli się nie mylę?) odnieśli sukces. Można też stwierdzić, że studia na Oxfordzie były raczej świadectwem ich nieprzeciętnej inteligencji i samodyscypliny, czego kolejnym przykładem jest to, jak pisali. A można uznać, że te dwie rzeczy się na siebie nałożyły.

Jeżeli chcesz zapoznać się z radami profesjonalistów, możesz zacząć ma stronie, którą gdzieś powyżej podałam, a następnie spróbować gdzieś tu,tu... Albo chociażby tutaj. Jasne, połowy stron w książkach nie ma, ale może znajdziesz jakieś perełki. Następnie weź urlop, zagryź zęby i wcielaj te rady w życie - nie przejmuj się, potem będzie gorzej. Przecież nikt Ci nie zabroni próbować, może co najwyżej ogłosić, że to jest głupie, a potem zielenieć z zazdrości, jak tym właśnie będziesz zarabiał na życie.

"Szkoły creative writing – tu jestem sceptyczny. Nie wyobrażam sobie, jak można uczyć oryginalności. Da się nauczyć poprawnej literackiej polszczyzny, ale czy o to chodzi?"
Jacek Dukaj (link)


Jestem przekonana, że na każdego pisarza, który chwali warsztaty kreatywnego pisania (jako okazję do nauki, a nie regularnej praktyki), znajdzie się inny, o zupełnie innym punkcie widzenia. I to samo tyczy się każdego innego gatunku ludzia wypowiadającego się na jakikolwiek temat. Tyle w tej kwestii, dziękuję za moją pierwszą polterową dyskusję.
22-02-2010 04:48
Siman
    @Alve
Ocena:
0
Zrozumieć mogę cytowanego Dukaja, który jest sceptyczny i nie wyobraża sobie jak może taka nauka w sensowny sposób wyglądać. OK, mogę polemizować, mogę się nie zgadzać, ale jestem w stanie zaakceptować taki punkt widzenia. Ciężko mi zrozumieć M.S. dla którego nauka pisarstwa nie ma sensu w ogóle, jest od początku to końca kompletną bzdurą, koniec, kropka, nie ma dyskusji. Widzisz różnicę? To trochę jakbym dyskutował o religii z fanatykiem religijnym.

A tak wracając do tematu, to ja akurat mam dokładnie odwrotny problem: opisy idą mi bez problemu, mógłbym w zasadzie przez całe opowiadanie nie wprowadzić żadnego dialogu, ba, akcji nawet. ;) Za to dialogi idą mi topornie, podchodzę do nich jak pies do jeża. Ale, co ciekawe, moje pierwsze opowiadanie, napisane jak miałem bodaj 11 lat, składało się z dialogów w zasadzie wyłącznie, na kilkanaście stron tekstu uzbierałoby się w sumie może pół z opisami. Mam w sumie nadzieję, że to jeszcze wróci. ;)
22-02-2010 07:33
~Marcin Wełnicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Alve, M.S.

Naprawdę sądzę, że macie mylne wrażenie o tym, czego uczą warsztaty typu creative writing (dobrze podsumował to Antavos). Ubolewam, że Alve nie odniosła się do tego, co napisałem, zwłaszcza interesuje mnie pytanie, czy uważa naukę reżyserii, aktorstwa i rysynku za taką samą stratę czasu :)

Pozdrawiam,
Marcin Wełnicki
Biały Atrament
22-02-2010 08:16
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Pisanie tych komentarzy jest znacznie większą stratą czasu i jakoś nikt sobie włosów nie wyrywa. : )
22-02-2010 08:24
Kumo
   
Ocena:
0
@M.S.:
Czy dobrze rozumiem, że Twoim zdaniem należy po prostu coś napisać "w ciemno" i mieć nadzieję, że będzie dobre? I nie ma sensu mówić komukolwiek, że "to i to można by poprawić w twoim tekście, żeby lepiej się go czytało", bo to i tak tylko subiektywne zdanie oceniającego? Albo ktoś ma talent i potrafi dobrze pisać sam z siebie (więc nie musi się uczyć), albo w ogóle nie powinien brać się za pisanie (bo i tak nie zdoła się nauczyć)? Bo to mniej więcej wynika z Twoich wypowiedzi.
22-02-2010 10:58
malakh
    Po kolei;)
Ocena:
0
@ Kuba Ćwiek

