» Recenzje » Magazyn 51

Magazyn 51

Magazyn 51
Bezcenny Mjölnir, cena wywoławcza skromne miliard dolarów, praktycznie pół darmo! Zachęcam do licytacji. Do kompletu przyda się jeszcze Złote Runo, gratka dla miłośników porządnej odzieży. Świetnie nada się na... Zaraz, zaraz, Złote Runo to podróbka? Co oni przywieźli z tego Magazynu 51?!

Są autorzy, którzy świetnie odnajdują się w pewnych rodzajach gier. Stefan Feld seryjnie zmusza graczy do wysilania szarych komórek i optymalizacji każdego ruchu, Bruno Cathala, stawia na prostą i przemyślaną mechanikę, zaś Bruno Faidutti jak mało kto rozumie gry karciane. Cytadela, Maskarada czy Czerwony Listopad to już praktycznie klasyka gatunku poręcznych karcianek, zaprojektowanych z myślą o wieloosobowej zabawie, chociaż warto zauważyć, że Francuz jest też współautorem "pełnokrwistej" planszówki Misja: Czerwona Planeta. Z kolei najnowsza propozycja, Magazyn 51, idealnie wpisuje się w szablon niewielkich, lecz emocjonujących gier karcianych.

Przedmiotem rywalizacji jest pozyskanie bezcennych artefaktów, pozostających dotychczas w posiadaniu chylącego się ku upadkowi rządu Stanów Zjednoczonych. Chętnych do zakupu legendarnych przedmiotów jest wielu, toteż należy wykazać się licytacyjną smykałką, okiem konesera, a i sztuka blefu będzie wielce pomocna. Każde świecidełko ma swoją punktową wartość i – jak łatwo się domyślić – triumfatorem zostanie osoba, której majątek przełoży się na najwyższą zdobycz punktową.

Zajrzyjmy najpierw do pudełka. Gra mieści się w niewielkim opakowaniu, wewnątrz którego gracze znajdą 26 unikalnych kart Reliktów oraz 22 odpowiadające im karty Podróbki. Istotnym komponentem są żetony reprezentujące sztabki złota – tych jest aż 70. Zestaw uzupełniają przypominające o punktacji planszetki pomocy, 2 żetony Certyfikatu Autentyczności oraz 6 żetonów Lombardu. Od strony artystycznej ilustracje Rafaela Zanchetina prezentują się wyśmienicie, swoją lekkością i estetyką przywodząc na myśl rewelacyjne Pory Roku. Natomiast od strony technicznej karty warto zapakować w ochronne koszulki, które zapobiegną zbyt szybkiemu zużyciu, choć niestety wówczas przestaną mieścić się w przygotowanej wyprasce.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komu oryginał, komu podróbka?

Przygotowanie do zabawy zajmuje dosłownie kilka minut. Karty artefaktów należy posortować w cztery tematyczne stosy, dla ułatwienia różniące się oznakowaniem na rewersie. Następnie między graczami wykładane są losowo karty podróbek, których ilość uzależniona jest od liczby graczy. Zawodnicy mogą podejrzeć karty umieszczone w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Podróbki informują, które z artefaktów są lichą imitacją i warto je pominąć w trakcie zakupów. Warto zauważyć, iż część podróbek zawsze pozostaje niewiadomą dla każdego z uczestników. Ostatnie czynności to rozdanie po planszetce pomocy i dziesięć sztabek złota.

Przebieg tury jest trywialny. Gracz rozpoczynający wybiera jeden ze stosów i odsłania wierzchnią kartę, po czym może złożyć ofertę jej zakupu liczoną w posiadanych sztabkach. Kolejni gracze mają możliwość przebicia ceny, a artefakt finalnie trafi do rąk najbardziej szczodrego oferenta. Co ciekawe – i szalenie ważne – wydane środki nie trafiają do banku, lecz przekazywane są osobie siedzącej po lewej stronie szczęśliwego nabywcy, który odsłania kolejną kartę, a cały cykl jest powtarzany.

W zasadzie na tym można by zakończyć opis mechaniki, wyjaśnione zostało bowiem jej sedno. Ale jest jeszcze kilka drobnych elementów o kolosalnym znaczeniu: część licytacji ma charakter tajny, należy więc z góry obstawić stawkę, zaś sporo artefaktów wywiera rozmaite efekty na dalszy przebieg zabawy. Mogą one być jednorazowe lub stałe oraz pozytywne lub negatywne. Część trofeum zapewnia również bezcenne certyfikaty, dzięki którym jest szansa na zabezpieczenie artefaktów w przypadku, gdyby karta podróbki wskazała na ten konkretnie przedmiot.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Podstawowa rozgrywka trwa do momentu wykupienia wszystkich przedmiotów. W tym czasie gracze starają się pozyskać najcenniejsze artefakty wewnątrz poszczególnych kategorii (wartość waha się od 1 do 3), jak i skompletować czterokolorowe zestawy. Po wyczerpaniu wszystkich stosów rozpatrywane są wszelkie efekty przewidziane na ten moment, jak również odsłonięte zostają karty podróbek, co skutkuje odrzuceniem wskazanych artefaktów. Następnie wyłaniani są zwycięzcy oraz osoby na drugich pozycjach w każdej z kategorii, co nagradzane jest punktami. Nagradzane są również komplety oraz zgromadzone środki finansowe. Gracz z największą sumą zostaje triumfatorem. I to już naprawdę wszystko! Jest prosto, lecz wesoło i intensywnie.

