» Czytelnia » Szorty » Rudzielec

Rudzielec

Rudzielec
Ilsa Zumwald miała trzynaście lat, rude loki, zielone oczy, zadarty nos i znienawidzone piegi. Nie miała też piersi takich, jak jej starsza siostra, co było dla niej prawdziwym zmartwieniem. Ale była przy tym wszystkim szczęśliwa, gdyż pierwszy raz zakochała się w mężczyźnie. Greta, Helga i Karin, jej najlepsze przyjaciółki, miały na ten temat inne zdanie. Według nich wcale nie była to pierwsza miłość. Przecież do dziś wszystkie cztery z rozrzewnieniem wspominają wędrownego grajka, który zatrzymał się zeszłej wiosny w ich wsi. Kochały go wtedy, przez cały tydzień jego pobytu, najmocniej na świecie, na całe życie i aż po grób.

Do tego, Heinzowi Tauberowi daleko było jeszcze do miana mężczyzny. Ledwo rzucił mu się pierwszy wąs, a ojciec nadal tarmosił go za ucho, gdy w obejściu nie było porządku. Przyjaciółki były zgodne: owdowiały tej zimy dwudziestoletni Rutger Baum, który miał w nawyku rąbać drwa bez koszuli na grzbiecie, był mężczyzną, Heinz zaś, w ich mniemaniu, był chłopcem. Dla Ilsy to co mówiły jej koleżanki, nie miało najmniejszego znaczenia, bo to przecież nie one kochały go najmocniej na świecie, na całe życie i aż po grób. Kiedy one kręciły się w pobliżu obejścia Rutgera, Ilsa w każdej wolnej chwili pomagała w gospodarstwie starej.

Matka Heinza cieszyła się z pomocy Ilsy, z jej gadatliwości i niezwykłej energii, która wnosiła tyle radości do domu. Choć miała czterech synów na wychowaniu, to jednak czasem bardzo jej brakowało dziewczęcego szczebiotu. Starszej kobiecie córka kowala przypominała własne córeczki, które wiele lat temu Morr powołał przed swoje oblicze. Mocno polubiła tą małą i rada była z każdej jej wizyty. Poza tym, była to córka jednego z bogatszych gospodarzy. Ludzie powiadali, ze w posagu miała najlepszą ojcową łąkę pod lasem, dwie krowy i puchową pierzynę. Nie sposób było Ilsy nie lubić i nie dostrzegać w niej, matczynym zwyczajem, przyszłej synowej. Szybko też zauważyła, za którym z jej synów córka kowala wodzi oczyma. Tauberowa uważnie pilnowała, aby młodzi mieli wiele okazji do wspólnego spędzania czasu. Zadbała, aby to Heinz odprowadzał Ilsę do domu, gdy ta się u niej zasiedziała aż do zmroku. Nie wszystko jednak potoczyło się po jej myśli.

***

Ilsa Zumwald miała czternaście lat i jej mały świat runął w gruzach. Najpierw straciła przyjaciółkę, tą najstarszą z ich grupy. Karin, nic sobie nie robiąc z przysięgi wiecznej przyjaźni i wspólnych zabaw, została panią Baumową i na stałe zajęła się pilnowaniem Rutgera. Później było jeszcze gorzej. Jej ukochany Heinz postanowił zaciągnąć się na służbę u jaśnie pana i opuścić wioskę.

- Oj, ty się nie martw – mówił, gdy szlochała – przecież dalej będę cię lubił. A do domu będzie cię Karl odprowadzał, więc będziesz bezpieczna.
- Ja się nie o powroty boję, ino o ciebie... – próbowała powiedzieć mu coś bardzo ważnego.
- Przecie wrócę – uśmiechał się do niej – i będziemy się dalej przyjaźnić. I nad rzekę Cię zabiorę, ryb nałowimy jak ostatnio.

Ilsa nie chciała ani ryb, ani przyjaźni. Chciała, aby ją wziął w ramiona, przytulił i ucałował. Bo tak przecież postępują kochankowie! Tymczasem on, jakby ślepy na jej miłość, swoim starym zwyczajem pogłaskał ją po głowie.

- Na długo nie jadę, zdążę wrócić i potańczyć na twoim weselu, Rudzielcu.

Gdy odchodził płakały obie, ona i pani Tauber. Ale dni mijały dalej i trzeba było jakoś żyć. Nadeszła ciężka praca przy zbiorach, później przy orce i przygotowaniach do Czasu Ulryka. Z wiosną stopniały śniegi, puścił lód na rzece i świat zaczął budzić się do życia. Wszystko dookoła zmieniało się z dnia na dzień. Tylko żar miłości młodej dziewczyny wciąż był taki sam.