Z drugiej jednak próbujesz, mam wrażenie, zasugerować, że stężenie dialogów w tekście ma jeśli nie kluczowy, to przynajmniej bardzo ważny wpływ na jakość tekstu (...) Tak jak może spokojnie istnieć tekst złożony z samych opisów, tak w zasadzie da się napisać dobre opowiadanie oparte praktycznie wyłącznie na dialogu bądź monologu

Ależ piszemy o tym samym! Przecież w felietonie sam napisałem, że teza: "dużo dialogów - źle, mało dialogów - dobrze" jest zbyt łatwa do obalenia. Dałem przykłady: Sapkowski i Eddings.

Moją ostateczną tezą nie było: "dialogi=zło", ale: "najlepiej w każdym przypadku dobrze się zastanowić i wybrać środek w największym stopniu adekwatny do danej sytuacji".

W nadsyłanych tekstach widzę wyraźnie ograniczanie się do dialogów; na zasadzie unikania opisów. I to jest, według mnie, błąd. Owszem, można pisać samymi dialogami, tak np. w większości wygląda genialna powieść "Genesis" Bernarda Becketta (prawda, Antavos?;)). A to był świadomy wybór, a nie ograniczenie: przekażę to w dialogu, bo opis jest trudniejszy.

@ M.S.

Wszystko sprowadza się do tego, czy ktoś umie pisać, czy nie. A ten felieton nikogo nie nauczy.

Nigdy nie twierdziliśmy, że takie jest jego zadanie.

A nic tak dobrze nie uczy, jak samodzielne myślenie. Ten felieton to garść truizmów zupełnie nieobcych każdemu, kto nie boi się ruszyć głową.

Ja nie wymyślam tych błędów. Natykam się na nie w 90% nadsyłanych tekstów.

@ Alve

Rozumiem, że pewnie ma napięty grafik, ale i tak myślę, że udział znanej, dysponującej całkiem sporym doświadczeniem pisarki zdecydowanie dodaje projektowi uroku.

Tak, rozumiem to, ale... Ania to: pisarka, wydawca, felietonistka, autorka artykułów i wywiadów;) Osobiście fakt, że znajduje czas na pisanie Qchni uważam za cud. W tej chwili ma parę rzeczy na głowie, ale na pewno jej tekst się pojawi.

Tę Qchnię napisałem sam, na własne życzenie. Ja miałem ferie, Ania obecnie wydaje jedną książkę, druga w drodze - zaproponowałem, że mogę sam coś skrobnąć.

Pisanie Qchni zabiera sporo czasu. Naprawdę trudno go skądś wytrzasnąć, gdy ma się full rzeczy na głowie.

Co do innych twórców... Brak czasu jest tutaj ogromnym ograniczeniem. Cudem udało mi się namówić kilkunastu pisarzy do udziału w Wieściach z warsztatu i Burzy mózgów (kontynuacja będzie, na Pyrkonie będę działał).

@ Alk

Wiesz, ile bym dał za takie zajęcia?

To jedź do Nidzicy. W tym roku Festiwal stoi pod znakiem warsztatów;)
22-02-2010 11:24
M.S.
    @Kumo
Ocena:
0
Mniej więcej tak. Oczywiście sam talent nie wystarczy - trzeba się jeszcze porządnie wyćwiczyć w pisarstwie, poszukać własnej drogi itd. Niemniej to trzeba zrobić samemu.
22-02-2010 11:30
inatheblue
   