Fałszywy Graal czy prawdziwe Złote Runo?

Lektura instrukcji nie zwiastuje ciekawej zabawy. Jakaś licytacja o kartę celem zbudowania kolekcji, czasami pojawiająca się atrapa – zapewne bez wpływu na finalną punktację. Generalnie przed pierwszą rozgrywką byłem bardzo wstrzemięźliwy względem tytułu. I muszę przyznać, że tym milszą niespodzianką okazała się pierwsza rozgrywka. Owszem, Magazyn 51 jest grą trywialną w swojej mechanice, ale w tym tkwi jej siła, bowiem stawianym celem nie jest nastręczanie bólu głowy podczas podejmowania decyzji, lecz zabawa pełna śmiechu. I w tej funkcji gra spisuje się wyśmienicie.

Od strony mechanicznej spodobać się może dynamika obrotu gotówką. Pomysł na przekazywanie wydanych milionów sąsiadowi po lewej stronie sprawia, że żaden z uczestników nie wypada na trwałe z batalii o tytuł najlepszego kolekcjonera artefaktów. Dzięki zmiennej sytuacji finansowej równowaga pomiędzy uczestnikami, a więc i sam balans rozgrywki zostaje zachowany. Dobrze się stało również, iż wiele z artefaktów dysponuje unikalnymi cechami. Faidutti zaniechał tworzenia jakichś wysublimowanych kombinacji: zdolności są proste, lecz konkretne w działaniu, co dodatkowo podkreśla lekkość tytułu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Gra stworzona została z myślą o grupie od trzech do pięciu uczestników. I rzeczywiście, przy trojgu tytuł jest co prawda w pełni grywalny, ale największe emocje zaczynają się dopiero przy czterech rywalach. Wynika to z dwóch kwestii: mniejszej możliwości podejrzenia kart podróbek, jak i większego rozproszenia przekazywanego z ręki do ręki złota. Należy mieć również na uwadze dość ograniczoną ilość kart – reliktów jest zaledwie 26. Niestety, ale pomimo wysokiej grywalności pojedynczych rozgrywek, ich nadmiar może doprowadzić do znudzenia tytułem. Dlatego też Magazyn 51 należy dozować. Jedna – dwie partyjki od czasu do czasu zapewnią niewątpliwie sporo pozytywnych wrażeń.

Games Factory Publishing dobrze wybrało moment premiery. Sezon grillowy przed nami. To świetna okazja do spotkań ze znajomymi i szybką partyjkę w ładną, nieskomplikowaną acz emocjonującą grę towarzyską. Wówczas warto mieć Magazyn 51 pod ręką.

Plusy:

  • Krótka lecz bardzo intensywna rozgrywka
  • Prostota zasad
  • Estetyka wykonania
  • Mnóstwo śmiechu w trakcie zabawy
  • Dzięki "Podróbkom" nutka niepewności
  • Przyzwoite skalowanie...

Minusy:

  • ...chociaż pełni rumieńców tytuł nabiera dopiero przy czterech graczach
  • Powtarzalność kolejnych rozgrywek
  • Po zapakowaniu w koszulki karty nie mieszczą się w wyprasce

 

Dziękujemy wydawnictwu Games Factory za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Magazyn 51 ( Warehouse 51)
Typ gry: karciana niekolekcjonerska
Projektant: Bruno Faidutti, Sérgio Halaban, André Zatz
Ilustracje: Rafael Zanchetin
Wydawca oryginału: Funforge
Data wydania oryginału: 2015
Wydawca polski: Games Factory Publishing
Data wydania polskiego: 2017
Liczba graczy: od 3 do 5
Wiek graczy: od 10 lat
Czas rozgrywki: 45 minut



Czytaj również

Dreadful Circus
Cyrk licytujących
- recenzja
Cytadela (nowa edycja)
Powrót klasyka
- recenzja
Odlotowy wyścig
Jak się ścigać, to tylko z Einsteinem
- recenzja
Spartakus: Krew i zdrada
Wirtuozeria negatywnej interakcji
- recenzja
Planszówkowe nowości #1
Gorący czerwiec 2017
Obecność
Asymilujmy się!
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.