Patchwork Express

Za krótka kołderka? Nie tym razem

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Patchwork Express
Chociaż Uwe Rosenberg kojarzy się przede wszystkim z grami o hodowlach i uprawach ma również na koncie mniejsze tytuły odbiegające od rolniczej tematyki i obowiązku żywienia robotników. Jedną z nich jest Patchwork, który niedawno zawitał na polski rynek w nieco odmienionej odsłonie opatrzonej dopiskiem Express. Czym różni się od pierwowzoru?

Przyjrzyjmy się niecodziennej otoczce rozgrywki – otóż tytułowy termin patchwork oznacza nic innego, jak łączenie skrawków materiałów w większy wzór. To właśnie szyciem kołder i zbieraniem guzików zajmie się dwójka rywalizujących graczy.

Pod wieczkiem czeka na nas główna plansza i 2 znaczniki czasu, 2 plansze kołder, pionek, 6 żetonów łatek, 23 kafelki skrawków materiału (8 niebieskich i 15 sztuk z innymi kolorami) oraz 31 żetonów guzików w 3 nominałach. Standardowo już w przypadku gier Rosenberga stroną wizualną zajął się Klemens Franz i efekt jest... odmienny niż w innych pozycjach z portfolio artysty. Patchwork Express cechuje się bowiem większą pstrokacizną komponentów niż standardowa edycja gry i to kwestia nie tylko różnorodnych wzorów na żetonach materiałów, gdyż i plansza czasu doczekała się zwiększonej jaskrawości. Wizualnie gra prezentuje się solidnie, elementy wykonano porządnie, żetonom nie grożą wygięcia, lecz pierwowzór bardziej przypadł mi do gustu pod względem estetycznym. Jednakże to nie oprawa stanowi o sile omawianego tytułu.

Przed startem uczestnicy otrzymują następujący zestaw: 5 guzików, planszę kołdry i znacznik czasu. Ten ostatni ustawiają na polu “A” planszy czasu, wykładając także żetony łatek w wyznaczonych miejscach. Wokół planszy ląduje 15 kolorowych skrawków (niebieskie zostaną dołączone w trakcie gry), a pionek należy ustawić przed najmniejszym z nich zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Cel gry jest prosty – zszyć możliwie wielką kołdrę i zbierać guziki. Na koniec gry są one warte po 1 PZ, zaś od uzyskanej sumy należy odjąć po 2 PZ za każde wolne pole na naszej planszy kołdry. Wygrywa osoba z największym dorobkiem punktowym, zaś z racji na konieczność odejmowania punktów, możliwe są wyniki ujemne!

By zagospodarować swoją kołdrę i co za tym idzie uniknąć kar za puste pola, gracze wykonują tury, lecz nie robią tego naprzemiennie, ponieważ pierwszeństwo ma zawsze szwacz znajdujący się z tyłu. Może to więc doprowadzić do sytuacji, gdy jeden z graczy będzie dysponował nawet 2 lub 3 ruchami z rzędu. Podczas tury mamy do wyboru dwie opcje:

  1. Przesuwamy znacznik na pole przed znacznikiem rywala, co zapewnia po 1 guziku za każde przebyte pole.
  2. Zabieramy skrawek i kładziemy go na planszy kołdry. W tym przypadku wybieramy jedynie spośród 3 materiałów leżących przed pionkiem (zgodnie z ruchem wskazówek zegara). Następnie przesuwamy pionek przed ten skrawek, układamy materiał na swojej planszy tak, aby kafelki nie nakładały się na siebie czy wystawały za kołdrę. Ponadto zgodnie z liczbami na kafelku przesuwamy znacznik czasu i opłacamy guzikami jego koszt.

To właściwie niemal cała mechanika, którą uzupełniają znajdujące się na planszy łatki pozwalające natychmiast zasłonić wybrane pole kołdry. Czasem pojawia się także okazja do powiększenia puli guzików – na planszy jest kilka punktów, po minięciu których jesteśmy zobligowani do dobrania tylu guzików, ile namalowano na skrawkach tworzących naszą kołdrę. Ponadto gdy wokół planszy zostanie już tylko 5 skrawków, należy dołożyć kolejne 8 niebieskich i kontynuować grę aż oba znaczniki dotrą na ostatnie pole planszy czasu.

Mechanika nie uległa żadnym większym zmianom, wciąż mamy łatki, zbieramy guziki i staramy się w jak największym stopniu zapełnić planszetki. Zmianom nie uległy także wrażenia towarzyszące zabawie – to wciąż świetny i wysoce grywalna dwuosobówka. Uproszczony, lecz w sprytny sposób – zamiast usuwania jakichś reguł, Uwe Rosenberg ograniczył liczbę pól na planszach (kołdry o wymiarach 7x7, krótszy tor czasu), co przełożyło się na jeszcze krótsze partie, zamykające się nawet w 10 minutach. Z kolei obniżenie wartości na kafelkach jest wartym odnotowania ukłonem w kierunku starszych graczy i przede wszystkim dzieci, które na niskich liczbach mogą trenować podstawowe działania matematyczne, dobrze się przy tym bawiąc. Produkcja została wyważona i mimo niższych wartości na kafelkach rzadkością są wyniki ujemne i bardzo dobrze, bo mogłyby zniechęcać do kolejnych rozgrywek młodszych użytkowników. Byłaby to wielka szkoda, gdyż Patchwork, również w wersji Express, to jedna z ciekawszych gier, jakimi można zachęcić pociechy (i nie tylko) do rozpoczęcia przygody z planszówkami.

Nowinką są także niebieskie kafelki – dokładamy je, gdy wyczerpuje się pula zwykłych ścinek. Dzięki temu już w początkowych rundach możemy układać w głowach plany, licząc, że to akurat nam przypadną konkretne niebieskie materiały. Dodaje to posmaku taktycznego i wzmaga chęć rewanżu, oczywiście poprzez polowanie na inny zestaw kafelków.

Tak naprawdę produkcji Rosenberga trudno cokolwiek zarzucić, za wyjątkiem jednej kwestii. Otóż gra się przyjemnie i szybko, lecz nikły zakres zmian w połączeniu z i tak niekwestionowaną przystępnością oryginalnego Patchworka sprawiają, że daje o sobie znać wyraźny smak odgrzewanego kotleta. Bardzo smacznego, ale konsumowanego już wcześniej. Tak więc nie jest to pozycja obowiązkowa dla posiadających podstawową edycję.

Przed rozpoczęciem zabawy towarzyszyły mi obawy o przesadne skrojenie mechaniki z myślą o dzieciach. Wątpliwości okazały się bezzasadne – Patchwork Express bawi i wywołuje chęć rewanżu również u starszych osobników, a przy tym można rozegrać partyjkę, dysponując raptem kilkunastoma minutami. Zdecydowanie polecam, gdyż to tytuł właściwie dla każdego.

Plusy:

Minusy:

Dziękujemy wydawnictwu Lacerta za udostępnienie gry do recenzji.