» Recenzje » Róża Selerbergu - Ewa Białołęcka

Róża Selerbergu - Ewa Białołęcka


wersja do druku

Różowa książeczka

Redakcja: Michał 'oddtail' Sporzyński

Róża Selerbergu - Ewa Białołęcka
Ewa Białołęcka między kolejnymi tomami przygód Kamyka i Drugiego Kręgu wydała Różę Selerbergu - trzy minipowieści (lub opowiadania związane chronologią wydarzeń). Akcja dwóch z nich rozgrywa się w uniwersum znanym już z poprzednich dokonań pisarki. Szkoda, że informacja o tym nie znalazła się na czwartej stronie okładki. O wiele bardziej zachęciłoby mnie to do przeczytania niż różowa okładka z brzydkim rysunkiem, który co prawda ma sporo wspólnego z treścią książki, ale zupełnie nie oddaje jej ducha.

Różowy kolor okładki został zaczerpnięty z pierwszego opowiadania, wprowadzającego do właściwej Róży Selerbergu. Przedstawia ono nieudany alchemicznym eksperyment. Jest to bez wątpienia najgorszy tekst zamieszczony w całej książce i po nim zacząłem obawiać się o formę pisarską jednej z moich ulubionych autorek. Całe szczęście, wszystko co następuje w dalszej części utworu jest dokładnie tym, czego po twórczości tej autorki można się spodziewać.

Bliższe przyjrzenie się wydawnictwu pozwala stwierdzić, że tom podzielony jest na trzy części, stanowiące odrębne historie: najdłuższą Selbergiadę, Przyczajonego rycerza, ukrytego smoka oraz najkrótszą Sagę o ludziach MOD-u. Nie trzeba być szczególnie obytym w literaturze i filmie by rozpoznać nawiązania do znanych tytułów. Pomysł być może byłby dowcipny, gdyby minipowieści Ewy Białołęckiej nawiązywały do znanych dzieł nie tylko tytułami. W fabule bowiem żadnych nawiązań czy błyskotliwych odniesień do utworów, których tytułu sparafrazowano, nie znajdziemy.

Pierwsza opowieść to szkolne losy bliźniaków (dwujajowych) Margerity i Ricky'ego von Selerberg. Stanowi ona mieszankę Harry'ego Pottera, opowieści Lemony'ego Snicketa oraz oczywiście Kronik Drugiego Kręgu. Łatwo rozpoznać specyficzny styl Ewy Białołęckiej, która w szkolne losy dwójki nastolatków zręcznie wplata kwestie takie jak seks czy orientacja seksualna. Autorka nie boi się w powieści kierowanej także do młodszego czytelnika poruszać tematów uznawanych za kontrowersyjne. W epoce, gdy dzieci czytają Bravo Girl proza literatura dziecięca i młodzieżowa powinna nieść ze sobą pewną wartość dydaktyczną. Ewa Białołęcka robi to najlepiej jak umie - nie wypowiada nonsensownej walki "niepedagogicznym" pisemkom, a pokazuje życie takim, jakie ono jest. Nie wybiela, ale też nie przesadza z naturalizmem czy dosadnością. Frywolne nieraz opowiastki nie przekraczają granic dobrego smaku, a w młodym czytelniku wzbudzą ogromne emocje. Co ważne, pozwala to mieć nadzieję, że w głowie takiego czytelnika pozostanie także sprytnie przemycona nauka - autorka, tak jak i w poprzednich swoich powieściach, opowiada się za tolerancją, współczuciem i zrozumieniem.

Zabawne przygody dość oryginalnego rodzeństwa to najmocniejszy (i najdłuższy) punkt tego wydawnictwa. Szkolna walka o wpływy, podkładanie "świń" oraz mnóstwo miłosnych kłopotów w świecie przepełnionym magią zapewnia czytelnikowi lekką i świetną zabawę.

