» Recenzje » BANG!

BANG!


wersja do druku

Ballada o dzikim zachodzie

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło
Ilustracje: AdamWaskiewicz

BANG!
Łałałałała łałała, łałałałała łałałaaa... Poznajecie? To Dobry, zły i brzydki, jeden z najbardziej rozpoznawalnych westernowych motywów muzycznych i zdecydowanie najlepszy podkład do pisania (i czytania) recenzji gry o – właśnie – dobrych, złych i brzydkim.
Potwierdzają to setne przykłady, że westerny wciąż jeszcze są w modzie
Bang!, bo o tej karciance tu mowa, to pozycja dobrze znana miłośnikom gier towarzyskich. Wydaną swego czasu przez firmę Albi przybliżał już na łamach Poltergeista Fenran, jednak od tamtego czasu minęło już ładnych parę lat, zaś sama gra doczekała się nowego, ulepszonego wydania, które do rąk polskich użytkowników trafiło za sprawą Centrum Gier Bard.
Co chowasz w sakwach, gringo?
Od poprzedniej edycji nowa wersja gry odróżnia się już na pierwszy rzut oka – pudełko ozdobione zostało inną grafiką, jest też znacznie większe, a i jego zawartość jest nieco inna. Do zestawu kart różnego rodzaju dołączyła solidna wypraska, plansze graczy i znaczniki nabojów, służące do oznaczania aktualnej liczby punktów żywotności, posiadanych przez postacie biorące udział w rozgrywce. O ile ten drugi element wypada pochwalić, dla wielu graczy może być on bowiem nieporównanie wygodniejszy w użyciu niż zaznaczanie żywotności swego bohatera rewersem podłożonej karty (choć i ta opcja jest w dalszym ciągu możliwa), to jednak plansze graczy, mimo że także utrzymane w pseudo-komiksowej stylistyce, są zwyczajnie brzydkie. Choć i samym bangowym kartom można pod tym względem sporo zarzucić, to plansze graczy narysowane są zupełnie inną kreską, co trudno poczytać za zaletę.
Obrazki z Dzikiego Zachodu
Niewątpliwym plusem jest natomiast zmiana niektórych oznaczeń na kartach – zamiast symbolu otwartej książki odsyłającego do instrukcji (która w poprzedniej edycji gry była miejscami niezbyt czytelna), mamy opisane działanie konkretnej karty. Sama instrukcja napisana jest nieporównanie czytelniej i bogato ilustrowana przykładami, choć już po dwóch-trzech rozgrywkach sięganie do niej powinno być zupełnie zbyteczne, ponieważ opanowanie reguł gry nie nastręcza najmniejszych trudności nawet osobom niezbyt obeznanym z planszówkami. Zauważalną zmianą jest także zastąpienie rumaka Appaloosy Lunetą. Chociaż działa ona identycznie, to zapobiega pomyłkom, do których nierzadko dochodziło, gdy gracze źle rozpoznawali nazbyt do siebie podobne rumaki obecne w grze – Lunety nie sposób bowiem pomylić z Mustangiem. Z mocno mieszanymi uczuciami przyjąłem natomiast usunięcie z kart ich włoskich nazw – choć zmiana ta nie wpływa na grywalność, a czytelniejsze polskie nagłówki przynajmniej niektórzy gracze z pewnością poczytają za zaletę, to włoskie nazwy stanowiły element podkreślający nawiązanie gry do spaghetti westernu.
Na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał
Dobrzy, źli i brzydki
Sama rozgrywka nie zmieniła się ani na jotę w porównaniu ze starszą wersją gry. W dalszym ciągu Szeryf i jego tajni współpracownicy (Zastępcy) polują na Bandytów i Renegata, Bandyci chcą utrącić kolesia z gwiazdą na piersi, a Renegat planuje wykończyć wszystkich i zostać nowym Szeryfem. Podstawowym orężem graczy są karty Bang!, którymi rażą współgraczy podejrzewanych o to, że stoją po przeciwnej stronie, Uniki z kolei pozwalają uchylić się przed śmiercionośnymi pociskami, rozmaite pukawki zwiększają zasięg lub szybkostrzelność, a oprócz tego można szkodzić przeciwnikom nasyłając na nich zdradliwe kobiety, przyprawiając o ataki Paniki (lub Indian) czy wtrącając do Więzienia. Przytaczanie tu dokładnych zasad gry nie ma większego sensu – niezmienione od bez mała dekady, gdy gra zdobyła nagrodę Origins dla najlepszej karcianki, są łatwo dostępne w Internecie, a kart wymagających omówienia jest na tyle dużo, że przytaczanie tu reguł dotyczących ich wszystkich mijałoby się z celem. Dość powtórzyć to, co zostało już napisane – gracze ukrywający swe prawdziwe role usiłują wykończyć innych uczestników rozgrywki. Mamy więc pewnego rodzaju wariację popularnej Mafii, z tą różnicą, że zamiast głosowań, o tym, kto zginie, decydują świszczące w powietrzu kule.
