» Recenzje » Tłumaczenia » Zew Cthulhu: Sztuka hygge

Zew Cthulhu: Sztuka hygge


wersja do druku

Spokój obłędu

Redakcja: Tomasz 'Radnon' Cybulski

Zew Cthulhu: Sztuka hygge
Na przestrzeni lat do rozmaitych edycji Zewu Cthulhu ukazywały się przygody osadzone w różnorodnych sceneriach, niejednokrotnie daleko odchodzących od standardowej Nowej Anglii w okresie międzywojennego dwudziestolecia.

Najnowsza, siódma odsłona systemu nieporównanie bardziej rozszerzyła tę różnorodność, dzięki programowi Miskatonic Repository umożliwiając tworzenie systemowych suplementów także fanom – a znaczną część takich fanowskich materiałów stanowią właśnie scenariusze przygód. Na łamach Poltergeista przybliżaliśmy już czytelnikom podobne przygody autorów z Polski (seria Zgrozy), Chin (Ściany, Szaleniec w budynku), Korei (Pierwszy oddech w Sinam, Dziesięć, Martwa dłoń) i Szwecji (Śniący z trzęsawiska). Bardzo dobra przygoda stworzona przez autora z mroźnej Skandynawii zachęciła mnie do sięgnięcia także po scenariusz twórcy z innego nordyckiego kraju – Sztuka hygge to krótki materiał autorstwa Duńczyka, Poula Holmelunda.

Mimo że suplement liczy 24 strony, zaledwie jedną czwartą zajmuje treść samego scenariusza, cztery strony to karty gotowych postaci, po jednej – okładka, strona tytułowa i spis treści, dwie i pół zajmuje sylwetka kluczowego BN-a, a aż imponujące osiem – pomoce dla graczy. To element, na który w przygodach do Zewu Cthulhu zawsze zwracam baczną uwagę, niezależnie czy mowa o oficjalnych scenariuszach czy fanowskich produkcjach. Niestety w tym przypadku bogactwo i różnorodność handoutów same w sobie mogą zasługiwać na pochwały, ale trudno już pozytywnie spojrzeć na fakt, że nie są one do końca dostosowane do wydrukowania – nie tylko w większości są ciemne lub mają kolorowe tło, ale co gorsza także layout dodatku jest dość ciemny, i choć nie utrudnia to lektury, to przy wydruku pomocy będzie musiało odgrywać rolę. Dużo chętniej pomoce dla graczy widziałbym na białym tle, bardziej przyjaznym drukarkom, to samo dotyczy kart postaci.

W przypadku tych ostatnich lista zarzutów jest jednak dłuższa. Po pierwsze portrety Badaczy są po prostu paskudne, aż trudno uwierzyć, że twórcy przygody nie mogli choćby znaleźć w darmowo dostępnych bazach grafik jakichś wizerunków przyjemniejszych dla oka. Po drugie, w przypadku części z nich lista umiejętności posiadanych przez postacie, łagodnie mówiąc, słabo koresponduje z fabułą przygody. To już dużo poważniejszy zarzut, bowiem gracze, których Badacze nie będą mieli zbyt wielu okazji do użycia swoich mocnych stron i wykazania się kompetencjami, będą mogli odczuwać uzasadnioną frustrację. Po trzecie wreszcie, wspomniana lista posiadanych umiejętności nie w każdym przypadku koreluje także z fabularnym opisem postaci.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Czwórka bohaterów historii opowiadanej w Sztuce hygge to amerykańscy studenci, którzy na przełomie minionego i obecnego stulecia trafili na roczną wymianę do Danii dzięki wygranej w konkursie zorganizowanym przez duńską ambasadę. Czas ich pobytu w Kopenhadze pomału zbliża się do końca, podobnie jak termin oddania prac omawiających różne aspekty lokalnej kultury, jej znaczenia i wpływu, jaki na nich wywarła. Ich napisanie to jeden z obowiązkowych elementów wymiany, a tymczasem postacie nieszczególnie mają nawet pomysły, o czym konkretnie miałyby traktować ich projekty.

