The Clone Wars #08. Bombad Jedi

Autor: Jedi Nadiru Radena

The Clone Wars #08. Bombad Jedi
Senator Padmé Amidala wyrusza na Rodię, by przekonać jej przedstawiciela do pozostania w sojuszu z Republiką Galaktyczną. Niestety Amidala zostaje zdradzona i wpada w ręce Separatystów. Jej jedyną nadzieją są, wzięty za Rycerza Jedi, Jar Jar Binks oraz dzielny droid C-3PO... Jar Jar Binks. Zwyczajny fan, słysząc to imię, wydobywa z siebie odgłos będący mieszaniną zażenowania, irytacji i nienawiści – jeśli w tym momencie w ogóle ma odwagę przyznać się, że jest fanem Star Wars. Kiedy ta postać wchodzi na scenę, ludzie odwracają wzrok od ekranu i modlą się w duchu, by zdołali usiedzieć na miejscu bez rzucenia chociażby jednej klątwy na George'a Lucasa. Jar Jar Binks to chodząca totalna katastrofa, istne źródło zła, symbol tego wszystkiego, co Stwórca sknocił w Nowej Trylogii. A jednak, jakimś cudem, "ten z długimi uszami" wraca do gry. Ba, jest mu dedykowany cały jeden odcinek w serialu The Clone Wars! Cierpiących na traumatyczne przeżycia prosimy o wyłączenie tej strony. Nie warto tracić zdrowia. Oto Bombad Jedi, powrót koszmaru Mrocznego widma. Heroes are made by the times. Przerysowałem nieco wstęp do tej recenzji, niemniej nie da się ukryć, że żaden produkt z Jar Jarem Binksem po prostu z zasady nie może być dobry. Nawet jeśli scenariusz odcinka pisze ktoś tak uzdolniony w dziedzinie dostarczania humoru, jak Kevin Rubio (twórca kultowego fanfilmu Troops). Nie przypadkiem dwukrotnie użyłem słowa "powrót" – odcinek kopiuje przeróżne gagi kontrowersyjnego gunganina użyte w Epizodzie I, tylko od czasu do czasu pozwalając uśmiechowi pojawić się na ustach. Większość żartów zwyczajnie nie trzyma poziomu, ale może przynajmniej dzieciakom się spodoba. Jest jednak coś, co ratuje humorystyczną część Bombad Jedi – C-3PO. Złocisty droid otrzymał najbardziej zabawne teksty, jego zachowanie autentycznie rozśmiesza, a dialogi z innymi postaciami są świetnie pomyślane. Przerzucenie uwagi na klasycznego bohatera jest o tyle ciekawe, że nie odgrywa on w wydarzeniach tego epizodu żadnej roli. Dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby go usunąć. Inaczej Bombad Jedi byłoby nieznośne. Odcinek wypełnia akcja, a dokładniej przerabianie droidów bojowych na złom. Senator Amidala raz za razem pociąga za spust, co nudzi się mniej więcej po trzecim oddanym strzale. Swoistym powiewem świeżości jest wykorzystanie "broni biologicznej" w postaci gigantycznej podwodnej gąsienicy, która przybywa na pomoc pozytywnym bohaterom. Na plus z pewnością można zaliczyć muzykę, bodaj pierwszy raz od niezapomnianego Ambush. Chórek będący motywem przewodnim dla Rodii w zdecydowanej mierze przyczynił się do łaskawszego przeze mnie odbioru sympatycznego, chociaż schematycznego do bólu, wątku pobocznego dotyczącego zdrady "wujka" Padmé. Bardzo spodobały mi się również dwa nieco zakamuflowane smaczki. Pierwszym jest inteligentne przekręcenie bajkowej opowieści o księciu ratującym księżniczkę z wieży; w tej wersji to "książę" musi być uratowany, gdy wspina się na wieżę. Drugim są urwane słowa C-3PO "I am a protocal droid on a diplomatic..." Zazwyczaj nie lubię, gdy w serialu pojawiają się cytaty z Sagi, ale to? To jest mistrzostwo świata. Odcinek nie był apokalipsą. Dziękujmy za to sile wyższej. Kevin Rubio z pewnością mógł nakreślić lepszą opowiastkę z udziałem Jar Jara, ale jeśli się spojrzy na nią z dystansu, nie okaże się ona wcale taka straszna. Bądź co bądź, mogło być o wiele gorzej. Warto przy tej okazji dodać, że Bombad Jedi wprowadza do całej serii niezwykle istotną zmianę – jeden z przywódców Konfederacji Niezależnych Systemów wpada w ręce Republiki. To znamionuje pojawienie się w nieodległej przyszłości jednego lub więcej epizodów, w którym (których) Separatyści odbiją tegoż przywódcę, a co za tym idzie wreszcie Republika dostanie w "cztery litery". Po średnio udanej przygodzie z Bombad Jedi, przesłodzonej do granic możliwości, o niczym innym nie marzę. Ciekawostki: Linki: