Mystery of the Abbey

Zagraj w Imię Róży

Autor: Hubert 'Saise' Spala

Mystery of the Abbey
Jedną z moich ulubionych książek jest Imię Róży Umberto Eco. Niesamowita atmosfera, bogata galeria barwnych postaci i sama koncepcja kryminału w zakonie pełnym bogobojnych mnichów – słowem: wyśmienity kawałek prozy. Gdy więc ujrzałem po raz pierwszy Mystery of the Abbey na Constarze, wiedziałem, że muszę w tę grę zagrać. Zaprawdę powiadam wam: Tak też się stało...

Pierwsza dobra wiadomość: Mystery of the Abbey zostało wypuszczone na światowy rynek przez wydawnictwo Days of Wonder, znane z tego, iż ich produkty są niezwykle dopracowane tak pod względem wizualnym, jak i technicznym – wytrzymałe pudełka, ładne, twarde plansze, doskonałe ilustracje na kartach, dobrze wykonane żetony i figurki. Także tym razem nie zawiodłem się na DoW, gdyż wszystkie elementy gry są naprawdę starannie wykonane – spora plansza przedstawiająca opactwo, trzy drewniane kostki, pionki przedstawiające mnichów w sześciu różnych kolorach, pion Dzwonu jak i kapitalne karty z gładkiego acz wytrzymałego kartonu. Jak na grę z gatunku "Cluedoidalnych" przystało, oprócz powyższych akcesoriów otrzymujemy również sześć zasłonek dla każdego z graczy i pół setki kartek z podejrzanymi, wśród których będziemy typować mordercę. Jest świetnie.

Sporym atutem gry jest możliwość szybkiego przystąpienia do rozgrywki bez konieczności kilkugodzinnego studiowania instrukcji. Tak naprawdę wystarczy, aby jedna osoba przeczytała zasady, gdyż każdy z graczy i tak otrzymuje coś w rodzaju notatnika, służącego nie tylko do przechowania swojej karty podejrzanych, ale będącego też skrótem wszystkich zasad dotyczących gry – jeżeli więc w trakcie rozgrywki coś wyleci z głowy, nie trzeba od razu grzebać w instrukcji. Same zasady są dość proste. Jedyne co trzeba zapamiętać to działanie każdej z poszczególnych sal oraz metodę poruszania się po naszym opactwie. Wyjątkowym elementem gry, dodającym owego "zakonnego klimatu" jest podział rozgrywki (czyli jednego dnia) na Jutrznię, Laudę, Nonę, Nieszpór etc. Grę wygrywa ten gracz, który zdobędzie pod koniec gry najwięcej punktów – zwykle jest to ten mnich, który jako pierwszy odgadnie kto jest mordercą. Wszystko świetnie, tylko w jaki sposób zdobywamy te informacje na temat zakonników? Po prostu zadając pytania pozostałym graczom. A co, jeżeli gracz mnie okłamie? A to, że nie może, bo jest mnichem i jako dobry chrześcijanin nie powinien kłamać. Ale nie przejmujcie się, moi drodzy średniowieczni detektywi – jeżeli nie chcecie udzielać odpowiedzi na pytania możecie odmówić ze względu na ślub milczenia... W takim wypadku jednak nie będziecie mogli pytającemu zadać kontr-pytania, więc milczenie opłaca się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Oprócz zadawania pytań można też zdobyć informacje na temat mnichów buszując po opactwie; po celach, bibliotece, skryptorium, a nawet odwiedzić konfesjonał, gdzie przekupni kapłani sprzedają tajemnice spowiedzi. Słowem, każdy z graczy stara się jak najlepiej wykorzystać swój czas do następnej mszy i zdobyć jak najwięcej informacji – dobre formułowanie pytań i uważne wysłuchanie odpowiedzi każdego gracza na każde pytanie to klucz do sukcesu.

Gra jest produkcją bardzo dobrą, ale trzeba jasno powiedzieć, że jest to tytuł specyficzny. Jeżeli nie lubisz lekkich gier detektywistycznych, to ten tytuł, mimo doskonałej oprawy, nie będzie się podobać. Grałem w Mystery of The Abbey z kilkunastoma grupami graczy i reakcje były przeróżne - od skrajnej niechęci do gry do niewyobrażalnych zachwytów nad tytułem. Mystery of the Abbey przeznaczony jest dla dość wąskiej grupy klientów, dlatego też nie każdy będzie czerpał przyjemność z grania w tę grę.