Hanafuda

Hana-koi

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Hanafuda
Żuraw stoi dumnie wśród sosen. Motyle szybują nad peoniami. Dzik chrumka pośród lespedezy. A nad tym sielskim krajobrazem zachodzi czerwone słońce. W odcieniu czerwieni występującym jedynie na fladze Kraju Kwitnącej Wiśni. Gra karciana Hanafuda przenosi nas w świat orientalnych motywów roślinnych i zwierzęcych, w którym każdy miłośnik madżonga powinien się czuć jak złoty karp w sadzawce. Ten tradycyjny zestaw powstał jeszcze w czasach, gdy gry hazardowe były w Japonii zakazane, w XX wieku stał się zaś popularny wśród yakuzy. Czy dla człowieka Zachodu może stać się konkurencją dla pokera lub brydża?


Hana-pudełko


Komplet czterdziestu ośmiu kart do Hanafudy znajdujemy w klasycznym papierowym pudełku. Co godne pochwały, zostały dodatkowo zafoliowane, dzięki czemu nie ma ryzyka, że po otwarciu opakowania natrafimy na poważniejsze uszkodzenia. Papier jest solidny, a rogi kart ładnie wykrojone, dzięki czemu talię sprawnie się tasuje. Jeśli ktoś polubi Hanafudę, warto mimo wszystko zainwestować w specjalne koszulki, gdyż karty znajdują się w ciągłym ruchu.

Jednak to, co cieszy najbardziej (zwłaszcza oko), to dobrze naniesione barwy, szczególnie czerni. Nieco przygaszona – w porównaniu z krwistym odcieniem na opakowaniu – czerwień może z początku dziwić, ale na dłuższą metę ten wybór wydaje się słuszny. Albowiem na płaszczyźnie estetyki Hanafudę cechuje oszczędność i umiar, z którymi dobrze koresponduje wpadający w ciemny pomarańcz kolor występujący w większości wzorów.

Wyjątkowo ważnym elementem zestawu jest również instrukcja (a w zasadzie dwie, gdyż wydawca przygotował produkt również w wersji anglojęzycznej). Poza regułami zawiera ona "ściągawkę" ze wszystkimi wzorami kart i ich wartościami punktowymi. Podobna pomoc znajduje się również na specjalnie wydrukowanych kartach, lecz grafiki na odwrocie zasad są znacznie większe i bardziej czytelne.

Dlaczego jest to istotne? Czterdzieści osiem kart dzieli się równomiernie na dwanaście miesięcy. W każdym miesiącu występują dwie identyczne karty warte jeden punkt oraz dwie różne o wartości pięciu, dziesięciu lub dwudziestu punktów. Rozpoznawanie wzorów od samego początku staje się umiejętnością, bez której nie warto siadać do gry. W trakcie pierwszych paru partii należy się nastawić na siedzenie z nosem w "ściągawce" i dopasowywanie rysunków z kart na ręce do ich wzorów oraz wartości z odpowiedniego miesiąca.

Dobra wiadomość jest taka, że charakterystyczne motywy graficzne pozwalają łatwo rozpoznać, do jakich miesięcy należą poszczególne karty i już po kilku rozgrywkach zapadają w pamięć. Tak samo jest z oceną wartości wzorów – karty o wartości pięciu punktów są podobne do siebie, a "dziesiątki" i "dwudziestki" na tyle charakterystyczne, że nie pozostawiają wątpliwości co do swojej wagi. Osoba dorosła nie powinna mieć problemu w zorientowaniu się w gąszczu symboli, choć nie da się powiedzieć, by podobieństwo kart było tak oczywiste jak w Memory.


Hana-zasady


Hanafuda, w swojej polskiej edycji, powinna tak naprawdę nosić tytuł koi-koi.

Hanafuda to po prostu talia kart oraz nazwa najbardziej podstawowego typu rozgrywki, jaki można prowadzić przy ich użyciu. Koi-koi jest zaś rozbudowaną wersją tej gry, a różnica między nimi jest podobna do tej dzielącej remika i brydża. Koi-koi jest zwyczajnie ciekawsza i zmusza do nieco większego wysiłku intelektualnego. Dla osób, które złapią bakcyla, wydawca zamieścił na oficjalniej stronie dodatkowe reguły do gry Poka. Również szperanie w Internecie w poszukiwaniu nowych opcji nie pozostawi gracza z pustymi rękami, o czym można się przekonać, dając szansę wyszukiwarce Google. Niekolekcjonerska karcianka, która pozwala kolekcjonować nowe gry? To jeden z największych atutów Hanafudy.

Na początku rozdania każdy z graczy otrzymuje po osiem kart, kolejne osiem wykłada się odkryte, a pozostałe pozostają na stosie. W swojej kolejce gracz odkrywa jedną kartę z ręki. Jeśli na stole znajduje się odkryta karta z tego samego miesiąca, zatrzymuje obie i odkłada na bok. Jeśli żadna nie pasuje, musi zostawić swoją kartę odkrytą na stole. Następnie ciągnie kartę ze stosu i postępuje tak samo. Partia kończy się w chwili, w której nikt nie ma karty na ręce. Podlicza się punkty za zdobyte karty i, powtarzając procedurę, po dwunastu rozdaniach ustala zwycięzcę.

Szczerze? Nuda. I do tego operująca wysokimi wartościami liczbowymi w podliczaniu wyniku, co z biegiem czasu utrudnia ocenę dystansu dzielącego uczestników zabawy. Na szczęście wydawca już w podstawowej wersji zamieścił reguły do gry koi-koi. Wszystkie podstawy są takie same, lecz gracze polują już nie na jak największą ilość wartościowych kart, lecz na konkretne układy (o wartości od jednego do dziesięciu punktów), zwane yaku.

