Conspiracy: Abyss Universe

Kolejny klasyk w wersji mini

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Conspiracy: Abyss Universe
Kieszonkowe wydania pełnokrwistych planszówek na dobre zagościły na sklepowych półkach. Dlatego też bez odrobiny zdziwienia odnotowałem pojawienie się Conspiracy: Abyss Universe, niewielkiej gry de facto będącej kieszonkową wersją popularnego Abyss.

Reimplementacją tytułu zajął się dokładnie ten sam duet, który pracował przy pierwowzorze: Bruno Cathala oraz Charles Chevallier. Dla Cathali takie ćwiczenie bynajmniej nie jest pierwszyzną, wcześniej wersji mini doczekał się Mr. Jack, warto też podkreślić wkład Francuza w powstanie 7 Cudów Świata: Pojedynek, również na swój sposób będących – oczywiście jest to spore uproszczenie – przeróbką większego tytułu na potrzeby gry w duecie.

Nowinką jest natomiast zmiana ilustratora: Xaviera Collette'a zastąpił Pascal Quidault. Dla fanów oprawy artystycznej Abyss jest ona nieodczuwalna, ponieważ Conspiracy zostało utrzymane w duchu i jakości pierwowzoru. W tym momencie zmierzamy do aspektów wizualnych gry, a te należy ocenić tylko w samych superlatywach. Ilustracje na kartach lordów oraz podmorskich lokacji prezentują się obłędnie, zaś sama gra zamknięta została w ładnej puszce, identycznej do tych znanych choćby z Timeline, zaś na nabywców czeka pięć wersji pudełka, każde śliczne.

Cel zabawy jest prosty – zdobyć jak najwięcej punktów w kilku kategoriach: za najsilniejszego lorda w każdej z pięciu kategorii, za największą liczbę zdobytych pereł, punkty za pozyskane lokacji oraz za stworzony sojusz. Czym jest to ostatnie, zostanie wyjaśnione za chwilę, w każdym razie gracz, który uzbiera największą sumę zostanie zwycięzcą rywalizacji.

Reguły są bardzo łatwe, jak przystało na wersję kieszonkową. Na początku należy potasować karty lordów oraz lokacji, po czym odsłonić jedno miejsce. Gracze – a może być ich od 2 do 4 – otrzymują po komplecie znaczników do oznaczania najsilniejszych lordów w każdym kolorze i gotowe.

Rywale wykonują swoje ruchy naprzemiennie, a do dyspozycji mają jedną z dwóch opcji. Pierwszą jest odsłonięcie od 1 do 3 kart z wierzchu talii i zatrzymanie jednej z nich. Wybrany atut dokładany do swojego obszaru gry, zaś pozostałe dwie karty odrzucane są na odpowiednie stosy, posortowane według kolorów. Drugą opcją jest wzięcie wszystkich kart z jednego ze stosów kart odrzuconych i umieszczenie we swoim obszarze gry. Proste? Bardzo proste! Od strony mechanicznej to byłoby na tyle, i nie jest to żaden żart, jednakże – jak to w życiu bywa – diabeł tkwi w szczegółach.

Po pierwsze z kart tworzona jest piramida: na szczycie znajduje się pięć atutów, poniżej cztery i tak aż do odwróconego wierzchołka składającego się z jednej karty. Ma to podwójne rozwiązanie: raz, że ułożenie piętnastej karty definiuje koniec rywalizacji, a dwa stykający się ze sobą lordowie tworzą sojusz. Największy z nich dostarczy po trzy punkty za każdą kartę składającą się nań. Tak więc ważne jest by odpowiednio dokładać atuty.

Na kartach znajdują się też dwa rodzaje kluczy. Po skompletowaniu dwóch w jednym kolorze (albo po zagraniu trzeciego, niezależnie od barwy) można dobrać od 1 do 3 kart lokacji i umieścić w swojej piramidzie tak, by przesłonić ostatniego lorda wykorzystanego do pozyskania karty. Miejsca mają różne zastosowania, jest jednak wspólny mianownik: punkty oraz zdolności specjalne. Punkty mogą mieć charakter bezpośredni, jak i za konkretny atrybut, np. liczbę pozyskanych kluczy czy lordów. Łatwo się domyślić, że im więcej takich karty zostanie pozyskanych, tym na większy profit można liczyć na końcu.

Pozostali lordowe mają kilka różnych zastosowań: zapewniają perły – co może dostarczyć 5 punktów podczas podliczania końcowego – zezwalają na przesuwanie kart w piramidzie itp. Z kolei znaczniki, które kładzie się na lordach ułatwiają identyfikację najsilniejszych atutów, co ułatwia śledzenie sytuacji przez gracz, jak i rywali. I to naprawdę wszystko, co trzeba wiedzieć o przebiegu zabawy!

Pierwsze rozgrywki w Conspiracy: Abyss Universe okazały się sporym rozczarowaniem: ot pasjans, gdzie każdy zagrywa karty nieco na ślepo, koncentrując się na najlepszych lordach i perłach. Gra jawiła się jako zwykłe odcinanie kuponów.

Jednak kolejne rozgrywki zdecydowanie poprawiły wizerunek gry. Bardziej zaczęliśmy grać kartami, polować na klucze i wybierać najkorzystniejsze lokacje. Rozpoczęło się bardziej świadome i zaplanowane budowanie piramidy, często bez pośpiechu, za to z planem stworzenia silnego sojuszu przy jednoczesnej próbie pozyskania silnych kart z pozostałych kolorów. Finalnie, zaczęła się też gra stosami kart odrzuconych: dobieranie tych, które napędzą piramidę, bez jej zapychania. Na końcu też pojawił się cień interakcji, chociaż ograniczony do podbierania interesujących kart.

Powyższe czynniki sprawiły, że Conspiracy: Abyss Universe zaczął się podobać. Oczywiście, należy mieć na uwadze, że jest to wersja kieszonkowa ze wszystkimi tego ograniczeniami i trudno tutaj mówić o jakiejś niesamowitej różnorodności kolejnych rozgrywek czy strategicznym planowaniu i rozkładaniu akcentów na nieprzetestowanych czynnikach. To lekka gra, a do tego oczywiście losowa, co wyznacza granice możliwości taktycznych, chociaż jak na takie maleństwo poziom frajdy z zabawy i tak jest bardzo wysoki.

Gra świetnie wypada podczas zabawy w duecie: raz, że mechanika w pełni daje radę, to jeszcze jest nadzieja, że upatrzone stosy kart odrzuconych lub wyłożone lokacje nie znikną tak szybko ze stołu. W szerszych gronie należy zdać się wyłącznie na bieżący dociąg, a do tego gra lubi przestrzeń i przy komplecie rywali potrafi zająć miejsca nieproporcjonalnie wiele w stosunku do metalowej puszki. Jednakże fakt świetnego skalowania na dwie osoby sprawia, że jest to kapitalna propozycja na weekendowy wypad lub rozgrzewkę przed bardziej zaawansowanym tytułem.

Conspiracy: Abyss Universe bez dwóch zdań mogę polecić wszystkim fanom "dużego" pierwowzoru. Te osoby na pewno będą czerpać przyjemność obcowania z uproszczoną wersją ich ulubionej gry. Mile też spędzą czas wszelkiej maści pasjansów i lekkich karcianek, zaś esteci docenią piękno tytułu. Na pewno nie jest to najlepsza z dostępnych pozycji na rynku, ale na pewno jest na tyle przyzwoita, że z chęcią nie raz udam się ku podwodnemu królestwu.

Plusy:

Minusy: