Astoria

Alchemiczna niespodzianka

Autor: Zuzanna 'suzysparrow' Jaskółka

Astoria
Przyznaję, że Astorię kupiłam z trzech powodów i dopiero na ostatnim miejscu znajdowało się zaciekawienie formułą wydania dwóch różnych gier w jednym pudełku i w oparciu o te same komponenty – a trzeba też wspomnieć, że było to na długo przed pojawieniem się pierwszych wzmianek o projekcie Stonehenge. Dwa ważniejsze powody zakupu to, granicząca z fetyszyzmem, słabość do nietuzinkowej zawartości gier i niska odporność na wyprzedażowe okazje.

Astoria to dwie różne gry w jednej. Pierwsza z nich to opowieść o heroicznych wysiłkach magów dążących do ocalenia królestwa przed wieloma zagrożeniami czającymi się z każdej strony podczas królewskiej niemocy. Druga to rywalizacja dwóch koterii alchemików eksperymentujących w laboratorium w celu stworzenia leku dla króla.

Debiutancką grę Christophe’a Finasa wydało francuskie wydawnictwo Rôle & Stratégie Editions, dla którego także był to pierwszy tytuł. Wszystko wskazuje na to, że gra nie zdobyła wielkiego rozgłosu, ale uznałam, że mimo wszystko, warto o niej napisać.


Czarnoksięskie wydanie z nutką rozczarowania

Gra zapakowana jest w drewnianą szkatułę z rzeźbionym na wieku tytułem. W środku znajdują się błyskotki – ponad pół setki plastikowych, załamujących światło kryształków w sześciu kolorach i cztery szklane flakoniki z korkowymi zatyczkami. Do tego talia kart, instrukcja i... plansza, która jest wielkim rozczarowaniem, ale o tym za chwilę.

Grafika planszy do pierwszego wariantu oraz grafiki kart nie należą do szczególnie urodziwych. Prawdą jest, że stylistyka francuskich planszówek zwykle odbiega od mainstreamu popkulturowych trendów na tym rynku, jednak te z Astorii są po prostu rysowane naiwną kreską, a i kolorystyka pozostawia wiele do życzenia. Ujmując to bardziej oszczędnie: rysunki są brzydkie. Na pocieszenie, drugi wariant ma znacznie ładniejszą i trochę abstrakcyjną grafikę planszy.

Sama "plansza" jest zadrukowaną obustronnie, pieczołowicie poskładaną i powykręcaną kartką kredowego papieru o niezbyt pokaźnym rozmiarze. Mówiąc wprost, nie nadaje się za bardzo do gry i nie dotrzymuje kroku pozostałym elementom wydania. Jeśli ktoś ma dużo samozaparcia i chce grać na cywilizowanej planszy, na szczęście, grafikę planszy w dobrej jakości można pobrać w wersji elektronicznej ze strony producenta. Chcąc jednak zagrać w Astorię ze znajomymi, nie zastanawiając się zbyt długo, nabyłam kremowy karton formatu A3 o nadającej się na planszę powierzchni i powędrowałam do punktu DTP aby wydrukować własną kopię. Nie zaprzeczę zarzutowi, że to opcja tylko dla maniaków.


Intrygująca analogia

Co się tyczy samych gier, nie można im przyznać równorzędnych not. Wariant bohaterski, o którym przede wszystkim chcę napisać, można zaliczyć do udanych tytułów. Dla tych, którzy znają Shadows over Camelot gry te mogą wydać się podobne. W gronie, w którym graliśmy w Astorię, a które zna obie planszówki, propozycja francuska zyskała bardzo dobre opinie, powiedziałabym nawet, że z lekką przewagą nad Camelotem. Zróżnicowanie zagrożeń dla królestwa - inne zasady ich wzrostu i niwelowania - możliwości wzmocnienia własnego bohatera oraz zasady dotyczące gry po ujawnieniu jednego ze zdrajców, których może pojawić się nawet trzech, prowadzą do dużo bogatszej rozgrywki.

