Puszczanie nie jest czynnością łatwą. Pół biedy, jeśli chodzi tutaj o puszczanie recenzji – wystarczy kilka godzin pracy korektora oraz szefa działu i sprawa załatwiona. Cała robota to tylko dwie godziny korekty i jakieś czterdzieści minut na linki, tagi, ilustracje i skład tekstu. Ewidentne babole tekściarskie trafiają się bardzo rzadko, z większości materiałów nadesłanych można wykrzesać przyzwoitą "wrzutę". Inna sprawa, że przy takiej czynności łatwo o ofiary. Pierwszą jest zazwyczaj dobry nastrój autora, drugą - zdrowie psychiczne korekty, ostatnią - trzecią - frustracja koordynatora działu.
Spokojnie – o dolach i niedolach szefa innym razem. Dzisiaj będzie o puszczaniu pieniędzy na planszówki. Korzystając z kilkuletnich doświadczeń rentiera/utracjusza/utrzymanka, przygotowałem dla was nibyporadnik dotyczący kupowania nowych gier. Nie wszystkie tezy zawarte w poniższym tekście należy traktować śmiertelnie serio, choć mam nadzieję, że część z nich okaże się przydatna w ferworze zakupów świątecznych.
Założenie: Gry kupujemy dla przyjemności
Niekoniecznie musi to być przyjemność płynąca z samej rozgrywki. Są osoby, które lubią nowe grafiki, są też takie, które wolą kontakt z nową mechaniką. Dla niektórych liczy się również frajda płynąca z wydawania pieniędzy: zdrowy, konsumencki orgazm wynikający z "głosowania portfelem".
Tych kilka tropów prowadzi nas do wniosku, że im więcej gier kupujemy, tym jesteśmy bardziej szczęśliwi. Trudno o bardziej mylne założenie – pierwsza zakupiona planszówka fascynuje bezgranicznie, dwudziesta już tylko trochę bawi. Kluczem do satysfakcji w puszczaniu pieniędzy na planszówki jest ograniczenie ilości zakupów. Receptą na sukces w marnowaniu gotówki na zadrukowane kawałki kartonu jest maksymalne celebrowanie samego aktu kupna.
Porada 1: Nigdy nie kupuj kilku gier jednocześnie
Mówiąc językiem matematycznym – puszczanie nie jest addytywne. Oznacza to, że frajda z zakupów za 150 zł jest mniejsza niż suma frajd za 100 i za 50 zł. Z punktu widzenia radości "puszczacza" lepiej jest dzielić przyjemność na mniejsze działki, tak, aby odlot wystarczył na dłużej.
Pewną przeszkodą mogą być koszty wysyłki, zachęcające do nadmiernych zakupów. Osobom mieszkającym z dala od świątyń kapitalizmu polecam puszczanie zbiorowe. Zakupy składkowe, robione w gronie kilku nałogowców dają lepszy odlot, bo czekający na paczkę wzajemnie pobudzają swoje emocje. Długie dyskusje z cyklu "Ale to będzie fajna gra" są na ogół znacznie ciekawsze od samej rozgrywki. Niestety marketing czyni cuda, czyniąc oczekiwanie na zakup znacznie lepszym od większości nowych produktów. Aby pieniędzy starczyło na więcej "odlotów", należy zastosować się do drugiej porady.
Porada 2: Pozwól sobie na tanie eksperymenty
Nie każda gra musi być hiperwyczekaną i megagłośną produkcją. Przy odrobinie cierpliwości można wygrzebać prawdziwe perełki, potrafiące zupełnie zaskoczyć. Dla mnie takim odkryciem są układanki logiczne Tantrix kosztujące jakieś 15 zł. Do normalnych zakupów robionych w Empiku dołożyłem jeden taki zestaw, który dostarczył mi zabawy na jakieś kilka godzin, potem gra trafiła do Ysabell i innych moich znajomych (bynajmniej nie tylko płci żeńskiej). Paradoksalnie – im bardziej spontaniczny zakup, tym większa szansa na miłe zaskoczenie.
Niestety, aby spontaniczne zakupy kończyły się powodzeniem, konieczne jest pewne doświadczenie, którego nie sposób przekazać w krótkim tekście Można jednak przyjąć, że dobra niespodzianka nie powinna kosztować więcej niż 30 zł. Im mniej jest ona reklamowana, tym lepiej – najwięcej radości potrafią dostarczyć gry ukryte na dolnych półkach. Przykładem takiej niespodzianki jest planszówka San Marco, której ostatnie zapasy zalegają czasem w hipermarketach w koszykach z przecenami.
