» Recenzje » Ticket to Ride: USA

Ticket to Ride: USA


wersja do druku

Stoi na stacji lokomotywa, ciężka ogromna i pot z niej spływa

Redakcja: Grażyna 'Fionaxxx' Zarzycka

Ticket to Ride: USA
Klasyczny i nieśmiertelny wiersz Juliana Tuwima przypomina mi się za każdym razem, gdy zdejmuję z półki grę Ticket to Ride: USA. Gdyby zamiast pociągów w pudełku znajdowałyby się dyliżanse, to pewnie nuciłbym temat muzyczny z Bonanzy, bardziej odpowiadający klimatom "zza Wielkiej Wody", ale i tak uważam że Lokomotywa to utwór świetnie pasujący do opisywanego przeze mnie tytułu. A jest to ikona w świecie gier planszowych. Cykl gier Wsiąść do pociągu (Ticket to Ride) doczekał się kilku większych lub mniejszych edycji i rozszerzeń, a cała seria zdobyła olbrzymią popularność i sprzedała się w milionowych nakładach. Społeczność graczy uczestniczy w dedykowanych turniejach, a na portalu BGG można znaleźć wiele stworzonych przez fanów plansz do gry. A wszystko to zaczęło się w 2004 roku od niewinnie wyglądającej przejażdżki po Stanach Zjednoczonych… Bilety zakupione? Jeśli tak to zapraszam, zamykamy drzwi od przedziałów, bo pociąg rusza!
Stoi i sapie, dyszy i dmucha, żar z rozgrzanego jej brzucha bucha
Dosłownie. Duże, ciężkie pudełko cieszy gracza, gdy jest trzymane w rękach. Od razu tętno krwi oraz bicie serca przyśpieszają u każdego miłośnika gier planszowych. A w środku znajduje się duża plansza wykonana z porządnej, grubej tektury. Ale jej wielkość i jakość to nie jedyne zalety. Plansza jest bardzo estetycznie wykonana, wszystko jest na niej zaznaczone wyraźnie i nawet ilustracje umieszczone na planszy, które w założeniu mają być tylko tłem, dodają wykwintności i jeszcze bardziej wpływają na pozytywny odbiór tego, co jest graczom oferowane. Zresztą ten koncept musiał zostać zaakceptowany przez szerokie grono graczy, skoro wydawca zdecydował się utrzymanie linii stylistycznej w kolejnych grach z serii. Troszkę gorzej wygląda sprawa z drugim z elementów gry, czyli wagonikami. Wykonane z plastiku budzą skojarzenia z tandetnymi chińskimi zabawkami. Gra aż się prosi o drewienka, które można byłoby ustawiać na planszy. Ten osąd jest z jednej strony bardzo srogi, ale z drugiej ponowny rzut oka na planszę uspokaja i skłania do przemyśleń. Gra z elementami drewnianymi byłaby nie tylko znacznie droższa, ale i zapewne dużo cięższa, zwłaszcza że wagoników jest 240. Ponadto już w trakcie gry plastikowe wagoniki zupełnie nie przeszkadzają, więc moją uwagę o jakości wykonania wagoników można potraktować albo jako czepialstwo, albo jako utopijne marzenie o perfekcji. Kolejnym elementem gry są karty wagonów w liczbie 110 w podziale na osiem kolorów oraz lokomotywy, a także karty biletów, których jest 30. Do materiału, z których wykonano karty nie można się w żadnym calu przyczepić. Całość pudełka jest uzupełniona o instrukcję oraz żetony do oznaczania zdobytych punktów. Nic więcej w pudełku nie znajdziemy, ale i nic więcej nie jest nam potrzebne do rozpoczęcia rozgrywki.
Najpierw powoli jak żółw ociężale ruszyła maszyna po szynach ospale
…a instrukcja została w tym czasie przeczytana. Szybka lektura i po kilku minutach można grać. Zasady są wręcz trywialne, co jednak w tym przypadku jest olbrzymim atutem. Należy bowiem pamiętać, iż mamy do czynienia z grą familijną, tak więc prostota zasad powiększa grono odbiorców zamiast je zawężać. A jak wygląda gra, gdy pociąg po szynach gna? Po rozłożeniu planszy i wysypaniu wagoników należy wylosować karty biletów. Zawierają one miasta, które należy połączyć trasami kolejowymi. W przypadku sukcesu gracze nie tylko dowożą turystów do wskazanego miasta, ale i otrzymują bonusowe punkty określone na bilecie. W przypadku niepowodzenia rozczarowani podróżni sprawią, iż nasz rezultat punktowy zostanie zmniejszony o wartość nadrukowaną na wspomnianej karcie. Następnie gracze otrzymują po cztery karty na rękę, a kolejne pięć jest wykładane koło planszy, stanowią one pulę z której gracze będą wybierać karty w trakcie zabawy. Pozostałe karty umieszczane są obok. Stanowią one talię z której uzupełniane będą wagony wyłożone obok talii. I to już w zasadzie koniec przygotowań, można ruszać!
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem, i kręci się, kręci koło za kołem
W każdej turze każdy z graczy może wykonać jedną i tylko jedną z trzech dostępnych akcji:
  • dobrać po 2 karty na rękę. Karty mogą zostać wybrane z tych wyłożonych na stole lub – w przypadku braku interesujących nas kolorów – dobrane w ciemno bezpośrednio z talii (ryzykujemy dobranie karty, która chwilowo jest nam nieprzydatna). Jest to jedyny czynnik losowy w grze, nie licząc, oczywiście, posunięć przeciwników. W ten sposób zbieramy pulę kart dzięki, która umożliwi nam skompletowanie pociągu,
