Szarlatani z Pasikurowic

Mikstura na wszystko

Autor: Krzysztof 'Hunter' Martyniuk

Szarlatani z Pasikurowic
Trzy szczypty soli, siedem kropli krwi, jedno oko nietoperza i dwa szczurze ogony... Zaraz, na pewno tak to było...?

Co roku w Pasikurowicach spotykają się wybitni szarlatani i znachorzy, posiadający sposób na wszelkie dolegliwości – poczynając od czkawki, kataru, a kończąc na złamanym sercu. Rynek jest otwarty przez dziewięć dni, to dość sporo czasu, by zabłysnąć swoim talentem i uraczyć kogoś wspaniałą miksturą, a przy okazji zbić na tym kokosy! 

Szarlatani z Pasikurowic – od wydawnictwa G3 – to gra o warzeniu szalonych eliksirów. Namieszać w kotle będzie mogło od 2 do 4 graczy. Zalecany wiek to powyżej 10 lat, a samo przygotowanie upragnionej mikstury nie powinno zająć więcej niż 45-60 minut. Nominacja i zwycięstwo w Kennerspiele des Jahres 2018, świetne opinie w internecie i zaskakująco przystępna cena oraz wyprzedany nakład polskiej edycji (i dodruku), to osiągnięcia, jakimi legitymuje się omawiana pozycja. 

Autor gry, Wolfgang Warsch (znany jako twórca The Mind i zbliżającego się Rzuć na tacę), maczał palce również nieco w stronie wizualnej Szarlatanów. W większości jednak za oprawę graficzną odpowiada sam Dennis Lohausen (Ganges, Uczta dla Odyna, Antarktyda, Wyrocznia Delficka, Projekt Gaja). Jak widać po grafikach, panowie ładnie się zgrali. Duże i ciężkie pudełko skrywa wewnątrz wiele elementów: 4 kociołki (plansze graczy), 1 plansza główna, 12 ksiąg składników w różnych kolorach, 24 karty wróżki, po 4 woreczki, butelki, znaczniki szczurów i punktów oraz pieczęcie punktów, 20 rubinów, 1 kostka bonusowa i 1 znacznik płomienia, 216 znaczników składników (w różnych kolorach i ilościach) oraz ich almanach, 3 zapasowe znaczniki i instrukcję do gry.

Kilka szczypt tego, kilka tamtego...

Szarlatani z Pasikurowic to gra polegająca na pozyskiwaniu tajemnych i zarazem przedziwnych składników, zdobywania oraz wykorzystywania zapisków z mrocznych ksiąg, dzięki czemu mamy okazję tworzenia unikalnych wywarów. Z dużą obawą warzymy je w wielkich kociołkach, aby nie przesadzić z zawartością dodanych składników, a te naprawdę nie należą do typowych. W końcu kto by pomyślał, że za pomocą garnuszka, kilku dyń, pająka i muchomora można wyczarować specjalny eliksir... na cokolwiek. 

Zwyciężyć można jednak w dość standardowy sposób – wystarczy zdobyć jak najwięcej punktów po przebrnięciu przez wszystkie 9 rund. Każda z nich podzielona została na fazy:

Niezależnie od rundy, kolejność etapów pozostaje niezmienna i w każdej z nich zaczynamy od wyciągnięcia karty wróżki, co daje szansę otrzymania jakiegoś bonusu (i niekiedy wyznacza pewne wymagania). W zależności od losowania, taka niespodzianka może zadziałać natychmiastowo lub w dalszym etapie rozgrywki. Następnie każdy z uczestników sięga do swojego woreczka, gdzie znajdują się wymieszane składniki startowe. Elementy wyjmuje się pojedynczo i układa w garnuszku (gracze losują składniki jednocześnie). Dodawanie składników rozpoczyna się na samym środku planszetki z garnkiem, z której biegnie okrężnie narysowany wir, reprezentujący kolejne pola, na których będzie można dołożyć następne kolorowe żetony. Wygląda to tak, jakby ktoś faktycznie łyżką zamieszał w kotle. W dowolnym momencie gracz może zakończyć dokładanie żetonów. Jeśli chcemy wysunąć się dalej, należy losować kolejne, jednak z umiarem, gdyż składniki występują w różnych kolorach i posiadają konkretne wartości liczbowe. Na planszy wolno umieścić tylko tyle białych, aby ich wartość nie przekroczyła 7. Przekroczenie tej granicy wywołuje wybuch kotła. Jakie to niesie za sobą konsekwencje, wytłumaczę nieco później.

