» Almanach » Teoria RPG » Granie kanoniczne

Granie kanoniczne


wersja do druku

Prawdziwe granie, a nie jakieś tam…

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski
Ilustracje: Jakub 'Doktor Gurgul' Oleksów

Granie kanoniczne
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie sytuacja powtarzająca się w cyklach od czasów moich pierwszych kontaktów z fandomem RPG, czyli działania na liście dyskusyjnej Legendy Pięciu Kręgów około 10 lat temu. A były to rzucane co jakiś czas w kierunku współdyskutantów słowa, że ""nie grają w prawdziwe L5K, tylko autorską wariację, nadużywając dla niej tytułu gry". Mnie zawsze denerwowały takie komentarze, bo:
  • co komu do tego, w co osoba X gra i jak to sobie nazywa;
  • to okropna forma kontroli i normalizacji poprzez wmawianie innym, że tylko im się wydaje, że grają np. w L5K, podczas gdy jest to coś innego;
  • milczącym założeniem jest to, że "ucierający nosy" WIE, jaka jest prawdziwa forma gry.
Na poziomie międzyludzkim takie podejście uważam za naganne, bo bardzo nie lubię przemocy symbolicznej (w postaci: wiem lepiej od ciebie, jakie jest twoje życie), niemniej jest to problem wart poddania refleksji. Szczególnie, że nie chodzi konkretnie o L5K, ale w ogóle zarzucanie (właśnie, nie stwierdzanie, tylko zarzucanie) komuś niekanonicznego grania w RPG. A istotą jest tu postawienie pytania: co to znaczy grać w system RPG? Niewykluczone, że tym artykułem wchodzę w polemikę z samym sobą, ale może ktoś będzie chciał się do tego odnieść lub nałoży się to na doświadczenia innych użytkowników Poltera. Z uczciwości muszę ujawnić swoją perspektywę. Jestem zwolennikiem wszystkiego, co można by nazwać "graniem niekanonicznym", gdyż wysoko cenię twórcze podejście i eksperymenty z grą. Nie postawię tutaj wartościującego znaku wobec grania by the book, niemniej od razu zasugeruję szereg znaków zapytania wokół tego terminu. Jednocześnie zarzut ten chyba nigdy nie był skierowany bezpośrednio do mnie, więc nie jest też tak, że koniecznie chcę bronić swojego odszczepieńczego stylu grania. Hello Kitty's Dogmatic Rokugan Zatem wracam do zarzutu: "nie grasz w X, tylko w coś lekko opartego na X" vel "nie grasz zgodnie z kanonem". Od razu przychodzą mi na myśl dwa ogólne pytania: jaki jest sens tego zarzutu, ale także jakie są powody, aby go w ogóle postawić. W zasadzie odpowiedź na drugie z nich rozwiązuje praktycznie problem. Według mnie chodzi właśnie o namiastkę władzy, kontroli poprzez uzurpację prawa do nazywania cudzych praktyk życiowych. A do tego jest elementem dzielenia świata na ja/moje/moi i inne/obce [1] poprzez zaaranżowanie sytuacji: ""jeśli chcesz grać w tró X, musisz grać jak JA". Szczytem pasywnej agresji jest zaś paternalistyczne sugerowanie komuś zmiany systemu na inny. Pozostaje zatem pytanie o sens zarzutu, co jest sprawą bardziej złożoną. Po pierwsze: czym jest granie kanoniczne/by the book? Niby to takie oczywiste, ale… Czy jest to granie w opisanym w podręczniku głównym świecie, wykorzystanie 100% zaproponowanej tam mechaniki, wprowadzanie oficjalnie opisanych BN-ów czy może stosowanie materiałów ze wszystkich dostępnych dodatków? A może wszystko to razem? Gdzie można zrobić wyjątek? Co zrobić z erratami, zasadami wykluczającymi się bądź alternatywnymi? Opcji i ich połączeń zrobiło się tak strasznie dużo, że nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie na żadne z pytań. Czyli każdy, mówiąc o "kanonicznym" graniu, ma na myśli co innego, a zatem kanoniczności jako takiej nie ma, są tylko różne gusta i wynikające z nich wyobrażenia o danej grze. Ktoś przywiązany do świata Rokuganu za odszczepieńczy uzna silny patriarchalizm szogunatu, trzymanie się timeline'u bądź jego ignorowanie lub połączenie cesarstwa z Theą z 7th Sea (bo jeszcze Wick mówił, że to różne światy). Z drugiej strony dla fana mechaniki odstępstwem będzie zasada parowania mieczem albo rzuty na celowanie łukiem. Jaki