Wyspa Skye

Kafelek tu, kafelek tam, a złoto przepływa między palcami

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Wyspa Skye
Dokładanie kolejnych płytek terenu... brzmi znajomo, prawda? Dla fanów gier planszowych, pierwsze skojarzenie po tych słowach to zapewne Carcassonne. Na szczęście Wyspa Skye udowadnia, że układanie płytek nie kończy się na słynnej serii.

Tytuł o którym mowa, to dzieło Alexandra Pfistera i Andreasa Pelikana. Obaj współpracowali już wcześniej przy okazji Broom Service, a ten pierwszy ma na swoim koncie również inne wydane w Polsce produkcje, jak choćby Port Royal czy Mombasę. Duet może być z siebie dumny, bowiem Wyspa Skye doczekała się nominacji do prestizowej nagrody Kennerspiel des Jahres. Z kolei ilustracje to dzieło Klemensa Franza, którego wytwory zdobiły m.in. wspomnianą już Mombasę oraz dwie inne wielkie gry: Agricolę oraz Kawernę. W grze austriackiego duetu przyjdzie gracze wcielą się w szkockich lordów, walczących poprzez żelazo o dominację nad archipelagiem. Równie ważne będzie poszerzanie terytoriów sprytnymi posunięciami, monopolizacja hodowli zwierząt czy zdobycie morskiej kontroli, a wszystko to osiągnięte zostanie za pomocą łączenia płytek terenu w maksymalnie 5 osobowym gronie.

Warto przyjrzeć się zawartości pudełka. Już na pierwszy rzut oka widać mnogość elementów które trzeba wycisnąć z licznych wyprasek. Mamy bowiem 16 żetonów punktacji, 73 żetony terenu, 53 tekturowe monety w czterech nominałach, znacznik gracza rozpoczynającego, 5 żetonów terenu z zamkiem, 6 parawanów do złożenia z trzech części każdy, 5 znaczników punktacji, 6 żetonów odrzucenia, dwustronną planszę, instrukcję oraz płócienny worek.

Szkocjo, moja Szkocjo

Przed rozgrywką trzeba włożyć minimum wysiłku w przygotowania, czyli w zależności od liczby graczy rozłożyć planszę na odpowiedniej stronie, przetasować żetony punktacji i położyć cztery losowe na oznaczonych polach planszy, ustawić żeton runy na początku toru rund a wszystkie żetony terenu umieścić w worku. Na koniec wystarczy umieścić wszystkie monety w zasięgu graczy i rozdać każdemu z nich parawan, żeton z zamkiem, znacznik punktacji i żeton odrzucenia. Możemy zaczynać!

Gra składa się z 6 kolejek (w pięcioosobowym gronie z 5), w skład których wchodzi 6 kolejnych akcji:

Co dostanę za garść monet?

Jak widać Wyspa Skye to nie tylko machinalne dokładanie kolejnych kafelków. Stale trzeba przeliczać swoje punkty i pozostałe złoto. Ilość tego drugiego należy skrywać przed innymi, tak aby świadomi naszych zasobów, nie zmniejszyli przydzielonego do obszaru złota albo oszczędzali wiedząc, że nie jesteśmy w stanie ustalić zaporowej kwoty za skrawek terenu, na którym nam zależy. Czasem warto odpuścić jeden z żetonów i skupić się na jak najefektywniejszym układaniu mniejszej liczby kafelków bowiem nie są one sobie równe. Poza beczułkami whisky przynoszącymi złoto, na płytkach trafią się symbole hodowli, bydła, latarni morskich i innych, za które też możemy dostać punkty, jeżeli tylko odpowiadają żetonom punktacji.

Istnieją również inne sposoby na powiększenie dorobku, ponieważ niektóre płytki obszarów posiadają zwoje mówiące o warunkach otrzymania kolejnych punkcików. Trafią się sytuacje kiedy oczka zdobędziemy za domknięcie obszaru, czyli sytuację, gdy dane terytorium z każdej strony zostanie otoczone terenami innego typu. Możliwości jest dużo i dzięki nim banalne układanie kafelków nabiera głębszego sensu i wciąga. Na regrywalność spory wpływ ma ilość kafelków punktacji, spośród których losujemy te mające nas dotyczyć w danej partyjce. Dzięki temu poszczególne rozgrywki są inne, bo i nasze cele ulegają zmianom, a spełnianie wymogów zaznaczonych na żetonach punktacji, to nie jedyna droga do punktów. Możemy je dostać także za wspomniane zwoje, a na koniec gry za każde 5 sztuk złota dostaniemy jeden punkcik.

Twórcy dodali całkiem interesujący mechanizm, dzięki któremu osoby mające problemy z płynnością finansową nie są skazane na porażkę i sprzedawanie płytek za bezcen. Od trzeciej rundy uczestnicy otrzymują złoto za każdego gracza, który wyprzedza ich na torze punktacji. Początkowo jest to pojedyncza sztuka złota, ale wzrasta z kolejnymi turami. Świetne rozwiązanie, za sprawą którego rywalizacja toczy się do ostatniej kolejki. Wspomaga to też tryb dwuosobowy, gdzie gra więcej niż przyzwoicie, partie są krótsze, i czasem mechanizm aukcji potrafi sprowadzić się do wzajemnego podkupywania atrakcyjnych kąsków niezależnie od ceny lub w drugą stronę, kupowania tylko tych najtańszych. Ale nawet pomimo tych niedogodności, w przypadku Wyspy Skye możemy mówić o tytule wartym sprawdzenia nawet przez duety graczy. Jeżeli już można się czegoś przyczepić, to z pewnością klimatu, choć rozumiem jak trudne może być wytworzenie atmosfery danego kraju, w momencie gdy naszym celem jest budowanie terytorium z płytek.

Sknerus McKwacz

Przyzwoicie wypada oprawa graficzna. Malunki są niezłe, barwy stonowane acz miłe dla oka. Słabiej na tle pozostałych elementów wypadają żetony monet - nieszczególnie przemawiające grafiki, poza tym najniższy nominał jest nieco zbyt małych rozmiarów i często niewygodny do dociągnięcia spośród sterty monet. Bardzo dobre wrażenie sprawiają za to żetony terenu i punktacji - zostały wykonane z grubej tektury i trudno odmówić im solidności. Miłym akcentem korespondującym z klimatem produkcji okazał się płócienny worek. Nic wielkiego, ale cieszy oko gracza.

Wyspa Skye pokazuje, że dokładanie kafelków terenu może zostać wzbogacone o dodatkowe elementy, dzięki którym ta sympatyczna mechanika wiele zyskuje, nie tracąc zbytnio z siły swej prostoty. W efekcie gracze otrzymali produkcję wartą polecenia zarówno tym, którzy złączyli w swym życiu już tysiące płytek, jak i tym, którzy zasiądą do tego typu rozgrywki po raz pierwszy, i to nawet, jeżeli zdecydują się na to w duecie.

Plusy:

Minusy:

 

Dziękujemy wydawnictwu Lacerta za udostępnienie egzemplarza do recenzji.