» Recenzje » The Force Unleashed TPB

The Force Unleashed TPB


wersja do druku

Star Wars musi umrzeć

Redakcja: Aleksandra 'Jade Elenne' Wierzchowska

The Force Unleashed TPB
Ostatnimi czasy naroiło nam się od tzw. gwiezdnowojennych "wydarzeń roku". Po pierwsze, wraz z premierą The Clone Wars, Gwiezdne wojny powróciły do kin; po wtóre Dark Horse opracowało serię crossoverową, którą reklamowało właśnie powyższym hasłem; wreszcie LucasArts postanowiło zafundować fanom powtórkę z projektu Shadows of the Empire, tworząc grę i na jej podstawie wypuszczając komiks, książkę i masę gadżetów. Póki co Wojny klonów balansują na krawędzi klapy box office'owej, a po przeczytaniu pierwszych czterech zeszytów Vectora spora część fanów wolała na chwilę zapomnieć, że coś takiego jak komiks Star Wars w ogóle istnieje. Ostatnią niewiadomą jest poziom Gry Na Wszystko Poza PC, choć po przeczytaniu wprowadzającego do niej komiksu nie jestem przekonany, czy żałuję, że nie mam konsoli.

Jak już wszystkim zainteresowanym doskonale wiadomo, The Force Unleashed przedstawia losy Starkillera, ucznia szkolonego w sekrecie przez Dartha Vadera, nazwiskiem – ponoć – Galen Marek, choć jego prawdziwe imię ani razu w komiksie się nie pojawia. Jako iż z góry wiemy, że młodzian zginie, a jego mroczni mistrzowie dalej władać będą galaktyką, zespół scenarzystów, z liderem Hadenem Blackmanem na czele, po raz kolejny stanął przed niełatwym zadaniem zaskoczenia fanów, mimo powyższych, niesprzyjających okoliczności.

Jakkolwiek w sprytny sposób postanowiono stopniowo ostrzyć apetyt fanów, wypuszczając najpierw komiks i książkę, nie należy zapominać, że centralnym punktem projektu jest gra wideo i całość robiono właśnie "pod nią". Nic więc dziwnego, że bardzo dużo w The Force Unleashed akcji. Co chwilę coś się dzieje, a czytelnicy (i w najbliższej przyszłości również gracze) są gęsto raczeni kolejnymi pościgami i pojedynkami. Trzeba powiedzieć, że pod tym względem nabywcy konsolowej wersji TFU nie będą się nudzić – efektowne potyczki z rancorami, towarzyszącym Uczniowi droidem, który w każdej chwili może usiłować go zabić, czy choćby wojskami Imperium na licznych stacjach bojowych to tylko wierzchołek góry lodowej.

I do tego miejsca The Force Unleashed, w porównaniu do reszty starwarsowej komiksowej twórczości, prezentuje się przyzwoicie – opowieść jest interesująca, sporo się dzieje, nie zaniedbano także elementu zaskoczenia, a trzeba powiedzieć, że niewielu czytelników przewidzi ostateczny rozwój wypadków. Jednak od projektu wybitnego – nawet w ramach uniwersum Gwiezdnych wojen – oczekiwać należy czegoś więcej. Niestety, po lekturze powieści graficznej owego "więcej" ciężko się spodziewać. Historia niewątpliwie ma potencjał. Czytelnicy i gracze dostają całą masę postaci, w których losy i osobowości mogli by się zagłębić – od Sekretnego Ucznia poczynając, przez pilotkę Juno Eclipse, Baila Organę, mistrza Jedi Kotę, czy Shaak Ti (tak, wreszcie dowiadujemy się jak ostatecznie ginie członkini Rady Jedi), po raz kolejny na nowo można by także odkryć dramatyzm postaci Vadera. W komiksie wszystko jednak ogranicza się do przedstawienia wypadków godnego podręcznika od historii. Znalezienie miejsca dla kolejnych wydarzeń, przygód, potyczek Starkillera i motywów z jego krótkiego życia sprawia, iż niemal 130 stron okazuje się objętością zbyt małą, by twórcom udało się wydobyć z postaci nieco głębi. Wciąż powtarzane są stwierdzenia o tym, w jak strasznej i dramatycznej moralnie sytuacji Sekretny Uczeń Vadera się znalazł, jednak na owej paplaninie koniec, a wszelkie próby skupienia się na aspekcie "wnętrza" Starkillera zostają skutecznie przyćmione przez kolejne bijatyki. Każda z postaci drugoplanowych wydaje się mieć w sobie tajemnicę i historię naprawdę godne odkrycia i opowiedzenia, lecz zostają one "poświęcone" na rzecz niszczycielskiego "wyzwalania Mocy". Naturalnie nie sposób przewidzieć, czy sytuacja podobnie wyglądać będzie w grze, niemniej jednak traumatyczne doświadczenia z przeszłości nakazują oczekiwać, że daleko jej będzie do chociażby serii Knights of the Old Republic. Bardzo możliwe, iż sytuacja ta choć w części zostanie naprawiona w adaptacji książkowej autorstwa Seana Williamsa.

