Dziennik 29

Łami-główka, czasami miażdży-główka

Autor: Henryk Tur

Dziennik 29
144-stronicowy dziennik w twardej oprawie. Na 63 stronach rysunki, wykresy, grafiki, a nawet wiersze. Każdy z nich to zagadka. Niektóre proste, inne skomplikowane niczym węzeł gordyjski. Czy warto spróbować?

Niegdyś na Ziemi pojawili się przedstawiciele obcej cywilizacji – odkryto ich wyraźne ślady, lecz nie poinformowano o tym opinii publicznej, a zamiast tego rozpoczęto tajne prace wykopaliskowe. Trwały one dokładnie 28 tygodni – nie przyniosły jednak żadnych zaskakujących odkryć, a dwudziestego dziewiątego ekipa naukowców nagle… zniknęła. Dziennik z ręcznymi notatkami i rysunkami to jedyne, co po niej pozostało. Twoim zadaniem jest odnalezienie ich sensu i dowiedzenie się, co odkryli naukowcy podczas swoich działań.

Dziennik 29 to zbiór zagadek logicznych, połączonych wspólnym motywem fabularnym oraz kluczami. Jedna strona dziennika to jedna okazja do przetestowania szarych komórek, a całość ułożona jest w ten sposób, że należy iść po kolei przez kolejne, ponieważ niektóre wymagają kluczy zdobytych we wcześniejszych zadaniach. Przykładowo – aby ukończyć zagadkę szesnastą, musisz posiadać klucze z piętnastej i czternastej, zaś do rozwiązania piętnastej potrzebny klucz z dziesiątej. W książce nie ma żadnych rozwiązań ani podpowiedzi! Żeby uzyskać klucz, trzeba zeskanować smartfonem kod kreskowy, znajdujący się obok zagadki – wówczas otwiera się strona internetowa, gdzie wpisujemy rozwiązanie. Jeśli się powiedzie – brawo, otrzymujesz klucz i możesz przewrócić kartę Dziennika. Zła odpowiedź? Cóż, należy się jeszcze zastanowić nad tematem.

Każda strona, gdzie wpisuje się rozwiązanie, umożliwia skorzystanie z podpowiedzi lub podsunięcie rozwiązania. Piszący te słowa postawił sobie za punkt honoru rozwiązanie wszystkich zagadek bez uciekania się do pomocy tak długo, jak to tylko możliwe. I – cóż – kilka razy się zdarzyło, ale wyłącznie w sytuacjach, gdy po 2-3 dniach namysłu (tak, w Dziennik 29 nie gra się szybko, a zastanawianie nad jednym problemem może zająć sporo czasu, zwłaszcza jeśli poświęca się mu kilkanaście-kilkadziesiąt minut dziennie) nie było pomysłu, jak rozwiązać daną łamigłówkę.

No właśnie, łamigłówki. Jak wspomniałem we wstępie, są one bardzo zróżnicowane. Poziom skomplikowania narasta w miarę zagłębiania się w kolejne i o ile pierwsza to banalne udzielenie odpowiedzi, ile to jest 25+4, to już trzecia wymaga sięgnięcia po smartfon lub komputer i sprawdzenie, co kryje się pod podanymi współrzędnymi geograficznymi, a w kolejnych m.in. łączymy pierwiastki, uważnie wpatrujemy w rysunek, obliczamy odległości między liczbami w alfabecie czy nawet układamy sudoku! Do zabawy niezbędny będzie notatnik oraz internet – wiele informacji należy po prostu znaleźć w zasobach globalnej sieci.

Z jednej strony zróżnicowanie zagadek to bardzo duży plus – nie pozwala się nudzić – a z drugiej również minus. Każdy człowiek ma tak, że lepiej "podchodzą mu" jednego rodzaju zadania, a przy innych jest kompletnie zagubiony. Nie ukrywam – kilka razy angażowałem do pomocy rodzinę i bez małej burzy mózgów byłoby kiepsko. Co jest moim zdaniem najgorszą wadą, to fakt, że w niektórych zagadkach właściwie nie wiadomo, o co chodzi. Przykładem zadanie 28 – mamy jakiś wzorek z kamyków, przy niektórych liczby. Co robić? Szukać zależności? Czy rozwiązaniem jest suma lub różnica poszczególnych? A jeśli tak, to czy złożyć je razem, czy też przeprowadzać pomiędzy nimi operacje? W dodatku na dole strony mamy informację, że należy dodać trzy wcześniejsze klucze. O co chodzi?

Drugi minus jest podobny – często nie wiadomo, jak ma brzmieć rozwiązanie danej zagadki. Czy w zadaniu, gdzie mamy kilkadziesiąt cyfr liczby pi, ale kilka jest błędnych, wpisać te błędne czy prawidłowe? A może cały szereg prawidłowo? Niestety, im dalej, tym coraz bardziej absurdalnie. W jednej z zagadek mamy rysunek, z którego został wycięty fragment. Gdy poddałem się przy tym i sięgnąłem po podpowiedź, dostałem informację, że brakujący element znajduje się na… kolejnych stronach. Aha.

Kot jaki jest, każdy widzi

Najpoważniejszy problem pojawił się przy zadaniu z kotem żywym/martwym. Oczywiście chodzi tutaj o słynnego "kota Schrödingera". I proszę nie traktować tego, co napiszę jako spojler, a raczej jako poprawkę błędu wydawcy Dziennika. Otóż w zadaniu – patrz zdjęcie – prawidłową odpowiedzią jest nazwisko fizyka, który stworzył przykład z kotem. A nazwisko to brzmi "Schrödinger". Jednak po wpisaniu go na stronie odpowiedzi okazuje się, że… nie. Próbowałem zatem inaczej – np. "nieoznaczoność" i podobne. Nic. W końcu zdecydowałem na sięgnięcie po rozwiązanie na stronie. Jak się okazało, moje pierwsze skojarzenie było jak najbardziej prawidłowe, ale nigdy w życiu nie wpadłbym na to, że trzeba wpisać nazwisko jako "Schrodinger" – z "o" zamiast "ö". Szkoda, że w formularzu odpowiedzi nie uwzględniono oryginalnej pisowni nazwiska.

Muszę za to pochwalić oprawę graficzną całości. Rysunki rzeczywiście przypominają ołówkowe szkice w jakimś notatniku, gdzieniegdzie widać ręczne dopiski, całość ogólnie sprawia wrażenie obcowania z czymś naprawdę sekretnym. Udzielania prawidłowych odpowiedzi wywołuje u człowieka prawdziwą satysfakcję, jednak mniej cierpliwi albo cisną Dziennik 29 w kąt, nie mogąc zrozumieć, co mają właściwie robić w kolejnym zadaniu, albo będą sięgać po podpowiedzi i gotowe rozwiązania.

Dziennik 29 to godna uwagi pozycja, ale nie dla wszystkich. Po części dlatego, że wymaga cierpliwości i nierzadko bardzo abstrakcyjnego myślenia, a po części – momentami zagadki są po prostu przekombinowane. Miłośnicy zabaw i gier logicznych powinni zainteresować się tą pozycją, inni – mogą spróbować, ale nie gwarantuję, czy sprawi im przyjemność.

Plusy:

Minusy:

 

Dziękujemy wydawnictwu FoxGames za przekazanie egzemplarza do recenzji.