War of the Ring

Kości zostały rzucone

Autor: Daniel 'ScripterYoda' Oklesiński

War of the Ring
Władca Pierścieni doczekał się wielu adaptacji na planszę, zadziwiająco mało która z nich jest gigantem na miarę chociażby Gry o Tron (nie licząc bitewniaków). Nieliczni projektanci byli na tyle odważni, aby przedstawić na planszy Wojnę o Pierścień – konflikt obejmujący całe Śródziemie (większość gier dotyczy podróży Drużyny lub poszczególnych wydarzeń). Znaleźli się jednak i tacy. Na przykład trio Włochów (Roberto di Meglio, Marco Maggi, Francesco Nepitello), którzy w 2004 roku wydali pod sztandarem FFG grę pod tytułem War of the Ring, które bezsprzecznie zasługuje na miano gry epickiej, gdyż… W bardzo ciężkim pudełku znajdziemy naprawdę przytłaczającą ilość figurek i jeszcze trochę. Jest ich ponad dwieście! Dodatkowo możemy znaleźć mnóstwo kart i żetonów, choć w porównaniu do figurek nie robią one aż takiego wrażenia. W pudełku mamy też ogromną dwuczęściową planszę, największą jaką do tej pory widziałem w planszówce. Niestety, wypraska praktycznie nie pomaga podczas rozkładania gry (dzieli jedynie figurki dla odpowiednich graczy). W tonie figurek trzeba znaleźć te odpowiednie i ułożyć je na planszy w odpowiedniej dzielnicy, setup zajmuje strasznie dużo czasu – trudno zejść poniżej pół godziny. Sprawy nie upraszcza fakt, że żetony są również nieposegregowane (woreczki strunowe ułatwiają tylko trochę to zadanie), a jeszcze bardziej różnorodne i podobne do siebie. Trzeba też przygotować sobie naprawdę dużo miejsca do rozgrywki. Na moim stole, który jest jednym z większych jakie widziałem, gra ledwo się mieści. Osoby szukające pięknego wydanie będą zadowolone, te, które wolą szybki setup, zdecydowanie nie.
Śródziemna strategia wojenna
Jak przystało na planszowego kolosa, zasady nie są wcale proste, choć daleko im również do reguł bardzo skomplikowanych. W grze gracze wcielają się w dobrych Hobbitów lub bezwzględnego Saurona i próbują pokonać swojego rywala. Wygrać można militarnie (zdobywając odpowiednią ilość prowincji należących do wroga) lub "metodą pierścienia" (czyli zniszczyć pierścień lub Froda w zależności od strony).
Mechanika całej gry oparta jest na kostkach. Na początku każdej rundy obaj gracze rzucają swoim własnym zestawem kostek, aby określić akcje, które można wykonać w każdej rundzie. Gracz rozpoczynający wybiera jedną ze swoich kostek. Następnie wykonuje akcję przedstawioną na ściance wybranej kości. Gracze wykonują ruchy naprzemiennie dopóki mają dostęp do akcji (kości). "Gracz zły" ma dziesięć kostek, a "dobry" - sześć. O ile sam mechanizm brzmi sam w sobie ciekawie, ma, w mojej opinii, jedną ogromną wadę. Jest straszliwie losowy. Akcje pozwalają m. in. na ruch jednostek, dociągnięcie kart, czy rekrutowanie jednostek. Co z tego, że mamy ogromną armię, ale nie jesteśmy w stanie zaatakować, bo nie wypadła nam odpowiednia kostka? Albo nie możemy uciec przed wrogiem jedynie przez brak szczęścia. Co prawda, przy tak ograniczonym dostępie do akcji, trzeba nieźle się napocić przy ustaleniu kolejności, aby jak najlepiej wykorzystać dany zestaw, ale i tak przy ciągłym braku szczęścia szanse na zwycięstwo są znikome.
Wygraliśmy! Co za szczęście!
W War of the Ring wygrać można drogą militarną. Rozgrywkę zaczynamy już z dużymi siłami (chociaż Sauron ma znaczną przewagę), a w trakcie gry możemy mobilizować kolejne jednostki. Przy pomocy akcji ruchu możemy poruszać się pomiędzy poszczególnymi krainami, a jeśli wejdziemy na terytorium wroga, wywiązuje się walka. Niestety, jak to często przy bitwach bywa, walka to również festiwal losowości. Jest rozwiązana ona najprostszym sposobem, za każdą jednostkę możemy rzucić odpowiednią liczbą kości, tak samo przeciwnik. Każda "piątka" i "szóstka" oznacza trafienie i zobowiązuje do zdjęcia figurki z planszy (nie wraca ona do zapasów, nie będzie da się już jej odzyskać). Łatwo przewidzieć, że nietrudno przy takim rozwiązaniu o zupełnie zaskakujący wynik, w którym pechowe rzuty pozbawiły szansy na zwycięstwo "już prawie zwycięzcę".