Żetony układa się z zachowaniem odstępu od poprzedniego składnika, wskazanym przez wartość wylosowanego znacznika. Uczestnik z najdalej wysuniętym składnikiem na torze kociołka ma prawo do bonusowego rzutu kością. Co można zyskać? Czasem może to być dodatkowe przesunięcie, innym razem możliwość wyboru składnika bez losowania w ciemno, lub dodatkowe punkty i tak dalej. Kolejna faza to już składniki, które się aktywują. Trzeba wtedy rozpatrzyć ich efekty. Czarne, fioletowe i zielone oznaczają akcje do wykonania od razu. Pozostałych należy pilnować podczas dobierania w trakcie gry. Kolejno należy sprawdzić pole znajdujące się za ostatnim posiadanym składnikiem w garnuszku. Jeśli leży tam rubin, to jest już nasz i przesuwamy znacznik na torze punktów o wartość widniejącą w miejscu, z jakiego go zabraliśmy. Liczba ta określa także ile możemy wydać na zakup nowych składników. Oczywiście składniki mają swoje poszczególne ceny w zakresie od 1 do 3. 

Posiadane rubiny możemy przeznaczyć na odnowienie wykorzystanego eliksiru (o tym za moment), lub przesunąć kroplę o jedno pole do przodu! Tak, tak! Nasze pole startowe można przesunąć, koszt to jednak aż dwa rubiny. Eliksir to nic innego jak cofnięcie ostatnio dołożonego składnika.

A teraz słowo o konsekwencjach wybuchu kotła. Taka eksplozja powoduje pewne ograniczenia w danej rundzie. Niestety po takim zdarzeniu nie będziemy już rzucać kością, by dostać gratis, a zamiast punktów i pieniążków na zakupy należy zdecydować i wybrać tylko jedno z nich... Z pewnością jest to ciekawe rozwiązanie, by rozgrywka nie była zbyt prosta i monotonna, a gracze mieli okazję do testowania swojego szczęścia. Jednak to nie jedyny pomysł jaki zastosowano w Szarlatanach. Szczurze ogonki, bo o nich mowa, znajdujące się na torze punktacji pozwalają umieścić znacznik szczura o kilka pól od naszej kropli w następnej rundzie, co znacznie podnosi szanse w dalszej grze. O co w tym chodzi? Wystarczy, że zliczymy ile ogonów znajduje się między nami a obecnym liderem. Wynik pozwala na położenie żetonu szczura o tyle pól dalej niż nasza standardowa kropla, do której już tak bardzo przywykliśmy. Dzięki takiemu zabiegowi podczas dalszej rozgrywki dokładamy losowane żetony ze znacznie bardziej wysuniętego pola, a to potrafi już niekiedy naprawdę uratować kociołek. Jak byśmy jednak nie grali, cel pozostaje ten sam. Zdobyć jak największą liczbę punktów. Na koniec, prócz osiągnięć uzyskanych w trakcie gry, zliczane zostają również rubiny i waluta. Dwa kryształy lub każde pięć pieniążków to odpowiednik jednego punktu. Czasem może to zadecydować o wygranej podczas zaciętej zabawy.

Co by tu jeszcze wrzucić do gara?

Szarlatani z Pasikurowic to gra mocno opierająca się na losowości, nie znaczy to jednak, że gramy, wyciągamy przypadkowe żetony i nie posiadamy żadnego wpływu na przebieg rozgrywki. Dalsze etapy rund wymagają mądrego dysponowania posiadanymi dobrami, odpowiedniego kupowania składników i właściwego wykorzystywania eliksiru lub szczurów. A te niekiedy naprawdę mogą uratować kiepsko idącą partię.

