Co gryzie Mroczne widmo

Autor: Grzesiek 'SethBahl' Adach

Co gryzie Mroczne widmo
W roku 1977 mało znany wówczas reżyser, George Lucas, nakręcił film, który pozostanie w pamięci wielu na długie, długie lata. Wg wielu Gwiezdne wojny były najważniejszą baśnią dzieciństwa (i młodości) dla dzisiejszych trzydziesto- (i czterdziesto-) latków. Baśni, bo mimo swej nieskomplikowanej konstrukcji, miały w sobie uniwersalne, tak charakterystyczne dla baśni przesłanie o walce Dobra ze Złem i ostatecznym triumfie miłości i przyjaźni nad bezwzględnością i nieczułością.

Film kultowy, bo stworzony dla całego świata. Kulturowo uniwersalny, w którym swobodnie przecinają się i mieszają ideały i motywy wielu największych religii i filozofii. Wszystko to zawarte w nowoczesnej (jak na owe czasy) i atrakcyjnej wizualnie formule science-fiction. Po wyjściu z kina każdy mógł uwierzyć, że ma w sobie Moc i może być wybrańcem zdolnym do korzystania z jej potęgi w imię wyższych celów…

Ludzie zwykle mają dwa powody, dla których coś robią: jeden prawdziwy i jeden, który dobrze brzmi1

W roku 1999, całe 16 lat po premierze ostatniego epizodu Starej Trylogii, George Lucas uznał, że poziom techniki pozwala mu wreszcie zrealizować dalszy ciąg wizji. Zapowiedź nowych możliwości mogliśmy poznać wraz z premierą odświeżonej, remasterowanej wersji Starej Trylogii, która ujrzała światło dzienne w 1997 roku. Przygotowania do projektu docelowego ruszyły pełną parą, a dwa lata później mogliśmy być świadkami największej kampanii promocyjnej w historii kina, skoncentrowanej na filmie, ale wprowadzającej na rynek także komiksy, gry komputerowe, książki - słowem wszystko luźno powiązane z filmami, a określone później mianem Expanded Universe.

Cała Ameryka wpadła w szał Gwiezdnych wojen. Rekordy oglądalności biły serwisy poświęcone sadze, produkty promocyjne związane z pierwszym epizodem sagi rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, a jego adaptacja książkowa szybko znalazła się na liście bestsellerów. Wreszcie nastał ów tak długo wyczekiwany moment. Bilety wyprzedane były na długo przed pierwszymi seansami, a w wielu miejscach zdarzało się, że w dzień premiery fani koczowali paręnaście, czasem paredziesiąt godzin przed kinem w oczekiwaniu na kontynuację swojej ukochanej sagi.

Im bardziej chore jest państwo, tym więcej w nim praw2

Charakterystyczne dla Gwiezdnych wojen żółte napisy zaznajamiają nas z panującą w galaktyce sytuacją. Akcja filmu rozpoczyna się nad małą planetą Naboo, na którą to chciwa Federacja Handlowa nałożyła blokadę. Widząc bezskuteczność Senatu Republiki, bez końca debatującego nad problemem, Wielki Kanclerz wysyła w tajemnicy dwóch Rycerzy Jedi, Qui-Gon Jinna (Liam Neeson) i jego ucznia - młodego Obi-Wana Kenobiego (Ewan McGregor), by załagodzili konflikt.

Szybko okazuje się jednak, że Federacja nie ma zbytniej ochoty z nikim rozmawiać i zmierza do zbrojnej inwazji na planetę. Jedi uwalniają młodą królową Amidalę (Natalie Portman) i niemal cudem wyniósłszy cało głowy z ataku droidów bojowych uciekają na ubogą pustynną planetę Tatooine. Tam poznają młodego, dziewięcioletniego Anakina Skywalkera (Jake Lloyd), który ma w sobie wielką Moc...