ulubiony rozdział, taki dogmat. "Drzyjcie im karty, Bóg pozna swoich" Po drugie: gdzie przebiega granica odstępstwa? Można sobie wyobrazić ekstremum: gracze wcielają się w okrzemki, MG mówi do nich po aramejsku, którego sam nie rozumie, a co jakiś czas rzuca łodygami krwawnika – i nazywają to Legendą Pięciu Kręgów (na marginesie: dla mnie spoko, chciałbym posłuchać aramejskiego). Ale gdzie jest granica? Czy "przestaje się grać" w L5K, kiedy dodaje się nowy wynalazek technologiczny, którego nie ma w podręczniku? A kilkanaście, nieco bardziej zaawansowanych? A jak przenosi się setting w cyberpunkową przyszłość (wszak timeline się rozwija, więc dlaczego nie popchnąć wydarzeń zdecydowanie do przodu, nie uciekając od samego systemu)? Analogiczne wątpliwości można mieć też do mechaniki i innych elementów: kiedy jest się jeszcze blisko wytycznych z podręcznika, a kiedy przekroczyło się granicę? Wygląda zatem na to, że każdy ma swoje wyobrażenie o tym, jaki dany system jest, a potem występują bardzo stopniowalne, rozmyte przybliżenia i oddalenia od tego ideału. Ale w zasadzie co z tym ideałem? Jaka jest ta "prawdziwa" gra? Pomińmy dodatki i załóżmy, że potrzebujemy obrazu choćby podstawowego podręcznika. Niby wszystko podane czarno na białym, ale ilu graczy w Warhammera, tyle Starych Światów. Problem tkwi w tym, że nawet prosty tekst poddaje się interpretacji. Interpretacja zaś nie trzyma się tekstu, tylko wciąga w proces całą wiedzę czytelnika, jego uprzedzenia, oczekiwania, zainteresowania, umiejętności i tak dalej. Przeczytanie suchej informacji, że Cesarza opętał demon, dla jednego będzie znakiem, że bohater ten od początku jest zły, dla innego – że jest ofiarą swoich słabości. Każda wiadomość zostaje przefiltrowana i ustawiona w pewnym bardziej ogólnym wyobrażeniu. Można wręcz powiedzieć, że często oczekiwania przyćmiewają sam tekst: jeżeli ktoś siada do lektury Warhammera, oczekując po nim darkowej jesiennej gawędy, to ją znajdzie – identycznie jak ktoś, kto liczy na system heroiczny. Z tego więc można wyprowadzić dość prowokującą konkluzję, że Rokuganu ani Starego Świata nie ma… W sensie: jako zobiektywizowanego obrazu wykreowanego świata. Ale skoro go nie ma, to gdzie się rozgrywają przygody? Wszak każda sesja w Rokuganie jest jakby pisaniem nowego rozdziału fanfica do tego, co napisano w podręcznikach. Powiedziałbym, że granie jest uzupełnianiem materiałów źródłowych o wszystko, czego tam nie ma – praktykę, żywe słowo, emocje, kreowane na żywo obrazy i akcje. "Ale RTNJ!" (Rokugan To Nie Japonia) Jaki z tego wniosek? Że w istocie nie ma czegoś takiego jak "kanoniczne granie". Określenie to oznacza mniej więcej tyle, co grę zgodną z własnym, subiektywnym wyobrażeniem o systemie. Według mnie najuczciwiej czy też najbardziej precyzyjnie należałoby powiedzieć, że rozgrywa się przygody jedynie oparte na systemie, przy czym związki między praktyką a podręcznikowymi źródłami inspiracji są stopniowalne i wielopoziomowe (komplikujące się przy modnych co pewien czas cross-overach czy mash-upach). Dla wielu osób nie będzie to zawrotne odkrycie (ryzykuję wręcz wyważanie otwartych drzwi). Niemniej podejmowanie tematu zdaje się ważne w obliczu powracających wciąż dyskusji (krucjat?) na temat tego, jaki dany świat powinien być, jak należy w niego grać albo czy Warhammer jest jesiennym dark fantasy czy może jednak heroic. [1] Temat na osobny artykuł, bo jest to problem w dużej mierze dotyczący erpegowców. A jest to zjawisko dość niefajne, w skrajnej postaci złe, generujące zachowania wykluczające, ksenofobiczne i prowadzące do agresji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Historia gier RPG, część 1
Prapoczątki naszego hobby
Daj Mistrzowi skrzynię ze skarbami
Czy płacić za sesje?
Rzecz o ptakach w grach fabularnych
Skrzydlaci pomagierzy
Bohater do Wynajęcia
Złap ich wszystkich!
- recenzja
Puchar Mistrza Mistrzów 2015 FALKON
Z kamerą wśród Mistrzów

