Star Wars Komiks #08 (4/2009)

Vader i Vongowie na celowniku

Autor: Grzesiek 'SethBahl' Adach

Star Wars Komiks #08 (4/2009)
Ogólnie rzecz biorąc jest lepiej. Począwszy od czwartego numeru Star Wars Komiks widoczna jest dość wyraźna tendencja wzrostowa. Nawet jeśli nie dosłownie "wzrostowa", to trzeba powiedzieć, że poziom ostatnich czterech zeszytów był wyraźnie wyższy od tego prezentowanego przez trzy pierwsze edycje czasopisma. Co więcej, od dwóch numerów Egmont stara się nęcić fanów za pomocą tytułów z głośnych gwiezdnowojennych serii co, abstrahując od sposobu realizacji, jest pomysłem raczej słusznym. Star Wars Komiks #8 to zaś logiczna konsekwencja tego trendu.

Rebelianci zniknęli. Po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci zwinęli sprzęt z bazy na Yavinie IV i uciekli sprzed nosa Dartha Vadera. Teraz Imperator życzy sobie wiedzieć, gdzie zatrzymała się flota Sojuszu, a Vader – nazwisko pilota, który zniszczył stację (a Moc w tymże człowieku wszak silna). Tego typu sytuacje to zazwyczaj niebo dla handlarzy informacjami, może za wyjątkiem istot takich jak Bothanin Jib Kopatha, którym wizytę postanowił złożyć Mroczny Lord Sithów. Tak z grubsza rysuje się akcja pierwszego komiksu z ósmego numeru Star Wars Komiks, zapożyczonego z Empire. Najbardziej doskwiera brak fabuły, gdyż ta w Target: Vader ogranicza się do – "Sith wchodzi, stacza potyczkę i wychodzi". Wszystko jest proste i przewidywalne, nie ma czasu, miejsca, ani widocznej chęci u autorów, by głębiej spojrzeć na drugoplanowe postaci. Jest to typowy zeszyt stworzony, aby wykorzystać kilka pomysłów, które nagromadziły się do tej pory, a nie zmieściły się w żadnym z pozostałych zeszytów serii.

Pierwszym motywem jest "krajobraz" po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci, poszukiwanie kolejnej bazy Rebeliantów i prywatne śledztwo Dartha Vadera poszukującego pilota, któremu czoła stawić musiał w bitwie nad Yavin (widać wieści w galaktyce nie rozchodzą się jednak tak szybko, jak wielu sobie to wyobrażało, co nadaje więcej sensu zmienionej na potrzeby wydanie DVD scenie rozmowy z Imperatorem w Imperium kontratakuje). Drugi wątek to echa przeszłości, jakie wciąż odbijają się pod hełmem Mrocznego Lorda Sithów, co wykorzystano, by nadać tej postaci jeszcze trochę ludzkiego wymiaru. Wreszcie pojawia się główne wydarzenie komiksu – napaść na Vadera. Wynik potyczki, podczas której grupa Falleenów raczy czytelnika kilkoma oklepanymi rebelianckimi frazesami, jest z góry przesądzony, a jej sens polega w zasadzie na podziwianiu kolejnych kadrów.

I tu dochodzimy chyba do sedna sprawy, bowiem odnoszę wrażenie, iż Target: Vader to w głównej mierze sprawdzian umiejętności Briana Chinga i miejsce, by zapoznać czytelników gwiezdnowojennych komiksów z jego twórczością. Nie da się ukryć, że jest to również najmocniejszy element zeszytu – od pierwszej planszy emanuje mrok i typowy starwarsowy klimat. Kolejne kadry są świetnie narysowane, czym fani artysty będą zachwyceni, a osoby nieco sceptycznej nastawione do jego stylu, w mniejszym lub większym stopniu będą dziwić się jakości warstwy graficznej.

Podobieństwa i różnice jest opowieścią osadzoną w nieczęsto wykorzystywanym w komiksach okresie inwazji Yuuzhan Vongów. Postawni pozagalaktyczni najeźdźcy, wraz z kolaborantami z Brygady Pokoju, gromadzą niewolników z kolejnej podbitej planety. Na ich nieszczęście wśród jednej z grup jeńców ukrył się rycerz Jedi, który przy pomocy lokalnych sił zbrojnych oswobadza towarzyszy, a niedoszłych oprawców zamyka w areszcie. Niedługo potem sprawy jednak przybierają bardzo zły obrót, a Jedi i jego towarzysze jeszcze raz muszą wykazać się heroizmem. Tymże Jedi jest Kyle Katarn, główny bohater gier z serii Jedi Knight, którego obecność także jest oznaką swego rodzaju oryginalności. Gdzie Katarn tam oczywiście jego partnerka Jan Ors, a gdzie dwoje wspólników o płciach przeciwnych tam spodziewać się możemy również wątku romantycznego. Podobieństwa i różnice pod tym względem nie zawodzą, gdyż uczucie dzielące Kyle'a i Jan staje się z czasem centralnym wątkiem krótkiej historii (reszta ogranicza się do mniej lub bardziej spektakularnego mordobicia). Sugerowałoby to, iż komiks jest przeznaczony raczej dla fanów wspomnianej gry, jednak zaznajomieni z występującymi tam postaciami szybko dostrzegą zgrzyty. Autorzy poszli na łatwiznę i spłycili duet najemników, radzący sobie z przeciwnościami zwykle za pomocą sprytu i nadzwyczajnych umiejętności. Kyle został "nadmuchany" do rozmiarów, które pozwoliłyby mu się wdać w bójkę z rosłymi Vongami, zaś Jan, jak na bohaterską acz nieco nieporadną dziewoję przystało, odsunięto niemal zupełnie na boczny tor.

Rysunkom Jamesa Raiza nie można odmówić estetyki. Za wyjątkiem niektórych kadrów, gdzie postaciom brakuje nieco rysunkowej głębi, lektura komiksu sprawia przyjemność. Imponująco prezentują się również Yuuzhan Vongowie, których w pełnej krasie do tej pory za dużo nie widzieliśmy, jako że są elementem świata Gwiezdnych wojen raczej wiązanym z seriami książkowymi. Nieco gorzej sprawy mają się Kylem Katarnem i Jan Ors i ich podobieństwem do pierwowzorów z gier Jedi Knight – Katarn, jak już wspomniałem, "nadął się" do rozmiarów sporego osiłka, zaś Jan z prostolinijnej dziewczyny o nienachalnej urodzie, w coś, co w dzisiejszej popkulturze zwykle określane jest mianem "lachona".

Już na pierwszy rzut oka widać, że ostatnia z historii przedstawionych w tym numerze przeznaczona jest dla najmłodszych czytelników. Akcja przenosi nas na Tatooine, do warsztatu Watto, gdzie Anakin Skywalker wraz kolegami zdają się sprawiać problemy. Zarówno fabuła Urwisów, jak i zastosowana kreska są bardzo proste, dzięki czemu nawet najmłodsi fani (czy też kandydaci na fanów) nie powinni mieć problemów z wchłonięciem komiksu.

Jak się okazuje, w ósmym numerze Star Wars Komiks każdy znajdzie dla siebie coś miłego – jeden komiks ze znanej w USA serii, jeden z kuźni talentów zwanej Star Wars Tales oraz jedna opowieść dla dzieci. Komiks nie powala na kolana i nie należy do tych, które sprawiają, że powinniście natychmiast zerwać się i biec by dokonać zakupu, z drugiej strony jednak jeśli będziecie mieli okazję go nabyć, raczej nie będzie to 5,90 zł wyrzucone w błoto.