Monopoly Fallout: Edycja Kolekcjonerska

Monopoly never changes

Autor: Camillo

Monopoly Fallout: Edycja Kolekcjonerska
W twojej Krypcie wyczerpał się zapas filmów? Nie możesz już patrzeć na swój przestarzały model Pip-Boya? Spokojnie, w poszukiwaniu nowych atrakcji nie musisz wyruszać na pustkowia. Najnowszy produkt Vault-Tec, Monopoly Fallout, zapewni rozrywkę tobie i innym Mieszkańcom, a do tego pozwoli poczuć się jak prawdziwa szycha powojennego świata bez konieczności opuszczania przytulnego schronu.

Pod względem mechaniki napromieniowane Monopoly nie różni się niczym od innych edycji tej słynnej marki. Przemierzamy planszę, nabywając nieruchomości, pobierając czynsz za pobyt od innych graczy i samemu płacąc haracz za odwiedzenie ich terenów, do momentu aż wszyscy zbankrutują i na placu pozostanie tylko zwycięski monopolista. Co więc jest w niniejszej edycji wyjątkowego? Oczywiście dostosowanie wszystkich komponentów do uniwersum Fallouta.

Już z pudełka wita nas uśmiechnięty Vault Boy, a widoczny w logo ludzik w cylindrze tym razem zamiast w tradycyjną laseczkę wyposażony jest w supermłot wspomagany, zdecydowanie bardziej przydatny przy zwiedzaniu postnuklearnych pustkowi. Jeśli licznik Geigera wskaże, że promieniowanie jest w normie, możemy zaryzykować otworzenie pudła i zapoznanie się z zawartością. Co takiego tam znajdziemy?

Po spojrzeniu na planszę przede wszystkim rzuca się w oczy, że nieruchomości, którymi będziemy handlować, są dość nietypowe. Możemy bowiem nabyć tak malownicze i atrakcyjne turystycznie miejsca jak Junktown, Klamath, Megatona czy Arroyo, ale także Pomnik Waszyngtona, Kapitol, San Francisco i Diamond City. Krótko mówiąc, obiektem handlu są miejsca znane ze wszystkich czterech części gry, odwzorowane na planszy stosownymi screenami. Modyfikacji uległy także inne kanoniczne elementy – zamiast pól kolei mamy stacje metra Central, Vernon, Dupont i Foggy Bottom, a rurociągi zastąpione zostały przez rozgłośnie Radio Galaxy News i Radio Enklawa. Prawdziwie niezniszczalne (przetrwały nawet wojnę atomową!) okazały się tylko dwie lokacje, które nie uległy żadnym zmianom – mianowicie więzienie oraz bezpłatny parking.

Plansza planszą, ale mamy jeszcze szereg dodatkowych komponentów. Walutą płatniczą nie są już dolary, lecz kapsle, aczkolwiek w formie papierowej. Zamiast kart Szans i Ryzyka mamy karty S.P.E.C.J.A.Ł. i karty Podręcznika Przetrwania, które na awersach poza poleceniami zawierają charakterystyczne dla Fallouta rozmaite rysunki z Vault Boyem, ale pod względem działania nie odbiegają od swoich odpowiedników z wersji podstawowej i sprowadzają się do otrzymywania/wpłacania pieniędzy oraz przesuwania pionka we wskazane miejsce na planszy. Domki i hotele teoretycznie zastąpione zostały przez osady i schrony (jak nazwano je w instrukcji), ale tak po prawdzie to wyglądają one tak samo jak w pospolitej edycji. Zmiana jest natomiast wyraźnie widoczna w najefektowniejszym elemencie tego wydania, to znaczy metalowych pionkach graczy – są one dedykowane wyłącznie tej edycji, więc zamiast tradycyjnego cylindra czy żelazka mamy tym razem Pistolet 10mm, hełm Pancerza Wspomaganego, miniatomówkę, wrota Krypty 111, butelkę Nuca-Coli i oczywiście niezastąpionego Vault Boya.

Wiemy już więc o zawartości wszystko. Jak można ocenić pod tym względem postnuklearne Monopoly? Cóż, nie jest źle, ale szczerze mówiąc, szału też nie ma. Zdecydowanie najfajniejszym elementem zestawu są kolekcjonerskie pionki-figurki, które zachwycają szczegółowością wykonania. Reszta nie prezentuje się już tak dobrze. Choć ze względów finansowych takie rozwiązanie można zrozumieć, rozczarowuje obecność papierowych pieniędzy zamiast czegoś w rodzaju kapsli. Nawiązania do wydarzeń z gier na kartach są pretekstowe i mało pomysłowe, projektanci mogli się pod tym względem bardziej wysilić – boli zwłaszcza całkowity brak poczucia humoru, z którego seria Fallout słynie. Największym rozczarowaniem jest jednak patchworkowa plansza do gry. W internecie łatwo można znaleźć wizualizacje fanowskich projektów planszy i trzeba przyznać, że prezentują się one lepiej od oficjalnej – jest ona po prostu nijaka, a poupychane na niej screeny z odmiennych graficznie gier wyglądają chaotycznie i pozbawiają rozgrywkę klimatu.

To tyle, jeśli chodzi o wygląd. A mechanika? Monopoly nigdy się nie zmienia i we wszystkie edycje gra się tak samo, więc każdy gracz z pewnością doskonale zna proponowany przez tę serię model rozgrywki i zdążył wyrobić sobie o nim opinię. Jeśli jest ona pozytywna, a przy tym ma się ochotę na partyjkę w postapokalitycznych klimatach, być może warto dać Monopoly Fallout szansę i przy butelce Nuca-Coli (tylko bez landrynek!) stoczyć ze znajomymi bój o finansową dominację nad zniszczonym wojną światem.

Plusy:

Minusy:

 

Dziękujemy Winning Moves Polska za przekazanie gry do recenzji.