Co za tym idzie, niektórym pewnie nasuwa się pytanie, czy zabieg z gryzoniami miał sens i na ile jest faktycznie pomocny i zarazem – czy aby nie przesadnie pomaga wygrywać bardziej leniwym uczestnikom? Otóż nie, żetony szczurów nie ratują od klęski. One jedynie podnoszą szansę na wyrównanie sił z obecnym liderem zabawy. Same szczurki nic nie zrobią, należy grać umiejętnie i rozważnie wykorzystywać żetony. Wszystko w rękach graczy i losu... No właśnie, duża doza losowości owszem i jest, ale dużo zależy od naszej skłonności do ryzyka. Czy będziemy rozważnie liczyć wyciągane z woreczka składniki, czy damy się ponieść hazardowym pokusom w myśl tego, że może znów uda się dociągnąć kolejny żeton bez wybuchu kotła. Na tym etapie łatwo zobaczyć jakimi graczami jesteśmy. Odpowiedzialnymi i powściągliwymi, czy wręcz zwyczajnie łakomymi. Istotny jest również styl, w jaki prowadzimy ogólną rozgrywkę, jak już wspomniałem jedni będą liczyć na szczęście, drudzy zaś mozolnie zbierać kryształy i robić przemyślane zakupy. W końcu każdy ze składników różni się od siebie, a w dużej mierze początkowe wymagania narzuca karta wróżki. Warto starać się dostosować do zaistniałej sytuacji i rozsądnie wybierać.

Ile ludzi, tyle sposobów. Jednak to od gracza będzie zależeć, co znajdzie w swoim woreczku, w końcu to sami dokupujemy składniki. Osoby stale dobierające niskie nominały na składnikach będą mozolnie przesuwać się na torze, z drugiej jednak strony ci mający duży rozrzut wartości liczbowych w woreczku często mogą odczuć skutki wybuchu kociołka. Bardzo ładnie się to wszystko balansuje ze sobą. I co ciekawe, bez względu na liczbę graczy, ba nawet wiek, gra przebiega bardzo płynnie i budzi sporo emocji.

Namieszaj mi w kotle

Mimo rozbudowanej (ale łatwej do opanowania!) mechaniki można by się pokusić o stwierdzenie, że jest to typowa gra familijna, jednak mnogość możliwości czyni ją tytułem bardziej zaawansowanym niż początkowo wygląda. Wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się takie bajkowe, kolorowe i proste. To zasługa dobrze dobranej kolorystyki poszczególnych elementów, wszystko jest czytelne i ładnie narysowane. Do tego plansze i żetony wykonano porządnie z grubszej tektury. Minie jednak partyjka lub dwie, zanim odkryjemy cały potencjał możliwościami, jaki mają do zaoferowania Szarlatani z Pasikurowic. W końcu to mnogość rozwiązań i działań kart czy składników będzie definiowała regrywalność i żywotność tytułu.

Z pewnością jest to pozycja, po rozegraniu której pojawi się uśmiech na twarzach tych, co raczej stronią od produkcji opierających się mocno na losowości. Gra naprawdę wciąga i szybko zapomina się o braku pełnego wpływu na rozgrywkę, losowość nagle schodzi na dalszy plan... Niezależnie od liczby graczy i ich wieku, gra się naprawdę świetnie i o dziwo szybko, jednoczesne losowania znacznie skracają czas potrzebny na całą grę. Żeby jednak nie było za słodko znajdzie się i łyżka dziegciu w tym kotle miodu. Pisałem, że wszystko wykonano solidnie, tak owszem, jednak notorycznie użytkowane w woreczkach żetony składników mają tendencję do zużywania się, wycierania, czy rozklejania na brzegach. Szkoda że nie pokuszono się o wykonanie ich z tworzywa.

Szarlatani z Pasikurowic to tytuł, w którym odnajdą się młodsi i starsi, gracze niedzielni, jak i starzy wyjadacze planszówkowi. Piękna, przyciągająca wzrok oprawa graficzna, solidne wykonanie, w połączeniu z ciekawym pomysłem i prostymi do opanowania zasadami, nic tylko siadać i gotować, znaczy się grać! 

Plusy:

Minusy:

Dziękujemy wydawnictwu G3 za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.