Kolejne dwa rozdziały tratują o smokach. Smokach niezwykłych, futrzastych, rozumnych i zmiennokształtnych. Smokach, z których niezwykłych kreacji autorka słynie. Jest to swoisty deser, niemała gratka dla fanów smoczego świata. W Przyczajonym rycerzu, ukrytym smoku, dzięki ciekawie poprowadzonej narracji (jak w Psie swojego Pana Pawła Siedlara) możemy dowiedzieć się jak te same sytuacje widziane są oczami smoka i oczami człowieka. Klasyczna sztuczka urozmaica nieco sztampowy tekst.

Saga o ludziach MOD-u opowiada o różnych metodach walki ze smokami, które łamią ustalone prawo i zakłócają koegzystencję z ludźmi. Zabawne historyjki rozszerzają naszą wiedzę o przedstawianym świecie, ale nie to jest ich głównym zadaniem. Pisarka bawi się konwencją i wykreowanym przez siebie obrazem smoka. Ostatnia część powieści to także tylko przystawka do wiodącej prym pierwszej części książki.

Róża Selerbergu nie dorównuje książkom z cyklu o Kamyku i jego towarzyszach, choć powinna spodobać się nie tylko miłośnikom przygód młodych czarodziejów. Róża... jest miłym i zabawnym przerywnikiem w poważniejszej i bardziej złożonej historii. Może stanowić też doskonały wstęp do świata, zręcznie kreowanego przez Ewę Białołęcką.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Róża Selerbergu
Autor: Ewa Białołęcka
Autor okładki: Joanna Michalak
Autor ilustracji: Joanna Michalak
Wydawca: Agencja Wydawnicza Runa
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2 czerwca 2006
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Format: 125×185 mm
ISBN-13: 978-83-89595-27-0
ISBN-10: 83-89595-27-3
Cena: 27,50 zł



Czytaj również

Niezwyciężone. Antologia opowiadań science fiction
Celebracja twórczości Stanisława Lema
- recenzja
Harda Horda
Dwanaście niezwykłych opowiadań
- recenzja
Kroniki Drugiego Kręgu - przekrojowo
Opowieść o magii, przyjaźni i dorastaniu
- recenzja
Rozmowa z Ewą Białołęcką
Żyję książkami i wśród książek
- wywiad

Komentarze


starlift
    Re: Katarzyna
Ocena:
0
Widze, ze Twoja idea jest "kto nie z nami ten przeciwko nam". Coz, gratuluje. Wg Ciebie na wszystko jest jedna sluszna wersja (Twoja), a kazdy kto ma odmienne zdanie to jakis debil, dewiant i tym podobne elementa. Wybacz, ale ja takze uwazam okladke za odpychajaca, a opis na 4 stronie okladki za nietrafiony. Tekstu jest za duzo, do tego jest wyjatkowo ubogi i nie zachecajacy.

Tobie sie podoba - no i super. Mnogosc pogladow czyni swiat piekniejszym. O ile umie sie je uszanowac.
12-07-2006 21:34
~xpl

Użytkownik niezarejestrowany
    Re: Katarzyna
Ocena:
0
Katarzyno, jakbyś wczytała się uważniej w mój komentarz, to byś zauważyła co mnie zniechęciło. Ale powtórzę to jeszcze raz: silenie się na humor, infantylizm, itp. Do tego brzydka, niestarannie wykonana okładka. Zupełnie jakby z książki krzyczało "hue, hue, hue kupcie mnie, jestem fajną książką i na pewno nie jestem na pisana na odwal, dla kasy, hue, hue, hue".

Tekst podany przez Ciebie jest podobny do tego, co jest w "Róży"... I to owszem, może zachęcić młodych czytelników - tak jak wcześniej zauważył Furiath. Ale bez przesady...

Mam pod ręką z tonę książek (sporo z Runy, jeszcze więcej innej fantastyki) i większość ma na ostatniej stronie okładki _przynajmniej_ coś co nie zniechęca i nie stara mi się wbić młotem "KUP MNIE, BOM FAJNA". Jest przedstawienie treści / autora / poprzednich dokonań / ewentualnie pare słów zachęty, albo nawet więcej niż parę. Ale nie w takim stylu.