Komentarze


Vukodlak
   
Ocena:
+7
@Drachu
W Twoim wypadku, być może. Szczerze mówiąc, gdy przypomnę sobie forumowe wojny o kanoniczność Warhammera, LPRu i Świata Mroku, to mam wątpliwości. Jak toczymy dyskusję o zasadach, czy jakichś naprawdę ważnych filarach systemu, to nikt nie potrzebuje niczyich dryfów, zgoda. Z tym, że zawsze znalazły się ćwoki, które za punkt honoru uznały włażenie w najróżniejsze tematy (szczególnie te, które był o dryfach) i wypisywanie bzdur, że trzeba grać by the book, że mechanika i system są ważne, i nikt tutaj nie gra w tru, prawdziwego Warhamca (a w domyśle, że oni grają i musisz ich naśladować, żeby też być tru). Naprawdę nigdy nie rozumiałem tej dziwnej krucjaty, która nakazywała nawet wielkim fejmusom fandomu robić tak idiotyczne rzeczy.

Zupełnie jakby mnie obchodziło, co sobie pro erpegowcy uważają o tym, że wywaliłem z Młotka PPki, pchnąłem technologię krasnali do poziomu całkowitego steampunka, na Morrsliebie khazady Chaosu mają kopalnię spaczenia, skavenów już nie ma (bo ich wykończyły właśnie złe kraśki) i otworzyłem Bramę Chaosu w Tilei.

Jasne, że nie wyjdę na konwent, z myślą poprowadzenia tego ludziom. Nie będę też uważał, że to jest to samo, co w podach do I i II Ed. Dryf powstaje w jakimś środowisku i są ku temu powody (znudzenie światem itp.). Ale nie będę dla kilku zmian wymyślał jakichś dziwnych nazw, tylko zapytam się drużyny, czy gramy w naszego Warhammera.
07-10-2011 12:49
~zuo wcielone

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+4
Dobry tekst, trochę sucharowy, gdyż jak sam autor zauważył "czyli działania na liście dyskusyjnej Legendy Pięciu Kręgów około 10 lat temu", ale jak się okazuje ciągle żywy. Sam nie wiem czy to bardziej smutne, czy racze ciekawe, że nie możemy przyjąć "a niech każdy gra jak lubi" i pójść dalej. Wracając do tekstu to wyszło całkiem spójnie i chętnie bym przeczytał cześć drugą o dzieleniu świata na swoje i obce.

Jeśli chodzi o sam temat to zabrakło mi pytania: Po co gramy? Czy po to by:
Żeby się dobrze bawić?
W poszukiwaniu metafizycznych przeżyć?
By móc pochwalić się w notce blogowej 100 sesjami a wszystkie true?

Tu przykład z tańcem jest dość trafny, jeśli wybieramy sie na pokaz walca to mamy oczekiwania, ale sesje nie są na pokaz.
Zaś jeśli tańczymy towarzysko, to nic nam nie broni łączenia kroków z kilku tańców.

Podejrzewam, że dla większości wybór padnie na "dobrą zabawę" do czego nie jest potrzebna zgodność z podręcznikiem, zwłaszcza jeśli drużyna jest zasiedziała i ma czas na wypracowanie swoich rozwiązań, które dla nich będą działać.