Dodatkowy element losowości wprowadzają karty. Można je zyskać na różne sposoby, a wszystkie zapewniają bonusy podczas konkretnych momentów gry. Każda karta zawiera dwa rożne opisy. Po pierwszym zagraniu, wykorzystuje się jej główny bonus, a drugie użycie skutkuje aktywacją drugiego. Niestety, nie tak łatwo zaznaczyć, które karty się już zagrało raz, a których w ogóle. Teoretycznie, można by było odwrócić kartę o 180 stopni wtedy tekst drugiego bonusu znajdowałby się na górze. Byłby też jednak do góry nogami. Gdyby odwrócić ten tekst, tak aby po odwróceniu karty znajdował się w dobrej orientacji, problem byłby rozwiązany. Jak już wspomniałem, karty znowu wprowadzają losowość. Przede wszystkim, losowy jest ich dociąg, który często nie jest korzystny. Sprzyja temu ogromna różnorodność kart, z których każda jest przydatna zazwyczaj tylko w szczególnych sytuacjach. Na przykład, wiele z nich wymaga spełnienia pewnego warunku, aby dostać bonus. Czasami nie jest opłacalne (a wręcz jest niemożliwe), aby dążyć do możliwości zagrania karty. W takim przypadku zmarnowało się akcję, w której można było dociągnąć lepszą kartę lub zrobić zupełnie coś innego.
Nie będę tłumaczył reszty zasad, gdyż musiałbym wspomnieć jeszcze przynajmniej o Drużynie, jej przemieszczaniu, poszukiwaniu pierścienia, czy choćby zdobywaniu bastionów. Chociaż zasady na początku wydają się przytłaczające, to już pod koniec pierwszej partii zna się je prawie wszystkie. Dla mnie jedynym problemem są symbole na kostkach – nigdy nie mogę zapamiętać, który na co pozwala.
Wojna o Pierścień nie do sojuszy stworzona
Gra przeznaczona jest dla dwóch do czterech graczy, ale właściwie tylko wariant z minimalną liczbą graczy działa najlepiej. Przy więcej graczach, poszczególne osoby kontrolują połowę jednostek jednej ze stron i razem z kompanem próbują pokonać wroga, co prowadzi do wielu ograniczeń (np. nie można zagrać kart na jednostki przeciwnika, bo wiele kart można użyć tylko względem jednej z ras, które mogą być kontrolowane przez drugiego gracza z drużyny, a więc tylko on może je aktywować). Wydaje mi się, że lepiej by było po prostu zagrać bez żadnych ograniczeń, gdzie po prostu dwóch graczy zastanawia się wspólnie, co zrobić i podejmują decyzje jako jeden gracz – mają wspólną rękę kart, itp.
Moja recenzja oparta jest o pierwszą edycję wydaną przez Fantasy Flight Games, która nie jest już dostępna. Obecnie prawa do gry przejęło wydawnictwo Ares Games i to jego edycję można kupić na rynku. Różni się ona między innymi drobnymi zmianami w regułach, ułatwieniem samej rozgrywki (poprzez powiększenie kart i pól na planszy, tak aby zmieściło się na nich więcej jednostek). Co więcej, wydawnictwo Galakta zapowiedziało na wiosnę polską edycję tejże gry. Do starej edycji został wydany jeden dodatek (niekompatybilny z nowszą). Edycja odświeżona nie doczekała się dodatków, chociaż mówi się o dwóch.
Nie taki klimat wielki, jak go malują
Ponieważ gra osadzona jest w świecie znanym z prozy Tolkiena, bardzo ważne jest, jak oddaje ona klimat książki. W moim odczuciu nie udaje jej się to zbyt dobrze. Jest to chyba dosyć odosobniona opinia, gdyż większość osób uważa ją za bardzo klimatyczną. No cóż, mi o wiele bardziej z książką kojarzą się losy Drużyny, bitwy podczas Wojny o Pierścień nie będą w stanie oddać ducha sześcioksięgu. Mogę jedynie powiedzieć, że poszukiwacze epickich bitew powinny być zadowoleni.
Jak pewnie niektórzy się domyślili, gra mi się niezbyt spodobała. Szczególnie przeszkadza losowość, która potrafi popsuć nawet najlepsze plany. Muszę się też przyznać, że kompletnie nie potrafię grać w War of the Ring. Strategiem jestem beznadziejnym i wzbudzam jedynie litość graczy potrafiących przeprowadzić plan od początku do końca z sukcesem. Gra naprawdę pozwala na dużą dozę "możdżenia" i stratedzy niebojący się misternego planowania nie powinni być zawiedzieni (chociaż nie radziłbym nikomu kupować gry w ciemno). Ja wystawiam dosyć niską ocenę – i tak w większości składa się ona z docenienia mechanizmów, a nie radości z gry. War of the Ring, chociaż nie jest złą grą, mnie nie porwał i więcej mnie przy nim nie zobaczycie. Plusy: Minusy: