» Artykuły » Felietony » Powodów kilka według Wilka

Powodów kilka według Wilka

Powodów kilka według Wilka
Chińczyk, warcaby, Monopoly, czy domino. Bądźmy szczerzy. Wielu ludziom, tylko takie tytuły przychodzą na myśl, gdy wspomni się o grach planszowych. Podobnie jest też w kwestii karcianek. Spora część powie: wojna, kuku, makao, a niektórzy nie znają nawet prostego, wydawać by się mogło, pokera. Dlaczego tak jest? Nie jestem jednym z badaczy rynku i nie prowadzę na ten temat żadnych ankiet, czy innych wywiadów, ale z własnego (niedużego, ale zawsze) doświadczenia, wnoszę, iż powodów jest przynajmniej kilka.

Wystarczy rzucić

Jednym z nich jest wygoda. Mam na myśli konkretnie fakt, że dla niektórych najlepszą zabawą przy planszy jest, po prostu, rzucanie kością i poruszanie pionkiem. Co będzie to będzie. Nie trzeba nic planować ani wymyślać wielkich strategii. Wystarczy rzucić, policzyć i przesunąć. Dla takich graczy znane chyba na całym świecie Scrabble są zbyt męczące, ponieważ trzeba wysilić kilka szarych komórek do ułożenia słowa, natomiast szachy to czarna "strategiczna" magia ("Planować kilka ruchów do przodu? Po co?"). Oczywiście, nie chowam urazy do takich osób. Im po prostu taka rozrywka nie pasuje i nie zamierzam umieszczać tu słowa krytyki na ich temat.

Czas zagrać

Drugą rzeczą jest czas, a właściwie jego brak. Rodzina, dom, praca i inne ważne sprawy zabierają go nam w dużym stopniu, przez co na grę w bardziej rozbudowane propozycje nie zawsze możemy sobie pozwolić. Samo rozłożenie elementów i przygotowanie do gry potrafi być czasochłonne. Natomiast przy nowych tytułach pozostaje jeszcze kwestia przeczytania instrukcji. Co więcej, nie wystarczy przecież tylko jej lektura. Wszak trzeba zrozumieć wszelkie zasady oraz wytłumaczyć je siedzącym wokół stołu współgraczom. A zegar tyka.

Nic nie widziałem, nic nie słyszałem

Następną kwestią, przyczyniającą się do takiej, a nie innej, ilości graczy przy planszy, jest najzwyklejsza na świecie niewiedza. Bywa, że rodzice nie grają (bo nie lubią na przykład), a znajomi lubują się w popołudniach spędzonych przed telewizorem lub (przy odrobinie szczęścia) na boisku. W efekcie nie ma z kim grać, a skoro nie ma z kim grać to po co kupować coś, czego głównym zadaniem będzie leżenie na półce i zbieranie kurzu. W taki sposób kółko się zamyka. Wychodzi na to, że o planszówkach nie wiemy praktycznie nic, z wyjątkiem tego, iż takowe istnieją. Oczywiście dziś, w dobie wszechobecnego dostępu do sieci zwanej Internetem, problem ten nie jest już tak aktualny, jak to było te dziesięć czy piętnaście lat temu. Wspomnieć jednak o tym nie zawadzi.

Jedz synku, jedz

Kolejnym argumentem w mojej, jakże rozpasłej liście jest fakt, który do niedawna dotyczył mnie osobiście. Cóż to takiego? Po prostu sparzyłem się na kilku nieciekawych tytułach. "Nie wiesz, póki nie spróbujesz" - takie powiedzenie mogliśmy słyszeć od naszych babć, gdy nie chcieliśmy zjeść jakiejś nowej, niespotkanej dotąd potrawy. Mieliśmy szczęście jeśli serwowane danie faktycznie nam smakowało, bo zachęcało do dalszego próbowania. W przeciwnym wypadku, mówiliśmy: "A nie mówiłem?" i dalsze odkrywanie schodziło na dalszy plan.

Tak właśnie było w moim przypadku. Nowe gry przy których siadałem ze znajomymi , okazywały się albo mało ciekawe albo nudziły się po dwóch, trzech rozegranych partiach. Później, gdy słyszałem propozycję zagrania w "jakąś" planszówkę, przewracałem tylko oczami i szukałem wymówki, by się z tego wymigać. Byłem przekonany, że nic przy planszy nie może mnie wciągnąć na dłuższy czasu.

Przybyłem, zobaczyłem

Ale wiele rzeczy się w życiu zmienia. Ja akurat zmieniłem pracę, w której, jak to zwykle bywa, poznałem nowych ludzi. Wśród nich był zapalony planszówkowiec. Wiele opowiadał o grach planszowych i związaną z nimi dobrą zabawą, a po jakimś czasie zaprosił mnie do gry ze swoimi znajomymi. Moje podejście było nieco sceptyczne, ale stwierdziłem: "Co tam. Może faktycznie będzie ciekawie. Spróbować mogę". Pojechałem i zagrałem, przy okazji świetnie się przy tym bawiąc. "Wesoła kompania" znajomych i niezwykle ciekawe gry zdziałały swoje. Chciałem więcej. Umawialiśmy się na kolejne spotkania i kolejne rozgrywki wciągały mnie coraz bardziej. Ściślej mówiąc – złapałem bakcyla. Co więcej, oprócz rzucania kośćmi, przesuwania pionka, ciągnięcia kolejnych kart i planowania następnego ruchu, zacząłem interesować się tematem planszówkowym w szerszym zakresie, a cała sytuacja nauczyła mnie, iż nie należy całkowicie zamykać się w doborze swojego hobby. Nigdy nie wiadomo, co może się nam spodobać.

Dla chcącego...

I tu właśnie mieści się sedno sprawy, bo najważniejszym aspektem tego, iż gramy w planszówki jest to, że zwyczajnie chcemy w nie grać. Brak czasu, na przykład, nie jest dla nas przeszkodą tak wielką żeby jej nie przeskoczyć. Organizujemy go sobie tak, by znalazła się w nim luka, w którą można wpisać „planszowe granie”. Jeśli nie byłoby chęci, taka rezerwa nie znalazłaby się w naszym terminarzu. Bo przecież "muszę sprzątać" (cały dzień, a jakże), "wstaję rano do pracy" (i prześpię przez to dwanaście godzin?), a także wiele, wiele innych wymówek. Zresztą plansza nie jest tu wyjątkiem. W końcu każde hobby wymaga jakiegoś pokładu czasu i energii. I tylko od nas zależy, że te rezerwy spożytkujemy przy planszy, grając w ping ponga, jeżdżąc na rowerze, czy też kopiąc piłkę nożną.

I na koniec, słów kilka

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim wytrwałości w dalszym graniu, kopaniu i wszelkim innym rodzajom hobby. Wszak, bez takiej "odskoczni" może być strasznie nudno, a co ważniejsze, każde inne zajęcie, niż siedzenie przed serialem telewizyjnym rozwija nas, w taki czy inny sposób. Pamiętajcie o tym.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


oddtail
   
Ocena:
+3

Dorzuciłbym jeszcze powód, dla którego nie gra wielu (większość?) dorosłych. Który jest dość ironicznym lustrzanym odbiciem "wystarczy rzucić".

Gry planszowe są, dla wielu, zabawą dla dzieci. Kojarzą się z Chińczykiem, w najlepszym razie. Zabawa jakiegokolwiek rodzaju jest traktowana zaskakująco często w "dorosłych" kręgach jako dziecinna strata czasu (co ciekawe, oglądanie filmu nie jest. Absolutnie logiczne...). Zabawa dla dzieci - to już w ogóle śmieszne i niegodne poważnej, godnej szacunku (czytaj: nadętej) dorosłej osoby.

Logika tutaj działa chyba trochę taka, jak przy komiksach czy serialach animowanych. Komiksy, jak wiadomo, są dla dzieci. "bajki" (bo tak zwykle znane mi nie-nerdowe osoby określają animację w ogóle) tym bardziej. Dlaczego z grami planszowymi miałoby być inaczej? Jeśli ktoś już w nie gra, to ewentualnie z własnymi dziećmi. Choć i to niekoniecznie.

Może to stereotyp, ale geek/nerd to taki specjalny rodzaj człowieka, który nie ma silnej potrzeby bycia dorosłym za wszelką cenę. I dlatego gra w planszówki, tak samo jak gra w gry komputerowe, papierowe RPGi, czyta komiksy albo ogląda anime. Szczerze - nie znam wielu geeko-nerdowych osób, które nie dotykają w ogóle planszówek.

Ot i cały sekret.

12-12-2013 15:44
Exar
   
Ocena:
+2

Ja myślę, że cały sekret to fakt, że większość populacji jest ograniczona mentalnie i wyjście poza wcześniej zdefiniowane ramy jest dla wielu nie do przebycia. Nie chodzi tylko o gry.

Program w TV - OK; wódka z kolegami - OK, mecz - OK. Wycieczka na poszukiwanie żbików, obserwacja nieba, naukra gry na kobzie - to się nie mieści w głowie typowego obywatela tej planety.

12-12-2013 16:18
oddtail
   
Ocena:
+4

@Exar: na taki komentarz najlepiej jest odpowiedzieć linkiem:

http://xkcd.com/610/

=P

A także, żeby było coś bardziej "mięsnego": http://en.wikipedia.org/wiki/Illusory_superiority

12-12-2013 16:19
etcposzukiwacz
   
Ocena:
+3

Oprócz tego że "to dla dzieci jest" mamy także mocną konkurencje - gry komputerowe. Ona dosłownie miażdży konkurencje. Gry planszowe potrzebują ludzi, fizycznie będących koło ciebie, to bywa kłopotem. Komputerowe tego ograniczenia nie mają. A może powinienem napisać "ograniczenia" bo przecież bezpośredni kontakt z ludźmi to jedna z zalet planszówek/karcianek itp.  Dlatego cieszę się gdy siadam do planszy i polecam to wszystkim innym. Daj sobie szanse i spróbuj, bo naprawdę warto.

13-12-2013 10:18
   
Ocena:
+3

@oddtail
racja (odnośnie postrzegania gier jako dziecięcej rozrywki), ale problem tkwi nie tylko w ludziach. Żeby kupić grę planszową trzeba najczęściej zamówić ją przez internet albo szukać wyspecjalizowanego sklepu. których w dużych miastach jest najwyżej kilka, a w małych nieraz wcale nie ma.

W supermarketach praktycznie 100% gier to gry stricte dla dzieci, a nawet w sklepach nastawionych na "kulturę" (np. sklep zaczynający się na E i kończący na k) gry dla dzieci to około 80% asortymentu.

Taki model podaży połączony z brakiem reklamy powoduje utrwalanie się w społeczeństwie zjawiska, o którym piszesz.

Tym niemniej wydaje się, że zaczyna się to zmieniać w dobrym kierunku, ostatnio na przykład byłem w lekkim szoku widząc na bannerze reklamowym na przystanku reklamę Carcassonne :O

 

13-12-2013 10:42
etcposzukiwacz
   
Ocena:
0

A co myślicie o kwestii cen planszówek? Czy ich wysokość wpływa na ograniczenie ilości graczy?

16-12-2013 18:07

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.