Bezwzględne zło wywołuje konieczność istnienia bezwzględnego dobra3

Jak już wspominałem Mroczne widmo od Starej Trylogii dzieli 16 lat i upływ czasu doskonale widać na ekranie, gdyż film bardzo się różni od wcześniej nakręconych. Yoda, który w Trylogii z lat 70-tych mieszkał w małej chatce pośrodku nieprzyjaznej i niedostępnej puszczy, "przeprowadził się" do jednego z gigantycznych wieżowców stolicy Republiki. Palpatine, znany nam jako potężny i zły Imperator jest spokojnym, acz charyzmatycznym senatorem. Jedi nie są banitami - zgodnie ze słowami Obi-Wana z Nowej nadziei - strzegą pokoju i sprawiedliwości w galaktyce. Lord Sith ukrywa się szkoląc w sekrecie ucznia, by ukończyć swój spisek, a dziewięcioletni Anakin Skywalker nie ma pojęcia o tym, kim w przyszłości się stanie.

Naukę buduje się z faktów tak jak dom buduje się z cegieł, ale samo nagromadzenie faktów nie jest jeszcze nauką, podobnie jak kupa cegieł nie jest domem4

Wraz z pojawieniem się Gwiezdnych wojen kino wkroczyło w nową erę, erę wielkiego show. Erę efektów specjalnych, których tzw. Pokolenie Komiksu nie bało się używać. I tak właśnie powstała gwiezdna saga, która (jak na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych) zadziwiała ich ilością i poziomem.

W porównaniu jednak z Mrocznym widmem tamte filmy nabierają klimatu klasyki i starego kina. Pierwsza część sagi została w sporej części stworzona (wygenerowana - można by powiedzieć) za pomocą komputerów przez sztab komputerowych grafików. Dwadzieścia lat temu takiej możliwości nie było. Mimo, że w Starej Trylogii, jak na film oscylujący w sektorze science-fiction przystało, efektów specjalnych było sporo, to jednak dużo więcej było czystego filmu, prawdziwej gry aktorskiej, klimatu, napięcia... Po krótkich przemyśleniach nasuwa się jeden wniosek - komputer te cechy zwyczajnie likwiduje.

Problem jest tej natury, że Trylogia nakręcona dwadzieścia lat temu wciągała. Jak to ujmuje wielu starszych fanów sagi: zapraszała wręcz do siebie, pokazywała widzowi świat, w którym się on zadomawiał i przeżywał akcję wraz z bohaterami. Komputer niestety, ma to do siebie, że stawia między filmem a widzem coś w rodzaju ściany. Ciężko przeżywać film, który stwarza miedzy sobą (aktorami, fabułą...) a widzem dystans. Pomimo tego, także i tu zdarzają się przebłyski, bo sceny na Tatooine (w znacznej części pozbawione komputerowych wstawek) mają swój klimat.

Był czas, gdy aktorki chciały zostać gwiazdami; teraz mamy coraz więcej gwiazd, które chciałyby zostać aktorkami5

Sposób realizacji filmu nie pozostał bez wpływu na aktorów i ich grę. Mimo, iż George Lucas i odpowiedzialna za casting Robin Girland, zagwarantowali produkcji doborową obsadę, gra aktorska nie przedstawia się najlepiej. Sztuczny i jakby odległy, wygenerowany komputerowo przez Lucasa cyfrowy świat powoduje, że renomowani aktorzy nie mają za bardzo co zagrać. Mowa tu głównie o Liamie Neesonie i Ewanie McGregorze. Zrobili oni, co mogli, a McGregorowi wyszło to w ostatecznym rozrachunku całkiem nieźle, choć gra obu panów może miejscami wydawać się niepewna i nieco sztuczna. Gorzej jest z Amidalą graną przez Natalie Portman, której umiejętności aktorskie, bądź co bądź nienajgorsze, pozostawiają jeszcze nieco do życzenia. Nie popisał się też zbytnio Jake Lloyd, wcielający się w postać młodego Anakina Skywalkera, który wydawał się nieco... sztuczny. Przed tym chłopcem jeszcze jednak długa droga.