Jako że zilustrowanie ponad 120 stron to wysiłek nie lada, do stworzenia warstwy graficznej The Force Unleashed TPB zaproszono aż trzech artystów – Briana Chinga, Bonga Dazo i Wayne'a Nicholsa. Trzeba przyznać, że współpraca tych panów ułożyła się nadzwyczaj dobrze. Jeśli miałbym wskazać jedną najistotniejszą cechę, jaką powinien charakteryzować się rysunek w komiksowej wersji The Force Unleashed, postawiłbym na mrok, a co za tym idzie – klimat. Pierwsze wrażenie pod tym względem jest nader pozytywne: wrażenie mroku jest wszędobylskie, a kolejne panele bardzo dobrze oddają dramatyzm i tragizm okresu panowania Imperium. Ciężko powiedzieć, czy rysunki oddają klimat samej gry, jako że ta jeszcze nie miała swojej premiery, jednak z tego co dane już nam było zobaczyć w postaci dema, trailera i wszelkiej maści sneak peaków – jest dobrze. Udało się również utrzymać względnie równy poziom rysunków i liczba aż trzech twórców nie stała się kulą u nogi komiksu – oczywiście prace odpowiednich rysowników dość łatwo zidentyfikować po charakterystycznych dla nich stylu i manierach, jednak wspomniane różnice nie przeszkadzają w lekturze. Tu i ówdzie można mieć zastrzeżenia co do kreacji poszczególnych postaci – Eclipse Chinga nieco zbyt podobna do Jarael z komiksów Knights of the Old Republic (również tworzonych przez tego rysownika), czy Palpatine, który nijak nie trzyma się filmowego pierwowzoru – lecz ogólny poziom estetyki cieszy oczy.

Ogólnie rzecz biorąc The Force Unleashed to komiks na całkiem niezłym poziomie: posiada całkiem wciągającą fabułę i solidnie przygotowaną warstwę graficzną. Główny mankament to fakt, że jest niemal kompletnie wyżęty z głębszego przesłania i tym samym zapowiada grę efektowną i estetyczną dla oka, której twórcy nie mają (znów) nic ciekawego do przekazania. Oby te przewidywania się nie sprawdziły, gdyż z wolna zaczynam się zgadzać z autorem artykułu z SF-Signal, który twierdził, że Gwiezdne wojny powinny na jakiś czas zapaść w sen, hibernację bez filmów, seriali, większych projektów, aby odpocząć od wpływów Lucasa i stworzyć podłoże dla nowych, płodnych twórców. Póki co skazani jesteśmy na skrótową fabułę gry w ładnej oprawie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars. The Force Unleashed TPB
Scenariusz: Haden Blackman
Rysunki: Brian Ching, Bong Dazo, Wayne Nichols
Kolory: Michael Atiyeh
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 18 sierpnia 2008
Liczba stron: 104
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 15,95 USD



Czytaj również

Star Wars Komiks #18 (2/2010)
Mistrz Jedi poleca
- recenzja
Star Wars Komiks #17 (1/2010)
Nie wszystko złoto, co ma w sobie Bobę
- recenzja
Star Wars Komiks #08 (4/2009)
Vader i Vongowie na celowniku
- recenzja
Star Wars Komiks #12 (8/2009)
Płyniemy w dół...
- recenzja
Republic #55-58. The Battle of Jabiim
Krew i deszcz
- recenzja

Komentarze


Jedi Nadiru Radena
   
Ocena:
0
Trochę za surowo potraktowałeś zwięzłość komiksowej fabuły, a za łagodnie rysowników (Dazo... kto najął tego gościa do roboty przy TFU?). No i poza tym zupełnie się nie zgadzam ze stwierdzeniem, że TFU nie ma nic ciekawego do przekazania. Jest to przekaz dość klasyczny dla Star Wars, ale w nowym wykonaniu: tego złego, który aż do końca de facto pozostaje tylko maszyną do zabijania.

W każdym razie jak nigdzie indziej w TFU zostaje ukazana pewna mądrość: drogą Sithów jest zdrada. Trójkącik zdrad Vader-Starkiller-Palpatine "wymiata", jak to się kolokwialnie mówi.
31-08-2008 12:16
SethBahl
   
Ocena:
0
Trochę za surowo potraktowałeś zwięzłość komiksowej fabuły
-- Staram się patrzeć przez pryzmat gry, która wyjdzie w przyszłości. A że ostatnio znów zacząłem łupać w KotORa, to "rewelacja" trójkąta Sithów jest z lekka mizerną. Takie rewelacje to co piąty komiks produkuje. A to miało być w końcu "TFU!".

a za łagodnie rysowników
-- Nie potraktowałem ich łagodnie. "Rysunki podobały mi się". I kropka. Może trochę Ching zgrzyta, ale nie widzę powodów by się czepiać.
31-08-2008 19:06

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.