Minerały

Debiut jak marzenie

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Minerały
Dobry debiut to rzecz bezcenna, tak z perspektywy twórcy, jak i odbiorcy. Taki debiut to nadzieja na rozwój kultury i nowe, interesujące treści. Magdalena Śliwińska to niewątpliwie nowa postać na rodzimej scenie planszowej, zaś jej pierwsza propozycja, Minerały to jedna z ciekawszych premier ostatnich tygodni.

Nowi twórcy to jedno, drugie to wydawcy, którzy potrafią im zaufać i postawić pierwsze kroki. Gdzieś w głowie kołacze się oczywiście Galakta i jej konkurs dla nowych projektantów gier planszowych, co być może pokazało innym oficynom, że inwestycja w początkujących autorów to dobry kierunek budowy porfolio. Tym razem w roli głównej występuje inny wydawca, a mianowicie IUVI Games, zaś poza autorką warto wspomnieć o dwóch innych osobach zaangażowanych w rozwój projektu: Marcinie Ropce oraz Violi Kijowskiej, autorów Artefaktów Obcych i Solar City.

Co więc trafia na stół? Prosta i fajna gra o zbieraniu płytek oraz wymianie ich na punkciki. Aby osiągnąć sukces, trzeba wykazać się minimum sprytu przy przesuwaniu pionków, tak by po każdym ruchu otrzymać płytkę, na której się stało. Czy coś to przypomina? Oczywiście Hej, to moja ryba, ale wszystkiego jest więcej, wszystko jest ładniejsze i bardziej dojrzałe.

Zajrzyjmy najpierw pod wieczko pudełka. W jego środku nabywcy znajdą troszkę tekturowych płytek, pięć silikonowych, bardzo praktycznych pionków, 24 karty, woreczek oraz 118 płytek minerałów podzielonych na pięć typów. I właśnie te płytki sprawiły, że o autorce gry stało się głośno nie tylko w mediach poświęconych nie tylko grom planszowym. Z pozoru rzecz nie jest niczym niezwykłym: ot przeźroczyste kafelki z podklejonym kolorowym kartonikiem. Proste, prawda? Ale efekt jest szalenie widowiskowy – wystarczy spojrzeć na zdjęcia! Pozytywny odbiór walorów plastycznych wzmacnia broszura poświęcona pracom Magdaleny Śliwińskiej, odsłaniająca kulisy powstawania gry. Ów zabieg jest strzałem w dziesiątkę, podkreślając zaangażowanie artystyczne malarki w powstanie gry i wzmacniając szacunek względem owocu pracy.

Narzędzia w dłoń!

Pora na wyjaśnienie tajników gry. Każdy kafelek ma swoją wartość w przedziale od 1 do 5 punktów i oczywiście należy starać się pobierać atuty najrzadsze, a zarazem najwyżej punktowane. Ponadto zebrane zasoby można wymieniać na karty kolekcji, które wskazują, jaką pulę minerałów trzeba zwrócić, aby zrealizować wymagania karty. Co bardzo ważne – wręcz kluczowe – punkty wynikające z karty zawsze zapewniają większy profit niż kafelki przetrzymywane w obszarze gracza. Oczywiście wszyscy są chętni aby pozyskać najcenniejsze minerały, zaś najciekawsze karty znikają szybko, więc pośpiech jest wskazany.

Opanowanie meandrów zabawy nie nastręcza większych problemów, w czym pomaga bardzo dobrze zredagowana instrukcja. Najpierw należy jednak przejść przez najbardziej żmudny proces przygotowania obszaru gry, czyli rozłożyć tytułowe minerały. 118 płytek to całkiem pokaźna pula, ale cóż, trzeba to po prostu wykonać. Szczęśliwie nie ma sztywnych reguł odnośnie do ułożenia planszy, więc można wykazać się fantazją, zaś powstała w ten sposób plansza popieści wzrok nawet najbardziej wybrednych estetów. Później pozostaje wylosować pięć płytek narzędzi, rozdać po jednej planszetce oraz pionku każdemu z uczestników. W ostatnim kroku wystarczy umieścić pionki na planszy – co czynią w naszym imieniu rywale – i gotowe!

Każda planszetka zawiera dwie podstawowe informacje: wartość minerału oraz liczbę pól, o które należy poruszyć pionek, aby pozyskać kafelek. Po prawdzie oba wskaźniki są identyczne, porządkuje to jednak dalszą zabawę. W swojej turze gracz podnosi silikonowy pionek i przemieszcza go o liczbę pól wynikającą z minerału, na którym stał – antracyt na ten przykład wymusza przesunięcie znacznika gracza o cztery pola. Jeśli wykonano poprawny ruch, wówczas kryształek staje się własnością gracza, w przeciwnym wypadku zostaje odrzucony go odrzucić. A jakie posunięcie można uznać za poprawne?

Legalne ruch to taki, który wykonany został o tyle pól w linii w linii prostej, ile wynosiła wartość pobranego minerału i nie został zakończony poza krawędzią planszy, w szczelinie, jaka pojawiła się podczas zabawy albo na zajętym kafelku. Pewnym ułatwieniem jest to, że można przeskakiwać pojedyncze szczeliny oraz pionki rywali. I w zasadzie tak wygląda standardowa tura. Proste? Bardzo proste, przynajmniej na początku rozgrywki. Później, kiedy plansza zostaje podzielona, niektóre jej obszary lądują w woreczku, kształty stają się mocno nieregularne. Wówczas rywalizacja nabiera rumieńców i trzeba kalkulować, czy aby warto łasić się na drogocenny minerał w sytuacji, kiedy nie będzie można opuścić takiego kafelka. Oczywiście im mniejszy obszar gry, tym częściej zdarza się, że rywale dodatkowo zastawiają minerały. Czasami robią to przypadkiem, czasami celowo.

