» Blog » sci-fi vs "sci-fi" w RPG
04-03-2010 00:56

sci-fi vs "sci-fi" w RPG

W działach: nałka, RPG, życie | Odsłony: 10

Wpis motywowany tematem na forum poltera pod tym samym tytułem. Z żalu nie wklejam linka, ale każdy bywalec forumowy z małym stażem może sobie wyobrazić co się tam dzieje. Tak właśnie. Tylko nie ma flejma i dyskusja jest "merytoryczna".

Zacznę od złośliwości. Po pierwsze, określenie sci-fi jest wartościujące, zatem temat powinien nazywać się "s-f vs sci-fi w RPG". Tak powstało to określenie, a ludzie którzy tego nie wiedzą je rozmywają.

Ad rem. Ile jest sf w RPG? Moim zdaniem dużo więcej niż w książkach. Gramy przecież w to, w co chcielibyśmy zobaczyć, w to w co wierzymy (albo byśmy chcieli wierzyć). A o to właśnie chodzi w te klocki. Jeśli kroś chce bardziej się zbliżyć do naukowości, to niech zakupi książeczki popularnonaukowe i się hobbystycznie dokształci. Prószyński i S-ka wydają ich mnóstwo, większość z nich całkiem niegłupich. Niektóre nawet cenne dla naukowców. Jak chcesz rozumieć fizykę, a nie błysnąć w towarzystwie, to zapraszam na Hożą 69. Ja tam nikomu nie każę stosować transformaty Lorentza, żeby sprawdzić czy ich pocisk trafił w statek lecący z prędkością 0,1c. Jest ona osiągalna w Gasnących Słońcach, a nie zamierzam rezygnować z tego systemu tylko dlatego, że twórcy spojrzeli z przymrużeniem oka na prawa fizyki.

Nie chodzi o to, że chcę się oderwać od codziennego kieratu i nadać podróżom kosmicznym romantyczne tło. Wielu wielkich pisarzy przede mną uświadomiło ludziom, że tak wcale nie jest. Całe założenie, że sf musi mieć bardzo mocne korzenie naukowe można o kant pewnej części ciała potłuc. Science fiction powinno silić się na naukową poprawność (tzn. nie gwałcić jej zbyt ostentacyjnie, bo to jest działka fantasy) i zawierać ciekawą wizję świata. Z dzisiejszych perspektyw "Nowy wspaniały świat" Huxleya należy do science fiction, a nie zamierzam go odsądzać od czci i wiary za to, że świat za te kilkaset lat będzie wyglądać zupełnie inaczej. Nawet za to, że wizja świata się nie spełniła. Książka pobudza wyobraźnie i daje coś do myślenia, czasem nawet mimo woli autora. To się dla mnie liczy.

Sf jest tak naprawdę bajką o świecie, jaki chcielibyśmy widzieć w przyszłości, czy to kiedy będziemy mieli włosy tylko na rękach i to bielsze od ścian, czy też dla naszych prapraprawnuków, które nie będą nawet pamiętać, że ktoś taki kiedyś mówił "Marysiu" do ich prababci, a nawet jeśli to nie będą potrafiły poprawnie wymówić ł z Waszego nazwiska. Zazwyczaj odzwierciedla wypadkową aktualnych nastrojów społecznych i mód panujących w nauce, z przewagą pierwszego. To PCty (przepraszam, Apple i IBMy) i pojawienie się informatyki przyniosło cyberpunk, nie odwrotnie. Cyberpunk w odpowiedzi dał zainteresowanie tymi pierwszymi, ale najważniejsza była mroczna wizja przyszłości. Reszta to "wtedy prawdopodobne" ozdobniki. Z resztą, przypomnijcie sobie Verne'a i jego pomysły. Armata, którą można by wystrzelić ludzie na Księżyc? No proszę Was... Po pierwsze, zabije ich przeciążenie w momencie wystrzału, po drugie, potrzebna była by tak kolosalna energia (zakładając 100% wydajność) rzędu 0,1 kilotony trotylu. Tylko 1/200 bombki zrzuconej na Hiroszimę.
Ale kogo to obchodzi, skoro czyta się dobrze? Może czasem się człowiek uśmiechnie, ale to nie naiwność czy prymitywizm dały ludziom takie marzenia. To wydawało się możliwe. Zamiast zgrywać wielkich, bo zdarzyło się nam żyć w epoce, w której nie umiemy nawet rozpalić ogniska bez pomocy chemii organicznej (zapalniczka), trzeba sięgnąć głębiej. Bardzo dobrze zrobili to steampunkowcy, którzy zostawili tą Verne'owską otoczkę i z owej pseudonaukowości zrobili technofetyszyzm. Stworzyli świetną konwencję, wyrazistą i działającą na wyobraźnię. Wbrew pozorom nie tak daleko jej do WH40k, tylko tam technika jest odmianą religii, a tutaj magii.

