Także oryginalne opowiadania Lovecrafta cały czas stanowią atrakcyjny obiekt dla adaptacji przekładających ich fabułę na język innych mediów – filmów, komiksów, słuchowisk. Niewiele z nich jest podstawą gier – czy planszówki, czy erpegi, czy gry komputerowe z reguły traktują lovecraftowską spuściznę bardziej całościowo, nie ograniczając się do opowiedzenia jeszcze raz pojedynczej historii.
Ciekawym wyjątkiem są pośród nich gry paragrafowe z serii Choose Cthulhu – każdy z tomików opiera się na konkretnym opowiadaniu Lovecrafta, choć twórczo przetworzonym, wzbogaconym nie tylko o odniesienia do innych lovecraftowskich utworów, ale i nowe, oryginalne wątki.
Siódmą pozycją z tej serii jest Kolor z innego wszechświata. Jedno z najbardziej znanych opowiadań HPL z powodzeniem przenoszono już na kinowy ekran i kadry komiksów, teraz wziął się za nie Edward T. Rilke, który w serii debiutował najsłabszym jak dotąd tomem, W górach szaleństwa. Jednak kolejna gra jego autorstwa, Sny w domu wiedźmy, kompletnie zrehabilitowała go w moich oczach, więc i po tę sięgnąłem z jak najbardziej pozytywnym nastawieniem.
Wizualnie tom nie odbiega od wcześniejszych – identyczny jest i format, i oprawa stylizowana na stary notatnik, podobna jest oprawa graficzna, natomiast ta część cyklu jest zauważalnie grubsza od poprzednich – ponad 140 paragrafów czyni go najobszerniejszą pozycją z serii, porównywalną jedynie, przynajmniej na razie, ze Zgrozą w Dunwich.
W grze wcielamy się w młodego hydrologa, który na zlecenie Kompanii Wodnej z Providence ma sprawdzić, czy doliny nieopodal Arkham można zalać, tworząc rezerwuar wody pitnej dla całej okolicy – ewentualna budowa wymaga sporych przygotowań, i nasz bohater doskonale zdaje sobie sprawę z ciążącej na nim odpowiedzialności.
Wypada pochwalić, że już na starcie, począwszy od pierwszej strony, dostajemy możliwość wyboru drogi, jaką podąży nasz bohater, i to – jak się okaże – w istotny sposób wpływającej na dalszy przebieg opowiadanej historii. Ta tendencja utrzymuje się też na kolejnych etapach – łącznie dostajemy więcej linii fabularnych, niż w którymkolwiek z wcześniejszych tomów.
Jak zawsze, droga do pomyślnego zakończenia jest długa i wyboista, a błędne kroki doprowadzą nas tylko do śmierci i szaleństwa. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że to jak dotąd najtrudniejsza ze wszystkich wydanych u nas gier z serii Choose Cthulhu.
Także dlatego, że wprowadza ona nowy mechanizm – niektóre paragrafy opatrzone są nagłówkiem "Zepsucie" i przypisaną wartością punktową. Przemierzając mroczne zakamarki nieszczęsnej okolicy nawiedzonej przez przybysza z innego świata, stopniowo sami przenikamy otaczającym nas zewsząd splugawieniem – gdy jego poziom przekroczy pewną graniczną wartość, udajemy się do stosownego paragrafu, by poznać los, jaki przypadnie w udziale naszemu bohaterowi – rzecz jasna, nie ma wówczas co liczyć na szczęśliwe zakończenie.
To element, który oceniam zdecydowanie pozytywnie, i to z kilku powodów. Po pierwsze, jest to po prostu urozmaicenie rozgrywki – zamiast tylko przechodzić pomiędzy paragrafami, dostajemy kolejny mechanizm, który wpływa na podejmowane przez nas decyzje, a przez to czyni rozgrywkę atrakcyjniejszą. Podobnie jak w Snach w domu wiedźmy dostawaliśmy Punkty Kultysty, także i tutaj autor zadbał o wzbogacenie gry. Po drugie – w ten prosty sposób podkreślona zostanie nieuchronność nadciągającej zagłady i konieczność działania, nim nadejdzie koniec. Zbyt długo przebywając w jednym miejscu, zbyt wiele czasu poświęcając, na przykład, na badanie jakiegoś pomieszczenia, narażamy się na coraz większe ryzyko. Na szczęście, próbując kolejny raz, możemy już omijać ślepe zaułki fabuły i nie marnować czasu na próżno. Nie ma bowiem co liczyć na pomyślne ukończenie gry za pierwszym razem, ale ewentualne porażki uczynią tylko smak zwycięstwa słodszym.
Pisząc o zaletach tego tomu, nie sposób nie wspomnieć o języku, jakim pisane są poszczególne paragrafy – opisy są obszerne i plastyczne, a choć brakuje im może pewnej poetyckości, którą zachwycałem się przy niektórych fragmentach wcześniejszych tomów, to lektura Koloru... i tak pozostaje prawdziwą przyjemnością. Cieszą też nienachalne i naturalne nawiązania do innych utworów Lovecrafta.
Niestety, jeśli chodzi o obecne w grze odniesienia, w jednym miejscu autor poszedł moim zdaniem zdecydowanie za daleko – odsyła nas bowiem do konkretnego paragrafu w, na razie nie wydanej po polsku, dziewiątej grze z cyklu, Szepczący w ciemności. Z czasem przekonamy się, czy to tylko swego rodzaju perskie oko puszczone do czytelnika, czy faktycznie te dwie gry są ze sobą powiązane w większym stopniu.
Co gorsza, to nie jedyne zastrzeżenie, jakie można zgłaszać pod adresem gry. W jednym z paragrafów przy oznaczeniu Zepsucia brakuje wartości liczbowej, momentami tłumaczenie wydaje się niezbyt dokładne – na przykład zwrot "wziąć nogi za pas" zostaje użyty w zupełnie nieprawidłowy sposób, tłumaczka z uporem godnym lepszej sprawy pisze o "insektach" zamiast po prostu o owadach. Wszystko to jednak drobiazgi w porównaniu z kwestią, która w największym stopniu przeszkadzała mi podczas lektury.
Otóż opowiadanie Lovecrafta, stanowiące kanwę dla historii opowiadanej w grze, przenika nastrój beznadziei i depresji, bardziej niż jakiekolwiek inne ukazuje ono znikomość ludzkiej egzystencji i bezradność wobec kosmicznej grozy. Tymczasem Riker poszedł w swojej adaptacji w zupełnie inną stronę, serwując czytelnikowi sceny niczym z kampowego horroru, epatując nie grozą, a obrzydliwością i makabreskami. Rozumiem, że różne media rządzą się swoimi prawami, mogą operować innymi środkami wyrazu, a adaptacja nie musi być stuprocentowo wierna oryginałowi, ale trudno mi pozytywnie patrzeć na to, jak autor gry potraktował materiał źródłowy i przynajmniej niektóre zmiany, które w nim poczynił.
Właśnie – niektóre. Mimo wszystkich uwag, jakie mogę zgłaszać pod adresem siódmej części serii Choose Cthulhu, pozostaje ona pozycją jak najbardziej zasługującą na pozytywne oceny, nawet jeśli nie najwyższe z możliwych; powinna zainteresować zarówno fanów gier paragrafowych, jak i twórczości Lovecrafta. Kolejny tom cyklu, Święto, także autorstwa Edwarda T. Rikera, ma ukazać się jeszcze w tym roku. Mam nadzieję, że okaże się lepszy od recenzowanej pozycji, choć może należałoby raczej powiedzieć – jeszcze lepszy.
Dziękujemy wydawnictwu Black Monk Games za udostępnienie gry do recenzji.