***

Ilsa Zumwald miała siedemnaście lat, gdy kompletnie odmieniony Heinz powrócił do wsi. Jego sylwetka zmężniała, nabrała pewnej szlachetności. W jego piwnych oczach widać było pewność siebie. Już nikt nie nazwał by go chłopcem. Na ten dzień Ilsa czekała z upragnieniem, odganiając od siebie z uporem wszystkich zalotników. A tych nie było mało, bo jej ciało dojrzało i nabrało piękna. Rude loki podkreślały niezwykłą jasność cery i szczupłość twarzy. Piękne, zielone oczy przykuwały uwagę mężczyzn nie mniej niż smukła kibić i wydatne piersi. Była przy tym wygadana i pewna siebie, jak mało która dziewczyna we wsi. Kowal z dumą patrzył na swoją córkę i nie naciskał na rychły ożenek. Był pewien, że trafi jej się w życiu ktoś lepszy niż tutejsi chłopi.

- Aleś wyrosła, Rudzielcu – Heinz uściskał ją jak dawniej na przywitanie, budząc zazdrość innych chłopców – I chyba jesteś trochę inna...
- Tak? – spytała, przekornie przekręcając głowę i posyłając mu najładniejszy ze swoich uśmiechów.
- Mógłbym przysiąc, że coś się w Tobie zmieniło... – zawiesił na moment głos – już wiem! Masz nowe piegi na nosie! – zaśmiał się głośno, zakręcając nią w powietrzu niczym starszą siostrą.
- A ty nic nie zmądrzałeś u tych jaśnie państwa – żachnęła się odsuwając od niego – nadal głupiś jak owca!
- Beeee – zabeczał, by rozdrażnić ją jeszcze bardziej. Musiał przyznać, że stęsknił się za domem, za całą tą atmosferą i za wygłupami z Rudzielcem.

Powrót Heinza świętowała cała wieś. Mężczyźni zgromadzili się w karczmie na wieczorze pełnym śmiechu, alkoholu i dysput o wielkim świecie. Ojciec Heinza chwalił się nim komu i jak mógł, bo chłopak nie dość, że zmężniał to jeszcze przywiózł do domu sporo pieniędzy. Jednak już następnego dnia wszyscy wrócili do swoich codziennych obowiazków, zapominając o wielkim powrocie. I tak mijały kolejne dni.

***

- Ale się staremu Tauberowi syn udał, tyle zarobić. Ludzie mówią, ze cały mieszek złotych koron zwiózł do domu – ględził pomocnik kowala.
- Za prace się weź, a nie za plotki– zrugał go Zumwald – co mu po takim synu, co to na ziemi zostać nie chce, tylko do jaśnie państwa wracać woli?! Słyszałem, jak się Tauber skarżył.
- Ano, powiadają, że z wiosną wraca na służbę. Widać dobrze mu tam było...
- Patrzał ty lepiej, żeby tobie było dobrze tutaj – kowal porządkował narzędzia.
- E tam, mnie tu źle nie jest – uśmiechnął się pomocnik – Jeno on marudzi, bo się w panience von Hindenberg zakochał. A karczmarz mówił, że z wzajemnością. Ponoć go za to ze dworu odprawili.
- Głupi, tyle powiedzieć mogę, we wsi tyle zdrowych dziewuch – burknął kowal – ale jak woli szukać w świecie sławy i bogactwa, by się ze szlachcianką pochędożyć, to głupi jest i tyle.

Ilsa cofnęła się od drzwi, pod którymi stała od dłuższej chwili. Postawiła tacę z obiadem dla ojca na ziemi i z płaczem wybiegła z izby. Schowała się w stodole i długo szlochała. Czuła, że coś jest nie tak, gdy tyle opowiadał o jaśnie państwie. Bała się, że Heinz nie zechce tu zostać. Ale ciągle miała nadzieję i ciągle go kochała. Nawet, gdy z durnym rozanieleniem na twarzy opowiadał o Adeli von Hindenburg. Teraz zaś wszystko stało się jasne! On dla tej wymuskanej jędzy gotów w świat ruszyć. Zacisnęła pięści, aż zbielały jej kostki.

- Niedoczekanie twoje, von ladacznico! – mruknęła, ocierając nos rękawem.

***

Kowal wybierał się na targ w sąsiednim miasteczku, a Ilsa wyprosiła, by zabrał ją ze sobą. Kochał córkę i rozpieszczał jak mógł, więc i tej prośbie nie odmówił. Ilsa była ostatnio smutna, czym martwiła ojcowskie serce. Ojcowski rozum podpowiadał zaś, że wizyta na targu i zakupy wśród kolorowych kramów, rozwiążą problem.
Do Mittmund dotarli w południe. Kowal miał do załatwienia parę sprawunków, więc pozwolił Ilsie udać się na rynek i zostawił przy niej swojego pomocnika.