Mieszkańcy miasteczka
Lecz nie wszystkim świeciło tam słońce
Niestety, nie zmieniły się także podstawowe wady, jakie znacząco obniżają ocenę gry. Pierwszym i najszybciej dostrzegalnym w czasie rozgrywki minusem, choć bynajmniej nie najpoważniejszym, jest spory downtime – poza swoją kolejką gracze nie mogą robić praktycznie nic, poza ewentualnym unikaniem skierowanych w ich stronę strzałów. Jak na grę imprezową to spory mankament, tym wyraźniejszy, im więcej osób bierze udział w rozgrywce. Nie do końca zrównoważone zdolności poszczególnych postaci i cele dostępnych ról nie przeszkadzają aż tak bardzo w party game (choć grając Renegatem można się z tym nie zgodzić), ale wadą największą jest fakt, że gra polega na kolejnym eliminowaniu uczestników. Przy odrobinie pecha można zostać wyłączonym z rozgrywki jeszcze przed swoją turą, tracąc jakiekolwiek szanse na zabawę i będąc zmuszonym czekać bezczynnie nawet przez ponad pół godziny, nim rozgrywka dobiegnie końca. Sporą wadą jest też słaba skalowalność – przy czwórce graczy Bandyci praktycznie mają wygraną w kieszeni, rozgrywka nabiera więc rumieńców dopiero przy większej liczbie graczy, a naprawdę rozkręca się wówczas, gdy zbierze się ich przynajmniej sześcioro; wtedy jednak większym problemem stają się ewentualne przestoje.
Narzędzia rewolwerowca
Wyciągnijmy więc morał w tej balladzie ukryty
Bang! jest grą, z której oceną mam pewien problem. Z jednej strony lubię ją, podoba mi się ona i zawsze chętnie siadam do partyjki, gdy tylko nadarzy się okazja; z drugiej jednak nie mogę przymykać oczu na jej ewidentne wady. Tym bardziej, że należy ona do pozycji, w których, jak w wielu grach imprezowych, niebagatelną rolę odgrywa klimat panujący przy stole – jeśli gracze nie załapią westernowej konwencji, gra może wlec się smętnie nawet pomimo huku rewolwerowych wystrzałów i świstu kul. Osoby, które znają wersję wydaną przez Albi, tej opublikowanej nakładem Barda mogą do oceny wystawionej starszej edycji dodać spokojnie pół albo nawet całe oczko – solidniejsze wydanie, lepsza instrukcja i czytelniejsze oznaczenia na kartach warte są przynajmniej tyle, nawet pomimo znacząco wyższej ceny. Te, które jeszcze nie miały okazji zetknąć się z tym tytułem, z całą pewnością powinny dać mu szansę. Biorąc poprawkę na gatunek do jakiego należy i nie do końca poważną konwencję rozgrywki, mogą znaleźć w niej sporo dobrej zabawy przyprawionej szczodrą dawką paranoi. A jeśli Bang! nie przypadnie im do gustu, to pozostaje tylko przytoczyć słowa Clinta Eastwooda z filmu wspomnianego na początku tej recenzji: "Są dwa rodzaje ludzi...". Plusy:
  • westernowy klimat
  • szczypta paranoi
  • jakość wykonania znacznie wyższa od poprzedniej edycji
Minusy:
  • gra polega na eliminowaniu kolejnych graczy
  • spory downtime
  • słaba skalowalność
  • niezbalansowane postacie i role
Dziękujemy wydawnictwu Bard Centrum Gier za udostępnienie gry do recenzji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Bang!
Seria wydawnicza: Bang!
Typ gry: Imprezowa, karciana niekolekcjonerska
Projektant: Emiliano Sciarra
Ilustracje: Alessandro Pieragnelli
Wydawca oryginału: da Vinci Giochi
Wydawca polski: Bard Centrum Gier
Liczba graczy: 4-7
Wiek graczy: 8+
Czas rozgrywki: 20-40 minut
Cena: ok. 65 zł
Tagi: Bang | Bang! | Bard



Czytaj również

Górą i Dołem
Gdy gra staje się doświadczeniem
- recenzja
Planszówkowe nowości #1
Gorący czerwiec 2017
Harley Quinn #3: Cmok, cmok, bang, dziab!
Batman, święta i codzienność życia
- recenzja
Dominion: Intryga
Kto knuje, wygrywa?
- recenzja
Terra
Ziemia incognita
- recenzja
1989: Jesień Narodów
Albo my wygramy albo oni
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.