A na koniec - pozdrawiam, bo nie pozdrowić kogoś tylko dlatego, że ma inne gusta, to jakieś takie chamstwo...
13-07-2006 10:08
Furiath
    Ej no, ludzie
Ocena:
0
spokojnie, to tylko ksiażka i recenzja i kilka opinii pod nią. To chyba zbyt mało, by się niepotrzebnie emocjonować.
Aż boję się pomyśleć, co robicie gdy przychodzą prawdziwe życiowe problemy... ;)
13-07-2006 11:55
~Einherjer

Użytkownik niezarejestrowany
    Re: xpl
Ocena:
0
Hmmm, mam wrażenie, że wyciągasz zbyt dalece idące wnioski z samej okładki i z góry zakładasz, że książka musi być kiepska, choć jej nie czytałeś. Cóz, Twoja sprawa, a okładka rzeczywiście może zniechęcać osoby uczulone na różowy. Pozdrawiam.
14-07-2006 17:04
Supr
    A ja chcę być grzecznym chłopaczkiem
Ocena:
0
i se przeczytam książkę, o!
17-07-2006 22:07
Darth Stalin
    A mnie się proza Białołęckiej podoba
Ocena:
0
i czytałem chyba wszystko, co spod jej pióra wyszło. Co więcej, daaawno temu miałem okazję należeć do wielce szacownego grona, które nadało jej tytuł Pierwszej Damy Polskiej Fantastyki... i jestem z tego dumny :)
Natomiast dziwię się, że czytając tomy "Kronik..." nie załapało sie nazwy świata (czy dokładniej - najważniejszego kraju owego świata, cesarstwa Lengorchii), która to nazwa pojawia sie co najmniej kilkunastokrotnie. Opowiadania (minipowieści?) z Ourą w roli głównej pojawiły się jeszcze dawniej w fanzinie GKF-u "Czerwony karzeł", pierwsze opowiadanie o Mikelu wyszło w "Złotym smoku" (ech, stare czasy...)... ale moze to ja jestem taki starszy pan, co to wiele pamięta, ale młodsi już nie... Jakby ktoś nie zauważył, to jesz jeszcze opowiadanie "lengorchiańskie" w zbiorze "13 kotów" tudziez wydane raz w ś.p. "Fenixie" - "Lamia" [o jedynej miłości i tragicznym końcu Burona Stworzyciela].
Wracając do meritum - fakt, to kwestia gustu, niemniej całą książkę fajnie się czyta, w sumie to interesująca przekąska przed daniem głównym - czwartym tomem "Kronik...".
W sumie - jak ktoś nie lubi, to nie warto zmuszać; jak ktoś lubi - to ma zajęty jeden wieczór, bo tyle trwało w moim przypadku przeczytanie całego tomu.
I tyle.
30-08-2006 00:20
starlift
    Dokladnie.
Ocena:
0
Mi tez sie podoba proza Bialoleckiej. Natomiast niepamietanie nazwy swiata - zdarza sie. Kroniki czytalem dawno, 13 kotow rownie dawno, a do nazw nie przywiazuje uwagi, zwlaszcza w fantasy. :)
30-08-2006 00:26
Alchemique
   
Ocena:
0
Przyznam się że i mnie trochę okładka zbiła z tropu, ale że czytałem pochlebne opinie o książce nie zraziłem się.

"Nie oceniaj książki po okładce." - jak to mówią starzy Indianie.

Róża jest niesamowita - zabawna, mądra, lekka i radosna - ileż to razy można ratować świat/królestwo/rodzinę. Niedobrze mi się robi jak mam sięgnąć po "ambitną książkę"...

Mam nadzieje że szybciutko doczekam się kontynuacji :) Szczególnie dalsza historia bliźniąt mnie ciekawi :)

A
20-01-2007 22:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.