  • wyłożyć karty z ręki, co ma przełożenie na zbudowanie pociągu. Tu także zasada jest prosta. Każda z tras na mapie oznaczona jest swoim kolorem, a dodatkowo ma określoną długość. Jeśli więc dane połączenie jest zdefiniowane przez pięć żółtych wagonów, to tyle kart w tym kolorze musimy zagrać, aby zbudować połączenie między miastami. Wyjątkiem są trasy w kolorze szarym, gdyż na nich możemy postawić skład wagonów w dowolnym kolorze. Jedyne ograniczenie jest takie, iż wszystkie wagony muszą być tego samego koloru. Dodam jeszcze, że w grze występują karty lokomotyw pełniące, które są uniwersalne i zapewniają nam jeden dowolny kolor. Po zagraniu kart gracz pobiera ze swojej puli wagoniki i ustawia na planszy zajmując dane połączenie, co czyni je równocześnie niedostępnym dla pozostałych graczy,
  • pociągnąć kolejne 3 karty biletów, z których przynajmniej jedną należy zatrzymać. Dzięki dobranym biletom będzie można uzyskać bonusowe punkty w za wybudowanie połączenia. Należy jednakże pamiętać, iż w przypadku niepowodzenia gracz nadal otrzymuje punkty ujemne wynikające z kart.
Opisane powyżej kroki gracze wykonują naprzemiennie, a zabawa trwa do momentu, aż któremuś pozostaną do dyspozycji 0, 1 lub 2 wagoniki. Wówczas następuje podliczanie punktów.
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas, do taktu turkoce i puka i stuka…
Punkty otrzymuje się z dwóch źródeł. Pierwszym z nich są zbudowane połączenia. Każda trasa pomiędzy miastami ma swoją określoną wartość. Te punkty można naliczać już w trakcie rozgrywki, a można na samym końcu. Osobiście preferuję ten pierwszy wariant. Oczywiście, najdłuższe połączenia są źródłem największej zdobyczy punktowej, jednakże są one najtrudniejsze do zrealizowania, ponieważ wymagają pięciu lub nawet sześciu kart w tym samym kolorze. Trasy jedno lub dwu- wagonowe są łatwe, ale perspektywy inwestycji zupełnie nieopłacalne, no chyba że…
Drugim źródłem punktów są zrealizowane bilety. Tak jak wspomniałem bilety zawsze wpływają na finalną punktację, chociaż nie zawsze tak jakbyśmy chcieli. Tu także obowiązuję generalne spostrzeżenie: długie trasy na kartach biletów to źródło wielu punktów, natomiast krótkie połączenia to znikoma wartość punktowa. Jednakże i tutaj można co nieco zarobić, ponieważ dobierając kolejne bilety wielokrotnie trafiłem na trasy pokrywające się i należało tylko dobudować niewielkie odnogi od głównej nitki komunikacyjnej. Wówczas to te malutkie połączenia mogą okazać się bardzo przydatne.
Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana, lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana
Gdy wysiadamy na stacji docelowej, towarzyszy nam poczucie pełnej satysfakcji. Pociąg dojechał punktualnie, wagony były czyste, a obsługa miła. Możliwe? W Ticket to Ride: USA jak najbardziej. Mało tego: gra jest bez dwóch zdań genialna. Grywalność stoi na bardzo wysokim poziomie a zasady są proste i nie budzą żadnych kontrowersji. Nie sposób nie zgodzić się z wydawcą, iż jest to gra dla wszystkich, bowiem rzeczywiście świetnie bawią się przy niej zarówno starsi gracze, jak i młodsi. A najlepiej bawią się wszyscy równocześnie. Należy jednakże dodać, iż mimo tego, że tytuł jest w pełni grywalny dla dwóch graczy, to jednak pełnię przyjemności z gry zaczyna się czerpać dopiero przy trzech osobach.
Jeszcze należałoby wtrącić zdanie, czy posiadając lub mając możliwość zakupu Wsiąść do Pociągu: Europa warto inwestować w "USA"? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Jeśli ktoś nie ma Wsiąść do pociągu: Europa, to wręcz zachęcałbym aby najpierw zapoznał się z amerykańską odsłoną gry, ponieważ jako najstarsza część serii jest także najmniej rozbudowana i ogranie najpierw w ten tytuł przygotuje graczy na kolejne wyzwania i przygody, jakie oferuje seria. Jeśli zaś ktoś już posiada "Europę", to decyzja o zakupie może nie być taka prosta. Wsiąść do pociągu: Europa oferuje kilka zasad więcej, a dodatkowo szereg różnych rozszerzeń, a z drugiej strony część amerykańska posiada więcej tras długich i według mnie pozwala na inne rozplanowanie gry, ponieważ gracze mniej sobie szkodzą (przynajmniej świadomie), a bardziej można skoncentrować się łączeniu obu wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Tutaj każdy musi zdecydować za siebie, aczkolwiek przez skórę czuję, że wszyscy fani "Europy" zakupią także "USA". (Tytuł tekstu i śródtytuły pochodzą z utworu Juliana Tuwima Lokomotywa wydanego w zbiorze Lokomotywa i inne wesołe wierszyki dla dzieci, Warszawa 1973) Plusy:
  • przyjemne dla oka i solidne wydanie
  • niesamowita grywalność i regrywalność
  • bardzo proste i błyskawiczne do nauczenia zasady
Minusy:
  • posiadacze Wsiąść do pociągu: Europa mogą mieć poczucie niedosytu
  • w stosunku do kolejnych części z serii stosunkowo mało rozbudowana
  • zabawa zaczyna się tak naprawdę przy trzech osobach
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.74
Ocena użytkowników
Średnia z 19 głosów
-
Twoja ocena
Typ gry: strategiczna
Wydawca polski: Days of Wonder
Liczba graczy: od 2 do 5
Wiek graczy: od 8 lat
Czas rozgrywki: od 30 do 60 minut
Cena: 129.95 zł



