» Recenzje » Lutecja

Lutecja

Lutecja
Funkcja senatora to nie lada gratka. Imperator August planuje nagrodzić tym tytułem jednego z mieszkańców Lutecji. Kto będzie kontrolować najistotniejsze zasoby i obszary miejskie? To zależeć będzie już wyłącznie od graczy. W końcu nie każdy może stać się najbardziej wpływowym dostojnikiem. Imperator, senator, wpływowy dostojnik miejski... przed państwem Lutecja!

Nicolas Sato, autor takich tytułów jak Tiki i Kenjin, nie zaskakuje może liczbą wypuszczonych dotąd gier, jednak dobrze przyjęta Lutecja, wydana pierwotnie w 2015 r., dość wysoko zawiesza poprzeczkę jego przyszłym projektom i pokazuje, że jakość jest ważniejsza od ilości. Co może wydać się dziwne, tytuł od momentu swojego powstania nie doczekał się w ogóle angielskiej wersji. Niewielkie pudełko z polskim wydaniem skrywa całkiem sporo elementów: 34 karty miejsc, 40 kart postaci, 5 kompletów po 12 kart akcji, 5 żetonów miejsc, 5 żetonów postaci, 36 sestercji o wskaźniku 1, 10 sestercji o wartości 3, notatnik punktacji oraz instrukcję. Biboun (Kowale Losu, Niet!) znany z dosyć specyficznej, karykaturalnej i zarazem bajkowej kreski, zajął się stroną wizualną gry i kolejny raz pokazał swój talent. Jest kolorowo i ładnie. Karty są cienkie, jednak wykonane estetycznie i bardzo szczegółowo. Trzymają klimat. Pierwsze wrażenia po spojrzeniu na ilustracje przywodzą na myśl skojarzenia z Asterixem i jego ekipą. Cóż, coś w tym jest. Pasuje to kapitalnie do tematyki gry i po pierwszym kontakcie ciężko już później wyobrazić sobie, by mogło to zostać zrobione w jakikolwiek inny sposób. To samo tyczy się pozostałych elementów. Poza kartami, żetony zostały zrobione z grubszej tektury i powinny wytrzymać niejedno podejście.

Wolny stołek

Przygotowanie do zabawy różni się w zależności od liczby graczy, co doskonale opisuje zwięzła instrukcja. Niezależnie czy będą to dwie osoby, czy też maksymalnie pięcioro graczy, rozgrywka powinna oscylować w granicach 45 minut. Ubiegać się o miano senatora można już w wieku powyżej 10 lat. Na dobrą sprawę "wielkim" przywódcą może stać się i ktoś odrobinkę młodszy, bo Lutecja to bardzo prosta do opanowania gra karciana. Nie znaczy jednak, że nudna. Odpowiednio kompletowane przez grających karty, ich przemyślane zagrania i, co najciekawsze, silny element licytacyjny – to kwintesencja Lutecji.  

Zabawa to właściwie licytowanie kart i pozyskiwanie ich do swoich układów. Należy zbierać miejsca i postaci. Od tego będzie zależeć, czy ktoś z oponentów obejmie kontrolę nad obszarami/zasobami i zostanie zwycięzcą. W zależności od liczby uczestników zabawy, karty rozkłada się w nieco inny sposób (szczegóły w instrukcji). Sednem przygotowania do gry jest ułożenie dwóch ogólnodostępnych rzędów kart pomiędzy oponentami. Jeden z nich to postaci, drugi – miejsca. Każdy z graczy, za pomocą przydzielonych mu żetonów licytacyjnych i dostępnych monet (sestercji), określa w tajemnicy udział w licytacji danej karty spośród jednego z rzędów. Kładzie się wybraną ilość gotówki na własnych znacznikach rzędów, które początkowo są niejawne dla pozostałych. Dopiero potem następuje odsłonięcie wybranych żetonów przez graczy. Zwycięzca zabiera upragnioną kartę i kładzie ją w swoim układzie. Zbieranie kart przekłada się na umiejscowienie ich w określonych grupach i tworzenie tym samym pewnych kombinacji dających liczne (lub nie) punkty zwycięstwa, odnotowywane na koniec rozgrywki.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jeszcze jedna sestercja, jeszcze tylko jedna...

