Na sygnale

Symulator polskiej służby zdrowia...

Autor: Hubert 'Saise' Spala

Na sygnale
Na sygnale to kolejny tytuł wydawnictwa Kuźnia Gier, znanego w środowisku planszówkowiczów z takich gier jak Labirynt czarnoksiężnika i Wiochmen Rejser. Tuż przed wydaniem Na sygnale wiele osób sądziło, iż będzie ona czymś w rodzaju kontynuacji Wiochmena – polską rzeczywistością okraszoną rubasznym humorem. W grze każdy z graczy wciela się w ordynatora jednej z przychodni, która musi koniecznie uzyskać 5 lub 6 (zależnie od ilości graczy) punktów w statystykach NFZ'etu, a czyni to wysyłając swoją karetkę po pacjentów.

Gra posiada dokładnie takie samo (niestety) pudełko jak Wiochmen Rejser. Posiadacze Wiochmena doskonale wiedzą, że karton, z którego wykonano opakowanie jest tragiczny. Wystarczy kilka transportów w torbie czy plecaku i nadaje się ono do całkowitej wymiany. Wewnątrz pudełka znajdziemy trochę kart związanych recepturką i dwa woreczki strunowe – jeden z żetonami, a drugi z pionkami i kostką sześciościenną. Poza tymi komponentami Na sygnale zaskakuje nas planszą – wykonaną chyba z jakiejś twardszej wersji papieru kredowego. Przypomina ona pod względem wykonania pierwsze gry wydawnictw Sfera i Encore pochodzące z zamierzchłych czasów. Ciężko ją porządnie wyprostować, a brak oznaczeń na przychodniach trochę denerwuje grających. Żetony są – i to w sumie wszystko co można o nich powiedzieć, gdyż pod względem wizualnym nic sobą nie reprezentują. Co do kart, to uważam, że pan Marcin 'Elwis' Gręźlikowski wykonał kawał niezłej roboty. Wszystkie grafiki są narysowane dosyć specyficznym stylem, ale doskonale współgrają z atmosferą gry i bywają całkiem zabawne. Karty trzymają poziom z Wiochmena i nie są za ładne, ani za brzydkie - ot takie sobie po prostu. Podsumowując, wizualnie jest raczej kiepsko. Na sygnale zasłużyło sobie jednak na sporego plusa za instrukcję. Tym razem zamiast zwykłej zgiętej w kilku miejscach kartki papieru, otrzymujemy pełnowartościową, ilustrowaną książeczkę, która wszystko pięknie nam wyjaśnia podając odpowiednią ilość przykładów. Jest to instrukcja na poziomie prawie europejskim.

Zasady gry są niezwykle proste i łatwe do zapamiętania. Gra dzieli się na trzy główne fazy: Faza Planowania, Faza Pogotowia i Faza Miasta, podczas której na początku rozgrywki zależnie od ilości graczy losuje się odpowiednią liczbę pacjentów. W Fazie Planowania gracze licytują się swoimi Punktami Akcji (każdy gracz, co turę ma ich dokładnie tyle samo, czyli sześć) by przejąć kontrolę nad karawanem z firmy "Happy End", który pozwoli nam usunąć niewygodnych pacjentów z obrębów naszej mieściny. W Fazie Pogotowia wydajemy resztę naszych Punktów Akcji miotając się karetką po planszy w poszukiwaniu pacjentów. Możemy też kupować karty, których działanie ogranicza się do dość prostych zagrań typu "przyspiesz mnie" czy "spowolnij przeciwnika". Żadna karta nie prezentuje sobą jakiegoś ciekawego działania, które przynajmniej na turę zmieniałoby oblicze rozgrywki. W ostatniej fazie Miasta, lekko chorzy pacjenci na planszy zamieniają się w ciężko chorych, a ciężko chorzy wyciągają kopyta. Wcześniej rzucone karty przestają podczas tej fazy działać, losowani są nowi pacjenci i fiu! Powtórka z rozgrywki, aż któryś z graczy wygra grę zdobywając odpowiednią ilość punktów w NFZ'ecie.

Na sygnale jest niestety kompletną porażką. Fani Wiochmena z drżeniem łydek wyczekiwali nowego tytułu Kuźni Gier, ale to, co dostali zupełnie nie jest tym, czego oczekiwali. Dlaczego Na sygnale jest złą grą? Mechanika działa, wykonanie nie jest tragiczne, a i humor może się podobać... tylko niestety, mechanika jest straszliwie nudna, co czyni samą rozgrywkę monotonną do granic możliwości. Zasady nie posiadają żadnego nowego aspektu, który wzbudziłby zainteresowanie grających, wszystko jest oklepane niczym plecy gruźlika i powiedzmy sobie szczerze – prowadzi do dość głupawej rozgrywki. Żadnej taktyki, strategii czy chociażby stosowania logicznego myślenia. Ot rzucę kostką, wydam trochę żetonów i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Czary goryczy dopełniają karty, których działanie też jest nieoryginalne. Rozegrałem kilkanaście rozgrywek w Na sygnale z różnymi grupami graczy – od fanów planszówek po planszówkowych laików, którzy słysząc słowo gra planszowa od razu myślą Chińczyk. I w każdej rozgrywce wiało nudą.