» Recenzje » Polskie » Dzień, w którym zatonęła Urda

Dzień, w którym zatonęła Urda


wersja do druku

Trzyczęściowy odcinek specjalny

Redakcja: AdamWaskiewicz, Matylda 'Melanto' Zatorska

Dzień, w którym zatonęła Urda
Przygoda Dzień, w którym zatonęła Urda nie jest produktem nowym, bo na zachodni rynek trafiła już w 2013 roku, promując anglojęzyczne wydanie systemu, ale dopiero teraz rodzimi gracze mogą się zapoznać z tym ciekawym połączeniem epickiej historii z mitami Cthulhu i ratowaniem świata w tle ze skromną i prostą formą prezentacji.

Nie ukrywam, że do najnowszego scenariusza do Wolsunga podchodziłem z dość mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nigdy nie uważałem się za wielkiego fana tego systemu, ale z drugiej ostatnie przeznaczone do niego przygody, z którymi miałem do czynienia (choćby ta zawarta w zeszłorocznym Starterze), prezentowały na tyle wysoki poziom, że ostatecznie ciekawość przeważyła nad obawami i postanowiłem sprawdzić, jak w praktyce prezentuje się wolsungowa wizja końca świata.

Urda artystycznym okiem

Zanim jednak przejdziemy do oceny samej zawartości, warto kilka słów poświęcić jakości wydania. Recenzję przygotowywałem na bazie wersji elektronicznej oferowanej osobom, które zdecydowały się zakupić podręcznik w przedsprzedaży i niewykluczone, że finalnie produkt będzie prezentował się inaczej, ale na chwilę obecną całość można określić mianem funkcjonalnej. Tekst jest czytelny, plik wczytuje się i przewija błyskawicznie nawet na słabszym sprzęcie, a wszystkie podstawowe funkcje w rodzaju wyszukiwania działają bez żadnego problemu. Zastrzeżeń nie  można mieć również do korekty, w czasie lektury nie zauważyłem właściwie żadnych literówek. W tym wypadku przeszkadzać może jedynie tradycyjny i bardzo często powielany błąd polegający na nazywaniu okrętu podwodnego "łodzią" (tym bardziej, że mamy tutaj ewidentnie do czynienia z jednostką wojskową).

Niestety wizualnie podręcznik prezentuje się raczej średnio. Brzydkie, szare tło stron wygląda jak nie do końca umiejętnie obrobiony skan wrzucony tylko po to, żeby utrudnić drukowanie PDFa, ilustracje wewnątrz, choć same w sobie niezłe (szkoda, że są tylko dwie) wydają się być w zbyt małej rozdzielczości i nawet przy normalnym powiększeniu straszą pikselami. Całkiem dobrze prezentuje się jedynie okładka i nie dziwi mnie, że trafiła na jeden z paneli wolsungowego ekranu Mistrza Gry.

Krótko mówiąc, jakość wydania Dnia, w którym zatonęła Urda jest przeciętna. Mankamenty wizualne nie przeszkadzają na szczęście w odbiorze samej przygody, ponieważ od strony technicznej wersja elektroniczna została przygotowana bardzo rzetelnie, ale jednak wrażenie obcowania z produktem niskobudżetowym pozostaje.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jazda bez trzymanki

Niedostatki warstwy artystycznej z nawiązką nadrabia jednak sama przygoda. Zamknięty w trzech rozdziałach o różnej długości scenariusz Dnia... pokazuje, że nawet na nieco ponad trzydziestu stronach niewielkiego formatu można zmieścić pełnowartościową przygodę o epickim rozmachu, której pod względem treści niczego nie brakuje i która będzie stanowi nie lada atrakcję dla graczy pragnących przetestować w praktyce zdolności doświadczonych postaci (scenariusz zaprojektowany został z myślą o bohaterach, którzy mają już na koncie pewne dokonania).

Bardzo dobrze prezentuje już się sama historia, w której bohaterowie graczy (lub jak to jest przyjęte w Wolsungu, Niezwykłe Damy i Dżentelmeni) muszą powstrzymać tajemnicze zjawiska wokół bieguna północnego, które skutkują nagłym podnoszeniem się poziomu mórz i grożą zalaniem wszystkich zamieszkałych krain. Krótko mówiąc – ratowanie świata w czystej postaci. Zresztą nie tylko główny wątek fabularny, ale też wydarzenia, w których uczestniczą bohaterowie pokazują, że mamy tutaj do czynienia z historią opowiedzianą z ogromnym rozmachem. Wystarczy wspomnieć, że akcja rozpoczyna się od ratowania portu w Lyonesse przed atakującym go krakenem, a dalej na postacie czekają między innymi potyczki z lokalną niziołczą mafią, dowodzenie okrętem podwodnym (i prowadzenie go w boju), rozgrywka pomiędzy szpiegami kilku państw i podróż przez skute lodem okolice bieguna północnego.

Wszystko jest bardzo filmowe (momentami zahaczając o konwencję kina akcji lat '80 i '90), a wyzwania stające przed graczami wypełniają całe spektrum problemów, z jakimi mogą mierzyć się bohaterowie Wolsunga; od dość standardowych potyczek, przez kilka różnorodnych pościgów, po naprawdę emocjonujące walki społeczne (w tym ostatnim aspekcie wyróżnia się przede wszystkim finał drugiego aktu przygody). Miłym akcentem jest również to, że nawet jeżeli graczom pewne rzeczy nie wyjdą, nie kończy to automatycznie rozgrywki, ale po prostu stanowi dodatkowe utrudnienie w dalszej części historii.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pochwalić muszę również zestaw pomysłów na kontynuowanie przygody. Jest ich sporo, są dość ciekawe, a do tego zostały podzielone nie tylko pod kątem typu, ale też klimatu, w jakim są utrzymane. Dzięki temu dostajemy oddzielne zestawy zahaczek politycznych (związanych z ludzkimi stronami konfliktu) i paranormalnych (dotyczących przede wszystkim głównych antagonistów).

Krótko mówiąc, za fabułę, dobór wyzwań, tempo akcji i szeroko pojęty klimat autorowi należą się szczere wyrazy uznania.

Nie znaczy to jednak, że przygoda jest idealna i każdemu przypadnie do gustu. Na pewno dla części graczy i prowadzących mankamentem będzie spora liniowość całości. Właściwie, poza fragmentem pierwszego aktu oraz jedną opcjonalną lokacją w akcie trzecim, kolejność wydarzeń jest z góry ustalona i gracze mogą co najwyżej wpłynąć na ich przebieg. Moim zdaniem w takim rozwiązaniu nie ma nic złego i na pewno ułatwia utrzymanie odpowiedniego tempa i dynamiki. Trzeba też przyznać, że konsekwencje pewnych działań są naprawdę dość znaczne i mogą w istotny sposób odmienić dalszy przebieg przygody.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nieco większą, w moim odczuciu, wadą jest niezbyt umiejętna próba wrzucenia elementów horroru. Przygoda jest reklamowana jako pulpowy horror i rzeczywiście, istoty żywcem wyjęte z twórczości H. P. Lovecrafta grają tu bardzo dużą rolę, ale raczej jako przeszkody do pokonania niż straszak na graczy. W efekcie fragmenty scenariusza próbujące wprowadzić nieco grozy (choćby podczas wizyty w upiornej wiosce rybackiej) nie najlepiej współgrają z klimatem całości i raczej wybijają z rytmu, niż stanowią jakąś rzeczywistą wartość dodaną. Mam wrażenie, że przygoda znacznie lepiej obyłaby się bez nich.

Pewne problemy stwarza również skrótowość podręcznika. Trzydzieści dwie strony to bardzo mało jak na tak bogaty scenariusz i rzeczywiście w niektórych miejscach to widać. Przydałyby się na przykład nieco dłuższe opisy najważniejszych Bohaterów Niezależnych, bo w chwili obecnej w niektórych przypadkach czytelnik na pierwszy rzut oka nie wie nawet, do jakiej rasy oni należą (tutaj dobrym przykładem jest pani mechanik ze wspomnianego okrętu podwodnego).

Patrząc całościowo na część fabularną dodatku, trzeba powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych scenariuszy do Wolsunga, z jakimi miałem okazję się zapoznać. Klimatyczny, przemyślany, dobrze zaprojektowany i utrzymany w naprawdę szalonym tempie. Nawet wymienione powyżej drobne wady nie mają wpływu na to, że zawartość merytoryczna podręcznika zasługuje na wysokie noty.

Dzień warty przeżycia?