Co, jeśli nie można przemieścić pionka? Kafelek, na którym stał, zostaje odrzucony, a pionek umieszczany jest na wybranym, najniżej punktowanym wollastonicie. W turze można wykonać jeszcze dwie rzeczy: kupić kartę kolekcji oraz skorzystać z narzędzia, przy czym obie czynności raz na rundę. Karty kolekcji to nic innego jak lepszy przelicznik punktów, co zostało wyżej opisane. Z kolei narzędzia zapewniają rozmaite profity – na przykład dodatkowy ruch – chociaż ich użycie wiąże się z opłatą w postaci "zdobycia" ujemnego punktu.

I to w zasadzie wszystko. Rywalizacja trwa do momentu, kiedy nie będzie można już wykonać żadnego ruchu. Później należy podsumować punkty za karty kolekcji i posiadane minerały, a następnie odjąć punkty za wykorzystane narzędzia. W ten sposób wyłaniany jest triumfator. I to wszystko!

Jest pięknie oraz...

Domyślnie Minerały zaprojektowano dla grupy od dwóch do pięciu uczestników. W praktyce jednak zabawa dwuosobowa zupełnie pozbawiona jest emocji, a przyczyna tego stanu rzeczy jest oczywista. Zbudowana z żetonów plansza jest zwyczajnie zbyt duża jak na dwa pionki, w związku z tym każdy ma możliwość działania na przeciwległym końcu bez oglądania się na oponenta. Czy w takim układzie występują jakiekolwiek emocje? No nie. Można temu co prawda zaradzić, wystarczy usunąć część minerałów już na etapie budowania planszy; tu już jednak wchodzimy w obszar home rules.

Przy trzech graczach jest już wyraźnie lepiej, chociaż zabawa nabiera smaku przy czterech rywalach. Wówczas należy zapomnieć o leniwym przestawianiu pionków. Po pierwsze rozpoczyna się naturalny wyścig po najwyżej punktowane minerały, po drugie karty punktów znikają jakby szybciej, zwłaszcza te najbardziej atrakcyjne, a po trzecie, zupełnie naturalnie i niechcący można odciąć rywala na mniejszej przestrzeni lub chociażby zastawić. To jest ta druga twarz Minerałów, z pozoru familijna, przy pierwszym kontakcie może nawet lekko infantylna, ale w istocie drapieżna, z pazurem, zmuszająca do optymalizacji ruchów. I takie Minerały są fajne.

Nie bez znaczenia jest też inna kwestia. Autorka zadbała o wyskalowanie gry względem wieku uczestników, co osiągnęła przez drobne modyfikacje zasad. I tak podczas zabawy z siedmiolatkami zignorować należy pomocne narzędzia, które rozpraszają uwagę młodszych graczy. A że w domu dysponujemy zaprawioną w planszowych bojach siedmiolatką, toteż sprawdziliśmy i tę opcję. Trzeba oddać sprawiedliwość Magdalenie Śliwińskiej – pierwsza rozgrywka z udziałem córki była nieco niepewna, bowiem sporym wyzwaniem okazało się abstrakcyjne planowanie ruchów. Ale już druga partia przebiegła w pełni sprawnie z jej strony i to jest bardzo dobry prognostyk dla rodziców grających z pociechami.

Pozostaje jeszcze pytanie, czy Minerały są grą, do której chętnie i często będę wracać. Odpowiedź nie jest tak do końca oczywista. Niewątpliwie nie jest to gra przeznaczona do codziennych rozgrywek w duecie. Na przeszkodzie stoją wspomniane skalowanie oraz powtarzalność kolejnych rozgrywek. Poza zmiennymi w postaci płytek narzędzi oraz unikalnego układu kafelków na stole, kolejne rozgrywki przebiegają według dokładnie tego samego schematu. W rezultacie granie w Minerały przez siedem dni z rzędu sprawi, że gra szybko wyląduje gdzieś tam na półce i przez długi czas jej nie opuści.

Z drugiej jednak strony to propozycja, w którą gra się bardzo przyjemnie. To wręcz idealna rzecz na sobotnio-niedzielne popołudnie w gronie rodziny lub znajomych. W takim układzie do głosu dochodzą atuty tej gry: piękne i atrakcyjne wizualnie wykonanie, prostota zasad połączona z koniecznością abstrakcyjnego myślenia, szybkie tury i angażująca rywalizacja. Wszystko w tej grze jest elegancko poukładane, a poszczególne koncepcje ładnie się zazębiają, tworząc spójną, atrakcyjną całość. Po prostu trzeba mieć na uwadze charakter tytułu i tak dobrać moment oraz towarzystwo, aby móc wykorzystać wszystkie jego niepodważalne walory.

Czy Minerały są tytułem przełomowym? Na pewno nie. Nie są też idealne. Ale są znakomitym debiutem, takim, jakiego można pozazdrościć i obok którego nie wolno przejść obojętnie. Widać w nich pasję autorki i duszę artysty nieskażoną rzemiosłem i wyrobnictwem, pod którymi skrywa się kawał przesympatycznej gry, w którą zwyczajnie należy zagrać. 

Plusy:

Minusy:

 

Dziękujemy wydawnictwu IUVI Games za przekazanie gry do recenzji.