- Pilnuj jej Udo, bo jak włos Ilsie z głowy spadnie, to ci nogi z dupy powyrywam!
- Oka nie spuszczę – chętnie przyrzekł pomocnik, bo i tak gapił się na nią przy każdej okazji.

Ilsa chodziła wśród kramów, lecz nie poświęcała uwagi ani kolorowym materiałom ani barwnym wstążkom, ani ślicznym koralom. Chciała wybrać dla siebie coś pięknego, aby zawrócić Heinzowi w głowie, ale kompletnie nie mogła się skupić. Wędrowała praktycznie bez celu, nie słuchając w ogóle rozgadanego i podekscytowanego wizytą w mieście Uda. W końcu znalazła to, czego było jej trzeba.

Wóz wymalowano kolorowo, mężczyzna siedzący na nim obsługiwał spory tłum zainteresowanych. Pomocnicy stojący obok wykrzykiwali w niebo głosy:

- Magiczne mikstury Wielkiego Tubariego! Amulety na szczęście, na bogactwo! Sam cesarz je nosi! Eliksiry na urodę, dla wszystkich pań! Maaaagiczne mikstury...

Ilsa przecisnęła się przez tłum, pomagając sobie łokciami. Zgubiła gdzieś po drodze Uda, ale mało ją to obchodziło. Udało jej się dopchać przed tłuste i czerwone oblicze samego Wielkiego Tubariego.

- Amulet na bogactwo? Bo na urodę nic nie potrzeba, królewno – sapnął sprzedawca.
- Nie, ja czegoś innego potrzebuję.
- Już wiem – zakrzyknął radośnie – mam tu specyfik specjalnie dla ciebie królewno – dodał konspiracyjnym szeptem.
Zanurkował w głąb wozu i po chwili wrócił uśmiechnięty, dzierżąc w dłoni małą fiolkę pełną czerwonego płynu.
- Noś to przy sercu. Szepcz jego imię, gdy zasypiasz, a po trzech dniach daj mu to wypić i pilnuj, by zaraz po tym tylko w twoje oczy spojrzał – ściszył ponownie głos – A twój będzie już do końca życia.

Trafił. Zawsze wiedział, czego pragnie ludzka próżność. Przez moment jeszcze patrzył na odchodzącą dziewczynę, ważąc w dłoni monety. Zaśmiał się głośno i wrócił do pracy.

- A dla dobrodzieja co? Bogactwo już masz, wiec amulet szczęścia polecam...

***

- Przyniosłam ci jedzenie – Ilsa uśmiechnęła się do Heinza.
- Dziękuję Rudzielcu. Przyda się, bom zgłodniał – przerwał rąbanie drwa i usiadł na pieńku.
- Popij kompotem. Dobry, z naszych jabłek...
Patrzyła jak zajada z apetytem i nerwowo zaciskała dłonie. Czekała.

***

Kolorowy wóz opuszczał miasto tuż przed zamknięciem bram. Koła turkotały, a młody woźnica podśpiewywał wesoło. Z tyłu, Wielki Tubari zaniósł się głośnym rechotem, zacharczał i wypluł flegmę.

- Dziękuję Ci Panie za te bogactwa – charczał trzymając w dłoniach gnijące resztki jedzenia – Przyjmij Panie Plagi, mą ofiarę z głupców. Niech piją swoje eliksiry i gniją w męczarniach ku twej chwale. Niech krew im się gotuje i ustami wycieka, niech wrzody pokryją ich ciała...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


~atrida

Użytkownik niezarejestrowany
    HA!
Ocena:
0
Ja właśnie skończyłam grać przygódkę opartą na tym opowiadaniu. I powiem, że inspiracja była trafna :D ... Miszczu dał mi to teraz przeczytać i z przyjemnością stwierdzam, że nareszcie widzę w młotkowych opowiadaniach emocje żywych ludzi, miłość ( niekoniecznie szczęśliwą) i coś dla kobiet - ROMANS ]:-> ...
18-02-2007 17:05
Keddar
    Znakomite
Ocena:
0
Bardzo mi się podobało. Gratuluję autorce.
19-02-2007 12:28
~tu pak

Użytkownik niezarejestrowany
    ''najmocniej na świecie, na całe życie i aż po grób''
Ocena:
0
''najmocniej na świecie, na całe życie i aż po grób'' - dobre, naprawdę dobre opowiadanie. Ciekawy pomysł, solidny warsztat. Czyta się lekko. Pewnie nie zapomnę o tym opowiadaniu przez jakiś czas. A o yo właśnie chodzi.
Gratulację.
03-04-2007 22:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.