» Różności » Publicystyka » Star Wars robocim okiem

Star Wars robocim okiem


wersja do druku

Robot Chicken Star Wars

Redakcja: Tomasz 'Sting' Chmielik

Star Wars robocim okiem
Gwiezdne wojny, podobnie jak większość wytworów kultury popularnej, jest bardzo wdzięcznym obiektem parodii i humorystyczno-ironicznych produkcji wszelkiego typu. I nie trzeba szukać daleko – wystarczy zrobić krótki przegląd polskich for internetowych poświęconych sadze, z których niemal każde posiada własny dział poświęcony humorowi, gdzie gromadzi zabawne teksty, kadry z filmu z dowcipnymi komentarzami lub ich przeróbki (kadrów, nie komentarzy). Oczko wyżej znajdują się animacje i spoty tworzone na potrzeby sieci, czy też kanałów telewizyjnych, aż po pełnometrażowe parodie jak choćby sławetne Kosmiczne jaja.

Wcale nie tak dawno temu saga Star Wars (a konkretnie jej czwarta część) obchodziła swoje trzydzieste urodziny. Chyba nie ma potrzeby rozwodzić się nad tym, czym dla współczesnego kina i kultury były Gwiezdne wojny, gdyż napisano o tym niejeden elaborat. Dość powiedzieć, że rocznica nieśmiałego wkroczenia do kin Nowej nadziei została odnotowana niemal wszędzie. Ze zrozumiałych względów najszerzej temat potraktowano w Stanach, gdzie w maju bieżącego roku wyraźnie obrodziło około-gwiezdnowojennymi produkcjami. Pisano życzenia, zrobiono konwent, pojawił się okazjonalny program na History Channel, wreszcie wydarzenie to nie umknęło uwadze... załogi Robot Chicken.

Robot Chicken zaliczyłby się poniekąd do drugiej grupy z przedstawionych w pierwszym akapicie (parodii – przyp. red.). Jest to wielce popularny amerykański serial, nazwijmy to, satyryczny. Jak na tego typu show przystało bierze on na warsztat wszystko, co aktualne – sytuację polityczną, znane osobistości ze światów wszelakich, postawy społeczne, współczesną popkulturę.
Całość ukazana jest zaś w formie krótkich epizodów/skeczy stworzonych metodą animacji poklatkowej. Scenki stworzone są za pomocą wszelkich materiałów – z lalkami, papierem, plasteliną i mini-dekoracjami włącznie. Ot, taki nieocenzurowany Miś Uszatek, jak twierdzą niektórzy. Jak już wspomniałem wcześniej, w czerwcu autorzy programu, Seth (jakie ładne imię) Green i Matthew Senreich, wzięli na warsztat Gwiezdne wojny.

Powstająca produkcja wzbudziła ekscytację stałych widzów serialu, a także fanów Gwiezdnych wojen. Robot Chicken nie tylko dostał licencję na zrobienie programu, ale, co ważniejsze, LucasFilm postanowił bliżej współpracować z twórcami w czasie jego produkcji. Show reklamowano na oficjalnej stronie internetowej, Celebration IV, ostatecznie wystąpił sam George Lucas (podkładając głos postaci... George’a Lucasa), więc większe niż zazwyczaj zainteresowanie fanów stało się całkowicie zrozumiałe.

Sam show po prostu wgniata w fotel. Mimo iż znalazło się w nim miejsce dla kilku motywów nawiązujących do prequeli, podstawą do większości żartów stały się sceny z klasycznej trylogii. Nic w tym dziwnego: jest bardziej lubiana, zna ją większa część społeczeństwa. Styl dowcipów przypomina nieco Monty Pythona (ze wskazaniem na fragment odprawy na Gwieździe Śmierci), z zastrzeżeniem, że żarty Pythonów nie zawsze były wyrafinowane i wyszukane, czego nie można powiedzieć o Robot Chicken: Star Wars.

Autorzy programu musieli się nieźle nagłowić, gdyż zabawa jest naprawdę przednia. Jak się okazuje Gwiezdne wojny, to kopalnia bez dna i wciąż (mimo trzydziestu lat na karku) można z niej wyciągać rewelacyjne i oryginalne rzeczy.
Należy też wspomnieć, że programowi daleko do hermetyczności i osoby nie znające na pamięć sagi nie powinny mieć problemu z jego oglądaniem. Całość jest zrobiona w typowy dla Robot Chicken sposób, a na jakość nie można narzekać, gdyż aktorzy podkładający głos pod postaci spisali się na medal. No, może poza Lucasem, który wypadł tak jakoś drętwo, ale... może tak właśnie powinno być?