Założenie, że granie by book automatycznie będzie przyjemniejsze jest dla mnie nielogiczne. Systemy są pisane tak by podobały się: autorowi, wydawcy, testerom... żaden z systemów nie jest pisany dokładnie pod moje gusta. ;-)

Z drugiej strony zasada "nie mów innym jak mają grać, i że twoje rpg jest większe" działa w obydwie strony. Jeśli zmieniamy zasady i/czy świat to się do tego przyznajmy. Nie twierdźmy, że gramy bybook (bo to nie prawda) ani tym bardziej, że to nasz sposób gry jest tym słusznym.

Zapewne dało by się uknuć definicję, z której wynika kiedy już nie gramy bybook i powoli (albo całkiem szybko) dryfujemy w stronę autorki inspirowane światem. Tylko co z tego i kogo to obchodzi? Nie dostajemy medalu za koszerne granie, za złąmanie świętych praw Dark Heresy inkwizyca FFG nie wejdzie ci do domu i nie wypali herezji.

Dygresja: sytuacja wygląda odmiennie, jeśli gramy w danej drużynie po raz pierwszy i nie ma wspólnie wykutej wizji świata czy zastosowania mechaniki. Wówczas im więcej odstępstw i zasad domowych tym większa szansa na reakcję "ale jak to, ja tak nigdy nie grałem". Więc w przypadku gry z nowym skłądem granie bybook pozwala skrócić czas potrzebny na precyzowanie systemu.

Nie ma jednego rpg, kadego bawi co innego i ostatecznie chodzi o to by wiedzieć co się lubi i tak właśnie grać.

@Drachu, zwrócił uwagę na szłuszną rzecz. W momencie gdy toczymy mniej lub bardziej akademicką dyskusję to podręczniki są tu jedyną płaszczyzną porozumienia. I jeśli ktoś (zwłaszcza początkujący MG/gracz) przyjdzie z pytaniem "jak wprowadzić do sesji motyw Oni" to odpowiedzi raczej będą przedstawiać rozwiązania kanoniczne. Zaś przykład z Rokugan 2020 może być mało pomocny.
07-10-2011 13:54
XLs
   
Ocena:
0
~zuo wcielone

Kto tu mówi że granie by book jest lepsze...
Kwestia istnienia pewnego kanonu danego systemu, nie jest kwestią gorsza/lepsza. Jest kwestią istnienia, a ze ktoś lubi bardziej grać niezgodnie z kanonem to jego sprawa i fajnie jak mu się to podoba.

To jak z prawem i sprawiedliwością;) są pewne zapisane prawa, jest też sprawiedliwość która jest subiektywna i nie do końca się zgadza z prawe. Ale nie nazywajmy każda sprawiedliwość prawem;)
07-10-2011 14:10
Xezeqeel
   
Ocena:
+1
Złota zasada Świata Mroku (w wolnym tłumaczeniu) mówi: Jeśli jakaś zasada Ci przeszkadza, zmień ją. Każda sesja zmienia świat gry choć w minimalnym stopniu. Nie da rady trzymać się podręcznika kurczowo (według mnie to chore). Weźmy prosty przykład. Dla jednej grupy graczy największa karczma w Middenheim to "Złoty Prosiak" dla innych "Niebieski Karp" w podręczniku piszę jednak, że "Zielona Stonoga". Z tego wynika, że ktoś tutaj oszukuję swoich graczy (kłamiąc im w żywe oczy :P), że grają w prawdziwego Warhammera. Nie da się gracz w 100% jak zakładają autorzy podręcznika. Wyjątkiem jest oczywiście gra z samymi twórcami. Nie sądzę jednak żeby Ci mieli czas i ochotę zjawiać się u każdego kto zachciałby zagrać w ich system.

Z drugiej jednak strony gdyby jakiś MG umieściłby w świecie starego Warhammera statki kosmiczne, steampunk i orki mieszkających razem z ludźmi pod jednym dachem to chyba bym mu z miejsca podziękował.