W Astorii gracze muszą wzajemnie się pilnować i przeciwważyć siły oraz bacznie obserwować zmiany na planszy, aby zachować równowagę. Koronie zagrażać mogą wewnętrzne zamieszki, rozjuszony smok, barbarzyńcy albo śmierć króla spowodowana chorobą lub zabójstwem jednego z wygnanych magów. Każdy z graczy na początku gry losuje kartę swojego celu. Może nim być uzdrowienie króla lub jeden z trzech różnych celów związanych ze zdradą królestwa, przy czym w wypadku śmierci króla frakcja najbliższa tryumfowi, odnosi zwycięstwo w grze. Podobnie jak w przypadku Camelotu, możliwe jest oskarżenie gracza o zdradę, jednak nie jest to zagranie bez ryzyka. Poza oskarżeniem trzeba prawidłowo wskazać wspieraną przez zdrajcę frakcję. Każda z frakcji rośnie w siłę w miarę upływu gry i odkrywanych kart inwazji - niezależnie od celów zdrajców. Gra posiada pewne modyfikacje pozwalające na zbilansowaną rozgrywkę dla dwóch jak również pięciu i sześciu graczy, co sprawia że jest wyjątkowo uniwersalną pozycją.

Do dyspozycji magowie mają artefakty oraz magiczne kamienie, których moc i wartość wymiany będzie zmieniać się losowo w czasie rozgrywki. Początkowo każdy z graczy posiada wszystkie kamienie swojego koloru. Mechanizm podaży składników w zasobach ogólnych pozwala dodatkowo kontrolować rozgrywkę, co dodaje jej strategicznego wymiaru. Dzięki kamieniom możliwe jest zwiększanie naszej potęgi, zapewnienie ochrony królowi lub tworzenie artefaktów. Artefakty zaś pozwalają nam wytwarzać glify, które z kolei dają dodatkowe moce i zaklęcia wpływające na układ sił w królestwie.

Rozgrywka w wariancie bohaterskim toczy się dość płynnie, chociaż przy tylu opcjach trudno całkowicie wykluczyć paraliż decyzyjny. Gra jest za to w rozsądnej porcji pozbawiona losowości, która pojawia się tylko przy dociąganiu kart inwazji. Dla tych, którzy cenią epickie klimaty, daje podobnie jak Camelot, dużo przestrzeni do odgrywania postaci i zabawy w dyplomację.

Wariant alchemiczny przypomina mieszaninę warcabów z zabawą w koci łapci lub rozpaczliwym berkiem. Zabawa nie ma najmniejszego sensu, gdy którakolwiek z drużyn nie myśli na pełnych obrotach lub po prostu się poddaje. Z drugiej strony strategiczne planowanie nie wydaje się mieć tu także świetlanej przyszłości. Być może nie poznaliśmy się na tej grze i jest to zabawa dla tęższych umysłów. Żywiąc głęboką sympatię do wielu "mózgożernych" tytułów, podskórnie jednak czuję, że sam pomysł na tę grę nie jest wolny od błędów. Już dawno nie zdarzyła mi się podobnie frustrująca rozgrywka.


Błyszczący kamyczek

Astoria nie jest pozycją, którą poleciłabym osobom rozpoczynającym przygodę z planszówkami. Rekomenduję ją raczej tym, którzy posiadają już jakąś kolekcję gier i nie stronią od ciekawostek lub graczom, którzy w grze Shadows over Camelot odkryli namiastkę wciągającej zabawy, ale nie znaleźli spełnienia. Gra nie jest droga i poza kłopotem z planszą przedstawia całkiem solidną wartość. Osobiście nie żałuję, że ją kupiłam i mam nadzieję, że w natłoku coraz to nowych tytułów znajdziemy jeszcze kiedyś chwilę, aby sekretnie knuć nad losami królestwa Astorii.