Postacią naprawdę wartą wzmianki jest czarny charakter filmu, uczeń Lorda Sidiousa - Darth Maul. Postać nadzwyczaj udana, Mroczna, będąca odzwierciedleniem Zła. Maul, grany przez gimnastyka i mistrza walk Wschodu - Raya Parka, jest wojownikiem z prawdziwego zdarzenia. Niewiele mówi, za to jest "chyży w dziele". Agresywny, wręcz brutalny, pałający nienawiścią do Rycerzy Jedi, jest niemal idealnym czarnym charkterem.

W rolę Palpatine’a, tym razem jako senatora, wcielił się ponownie Ian McDiarmid. Ponownie, gdyż to on grał Imperatora w Powrocie Jedi. Jego rola zdecydowanie wyróżnia się na tle innych. W każdej części Sagi pojawiały się motywy humorystyczne, które rozładowywały atmosferę i umilały oglądanie filmów. W Mrocznym widmie rola ta przypadła stworowi o imieniu Jar Jar Binks. Mimo, że nie jest pozbawiony wdzięku okazuje się wyjątkowo nieśmieszny. Zapewne jest to w sporej części spowodowane jego wymuszonym "komizmem", czyli nieustannym potykaniem się, kaleczeniem i przekręcaniem słów. Wydaje mi się to po prostu płytkie. Jar Jar odzwierciedla za to doskonale inną cechę filmu - wpływ tzw. merchandisingu. Spora część filmu jest robiona pod młodszych widzów, (czyli docelowo pod figurki, gry i inne gadżety) przez co "wyłazi" cały jego infantylizm i cukierkowość. Na koniec Lucas wepchnął na siłę duet R2-D2 - C-3PO i zadowolony, że połączył nowy epizod ze starymi, przeszedł do innych spraw...

Jeżeli przy zderzeniu się książki i głowy powstaje pusty dźwięk, czy jest to zawsze winą książki?6

Mroczne widmo sprawia wrażenie, jakby jego scenariusz był pisany nieco na siłę. Dosyć widoczne jest, że Lucas bądź to nie miał pomysłów, bądź pomysły te nie miały wiele wspólnego z koncepcją nakreśloną przez trzy pierwsze filmy. I tak oto, po przybyciu bohaterów na Tatooine dowiadujemy się o dzieworództwie matki Anakina, Shmi Skywalker. Następnie poznajemy, bardzo na siłę wciśniętego do filmu, C3PO. Moc, mistyczne pole, obiekt badań mędrców i teologów, tajemniczą siłę, która w przedziwny i jedynie sobie znany tylko sposób spaja galaktykę w całość i sprawia, że wszystko funkcjonuje, Lucas przekształcił w obiekt badań fizyków i medyków. Badając stężenie tzw. midichlorianów określa się, jak wielka (bądź jak mała) jest w kimś Moc. Ciekawe czy poczucie humoru też można mierzyć w odświeżonym przez Flanelowca świecie?

Kolejny nietrafiony pomysł to rasa Gunganów. Może nie tyle rasa sama w sobie, co koncepcja jej kreacji. No ale cóż począć - jest to bezpośrednia konsekwencja cukierkowości i infantylizmu filmu i trzeba po prostu ów (parafrazując Piłsudskiego) naród idiotów ścierpieć. Wspomniany infantylizm implikuje na wiele innych sposobów, by wymienić choćby dziewięciolatka - bohatera wojennego (co zakrawa na amerykańskie ambitne produkcje dla młodszych widzów), który w pojedynkę niszczy okręt Federacji Handlowej wysadzając w powietrze reaktor... znajdujący się w głównym hangarze (ludzie... litości...).

Inna sprawa, że stara Trylogia ukazała nam specyficzną kreację tzw. "zużytej przyszłości". W pierwszej części sagi linia ta już nie znajduje swojej kontynuacji. Wszystko jest tu ładne, nowe, niemal lśniące. Można to łatwo wytłumaczyć - akcja filmu dzieje się całe lata przed czasami świetności złowrogiego Imperium Galaktycznego i narodzinami Sojuszu, ale... No właśnie. Widzimy ten sam świat parędziesiąt lat wcześniej, ale nie widać w nim żadnego postępu technologicznego. Co więcej, oglądając epizody w kolejności od 1 do 6 można wręcz odnieść dziwne wrażenie technicznego uwsteczniania się galaktyki. O ile mogę zrozumieć, że Lucas nie zaplanował od razu całego świata (w końcu przewidzieć rozwój techniki filmowej trudno) o tyle nie mogę zrozumieć, dlaczego nie zadał sobie przez 16 lat trudu, aby sprawić by świat był kompletny i spójny.