Według mnie system daję ramy świata. Mechanikę, fabułę, świat. Rzeczy które mieszczą się w ramach świata są odzwierciedleniem jego kwintesencji. Jeśli podręcznik zakłada, skaveny, orki i Sigmara to one są gdzieś tam uśpione, niekoniecznie dla graczy widoczne. Jeśli gracze będą chcieli oszukać Skaveny albo będą potrzebne to dlaczego ich nie obudzić? Zresztą ponoć Skaveny to miejska legenda? Więc dlaczego gracz miałby kiedykolwiek w ogóle je zobaczyć?

Podsumowując podręcznik to jakby umowa między mistrzem gry, a graczami. "Słuchajcie gramy jutro w Warhammera" i każdy wie czego się spodziewać. Na pewno nie Cthulu i Steampanku.

07-10-2011 14:25
Malaggar
   
Ocena:
0
jednak strony gdyby jakiś MG umieściłby w świecie starego Warhammera statki kosmiczne
Pomijając te dalsze, to przez pewien czas planeta na której leży Stary Świat była częścią Imperium Człowieka.
07-10-2011 14:31
Kot
   
Ocena:
+6
Tragiczny tekst nawet na blogu. Na 'poważnym serwisie' to straszliwa żenada. Bardzo ciężko się to czytało i niewiele w tym treści. Brzmi bardziej jak bełkot szaleńca z HPLa...
07-10-2011 14:40
~Drachu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
O! Kot!
Ja wciąż na tuzin linków czekam :)
07-10-2011 15:04
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
@Xezeqeel "Na pewno nie Cthulu i Steampanku."

Jak to nie? Mackowaty Chaos i niegwintowane lufy to esencja Łorcha! :)
07-10-2011 15:23
Albiorix
   
Ocena:
+1
Mayheva masz jakąś fobiofobię ;)

Nie ma nic złego w tym, że ludzie kłucą się o kanoniczność swoich sesji. Ba, jest to fajne, zdrowe i zabawne i nikomu nie jest od tego przykro, bo niby czemu? I nie jest to wywołane paskudną chęcią psychicznego zgnębienia i zdominowania kogokolwiek, tylko po prostu jest to negocjacja protokołu.

Bo jak ludzie chcą sobie pograć z nowymi ludźmi albo pogadać i podzielić się doświadczeniami z sesji, to muszą mówić mniej więcej o tym samym. Po to są podręczniki. Stosując się jako tako do podręcznika gracze mogą rozmawiać o tej samej grze, mogą mieć jakieś oczekiwania, mogą stworzyć odpowiednie postaci i mogą mniej więcej oczekiwać tego jak będzie wyglądała gra - a dzięki temu mogą wybrać gry według swoich preferencji.

Dzięki temu np dyskusje o D&D są pożerane w zaledwie 40% przez ludzi z zupełnie odmiennym stylem gry a nie w 99% co zupełnie by uniemożliwiało rozmowę :)
07-10-2011 16:02
   
Ocena:
+6
Ciekawe jak to światopogląd autora może wypłynąć na takie rzeczy jak rpg

Sprawy tutaj poruszonej nie można interpretować jako konfliktu między Prokanonicznym "Faszystowskim zamordyzmem" a antykanonicznym "zrywem wolnościowym"
Podział na kanon i to co niekanon to sprawa ułatwienia komunikacji. Bez tego dyskusja byłaby znacznie trudniejsza. Podział ten ułatwia nam zrozumienie tego co sami zmieniliśmy i pozwala uniknąć nieporozumień w przypadku grania z nową drużyną.
Sam lubię modyfikować setingi, choć raczej poprzez dodawanie elementów niż wywalanie czegokolwiek. Jednakże pojawiają się problemy, gdy:
Ktoś uznaje swoje pomysły za kanoniczne i próbuje to udowadniać innym.
Ktoś robi z systemu y system x, zamiast po prostu grać w x (choć to jego problem)
Pod wpływem mody wszystkie setingi są przerabiane pod wspólny mianownik.
07-10-2011 16:30
Malaggar
   
Ocena:
+3
Slannie, po raz pierwszy chyba od początków istnienia świata zgazdam się z Tobą.