W chwili, w której gracz zbiera karty niezbędne do skompletowania takiego "sekwensu" ma dwa wyjścia. Albo ogłasza shobu i kończy partię, albo mówi koi-koi, a rozdanie toczy się dalej do chwili, w której po zdobyciu kolejnego yaku ktoś wreszcie zdecyduje się na zakończenie partii. Co istotne, punkty zdobywa tylko i wyłącznie ten gracz, który ogłosi shobu. Można więc ryzykować i zdobywać więcej punktów lub grać asekuracyjnie, zadowalając się mniejszymi, lecz pewnym zdobyczami. Jednakże już samo nastawienie na zbieranie konkretnych układów, a nie wszystkiego "jak leci" zmusza graczy do myślenia, eliminując proste układanie pasjansa.

Koi-koi charakteryzuje zróżnicowana długość poszczególnych partii. Na opakowaniu znajdziemy informację, iż rozgrywka trwa od piętnastu minut do godziny, co dotyczy zapewne klasycznej Hanafudy. Pełna, składająca się z dwunastu rozdań, rozgrywka w wersji koi-koi trwa przynajmniej godzinę. Na każdą szybko zakończoną partię przypada taka, w której gracze próbują pograć dłużej, by zdobyć więcej punktów. Czasem zabawy można jednak dowolnie sterować, umawiając się na mniejszą liczbę rozdań.


Hana-realia


Losowość w Hanafudzie, przy równym poziomie umiejętności graczy, odgrywa dość istotną rolę. Szczególnie na początku partii może dać rozpoczynającemu lekką przewagę. W toku rozgrywki ważne jest przede wszystkim unikanie "podkładania się" rywalowi. Gracz dąży do sytuacji, w której sam zbiera odkryte karty, zmuszając przeciwnika do wykładania swoich na stół bez żadnej korzyści. A do takiej sytuacji dochodzi w chwili, gdy karty, które przyszły na rękę, nie pasują do tych na stole.

Przy użyciu zestawu czterdziestu ośmiu kart gra sprawdza się najlepiej w opcji na dwie osoby. Już przy trzech uczestnikach poszczególne partie są bardzo szybkie i znacznie bardziej losowe. Gracze muszą jak najszybciej zgłaszać shobu, by zdobyć jakiekolwiek punkty, zanim skończą się karty lub rozdanie zakończy przeciwnik. Ten problem można obejść, zakupując dodatkową talię Hanafudy, co staje się już absolutną koniecznością, gdy mamy ochotę bawić się w większym gronie. Warto również od razu zastosować większość zaproponowanych zasad urozmaicających podliczanie punktów. W ten sposób gracze zyskują więcej możliwości kombinowania i odwracania sytuacji na swoją korzyść.

Poza tym Hanafuda to klasyczna gra, którą trzeba poznać i której należy się nauczyć, by toczyć pojedynki, których rozstrzygnięcie zależy od dobrych decyzji, a nie przypadkowego układu kart. Nie sposób jej przy tym zaliczyć do kategorii gier zmuszających do ogromnego wysiłku umysłowego. To raczej propozycja na godzinę swobodnej zabawy okraszonej wschodnimi przyprawami.


Hana-wady


O ile podstawowe reguły prowadzenia rozgrywki spisane w instrukcji są klarowne, o tyle w detalach budzą wątpliwości. Większość z nich można rozstrzygnąć metodą zdroworozsądkową. Poważniejszy problem pojawia się wyłącznie w przypadku ogłaszania koi-koi (deklaracja przedłużania partii w celu zdobycia większej ilości punktów) przy niektórych yaku. Otóż, poza układami składającymi się z konkretnych wzorów, istnieją również yaku, które można rozwijać.

Przykładowo, jeden z punktowanych sekwensów zdobywamy po zgromadzeniu dziesięciu kart o wartości jeden. Takich kart jest jednak więcej i rozwijanie tego układu po zadeklarowaniu koi-koi podnosi jego końcową wartość. Instrukcja niestety nie precyzuje, czy shobu (zakończenie partii równoznaczne ze zdobyciem punktów) można ogłosić po zdobyciu kolejnych kart do już posiadanego yaku, czy tylko po skompletowaniu zupełnie nowego punktowanego układu.

Drobne literówki wkradły się na linię instrukcja – „ściągawki” ze spisem wzorów, gdzie na odwrót przyporządkowano nazwy układom Aotan i Akatan. Na szczęście dla wydawcy są one równo punktowane i nie pojawia się dylemat, która wersja jest właściwa. A dociekliwi gracze przed rozgrywką ze znajomymi Japończykami mogą ustalić prawdę na własną rękę.

Jeśli nie liczyć tych detali, należy przyznać, że debiutującemu na rynku gier wydawcy udało się uniknąć rażących błędów. Przy grze tak nieskomplikowanej jak Hanafuda nie powinno to w zasadzie dziwić, ale początki często bywają trudne.


Hana-dla-kogo


Hanafuda już samą estetyką wykonania i nawiązaniem do orientalnej stylistyki powinna przyciągnąć miłośników kultury Nipponu. Może stanowić także ciekawy dodatek do wspólnego jedzenia sushi lub wstęp do sesji RPG w Legendę Pięciu Kręgów. Osoby nie zafascynowane wschodnimi klimatami, pozostaną raczej przy cotygodniowych partyjkach bardziej zachodnich karcianek.

Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.