Niestety przeceny to raczej wyjątki, niż reguła. Aby jednak uzyskać jak najwięcej frajdy za jak najmniejsze pieniądze sformułowałem następną wskazówkę.
Porada 3: Czas pomiędzy kolejnymi zakupami powinien być jak największy
Apetyt rośnie w miarę zakupów, jednak z punktu widzenia kupowania planszówek nie jest to zjawisko korzystne. Im dłużej czekamy na daną planszówkę, tym większa satysfakcja z jej posiadania. Prywatnie stosuję zasadę, że nie wolno mi kupić więcej niż jednego tytułu miesięcznie. Nie mogę też nabyć nowej planszówki, dopóki nie zagram w poprzednią przynajmniej 3 razy. Nie kupuję również gier, których recenzji nie czytałem. Staram się co jakiś czas układać "listy marzeń", definiujące moje cele zakupowe na najbliższy czas. Gry "w promocji" kupuję jedynie wtedy, gdy figurują już na takiej liście. Wyjątki robię tylko w przypadkach wymienionych w poprzedniej poradzie.
Nawet najbardziej doświadczony utrzymanek stanie kiedyś przed problemem braku pieniędzy na wszystkie rozrywki. Jak sobie z tym poradzić?
Porada 4: Warto znaleźć sobie zajęcie dodatkowe, z którego dochód będzie przeznaczony na planszówki
Nic tak nie mobilizuje do pracy jak konkretny cel. Przyjąłem zasadę, że na hobby nie wydaję pieniędzy, które dostałem. Innymi słowy – prezenty urodzinowe, datki od babci czy pieniądze na obiad muszą zostać odłożone na przyszłość, albo wydane na (prze)życie. Nowe gry mogę kupować jedynie za złotówki, które sam zarobiłem. W chwili obecnej dorabiam jako nauczyciel fizyki i 30% zarobionej kwoty odkładam na "fundusz planszówkowy". W momencie, gdy chcę kupić nową grę – czekam aż zgromadzi się tam wystarczająca kwota lub biorę nadgodziny. Nic nie daje takiej satysfakcji jak puszczanie własnoręcznie zarobionych pieniędzy.
Regularne odkładanie pieniędzy na wybrany tytuł pozwala zwiększyć satysfakcję z zakupu. Niestety im większe oczekiwania, tym większa szansa na zawód. Receptą na sukces jest dokonywanie zakupów pod wpływem chłodnej logiki i informacji prasy niezależnej, nie zaś marketingu wydawców i dystrybutorów.
Nie będę ukrywał, że planszówki to dość drogie hobby, na które nie każdego stać. Jeżeli komuś brakuje pieniędzy na chleb – nie powinien wydawać ich na rozrywkę. Stoję jednak na stanowisku, że jeżeli ktoś chce grać w gry planszowe, znajdzie (na ogół) sposób, aby na nie zarobić. Jest kilka metod zmniejszenia kosztów hobby. Można brać udział w konkursach, można być wolontariuszem w wydawnictwie, można też pisać dla serwisów planszowych. Po 2 latach pisania "za friko", zdobyłem posadę redaktora i część gier otrzymuję gratis do recenzji. Jeśli mi się udało – czemu nie miałoby się udać Tobie?
Porada 5: Planszówki kupuje się na lata
Im droższa gra, tym więcej rozrywek powinieneś w nią rozegrać. Moim przelicznikiem jest 10 złotych ceny za godzinę rozgrywki. Oznacza to, że grze kosztującej 200 złotych powinieneś poświęcić minimum 20 godzin zanim zdecydujesz się kupić następną.
Ideałem jest zainteresowanie swojej drugiej połowy planszówkami. Dzięki takiemu rozwiązaniu współczynnik mnożymy razy dwa, osiągając 20 zł za godzinę, co zmniejsza czas oczekiwania na kolejne zakupy. Pieniądze zaoszczędzone na romantycznych kolacjach można przeznaczyć na "fundusz planszówkowy". Redukujemy w ten sposób szansę na oberwanie latającym talerzem w głowę, co również nie jest bez znaczenia...
Podsumowanie
Spróbowałem przedstawić kilka sposobów na zwiększenie przyjemności z kupowania i grania w planszówki. Mam nadzieję, że moje uwagi będą dla kogoś pomocne. Życzę Wam satysfakcji w zakupach i zawsze pełnych portfeli. Pamiętajcie również, że zakupy i poznawanie nowych gier, choć mogą przynieść radość, nie są największą zaletą gier planszowych. W dłuższym okresie czasu liczy się przyjemność z obcowania z drugim człowiekiem.
A w tajemnicy powiem jeszcze, że kupowanie i granie w gry planszowe to jeszcze nic. Najlepsze jest ich rozpakowywanie...