ALE
Ktoś robi z systemu y system x, zamiast po prostu grać w x (choć to jego problem)
Nie stanowi to problemu, jeżeli wszyscy są zadowoleni z tego rozwiązania, prawda?
07-10-2011 16:33
   
Ocena:
0
A widzisz Mallagar
Ja się często z tobą zgadzam.
A w tamtym przypadku.
Cóż, jego problem i portfel... i czas
07-10-2011 16:36
Malaggar
   
Ocena:
+2
Owszem, ale jeżeli jakieś drużynie sprawia frajdę to, że przerobili Warhammera w Coanana, Teletubisie albo M jak Miłość to nic nam do tego. Ba, wypada chyba pogratulować tego, że się dobrze bawią.
07-10-2011 16:39
GRAmel
   
Ocena:
+5
Problem Mal polega na tym, jak tenze przerobiony bedzie broniony jako jedyny tru, bo to powoduje niemale problemy w komunikacji.
07-10-2011 16:51
Malaggar
   
Ocena:
+2
A tu się w pełni zgadzam. Tym niemniej są ludzie, którzy kroją settingi niczym rzeźnik, a potrafią rozmawiać zarówno o swoich wersjach, jak i tym, co znajduje się w podręcznikach.
07-10-2011 16:56
GRAmel
   
Ocena:
+2
Sa, sa, tylko ze przewaznie nie na forach. Dlatego ja tez uwazam, ze to powinno byc zaznaczane. Bo moze sie skonczyc (to przyklad, ale z podobna sytuacja sie spotkalem) - gram w wh40k w ktorym Cesarz zginal, ale zniszczyl oko chaosu, a orki nie istnieja i nie wiem co mam robic.
07-10-2011 17:00
Kot
   
Ocena:
0
@Drachu: Ee? Ale o co chodzi?
07-10-2011 18:52
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
W liceum miałem MG który zebrał drużynę obiecując kampanię w Wiedźmina:Grę Wyobraźni. Jak oddawałem mu historię postaci głęboko osadzoną w świecie sagi nawet się nie mrugnął. Na pierwszej sesji okazało się, że to tak naprawdę przerobiona na mechanikę WGW (która do genialnych nie należała) jego kampania którą prowadził w Dedeki, miał ją z szczegółami rozpisaną w 100 kartkowym zeszycie A4, akcja będzie się toczyć na wyspie daleko na zachód od kontynentu, gdzie wszystkie rasy żyją w harmonii i głównym celem będzie powstrzymanie zapowiedzianego powrotu jakiegoś demonicznego księcia wygnanego do innych wymiarów tysiąc lat wcześniej.A żadnej książki Sapkowskiego nawet nie przeczytał, podręcznik do WGW kupił bo był tani. Krótko mówiąc poczułem się oszukany.

Nie mam nic przeciwko własnym pomysłom i modyfikacją dopóki autor nie kryje się z tym że to jego wymysły i cokolwiek prowadzi daleko odbiega od tego czego można się spodziewać po przeczytaniu podręcznika.
Jeśli na forum jest temat o pomysłach jak w Warhammerze wprowadzić skaveńską intrygę w małym miasteczku, i ktoś wyskakuje że przecież w WFRP Karl Franz zawarł przymierze z skavenami przeciw orkom i nawet poślubił skaveńską księżniczkę, więc skavenów nie trzeba wprowadzać bo są urzędnikami państwowymi (bo w jego "niekanonicznej" kampanii tak jest) to niech spada.
07-10-2011 18:57
Malaggar
   
Ocena:
0
Tyldo, ten przykład z zoofilią KF to wymyśliłeś sam, czy ktoś rzeczywiście wpadł na to na serio?
07-10-2011 19:13
Szczur
   
Ocena:
+7
Szkoda mi tych paru minut poświęconych na przeczytanie tego tekstu, absolutnie zmarnowany czas, żałuje że tytuł i autor mnie skusili do lektury.
Chętniej przeczytałbym coś o mniej dogmatycznym nastawieniu do jedynej słusznej wizji (granie BTB jest złe i nie potrzebujemy wspólnej płaszczyzny porozumienia) i bardziej aktualne niż echo kłótni sprzed k10+5 lat.
07-10-2011 19:25

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.