Że czasem któryś pisarz trafi jakimś technicznym pomysłem? No cóż, trafiło się ślepej kurze ziarno. A Clark był fizykiem, więc jego orbita geostacjonarna i winda kosmiczna się nie liczą (nie wykluczone, że nie trafi do tej samej szuflady co pociągi jeżdżące na poduszce magnetycznej, napędzane parą). Z resztą, ile pomysłów Aldissa, Haldemana, Carda czy nawet Zajdla, fizyka zaczynajcego przecież od hard sf, się przyjęło? Komuś coś świta? A "Jad mantezji" to było takie genialne opowiadanko...

Dlatego różnica między sf i fantasy jest dużo mniejsza niż się wydaje. Jedno i drugie to baśń, tylko każda sięga w inną część wyobraźni. Rozpatrywanie RPG w kategoriach "sf czy techno fantasy" na dłuższą metę nie ma sensu. Samo sf nie jest naukowe, rzadko kiedy jest nawet "popularnonaukowe", zatem o co chodzi? Fakt, sf ma w sobie coś takiego, że większość ludzi wymaga od niego poważniejszego podejścia, ale to jest właśnie kwestia tej rzekomej naukowości. Rzekomej, powtarzam. Co innego sprawia, że coś jest science fiction.

Co to jest? W przypadku książki wydawca z recenzentem. W przypadku RPGa kwestia jest dużo bardziej skomplikowana.


Jeśli ktoś mi nie wierzy, to zagadka dla niego, jeszcze zanim zacznie czytać tabelki przeliczające prędkość w dziesiątych c na AU i paraseki na dzień: Kiedy znajdujesz się w rakiecie na orbicie okołoziemskiej, w którą stronę należy odpalić silnik, żeby wrócić na Ziemię zużywając jak najmniej paliwa?
a) W kierunku stycznym do orbity, zwrot zgodny przeciwny do prędkości (tj. niejako w kierunku ruchu po orbicie)
b) Odwrotnie do a (tj. niejako w kierunku przeciwnym do ruchu po orbicie)
c) Do Ziemi (czyli dziobem w przestrzeń)
d) Od Ziemi (czyli dziobem w planetę)
Jeśli ktoś będzie oprócz tego wiedział dlaczego, jak mnie znajdzie na R-konie to dostanie krówkę własnoręcznie zagrabioną przeze mnie z sekretariatu. (Fizycy, siedźcie cicho, proszę)

Komentarze


sil
   
Ocena:
0
Nie zgodzę się z główną tezą tekstu, że danej książki, filmu itd. nie można uznać za sf, gdyż dzisiejsza wiedza czy kierunek w jakim poszła cywilizacjia jest sprzeczna z jej założeniami. Wgm. istotniejsze jest, że dzieło owo miało "bardzo mocne korzenie naukowe" w momencie jego powstawania.

Oczywiście czytając takie coś po latach można nieraz uśmiechnąć się widząc jak autor strzela (niech i z armaty) kulą w płot. Co jednak moim zdaniem nie zmienia przynależności gatunkowej utworu, a jedynie nasz jego odbiór.

Podobnie zresztą jak czytanie utworów powstałych w innych realiach społecznych. Pozwolę sobie podlinkować moją recenzyjkę Jawnogrzesznicy napisaną po 16 latach: http://rpg.polter.pl/sil,blog.html ?3901

BTW, zapomniałeś napisać do jakiego miasta zapraszasz na ową Hożą 69 :)
04-03-2010 08:20
Ezechiel
   
Ocena:
+4
"Z resztą, ile pomysłów Aldissa, Haldemana, Carda czy nawet Zajdla, fizyka zaczynajcego przecież od hard sf, się przyjęło?"

