Sam w Salem to książka-escape room, wydana w formacie A4, więc gabaryty ma raczej komiksowe. To zaleta, bowiem umożliwia umieszczenie większych rysunków, w których detali nie trzeba wyszukiwać z lupą w ręku. Rozmiar A4 to ogólnie cecha całej serii Escape Quest, której cztery pozycje wyszły już wersji polskiej, a omawiana jest właśnie jedną z nich.
Na wewnętrznych skrzydełkach okładki mamy elementy do wypchnięcia z wypraski – czynność tę wykonujemy wyłącznie wtedy, gdy otrzyma się w fabule takie polecenie. Ponieważ są to elementy niewielkie, polecam zaopatrzyć się kopertę lub woreczek strunowy, aby nie zaginęły po ukończeniu zabawy. Za scenariusz i ilustracje przygody odpowiada jedna osoba – Julien Mindel. Rozpoczynamy od wyjaśnienia reguł oraz kilku praktycznych porad, a następnie możemy przejść na pierwszą stronę.
Mechanizm zabawy jest prosty – czytamy tekst, gdzie zostaje opisana sytuacja, w jakiej znalazła się nasza postać. Aby przejść dalej, należy rozwiązać zagadkę. Ma ona postać graficzną, a czego szukać na ilustracji (oraz co z tym następnie zrobić) – tego należy domyślić się samodzielnie. Do samych zagadek jeszcze wrócę, póki co wyjaśnię, jak prezentuje się mechanizm sukcesu lub porażki.
Rozwiązaniem każdej zagadki jest liczba będąca równocześnie numerem strony, na którą trzeba przejść. Skąd masz pewność, że przechodzisz na właściwą, czyli udało Ci się umiejętnie rozwiązać zagadkę? W prawym górnym rogu każdej strony podana jest właściwa, z której na tę się wchodzi. Czyli gdy przechodzisz ze strony 38 na 12, w górnym rogu 12 znajdzie się cyfra 38. Jeśli cyfra jest inna – nie udało się rozwiązać zagadki, spróbuj ponownie. Proste i łatwe do zapamiętania, prawda?
Same zagadki można podzielić na trzy rodzaje. Pierwsze dotyczą spostrzegawczości, drugie – wykonywania działań matematycznych, a trzecie, najrzadsze, to konieczność wyobrażenia sobie interakcji w określonej sytuacji, np. działania mechanizmu po uruchomieniu w lewą stronę. Jeśli ktoś miałby problem z rozwiązaniem zadania, może rozciąć dwie końcowe strony – oznaczone jako "Tajne". Znajdują się tam podpowiedzi do zagadek (jedna na każdą) oraz rozwiązania wszystkich.
Muszę ze wstydem stwierdzić, że z tej pomocy skorzystałem już przy pierwszej zagadce, zaliczającej się do zadań na spostrzegawczość. Potem było już znacznie lepiej – często wystarczy tylko wypatrzeć ukrytą na ilustracji cyfrę, wskazującą numer strony, na którą należy przejść. Wyższy poziom trudności to zadania matematyczne. Mają tę właściwość, że początkowo zazwyczaj nie rozumie się, o co chodzi, a dopiero kilka prób pozwala wykryć właściwą ścieżkę postępowania. I wówczas okazuje się, że tak naprawdę zadanie jest dziecinnie proste. Jednak możemy to stwierdzić dopiero po rozwiązaniu, nie przed. Sukces leży w znalezieniu klucza.
Grając w Sam w Salem, spędzałem czasem dłuższy czas na próbach zrozumienia, jak działają pokazane zadania matematyczne i to chyba była najciekawsza część rozgrywki. Każde działanie matematyczne, jakie widzimy, da się interpretować na kilka sposobów, dlatego warto je przetestować. Oczywiście zagadki te dotyczą wyłącznie podstawowych działań matematycznych, jak mnożenie czy dodawanie, nie ma żadnej wyższej matematyki. Na upartego powinien poradzić sobie z nimi nawet uczeń szkoły podstawowej, jednakże czasem także elementy rysunku mają wpływ na kolejność lub rodzaj działań – dlatego trzeba dokładnie patrzeć na grafikę.
Ostatni rodzaj zadań to imaginacja – musisz na przykład sobie wyobrazić, jak powinna wyglądać droga przez labirynt, w którą stronę będą obracać się koła uruchomionego mechanizmu czy jak będą wyglądać kolory bocznych ścianek piramidek. Tutaj nie mam szczególnych uwag – zadania są zarówno proste, jak i trudniejsze, ale w tym przypadku poziom trudności zależy od wyobraźni osoby grającej.
Co się tyczy samej fabuły, to prowadzi ona w dość zaskakujące rejony. Same ilustracje – których wykonanie stoi na wysokim poziomie – tworzą świetny, mroczny klimat, jednak sugerowano, że będzie to opowieść w stylizacji horroru, a okazuje się, że… No, ale tego nie będę zdradzać. Powiem tylko, że pojawia się element, który mnie osobiście nijak nie kojarzy się z czarownicami i miasteczkiem Salem. Ale zaznaczam, że to tylko moja opinia.
A więc czy warto sięgnąć po Sam w Salem? Jeśli ktoś lubi łamigłówki – choćby takie, jak w Dzienniku 29 i podobnych – powinien być usatysfakcjonowany. Jeśli jest się debiutantem w takich książkowych "escape roomach" – zalecałbym najpierw rozgrzewkę na łatwiejszych produkcjach. Sam w Salem miejscami podnosi wysoko poprzeczkę, jednak dla osób znających tego typu zabawy, czas spędzony w Salem nie powinien być uznany za stracony.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za egzemplarz gry do recenzji