Kłamcianka towarzyska

Tylko dla fanów. I to tych największych

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Kłamcianka towarzyska
Kłamcianka towarzyska – tak nazywa się karcianka, która ma za zadanie sprzedać najnowszy zbiór opowiadań o Lokim autorstwa Jakuba Ćwieka (chociaż patrząc na objętość książki trudno orzec, czy nie jest aby na odwrót). Czy warto przyjrzeć się kolorowej i dość pstrokatej talii?

Płać i płacz

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że w teorii w Kłamciankę można grać bez posiadania Machinomachii (książka jest sprzedawana z grą w komplecie za dość sporą kwotę) – w praktyce jednak zbiór zasad wydrukowanych na spodzie pudełka jest bardzo okrojony w stosunku do tego, co znajduje się na ostatnich stronach… powieści. Tak właśnie – gracze mogą zapomnieć o wygodnej instrukcji, każdorazowe zapoznanie się z zasadami wymaga otwierania mało poręcznej książki (w formie instrukcji, bo same rozmiary tejże są raczej mikre). Dla sporej grupy graczy będzie to wystarczająca niedogodność, by zrezygnować z zakupu – tym bardziej, że i sama mechanika nie powala przejrzystością.

Zawartość pudełka jest raczej skromna, bo składają się na nią tylko wspomniane karty – nie uświadczymy w nim żadnych dodatkowych elementów. Jak prezentuje się sama talia? Raczej… nieciekawie. Pomijając kiepskiej jakości ilustracje (które w większości są po prostu paskudne), bardzo marnie prezentuje się układ samych elementów na tychże. Są małe, często trudno stwierdzić na pierwszy rzut oka z jakimi efektami mamy do czynienia. Gwoździem do trumny jest ciemne i wielokolorowe tło, na którym białą czcionką o niezbyt ciekawym kroju zostały wypisane opisy kart.

Last man standing

Sama rozgrywka ma na celu jedno – uzbieranie jak największej liczby piór. Gra toczy się aż do wykorzystania wszystkich kart w talii. Wcześniej jednak każdy z graczy losuje swoją postać (jedną z tych, które pojawiają się w uniwersum Kłamcy), a potem zmuszony jest zarówno do odpierania ataków, jak i osłabiania przeciwników. Nie można więc wybrać postawy ewidentnie obronnej i liczyć na łut szczęścia przy zbieraniu kolejnych piór, gdyż bardzo szybko zostaniemy wyeliminowani z gry przez przeciwników. Trzeba jednak zaznaczyć, że sama gra wcale nie jest tak przyjemna jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka (bo można sugerować się schematem kamień-papier-nożyce, gdzie każda karta ma swoje słabe i silne strony). Owszem, nie jest to karcianka trudna, niemniej ilość obwarowań i zasad zawartych w książce jest dość irytująca. 

Trzeba zaznaczyć, że "przewrotny humor" związany z postaciami na konkretnych kartach docenią pewnie tylko ci, którzy mieli do czynienia z czterema (czy też pięcioma, jeśli mówimy także o Machinomachii) tomami Kłamcy. Osoby nieznające tego uniwersum mogą sobie spokojnie darować Kłamciankę, bo bardziej przystępnych i lepiej zaprojektowanych gier tego typu można znaleźć dużo więcej (jak chociażby kultowy Munchkin). W efekcie grupa docelowa dla recenzowanej gry jest zaskakująco mała – bo i nie wszyscy miłośnicy Kłamcy będą chcieli zapoznawać się z karcianką osadzoną w realiach sagi.

Nie ma co się oszukiwać, że Kłamcianka to coś więcej niż próba wyciągnięcia pieniędzy od fanów popularnej serii. Owszem, jej autorów pochwalić należy za sprawne wykorzystanie postaci i istot występujących w cyklu, ale sama gra ewidentnie projektowana była "na chybcika", na co wskazują momentami zbyt zagmatwane zasady nią rządzące, jak też brzydkie i kiepsko zaprojektowane karty. Jeśli ktoś szuka podobnej gry karcianej, w której chodzi o dokopanie przeciwnikom i jednoczesne zbieranie skarbów, to najlepiej będzie, jeśli zapozna się z Munchkinem. Bo Kłamcianka odpowiadać będzie zapewne tylko największym fanom serii, którzy przełkną koszt kompletu (książka + gra).

Plusy:

Minusy:

Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.