Aldiss:
- Koncepcje modyfikacji genetycznych, uzupełnienia niedoskonałości ludzkich za pomocą organizmów symbiotycznych (Cieplarnia).
- Pistolety ogłuszające / broń energetyczna (Non Stop)

Heinlein (Żołnierze kosmosu)
- Osobista łączność każdego żołnierza na polu bitwy
- Program Land-Warrior
- Nacisk na szkolenie fizyczne jako narzędzie kształtowania charakteru
- Program Land Warrior (prosty potomek kombinezonów MI)

(Obcy w obcym kraju)
- Przystosowanie społeczne hipisów i post-hipisów - baby-boomers.

Card (no i trochę Haldeman)
- Symulatory sytuacji bojowych jako podstawowe narzędzie szkolenia

Zajdel:
- Farmy fotowoltaiczne na dachach budynków (Cylinder)
- Pauperyzacja wykształcenia (Dokąd jedzie ten tramwaj)

Oczywiście korzenie tych pomysłów powstawały wcześniej. Nie zmienia to faktu, że w chwili, gdy powstawały te utwory, opisane powyżej elementy nie były oczywiste.

"Jedno i drugie to baśń, tylko każda sięga w inną część wyobraźni. Rozpatrywanie RPG w kategoriach "sf czy techno fantasy" na dłuższą metę nie ma sensu. Samo sf nie jest naukowe, rzadko kiedy jest nawet "popularnonaukowe", zatem o co chodzi? Fakt, sf ma w sobie coś takiego, że większość ludzi wymaga od niego poważniejszego podejścia, ale to jest właśnie kwestia tej rzekomej naukowości. Rzekomej, powtarzam. Co innego sprawia, że coś jest science fiction."

Jestem starym fizykiem. Wierzę w stałą Plancka, zasadę zachowania energii i definicję SF według Asimova lub Lema.
04-03-2010 08:47
Ifryt
   
Ocena:
0
Hoża 69 to adres Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. :)
04-03-2010 10:00
Kumo
   
Ocena:
0
Jeśli dobrze pamiętam, to wszystkie definicje s-f i podziały gatunkowe w fantastyce są zupełnie umowne... Więc można co najwyżej powiedzieć "DLA MNIE s-f musi zawierać to i to, a nie może tamtego".
04-03-2010 10:25
~Marco REqam

Użytkownik niezarejestrowany
    Jak zwykle bez logowania
Ocena:
0
@Sil - zupełnie mnie nie zrozumiałeś. Miałem na myśli dokładnie to, co powiedziałeś - fakt, że te idee zupełnie nie trafiły nie wyklucza ich z kręgu sf, bo to tylko dekoracje. Które, czasem, dają natchnienie do badań naukowych w tym kierunku (a co jeśli to możliwe?).

@Ezechiel - połowa z pomysłów które wymieniłeś jest przykładem rozminięcia się z rzeczywistością. Jak choćby (z punktu widzenia dnia dzisiejszego) farmy woltaiczne, które są diabelnie drogie i diabelnie niewydajne, oraz modyfikacje genetyczne przeprowadzane na ludziach (kończące się prędzej czy później ostrą reakcją autoimmunologiczną i śmiercią).

Zaś reszta to właśnie ta esencja o której mówiłem - problem hippisów czy pauperyzacja wykształcenia. To było ważniejsze, niż ozdobniki w postaci kombinezonów MI.

Jestem młodym fizykiem i nie mam zamiaru podważać stałej Plancka czy fundamentalnych praw, ale literatura sf robi to nagminnie, nawet Heinlein i Aldiss. I jakoś uchodzi jej to na sucho. Tutaj pokazuje się, o co chodzi·

A z definicją sf Lema jest taki problem, że trzeba by wyrzucić z sfu połowę klasyki albo książek naprawdę dobrych. Choćby "Diunę" i "Hyperiona". Każda niemal każda definicja sf tak działa. Która z nich jest dobra?
04-03-2010 13:44
sil
   
Ocena:
0
~Marco REqam
Masz rację, musiałem źle Cię zrozumieć.
04-03-2010 14:43
Repek
   
Ocena:
0
Dlatego różnica między sf i fantasy jest dużo mniejsza niż się wydaje. Jedno i drugie to baśń, tylko każda sięga w inną część wyobraźni.

+1

[Nie wtrącam się do dyskusji speców, bo o fizyce wiem tyle, że zaczyna się na "f", ale wpis bardzo interesujący.]

Pozdrówka

04-03-2010 16:40
~Stefek Komar

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A ja ciągle czekam na Roboticę. Wreszcie jakiś polski system sci-fi z prawdziwego zdarzenia!
04-03-2010 17:42
Gerard Heime
   
Ocena:
+1
Moim zdaniem podstawowymi funkcjami SF jest:

- inspirowanie naukowców do nowych odkryć, sprawianie, by człowiek "marzył o przyszłości" i chciał uczynić ją częścią codzienności; oswajanie szoku technologicznego - nowe, czasem niezwykle wynalazki stanowią dla nas coś oczywistego.

- analizowanie, jaki wpływ na nasze życie ma technologia i przeprowadzenie eksperymentów myślowych: co by było, gdyby ta technologia wyglądała inaczej? Jaki by wywarło to wpływ na naszą kulturę, nasze społeczeństwo? Jak będzie to wyglądało za 10, 100 i 1000 lat?

- ostrzeganie przed skutkami nierozważnego implementowania technologii i zbytnim poleganiu na niej, czyli typowe przypowieści w stylu potwora Frankensteina.

Oczywiście w ramach SF można opowiedzieć też inną historię nie związaną z powyższymi, ale wydaje mi się, że prawdziwy potencjał SF wychodzi na jaw, gdy odniesiemy się do jednej z tych funkcji.

Moim zdaniem recepta na dobre SF (realizujące przynajmniej jedną z wymienionych funkcji) jest prosta - powierzchowny realizm. Powierzchowny, tzn. będący w stanie uśpić czujność człowieka nie będącego ekspertem w danej dziedzinie, a tegoż eksperta (np. fizyka, informatyka, wojskowego) przekonać, że chciało nam się ruszyć tyłek i coś poczytać.

Oprócz tego, przez powierzchowny realizm rozumiem też spójną, logiczną konstrukcję świata wymyślonego. Nawet, jeśli niemożliwe jest możliwe, to jeszcze musi to mieć stosowny wpływ na świat, by było wiarygodne dla odbiorcy.

Od pisarza SF nie można wymagać specjalistycznej wiedzy (chyba, że tworzy SF poświęcone jakiemuś wąskiemu sektorowi, np. bliska przyszłość wojskowości) gdyż SF jest bardzo często interdyscyplinarne (w jednym rozdziale są walki w kosmosie, w innym klonują kolesiowi rękę, w trzecim porusza się w VR itd.) i autor niestety musi się ciągle dokształcać by utrzymać ten minimalny poziom realizmu. Na szczęście w dzisiejszych czasach dostęp do tej wiedzy jest na wyciągnięcie ręki. Klik, klik.
05-03-2010 11:24
nimdil
   
Ocena:
+1
Jeśli dobrze pamiętam to trzeba odpalić silnik w kierunku przeciwnym do poruszania się statku kosmicznego wzdłuż stycznej do orbity (sort of) - nie do końca jestem pewien czy rozumiem opcje. Wtedy składowa wektora ruchu wzdłuż stycznej zmniejszy się, wektor skierowany do Ziemii się nie zmieni, więc statek powinien zejść w dół. Jak mówiłem- jeśli dobrze pamiętam; ale jeżeli dobrze pamiętam to poproszę krówkę mailem.

Z argumentacją się totalnie nie zgadzam. Niektóre stwierdzenia - jak, że o przynależności gatunkowej decyduje wydawca/recenzent - są w zasadzie śmieszne. Jest różnica, między sięganiem do równań różniczkowych, a akceptowaniem kusz laserowych strzelających - na oko - laserem (sic!) wolniejszym od bełtu. To jest techno fantasy czy też raczej quasi-techno fantasy.
Fantastyka to w ogóle jest baśń. Czy też jakieś jej rozwinięcie. Ale to, że mamy statek kosmiczny i obcych nie czyni z fantastyki s-f. S-f wymaga konkretnej stylistyki - stylistyki, która ma sens lub potencjalny sens bez odwołania się do czynnika nadnaturalnego. Przez czynnik nadnaturalny rozumiem też tutaj bzdurność twórcy.
A jak dobrze pogłówkować, to nawet armatę Verne'a można obronić. Fakt - przyspieszenie zabiłoby załogę, ale tylko, jeżeli byłoby nadane wyłącznie na samym początku. "Armata na długą serię zsynchronizowanych odpowiednio wybuchów" się broni, zwłaszcza jeżeli nie ograniczamy się tylko do prochu i trotylu.
05-03-2010 17:54
~steelin