Wiadomość o mojej śmierci była przesadą7

Nie sposób w tym filmie nie pochwalić twórców efektów specjalnych. Poczynając od subtelnych detali i dodatków do poszczególnych budynków, a na dynamicznych bitwach kosmicznych kończąc, wszystkie one stoją na bardzo wysokim poziomie. Na osobne wyróżnienie zasługuje gigantyczna, stworzona niemal w całości z efektów specjalnych, ponad 10 minutowa sekwencja wyścigu POD-ów.

Następna rzeczą, o której należy wspomnieć to kostiumy, które w Mrocznym widmie łączą świeżość pomysłów, rozmach i piękno z nutką ekstrawagancji. Postawiono na dbałość o szczegóły, a w strojach królowej Amidali widać od razu, że Trisha Biggar - projektantka kostiumów, mogła popuścić wodze fantazji. W ciągu całego filmu widzimy parę zupełnie różnych koncepcji artystycznych - mamy m.in. nawiązanie do klasycznej Trylogii (Tatooine), wspomniany już powiew świeżości (Naboo), czy rozmach i dostojność (Coruscant). Wszystko to daje bardzo pozytywny efekt.

Nie zawiódł, jak zwykle z resztą, John Williams, który po raz kolejny pokazał, dlaczego jest tak cenionym kompozytorem. Podniosłe tony Rebelii i Imperium poszły na półkę, a w ich miejsce Williams zafundował nam próbkę czegoś nowego. Podobnie jak sam film, ścieżka dźwiękowa uległa swoistemu odmłodzeniu. W znacznej części jest skoczna, radosna, lekka - dając tu jako przykład choćby temat Anakina czy wprowadzenie Jar Jara. Klimat scen traktujących o Jedi i o Mocy, budowany jest przez muzykę spokoju i tajemnicy, podobnie przy scenach na Coruscant sugerowana nam jest stateczność i dostojność - najważniejsze cechy stolicy Starej Republiki. Baśniowy, czy nawet surrealistyczny nastrój tematów Ottoh Gunga i przejścia przez jądro planety, to także elementy odróżniające ścieżkę dźwiękową pierwszej części sagi od reszty epizodów. Całości dopełniają mroczne tematy Sithów oraz podniosłe fragmenty Duel of the Fates i Qui Gon's Noble Death.

Jeżeli nie masz do powiedzenia nic ciekawego ani nic ważnego, to nie daj się skłonić do mówienia8

Po 16-tu latach Lucas wznowił dzieło swojego życia. Czy dobrze zrobił? To już każdy musi ocenić sam. Na pewno miło było znów zobaczyć tak znamienne dla Gwiezdnych wojen kosmiczne bitwy, znajome postaci, usłyszeć charakterystyczny dźwięk włączanego się miecza świetlnego. Jednak same elementy znane z wcześniej nakręconych części, przypominające o świetności sagi, nie stworzą dobrego filmu, a sposób, w jaki Mroczne widmo zostało nakręcone pozostawia wiele do życzenia.

Gwiezdne wojny zawsze charakteryzowały się bogactwem przygody i społecznie ważnych elementów fabuły. Niestety, z początkowego epizodu sagi zrobiono dobrze sprzedający się show dla najmłodszej widowni, gubiąc się wśród fajerwerków. Papierowe postaci nie mogą się mierzyć z tym, co w naszej pamięci pozostawiła trylogia sprzed dwudziestu lat. Merchandising wziął górę, nad fabułą i legendą Gwiezdnych wojen, a Lucas poszedł kręcić kolejny film serii...

________________
Jako śródtytułów użyto cytatów:
1 J. Pierpont Morgan
2 Tacyt
3 A. Leonard Huxley
4 H. Poincaré
5 L. Olivier
6 G. Christoph Lichtenberg
7 M. Twain
8 H. Jackson Brown