Nie ma ograniczeń odnośnie licytacji. Warto jednak pamiętać, że po wygranej aukcji należy uiścić opłatę za wylicytowaną kartę. Koszty, koszty i jeszcze raz koszty. Nie ma zmiłuj. Chcesz być zwycięzcą? Walcz, wydawaj pieniądze i ryzykuj! Licytacje w Lutecji prowadzone są w ukryciu przed pozostałymi. To czy uda się pozyskać upragnioną kartę, zależy również od oferowanych kwot przez oponentów, a nie jedynie naszych zamysłów. Raz wygramy, innym razem się nie powiedzie i w ramach pocieszenia pozyskamy kartę, na której aż tak mocno nam nie zależało – i tak w kółko. Poszerzając swoją kolekcję kart, należy stale ją kontrolować i starać się dobierać kolejne w taki sposób, aby dobrze współgrały ze sobą i przynosiły odpowiednie przeliczniki i mnożniki punktów. Gromadzić można wiele rodzajów towarów – zaczynając od chleba czy piwa, na eliksirach kończąc. Tak samo ma się sprawa z walką o prestiż. W końcu nie każdy będzie miał okazję pochwalić się wszelkimi możliwymi zabudowaniami: laboratorium, kuźnią, młynem, sklepem zielarza, zbrojownią i piekarnią. Walka o wpływy również nie jest usłana różami. To czy wyprawimy legion, wzniesiemy statuę Augusta lub pozyskamy bazar, także będzie miało ogromny wpływ na końcowy efekt punktowy prowadzonej rozgrywki.

Jak się bawi towarzystwo w drodze o upragniony stołek senatora? Sprawa wygląda wręcz świetnie. Gra jest bardzo prosta do opanowania, instrukcja jasno wyjaśnia "co i jak", a graficznie produkcja nie ustępuje innym porządnie wykonanym grom. Rozgrywka przebiega płynnie, a zarazem nie jest monotonna i wciąga. Mnogość kart i ich rodzajów to kolejny aspekt sprawiający, że Lutecja nie nudzi nawet grając kilka razy z rzędu, bo nadal chce się do niej wracać i nie ma mowy o braku regrywalności. Tym bardziej, że element losowości jest ograniczony, zaś główny motor napędowy to zwyczajna, ludzka chciwość. Dzięki temu licytacje wypadają doskonale i powodują wiele radości, a czasami nawet nieco nerwówki, gdy po raz kolejny poskąpiliśmy na licytowaniu i inny z graczy znów sprzątnął nam sprzed nosa upatrzoną kartę...

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Mianowanie na senatora

By zbytnio nie słodzić, znalazłyby się i jakieś drobne minusy. Komuś mogą nie pasować cienkie karty – i faktycznie czasem trudno bierze się je ze stołu. Dla innych problemem będzie ich wygląd, gdyż wiele z nich jest utrzymanych w podobnej stylistyce, przez co w kilku pierwszych partyjkach mogą się zdarzać drobne pomyłki. Jednak to nic w porównaniu z tym, co oferuje gra.

W Lutecji, jak i w prawdziwym życiu, droga na szczyt wymaga odważnych i niekiedy ryzykownych posunięć. Tak czy inaczej, jest to doskonała pozycja dla szeroko pojętego grona odbiorców. Dobrze bawić się powinni dorośli, a także młodsi. Sprawdzi się również wspaniale dla rodzin i do wspólnego grania z pociechami. To taka ostra gra licytacyjna w dość "miękkiej" oprawie wizualnej. Czy warta uwagi w gąszczu innych okrzyczanych tytułów? Z pewnością! Sądzę, że będzie często grana i nie ma szans na zbieranie kurzu na półce u kogokolwiek.  

Plusy:

  • wciągająca rozgrywka
  • świetnie wygląda
  • silny element licytacyjny
  • proste zasady

Minusy:

  • cienkie karty
  • niektóre karty są do siebie dość podobne i czasem mylące

Dziękujemy wydawnictwu Lacerta za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Lutecja (Lutèce)
Typ gry: familijna
Projektant: Nicolas Sato
Ilustracje: Christophe Fossard (Biboun)
Wydawca oryginału: Superlude Éditions
Data wydania oryginału: 2015
Wydawca polski: Lacerta
Data wydania polskiego: 26 września 2018
Liczba graczy: od 2 do 5
Wiek graczy: 10+
Czas rozgrywki: 30-90 minut
Cena: 67,66 zł



Czytaj również

Agricola Rodzinna (nowa edycja)
Agricola raz jeszcze
- recenzja
Azul: Letni Pawilon
Do trzech razy sztuka?
- recenzja
Wyspa Skye: Druidzi
Druidzi budują z nami
- recenzja
Wyspa Skye: Wędrowiec
Podróże małe i duże
- recenzja
Kawerna: Dokąd Sięgają Korzenie
Siejąc klejnoty
- recenzja
Azul: Witraże Sintry
Jak zrobić to samo, ale jednak lepiej
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.