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Z wrodzonego czepialstwa chciałbym zauważyć, że artykuł jest otagowany terminem "nałka". ;)
05-03-2010 23:48
~Marco REqam

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@steelin- Tak. Uznałem, że "nałka" wygląda ładniej niż "nauka", jest łatwiejsza do wypowiedzenia i nie przywodzi na myśl dziwnych skojarzeń, tak jak "nałuka".


@nimdil - odpowiedź poprawna, wytłumaczenie nie. Żeby wyjaśjnić ten problem trzeb użyć przynajmniej jednego pojęcia z zestawu: bariera centryfugalna, moment pędu.
Swierdzenie śmieszne, ale tak to działa. Vonnegut stał się znanym w świecie pisarzem, odkąd zaznaczył w kontrakcie, że jego książki nie mogą leżeć na półkach z science fiction. Treść się nie zmieniła, odbiór tak. Tak samo jest teraz. Co wydaje Fabryka Słów? Fantastykę. Jeśli jest inaczej (a bywa), mało kto to zauważa. Dukaj też miałby pewne problemy z wybiciem się, gdyby dalej wydawał w Supernowej.

A jeśli szukasz bzdurności - powiedz mi, jak rozwiązują problem podróży gwiezdnych pisarze sf nawet wyskoich lotów?
Odpowiedź brzmi - nie rozwiązują. Przyspieszenie do prędkości bliskiej c tak, żeby przeciążenie nie zabiło kosmonautów zajęłoby (zakładając stałe przyspieszenie 3g, zupełnie znośne na krótką metę) 9 lat. Hamowanie drugie tyle. Owszem, startując przy odpowienim układzie planet można zacząć podróż z całkiem sporą prędkością, co trochę problem. Zostaje kwestia napędu i źródła energii. O ile dylatacja czasu wzrasta jak czynnik gamma, o tyle siła wymagana do utrzymania danego przyspieszenia jak gamma^3. Praca, którą trzeba wykonać jest niewyobrażalna. Skąd wytrzasnąć tyle energii?

Jedyne wyjście z twarzą widziałem w Hyperionie, pojawiła się nazwa "napęd Hawkinga" i wiadomo było, że energia idzie gdzieś z Technocentrum, które dysponuje niemal nieograniczoną energią. W innych wypadkach kwestię się pomija albo gada głupoty.

Podobnie jest z kwestią kontroli grawitacji. Chociaż różnego rodzaju grawikompensatory pojawiają się raz za razem, nikt nie zastanowił się, jakie rzeczy można wyczyniać z takim urządzeniem i jaki miałoby ono wpływ na społeczeństwo. Po prostu jest, tak samo jak magia w światach fantasy i tak samo, dokładnie tak samo nadnaturalne.

Inaczej mówiąc, realizm ginie z każdą kolejną dekoracją, wrzuconą zupełnie bez przemyślenia tematu. Inne przypadki są zupełnie odosobnione.

Co do armaty - w sumie, pewnie da się to zrobić tak, żeby działało (pomijam już kwestię roztrzaskania kapsuły przy lądowaniu, tak samo jak robią to pisarze sf, u których promy kosmiczne lądują pionowo

@Gerard Heime - ok, oswajanie szoku technologicznego. Tutaj czasem się coś udaje. Z wynalazkami różnie to bywa, czasem daje efekty (jak z hologramem), czasem pisarz może się w ten sposób zbłaźnić, jeśli traktować to wszystko realistycznie.
Drugi punkt - zgadzam się, jak najbardziej. Z trzecim, no, mogę się zgodzić.
Ale tak jak już pisałem, im bardziej pisarz wchodzi w opisane przez Ciebie sfery (zwłaszcza pierwszą), tym rzadziej mu się udaje zrobić coś wiarygodnego. Tym bardziej, że informacje naukowe dostępne w sieci zazwyczaj są niskiej jakości. Trzeba dużo i umiejętnie szukać.
07-03-2010 19:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.