Ewolucja Ewolucji

Czyli dodatek do dość popularnej gry

Autor: Paweł 'BeeRee' Spryszyński

Ewolucja Ewolucji
Chyba każdy chciałby się pobawić w boga, stworzyć żywe istoty i dbać o nie. Doprowadzić do ich ewolucji dodając cechy umożliwiające przetrwanie w świecie z coraz większą konkurencją. Dać im skrzydła? Dać im płetwy? A może zwiększyć rozmiary? Może stworzyć drapieżnika? I w końcu, jak to wszystko wykarmić? Oto pytania, jakie pojawią się w trakcie rozgrywki.

 

Dziś zajmiemy się wyłącznie rozszerzeniem do gry Ewolucja: Pochodzenie gatunków, które zawiera aż trzy dodatki. Jest to typowy deck building tak samo, jak i wersja podstawowa. Za mechanikę i grafikę tej całkiem ciekawej pozycji odpowiedzialny jest Dmitry Knorre, który poza osławioną już Ewolucją nie stworzył niczego więcej. Grafiki są bardzo czytelne i ciekawe, ale cała oprawa niestety już tak nie zachwyca. Ja naprawdę lubię zielony kolor, ale jest go tu zdecydowanie za dużo. Tu wszystko jest zielone, a przez to wręcz nużące.

O co tu chodzi?

Jak już wspomniałem gra polega na stworzeniu zwierzęcia zdolnego przetrwać w świecie, w którym jest mało żywności. Pierwsze dwa dodatki, czyli Przestworza i Darwin, dodają tylko kolejne cechy, jak na przykład wataha i stadność których nie ma sensu szczegółowo omawiać. Wspomnę tylko, że Dmitry obiecuje nam w związku z nimi nie pięćdziesiąt tysięcy, a pięćdziesiąt milionów kombinacji różnych cech. Liczba naprawdę imponująca.

Każdą kartę można generalnie zagrać na trzy sposoby. Pierwszy, jako nowe zwierzę. Rewersem, czyli wszechobecną zieloną jaszczurką ku górze. Drugi i trzeci sposób to albo jedna, albo druga cecha na awersie karty. Cechy mogą być różne. Mogą robić z naszego stworka na przykład drapieżnika lub symbiota. Taką kartę zagrać można na parę zwierząt jednocześnie, co pomoże przetrwać temu słabszemu. W kolejnej fazie rzuca się kością i za jej pomocą ustala się ilość żywności dostępnej dla utworzonych zwierząt, którą reprezentują nam czerwone znaczniki. Różne cechy pozwolą nam pobrać ich więcej, niż jest dostępne. Te mają kolor niebieski i żółty. Taki na przykład Drapieżnik może zjeść dowolne zwierzę i do tego na przykład nakarmić swojego kolegę, z którym się komunikuje, które być może jest symbiotem tego pierwszego i zapewnia mu ochronę, a zamiast je zjeść, to przerobi na tkankę tłuszczową i zachowa na gorsze dni. Naprawdę wiele ciekawych rzeczy można tu wykombinować. Ostatnia faza to wymieranie gatunków, które nie zostały nakarmione.

W dodatku Kontynenty chodzi dokładnie o to samo, z tym że rzecz dzieje się na trzech oddzielnych kontynentach. Żyjące na nich stworzenia nie komunikują się, nie atakują i korzystają z różnych, inaczej ustalanych banków żywności, które ustalane są za pomocą kości i przeliczników zawartych na planszetkach kontynentów. Dwa z dostępnych obszarów to ląd na który możemy zwierzęta dodać według uznania, trzeci to natomiast ocean. By doń się dostać należy stworzeniu dodać cechę pływanie.

Podsumowanie

Jak to już mamy w zwyczaju, jedni mówią, że dodatki były potrzebne, inni natomiast twierdzą odwrotnie. Ale gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie. Moim zdaniem rozszerzenie dodaje tej grze regrywalności. Niestety poprzez dodanie nowych opcji, gra w sposób istotny straciła na i tak ubogiej dynamice, stając się jeszcze dłuższą i paradoksalnie bardziej nudną. Jedyne co nam ją urozmaica, to negatywna interakcja, czyli pożeranie wrogich zwierząt, podrzucanie im negatywnych kart typu nowotwory czy pasożyty. Jak w każdym deck buildingu istnieje losowość. Tu mechanika w żaden sposób nam jej nie ogranicza, co jest wadą. Skalowalność też pozostawia wiele do życzenia. Dla dwojga ta gra jest zbyt długa i mało pasjonująca. Rzecz zmienia się dopiero przy trojgu graczy, gdzie można wybrać osobę, z którą się dopuszcza do interakcji, a rozgrywka jest wtedy bardziej aktywna. Gra ma na szczęście więcej klimatu niż większość deck buildingów.

Plusy:

Minusy:

Dziękujemy wydawnictwu G3 za udostępnienie rozszerzenia do recenzji.

Dziękujemy Centrum Gier Pegaz za użyczenie podstawowej wersji.