Być może tego właśnie było nam potrzeba. W dobie niespełnionych nadziei związanych z nową trylogią Gwiezdnych wojen, niezadowolenia z poziomu sporej części książek i komiksów, czy też kontrowersyjnego serialu Clone Wars, trzydzieste urodziny sagi obok wielu innych projektów dały nam również moment wytchnienia. Star Wars: the Legacy Revealed dało okazję do szerszego spojrzenia na naszą wspólną pasję, a Robot Chicken zagwarantował solidną dawkę humoru w najlepszym gwiezdnowojennym wydaniu. Kto jeszcze nie widział, niech żałuje i powinien czym prędzej pomaszerować na oficjalną stronę Gwiezdnych wojen - na StarWars.com powinna być jeszcze możliwość obejrzenia programu, bo w Polsce raczej nie ma, co się go spodziewać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Star Wars: The Legacy Revealed
Dziedzictwo ujawnione
Czy muzyka może być fantastyczna?
Złam zasady i uszereguj muzykę po swojemu
Star Wars Łowcy nagród #1: Najgroźniejsi w galaktyce
Monotonne życie łowców
- recenzja
Żmudna sztuka światotwórstwa
Czas na wycieczkę po światach wyobrażonych
Star Wars: Squadrons
Czy leci z nami deweloper?
- recenzja
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
Dawno, dawno temu, na planecie Exogol
- recenzja

Komentarze


~Fry

Użytkownik niezarejestrowany
    Mhm
Ocena:
0
Takie np. żart z pilotem AT-AT siedzącym na klopie czy Bush dzwoniący po Condie to szczyty wyrafinowania i wyszukania wśród inteligentnego witzu.
Nie kompromituj się, tylko przyznaj, że MPFC nie rozumiesz...
I nie pochwalaj tej przeciętnej kaszany, jaką jest mocno przereklamowany RC: SW.
03-09-2007 22:44
SethBahl
   
Ocena:
0
Jeśli szczytem wyrafinowania jest facet żygający do wiadra, to faktycznie metafizyczne przesłanie tej sceny mi umknęło ;)
03-09-2007 22:50
Alkioneus
   
Ocena:
0
Jeśli szczytem wyrafinowania jest facet żygający do wiadra, to faktycznie metafizyczne przesłanie tej sceny mi umknęło ;)

Fakt.

ale pomijajac xłośliwostki. Recenxuj RC:SW, ale recenxujac produktu X nie rób na siłę analogii do produktu Y, który jest totalnie innym gatunkiem niź li owo RC:SW.

RC:SW to show, oblicxony na podłapanie się pod sprawdxony pomysł. Średnio udany, bex euforii.

Wbrew poxorom niekoniecnie dla fanów gatunku.

(NOTE: Keyboard still down, USB port still down, misspelling due to mechanical issues)
04-09-2007 19:41
SethBahl
   
Ocena:
0
Po pierwsze - nie recenzuję RC: SW. Powyższa praca to artykuł luźno oscylujący wokół tegoż show.

Szczerze mówiąc z Robot Chickenem po raz pierwszy miałem okazję się spotkać właśnie przy okazji "seansu" odcinka związanego z Gwiezdnymi wojnami i oglądając niektóre skecze nasunęło mi się własnie takie, a nie inne skojarzenie. Co prawda przygotowując się do napisania artykułu dotarłem do innych odcinków, w których to owa "analogia" jest mocno mniej widoczna, still - tutaj rozmawiamy o SW, a nie czymś innym.

Mi się podobało - co widać wyżej.
04-09-2007 21:59
Alkioneus
   
Ocena:
0
Po pierwsze - nie recenzuję RC: SW. Powyższa praca to artykuł luźno oscylujący wokół tegoż show.

No i punkty się dostaje.
06-09-2007 16:09
SethBahl
   
Ocena:
0
Dokładnie. Jak za "wszystko" tutaj - piszesz text, dostajesz punkty. Cholerny kapitalizm, nie? Jak masz z tym problem, to napisz coś.
06-09-2007 16:15
~FantaSja

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Gdzie mozna to obejrzec/sciagnac?
19-10-2007 12:17
SethBahl
   
Ocena:
0
O już chyba nie można. Jakiś czasemu leciały powtórki na History Channel, ale się skończyły. Trochę minie zanim znowu wrzucą...
19-10-2007 18:23
SethBahl
   
Ocena:
0
Suplement: Obiad z Vaderem
26-10-2007 18:14
Drozdal
   
Ocena:
0
Dla mnie pilot AT-At siedzacy na klopie to klasa (przeciez i oni musza sie gdzies wyprozniac, no chyba ze imperialni wala w gacie na sluzbie), podobnie jak Vader dzwoniacy do Imperatora po zniszczeniu gwiazdy smierci przez rebelie.

Gusta gustami, ale takiego troglodyte jak ja RC smieszy niepomiernie, chociaz osobiscie preferuje skecze z He-Man'em i masters of universe.
06-02-2008 20:19
SethBahl
   
Ocena:
0
A gadaj se co chcesz, na Reactor nie ma mocnych ;).
06-02-2008 20:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.