Podsumowując Dzień, w którym zatonęła Urda, muszę powiedzieć, że jest to bardzo udany dodatek, który w praktycznie idealny sposób łączy fabularny rozmach ze skrótową formą charakterystyczną raczej dla jednostrzałów. Można stwierdzić, że jest to taki Wolsung w pigułce i gdyby nie fakt, że scenariusz przeznaczony jest dla bardziej doświadczonych postaci (a co za tym idzie graczy, którzy mają już nieco praktyki w systemie), to spokojnie można by go polecić jako wprowadzenie do gry dla tych, którzy chcieliby sprawdzić, czym ten Wolsung jest. Nawet w obecnej formie można go jednak bez problemu wykorzystać jako chwilową odskocznię od pełnoprawnej kampanii. Pomaga w tym również bardzo atrakcyjna cena wynosząca zaledwie 12 złotych.

Gdyby nie tak sobie wprowadzone elementy grozy, momentami zbyt duża skrótowość oraz kulejąca strona wizualna, to przygoda spokojnie zasługiwałaby na jedną z najwyższych not. Nawet teraz jednak jest to produkt godny polecenia każdemu fanowi Wolsunga, a jeżeli twórcom uda się przed premierą dopracować stronę techniczną,  będzie to właściwie zakup obowiązkowy i wtedy do widniejącej poniżej oceny z czystym sumieniem będzie można dodać jeden albo nawet półtora punktu.

We wstępie scenariusza autor napisał, że Dzień, w którym zatonęła Urda to swego rodzaju odcinek specjalny i rzeczywiście jest to bardzo trafne określenie i pozostaje mieć jedynie nadzieję, że w przyszłości doczekamy się kolejnych, równie udanych, samodzielnych epizodów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
Tytuł: Dzień, w którym zatonęła Urda
Linia wydawnicza: Wolsung
Autor: Marek ‘Planetourist’ Golonka
Okładka: miękka
Ilustracja na okładce: Igor Myszkiewicz
Ilustracje: Igor Myszkiewicz
Wydawca polski: Kuźnia Gier
Data wydania polskiego: 2016
Miejsce wydania polskiego: Kraków
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka
Format: A5
ISBN-13: 9788364473616
Cena: 12,00 PLN



Czytaj również

Wolsung Starter
Zasmakuj fantastycznego wieku pary
- recenzja
Wolsung: historie z kart
Przetasujmy działanie kart!
Lyonesse: Miasto, Mgła, Maszyna
... albo Moloch, Magia i Makaron
- recenzja
Slawia
- recenzja
Almanach Nadzwyczajny
Niezbędnik gracza i graczki
- recenzja
W pustyni i w puszczy
Zwiedź steampulpowy świat pełen przygód!
- recenzja

Komentarze


Planetourist
   
Ocena:
+1

Dziękuję Ci bardzo za recenzję, bardzo mi miło, że scenariusz przypadł Ci do gustu :)

 

Z ciekawości - mógłbyś napisać, w których innych fragmentach poza wioską rybacką zauważyłeś niepotrzebne wycieczki w stronę grozy?

09-08-2016 19:20
Z Enterprise
   
Ocena:
+1

Mam wrażenie, że przygoda znacznie lepiej obyłaby się bez nich.

Ja też. Jakoś do Wolsunga słabo mi pasują Mity. Są tak jakby zbyt "poważne"* do tej konwencji, która nawet nie próbuje być "poważna". Szaleniec grożący Londynowi atakiem pterodaktyli? Armia folkszombie? Mumia w British  (czy tam Lyonessian) Museum? Jasne. Zdegenerowani kultyści oddający cześć Przedwiecznym? Nie bardzo. Może co najwyżej Flaaki Y'Golonca :) Na "poważnie" wolę to w wiktoriańskim ZC. Wolsunga zostawmy w krainie parodii i pastiszu z elementami akcji i przygody. Do horroru się nie nadaje.

 

09-08-2016 23:01
Exar
   
Ocena:
0

Kolejnym krokiem będzie Atak Zombie w świecie Mitów...

10-08-2016 20:03
Z Enterprise
   
Ocena:
0

A tego już nie było w operacji Wotan? 

10-08-2016 21:14
Exar
   
Ocena:
0

Nie wiem, nie grałem/nie czytałem.

11-08-2016 13:02

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.