Wiochmen Rejser

Gra o dwóch obliczach

Autor: Hubert 'Saise' Spala

Wiochmen Rejser
Na Wiochmena wydawnictwa Kuźnia Gier zapatrywałem się entuzjastycznie już od dłuższego czasu. Cena była zachęcająca, a od posiadaczy tej gry słyszałem całkiem pozytywne opinie. Zresztą już sama koncepcja karcianki, w której ścigamy się furmankami do remizy, wydawała mi się godna poświęcenia tych dwudziestu złotych. Do zakupu przekonałem się jednak po żmudnej penetracji sieci, gdzie zaczytywałem się w komentarzach na temat Wiochmena. I tym oto sposobem gra trafiła w moje ręce.

Pudełko jest niewielkie, co ma swoje zalety – zawsze można bez większych problemów zabrać grę do podręcznego bagażu. Jest też całkiem ładne, trzyma klimat, ale... Karton jaki został użyty w produkcji pudełka jest jednym słowem beznadziejny. Łatwo się gnie i zdziera, więc przyszli posiadacze Wiochmena - zostaliście ostrzeżeni. Zajrzałem do środka niewielkiego opakowania i dziesiątki wykałaczek wysypały się na dywan. Patent z wykałaczkami służącymi za znaczki Popędu jest naprawdę godny uwagi. Kiedy wszystko pozbierałem, badając przy okazji krytycznym okiem pionki a la Chińczyk, uwolniłem karty z recepturek. I tutaj, szczerze pisząc, zostałem w pełni ukontentowany. Karty są wykonane z dobrej jakości kartonu, dostatecznie wytrzymałego i milutko gładkiego. Są też naprawdę dobrze zaprojektowane - czerń i biel skomponowana w przyjemny dla oka sposób, a arty, z pozoru toporne, mają swój niezaprzeczalny urok wpasowujący się w atmosferę wozakowych wyścigów.

Kiedy badanie wizualne zostało zakończone, wziąłem do ręki instrukcję. Zasady na papierze brzmią dość skomplikowanie, jak na wyścigówkę, w praktyce są jednak proste niczym nieobrobiony drut. Najpierw rozkłada się planszę, na której będą poruszać się nasze furmanki. Składa się ona z 24 kart Szosy , gdzie każda z nich reprezentuje jedną peerelowską, betonową płytę. Wszystkie te karty są zakryte przed graczami, jedynie karta Startu (ściernisko) i Mety (remiza) są odsłonięte na początku rozgrywki. Pozostałe zaczynają działać, gdy jakiś gracz się na nich zatrzyma. Prosta sprawa. Tura gracza składa się trzech części: pobranie kart (zawsze do pięciu), faza Rozpędu i faza Jazdy. W fazie Rozpędu wykorzystujemy karty, takie jak "Bat" czy "Wio", by uzyskać jak największą prędkość wozu, a przy okazji miotamy w przeciwnika wszelkie możliwe utrudnienia, jak "Rzut Flaszką" czy "Prr". W tej fazie traci się przeważnie wszystkie karty Wozaka, jakie się w danej turze otrzymało. Ostatni krok, czyli faza Jazdy, to część tury, w której ruszamy się naszym wozem. Mijając furmankę przeciwnika możemy przy okazji wybatożyć jego biedne dzieciątka.

No cóż, sami widzicie, że gra na samych wyścigach się nie kończy. Każdy wóz posiada dzieciaki, które są swoistym balastem i obrazują jego żywotność. Jeżeli Furmanka straci wszystkie dzieciaki, to się wykoleja i bum! Gracz wypada z rozgrywki. Już zaczynacie rozumieć gdzie leży siła tej gry? Rozgrywka jest dynamiczna, masa kart specjalnych, jak Nahaj, Nie ma Bata czy Dzieci mają Owsiki, w ciągu jednej tury może obrócić rozrywkę o sto osiemdziesiąt stopni, zamieniając potencjalnego lidera w przegranego. Trzeba więc uważać na każdy ruch przeciwnika, a przeciwników może być sporo, bo aż trzech.

Znasz już mniej więcej zasady i dręczy cię pytanie: ile razy okładanie się nawzajem batem czy rzucanie w przeciwnika flaszką będzie zabawne? I czy w ogóle będzie dla osób o bardziej wysublimowanym humorze? W tym rzecz, że nie będzie. Jeżeli stanę przed wyborem: czy zagrać w Wiochmena, Cytadelę lub Fasolki, na pewno nie wybiorę Wiochmena. A to źle wróży grze, tym bardziej, że nawet persony, którym ta gra się spodobała, odczuwają pewne znudzenie po kilku rundach. Jednakowoż gra jest idealnym łamaczem lodów na każdej imprezie czy nieformalnym spotkaniu towarzyskim - ze względu na proste zasady, dynamikę rozgrywki i neutralny klimat. Nie każdy z chęcią zagra w grę Fantasy czy SF, za to w wyścig furmanek - jak najbardziej. Gra jest świetna na jedną, dwie rozgrywki, jako wstęp do innych, poważniejszych gier. Coś w rodzaju uwertury na poprawienie humoru.

Czy opłaca się kupić Wiochmena? No cóż, decyzja nie jest łatwa, bo gra nie zachwyca. Ale nie jest jednak karcianką złą, ba, jest całkiem niezła na niedługi okres czasu. Zapewne gdyby kosztowała więcej, nie polecałbym jej nikomu. Nie jest to gra wybitna, nie jest to nawet gra bardzo dobra. Jest to zwykły kawał niezłej rzemieślniczej pracy, który gwarantuje prostą rozrywkę "do piwa". Jeżeli porównamy jakość produktu do ceny, wyjdzie nam gra godna zakupu – dwadzieścia złotych za w miarę przyjemną imprezową rozrywkę. Więc jeżeli masz luźną kwotę do wydania, to możesz swobodnie zakupić Wiochmena. Raczej nie będziesz zawiedziony.