Czytaj również

Wsiąść do Pociągu: Polska
Podróże między Bugiem a Odrą i od Bałtyku po Tatry
- recenzja
Wsiąść do pociągu. Kraje Północy
Czyli podróż w kierunku świąt
- recenzja
Ticket to Ride: Switzerland
Pociągi w kraju sportów zimowych, zegarków oraz banków
- recenzja
Ticket to Ride: Europa 1912
... czyli ile razy można wsiąść do tego samego pociągu
- recenzja
Ticket to Ride
Czar wiktoriańskich lokomotywek...
- recenzja

Komentarze


PowerMilk
   
Ocena:
0
Całkiem niedawno grałem pierwszy raz TtR i los chciał, że w wersję USA. Fajna, przyjemna gierka :)
16-07-2013 22:38
earl
   
Ocena:
0
Ja grałem coś ze 3 lata temu w wersję europejską. I bardzo mi przypadł ten tytuł do gustu
16-07-2013 23:12
Lenartos
    Jak dla mnie, najlepsza i najmniej "udziwniona" wersja
Ocena:
0
Kontynent północnoamerykański po prostu najlepiej pasuje na prostokątną, zbilansowaną planszę. Ewentualnie muszę jeszcze sprawdzić wersję afrykańską. :)
17-07-2013 00:30

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.