Ocena:
+2
Zwykle czytam „qchnię” z zainteresowaniem, kiwając sobie po cichu głową, ale tym razem nie jestem zadowolona z artykułu. O dialogu da się powiedzieć o wiele więcej, niż „nie wolno za dużo, nie wolno za mało i lepiej, żeby bohaterowie nie zrzucali „śmietnika informacyjnego.”
Istnieją opowiadania wybitne, szkicowane prawie wyłącznie dialogiem i takie, w których dialogu nie ma wcale. Zupełnie nie na tym sprawa polega, ile go jest. Tylko, czy jest tam po coś.
Dialog, jak każdy element tekstu, musi mieć funkcję. Wprowadzając rozmowę między bohaterami, trzeba zadać sobie pytanie, czemu służy.
1) Czy wprowadza konflikt między bohaterami?
2) Czy popycha akcję?
3) Czy poprawia dynamikę (dialog, choć nie jest to regułą, „przyspiesza” tekst”, podczas gdy opis go „spowalnia”, można to sobie wyobrazić muzycznie – i jak w przypadku melodii, potrzebujemy zarówno wolniejszych jak i szybszych fragmentów)?
4) Czy brzmi naturalnie? Jeżeli bohaterowie wyjaśniają sobie nawzajem rzeczy oczywiste, jak to opisano w „qchni” albo wygłaszają referaty zamiast wymieniać między sobą zdania, to nie jest dobrze. Jeżeli bohaterowie nie słuchają siebie nawzajem, tylko monologują – i nie był to efekt zamierzony – też jest niedobrze. Dłuższe partie dialogowe można rozdzielać pauzami, westchnieniami, gestami, reakcjami drugiego bohatera...
5) Czy część słów da się zastąpić mimiką bohaterów i ich gestami? Wiele mówi o relacjach między bohaterami sposób, w jaki na siebie patrzą, jak są do siebie ustawieni ciałem. Nie zapominajmy o tonie głosu. Aha, i milczenie, zwłaszcza nagłe zamilknięcie jednego z bohaterów też jest częścią dialogu.
6) Czy w próbie uzyskania naturalnego brzmienia nie przegadujemy rozmowy, wprowadzając zdania, które nic nie wnoszą? Najlepiej je wyciąć.
„- Dzień dobry, pani Kowalska!
- A dzień dobry, dzień dobry!
- Jak leci?
- Jakoś leci, a co u pani?
- Głowa mnie boli, a co u pani?”
Tak wyglądają dialogi w życiu, nie muszą w opowiadaniu...
7) Czy zamierzyliśmy sobie jakieś efekty specjalne? Zubożenie tekstu w opisy może pomagać wyeksponować dialog. Im temat poważniejszy, tym tekst mniej kwiecisty. Itede, itepe.
Moje własne odkrycie – w opowiadaniu czy powieści chyba to dialog wymaga najwięcej „cięcia”. Zwykle z pierwotnej wersji zostaje mi 1/3 tekstu, kompresuję zdania i wyrzucam te, które niczemu nie służą i tylko zagracają dialog.
Może ktoś coś doda?
:)
22-02-2010 11:41
M.S.
    @malakh
Ocena:
0
Ależ ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednakże uważam, że powinieneś skupić się na innych projektach, które znacznie lepiej Ci wychodzą. Bo niby co mają dawać Twoje felietony? Jeżeli chodzi o zatrzymanie napływu kiepskich tekstów, to nie sądzę, by spełniły swoją rolę. Ponadto czy naprawdę odspamowanie Twojej skrzynki wymaga poświęcenia aż tyle czasu i energii?

Qchnię pozostaw p. Brzezińskiej. Naprawdę. Ona zna się na tej robocie. Ty jesteś lepszy zupełnie w czym innym.
22-02-2010 11:45
malakh
   
Ocena:
0
Tylko, czy jest tam po coś.

Z felietonu:
"Trudno jednak na podstawie ledwie kilku przykładów postulować istnienie jakiejś uniwersalnej reguły: dużo gadania − źle, mało gadania − arcydzieło. Zbyt łatwo ją obalić."

i:

"nie uciekajcie w dialogi, bo mogą się one okazać ślepą uliczką. Nie skupiajcie się jednak także na samych opisach. Zapewne wielu z was uzna to za truizm, ale: najlepiej w każdym przypadku dobrze się zastanowić i wybrać środek w największym stopniu adekwatny do danej sytuacji, bez ograniczania się do jednego narzędzia."


-----edit----

Jeżeli chodzi o zatrzymanie napływu kiepskich tekstów, to nie sądzę, by spełniły swoją rolę. Ponadto czy naprawdę odspamowanie Twojej skrzynki wymaga poświęcenia aż tyle czasu i energii?

Że co? A gdzie ja tak napisałem?
22-02-2010 11:46
inatheblue
   
Ocena:
0
Jasne. Ale co to konkretnie znaczy - "(...) środek w największym stopniu adekwatny do danej sytuacji, bez ograniczania się do jednego narzędzia."?

Krócej, zwięźlej, ściślej, będzie dobrze.
22-02-2010 11:52
malakh
   
Ocena:
0
Zapamiętam;)

Uczę się...
22-02-2010 11:54
M.S.
    @malakh
Ocena:
0
Że co? A gdzie ja tak napisałem?

Nigdzie. To moja konkluzja powstała na podstawie Twoich wypowiedzi.

Może się mylę - w takim razie powiedz mi jasno i prosto, jaki jest cel Twoich felietonów.
22-02-2010 12:11
Antavos
   
Ocena:
+3
Na Boga, wypowiedziałem się gdzieś o pierwszej, poszedłem spać, a wy tutaj napisaliście już kilkanaście komentarzy. Bloody hell, jak ja mam teraz odnosić się do wszystkich? Oczywiście, że pewne rzeczy da się łatwiej przekazać w dialogu, dialog zastąpić mimiką. Jeśli opisujemy bohatera, który się wściekł, możemy to zrobić na kilkadziesiąt sposobów. Można pokazać wściekłość w dialogach właśnie, za pomocą interpunkcji...

- Jak mogłeś zabić moją żonę?! - wrzasnął Bohater.

Można ograniczyć się do zdania oznajmującego pojedynczego: "Bohater był wściekły", można jeszcze inaczej. "Bohater wyszarpnął nóż z pochwy i rzucił się z wrzaskiem na przyjaciela." Można jeszcze inaczej... „Gazowa lampa powoli dogasała, okiennice z furią uderzały o siebie, pioruny biły na dworze, rzucając cienie na wyłożone tapetami ściany niewielkiej izby, lecz dwaj mężczyźni nie zważali ani na zimne, jesienne powietrze wpadające do środka, ani na drobinki deszczu boleśnie kłujące twarze. Niższy i szczuplejszy z walczących w ostatniej chwili wyszarpnął z pochwy szablę, sparował cięcie przeciwnika, odskoczył i wyprowadził błyskawiczną kontrę, otarłszy pot z czoła, ale kapitan marynarki Jego Królewskiej Mości Adrian Smith ruszał się, mimo dość pokażnej tuszy, jak duch: raz stał w jednym miejscu, raz w innym – z gracją zupełnie niepasującą do postury – i był po prostu lepszym szermierzem od Juana Gimeneza.

To za Esmeraldę! – zawył kapitan Smith i wyłonił się z ciemności.

Błysnęło; refleksy światła zatańczyły na ostrzu. Gimenez dostrzegł je o ułamek sekundy za późno i padł z przebitym sercem na podłogę, choć równie dobrze umrzeć mógł z powodu serca złamanego.

Przykład Becketta jest tutaj faktycznie dobrze dobrany. Zobaczcie, jak to wygląda w praktyce. Rozdział pierwszy, wydanie paperbackowe.

[i]

examiner: Is there anything you would like to ask, before we begin?

anaximander: I would like to ask you what the answers are.

examiner: I’m sorry. I don’t quite understand …

anaximander: I was joking.

examiner: Oh. I see. [i]

Jest to rzecz jasna zabieg świadomy, gdyż kilka akapitów wyżej stosowany jest normalny zapis dialogów, ale adepci pióra nie są często świadomi tego, że istnieją różne drogi i popełniają kardynalne błędy, dlatego zupełnie już nie rozumiem M.S, twierdzącego "Odpowiem brutalnie: nikt Ci nie powie, czy coś jest dobre, bo nikt tego nie wie. Każdy będzie patrzył przez pryzmat siebie. I nigdy tego nie unikniemy.” Gdyby było tak, jak piszesz, oznaczałoby brak zapotrzebowania na dobrych redaktorów, co, jak wiemy, nie jest prawdą, ponieważ wydawnictwa redaktorów i korektorów zatrudniają masowo (przy czym zupełnie inaczej wygląda praca redaktora w piśmie literackim, a zupełnie inaczej w Stanach i w Polsce), a dzieje się to, gdyż istnieje szereg podstawowych błędów literackich, a zadaniem warsztatów literackich jest ich eliminacja. Na języku polskim może i uczą o konstrukcji bohaterów czy poprawnej interpunkcji, ale występuje na przykład szereg błędów logicznych pokroju tautologii, o których przeciętny adept pióra może nie wiedzieć.
22-02-2010 12:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.