Na szczęście z pomocą przychodzi ogłoszenie wiszące we wspólnej sali ich akademika – skierowane do obcokrajowców, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej o hygge, istotnym elemencie duńskiej kultury. Dane kontaktowe na ogłoszeniu doprowadzą postacie do znanej malarki, dla której przybliżenie cudzoziemcom duńskiej kultury i stylu życia ma być elementem kolejnego artystycznego projektu. W ciągu trzech kolejnych sobót będzie spotykać się z Badaczami, przybliżać im ideę hygge i jej praktyczne aspekty a równocześnie – nagrywać reakcje i komentarze swoich zagranicznych gości, by wykorzystać je w w najnowszej, właśnie powstającej wystawie, której wernisaż ma odbyć się wkrótce.

Oczywiście w finale okaże się, że sprawa ma drugie dno a artystka nie jest do końca tym, kim mogłaby się wydawać. Naturalnie nie jest to zarzut, nawet jeśli może powodować wrażenie pewnej przewidywalności. Dużo gorzej oceniam fakt, że zakończenie scenariusza jest z góry założone i postacie nie mają na nie szczególnego wpływu, ale moim głównym zarzutem wobec Sztuki hygge jest ten, że postacie niespecjalnie mają w przygodzie co robić. Owszem, między kolejnymi spotkaniami mogą szukać informacji o artystce, ale to właściwie jedyne, co uwzględnia scenariusz jeśli chodzi o aktywność bohaterów i jakąkolwiek działalność z ich strony.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Być może w praktyce przygoda poprowadzona przez dobrego MG, który wprowadzi do niej jakieś dodatkowe elementy i będzie reagować na pomysły graczy nie uwzględnione przez autora mogłaby dać udane sesje, ale w domyślnym kształcie Sztuka hygge to dosłownie kilka scen, w których postacie rozmawiają między sobą lub z BN-ami. Będzie można ewentualnie wykorzystać Spostrzegawczość lub Psychologię Badaczy, ale niewiele poza tym. To dla mnie zdecydowanie za mało, bym mógł z czystym sumieniem polecić tę przygodę fanom Zewu Cthulhu. Równocześnie mam świadomość, że osoby ceniące sobie przede wszystkim wspólne nieśpieszne opowiadanie historii, a nie tworzenie ich przez dokonywane wybory i mechaniczne efekty podejmowanych działań, na takiej sesji mogłyby bawić się nieźle. W Skandynawii podobny model wydaje się popularny, skoro na mroźnej północy powstają takie systemy jak Stoke – Birmingham 0-0.

Dodatkowym plusem jest uwzględniona lista utworów tworzących muzyczne tło – soundtrack w serwisie Spotify uzupełniony jest o informacje, jakie utwory odtwarzać w konkretnych momentach przygody. Osoby ceniące sobie na sesjach dobry podkład dźwiękowy na pewno docenią ten element.

Choć Sztuka hygge powinna sprawdzić się jako jednostrzał (a mechaniczna lekkość może być zaletą choćby przy prowadzeniu na konwencie albo próbie adaptacji scenariusza na potrzeby innego systemu), to warto zaznaczyć, że ukazał się jej sequel, przygoda Lost in Cremation, na razie jeszcze nie przetłumaczona na język polski – zobaczymy, czy doczekamy się jej przekładu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Może jeśli potraktowałbym ten scenariusz jako prequel, a nie zamkniętą, samodzielną historię, w połączeniu z kontynuacją oceniłbym go lepiej. Na razie dostaje ode mnie ocenę poniżej przeciętnej – bogaty zestaw pomocy dla graczy i soundtrack dla prowadzącego nie mogą przysłonić tego, jak daleko jego styl odbiega od moich preferencji.

 

Dziękujemy grupie Rzucaj Nie Gadaj za udostępnienie przygody do recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.0
Ocena recenzenta
4
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
Tytuł: Zew Cthulhu: Sztuka hygge (Call of Cthulhu: The Art of Hygge)
Linia wydawnicza: Zew Cthulhu
Autor: Poul Holmelund
Tłumaczenie: Dominika 'Neerdie' Kledzik
Ilustracja na okładce: Ken Robkin
Ilustracje: Ken Robkin, Poul Holmelund, Daniel Dion Christensen, Iris Mealor Olsen, Lee Wade
Data wydania oryginału: 31 lipca 2023
Miejsce wydania oryginału: Dania
Wydawca polski: Rzucaj Nie Gadaj
Data wydania polskiego: 26 grudnia 2023
Liczba stron: 24
Format: pdf
Cena: 3,99 USD



Czytaj również

Zew Cthulhu: Martwa dłoń
Ręka w rękę z obłędem
- recenzja
Zew Cthulhu: Dziesięć
Niepitagorejska arytmetyka
- recenzja
Zew Cthulhu: Ściany
Szczury w murach
- recenzja
Zew Cthulhu: Szaleniec w budynku
Uwięzieni w obłędzie
- recenzja
Zew Cthulhu: Pierwszy oddech w Sinam
Strach ma skośne oczy
- recenzja
Zew Cthulhu: Śniący z trzęsawiska
Groza na mokradłach
- recenzja

Komentarze


Johny
   
Ocena:
+2

Dzięki za recenzję. Ostatnio Enc na swoim fanpagu pisał że nie lubi Cthulhu bo wielu mistrzów gry bawi się w nim w railroading lub bardzo nudne śledztwa.

I tak sobie pomyślałem że może rzeczywiście w tym systemie jest trudno opracować dobry scenariusz. No bo walka raczej odpada, jest za śmiertelna. Trudne wybory?  O nie raczej nie chodzi w Cthulhu. A śledztwo i horror, zwłaszcza z mitami które są raczej ograne to wyższa szkoła jazdy.

14-06-2025 23:25
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+2

Mi akurat samo w sobie to nie przeszkadza, taka konwencja systemu, zgodna zresztą ze sporą częścią literackiej spuścizny Lovecrafta, ale rozumiem, że nie każdy musi to lubić, a poza tym łatwo też przesadzić i gracze nagle z uczestników stają się widzami historii opowiadanej przez MG.

14-06-2025 23:59
Johny
   
Ocena:
+1

Mi się ostatnio zaczęły podobać śledztwa od kiedy prowadzę Imperium Maledictum. Nawet chciałem sobie kupić Na tropie Cthulhu bo detektywistyczna mechanika Gumshoe. Tylko gracze nie chcą grać w nic co obok Cthulhu stoi - boją się o masową śmierć bądź szaleństwo postaci i generalnie chyba nie lubią takich klimatów.

Trzeba przyznać, że w Maledictum są też intrygi, konflikty społeczne, zwykłe walki i w ogóle mnóstwo rzeczy do robienia.

15-06-2025 20:07
Radnon
   
Ocena:
0

Zdaję sobie sprawę, że konsensus mówi, że w Zewie raczej się nie walczy, ale ostatnio trochę zacząłem powątpiewać w ten pogląd. Kilka tygodni temu prowadziłem Deltę Green (wiem, że to inny system, ale mechanicznie bardzo do Zewu podobny i chyba nawet bardziej od niego śmiertelny) i w scenariuszu zawarłem kilka starć, które graczom się bardzo spodobały - współczesna broń i wysoka śmiertelność sprawiły, że udało nam się rozegrać sceny rodem z oryginalnych części Rainbow Sixa.

16-06-2025 08:12
Johny
   
Ocena:
+1

Pewnie to zależy od graczy. W końcu są tacy których kręci robienie 11 postaci dla kilku osobowej drużyny na sesji obcego. Więc śmiertelność może być zaletą.

Moi wolą by ich postacie przeżyły. Dlatego nie umiem ich namówić na Cthulhu. 

16-06-2025 20:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.