8Bit Box

Najnowsza konsola do gier

Autor: Henryk Tur

8Bit Box
Panie i panowie! Oto 8Bit Box – najnowszej generacji konsola planszowych gier wideo! Energooszczędna! Tak realistyczna, że aż można dotykać elementów gry! Posiada pełne wsparcie dla komunikacji głosowej oraz umożliwia przeżycie licznych przygód!

Dawno, dawno temu, pod koniec lat 80-tych XX wieku, na świecie dominowały komputery 8-bitowe, z których najbardziej popularnymi były ZX Spectrum 48, Commodore 64 oraz Atari 65XE. Choć w porównaniu z dzisiejszymi maszynami i konsolami miały parametry takie, jak ma dziecięcy balonik przy sterowcu zeppelin, powstawały na nie gry, które przykuwały na długie godziny i uchodzą dziś za absolutne klasyki. W PRL-owskiej Polsce każdy, kto miał taką maszynę, mógł się czuć wybrańcem bogów, a jeśli chodził do szkoły, od razu stawał królem klasy i podwórka. Ale dlaczego ten wstęp? Otóż w latach 80-tych ukazywało się pismo Świat młodych, dzięki któremu młodzież poznawała komiksy, nowości muzyczne z zachodu oraz gry – planszowe i komputerowe właśnie. Około 1988 roku redakcja czasopisma ogłosiła konkurs na… grę komputerową bez komputera. Zwycięskie projekty zostały wydrukowane i tak młodzi ludzie mogli np. pograć w planszową wersję Pac-Mana – plansza znajdowała się w gazecie, wystarczyło tylko wyciąć i nakleić na tekturkę, a z dostępem do kostek nikt nie miał problemu. A 8Bit Box to… dokładnie to samo, czyli planszowa adaptacja klasycznych gier wideo!

W ręce szczęśliwego nabywcy trafia średnich rozmiarów, ciężkawe pudło. Po zdjęciu górnej części ukazuje się sześć "kontrolerów" oraz 4 pudełka z grami – w tym jedno… puste, na kolejne produkcje na tę "konsolę". Pod kontrolerami znajduje się wyjmowana wypraska ze znacznikami i kośćmi.

Warto zauważyć świetny pomysł wykonania pudełek – gdy to z wypraską ustawimy na dole, a na górze umieścimy kontrolery, tworzy to "konsolę" z wejściem na płyty CD z przodu oraz portami zasilania, euro i antenowymi (żeby podłączyć do telewizora) z tyłu – jest także "przycisk" zasilania. Choć nie ma to żadnego znaczenia w praktyce, wygląda niezwykle klimatycznie.

Wraz z konsolą otrzymujemy trzy gry – Pixoid, Stadion oraz Outspeed. Ponieważ każda jest z innej bajki, w poniższym tekście znajdą się trzy mini-recenzje. To, co łączy te wszystkie produkcje, to używanie w każdej z nich kontrolerów oraz znaczników znajdujących się w zestawie.

Pixoid, czyli Pac-Man inaczej

Po otwarciu pudełka z Pixoidem widzimy cztery planszetki – każda z nich to segment planszy i jest dwustronna. Na awersie i rewersie znajdują się dwa inne układy labiryntu, ale pomyślane jest to tak sprytnie, że zawsze tworzą jedną spójną całość. Możliwych jest kilkadziesiąt kombinacji, więc rzadko kiedy będzie się powtarzać. Planszę (zwaną "płytką drukowaną") otaczamy paskami punktacji – tutaj ponarzekam, że miejsca ich łączeń są dość podatne na ułamania i trzeba obchodzić się z nimi jak z jajkiem.

W zabawie może wziąć udział od 3 do 4 osób w minimalnym wieku 6 lat – standardowa wersja przewiduje czwórkę graczy. Każdy zasiada przy innej krawędzi planszy, na której w oznaczonych punktach stawiamy białe znaczniki, a następnie wybiera kolor swojego Pixoida i bierze dwa znaczniki oraz kontroler tej samej barwy. Jeden stawia się na polu "0" na torze punktacji, drugi trafia na dowolny, niezajęty piksel startowy na planszy. Obok planszy kładziemy tyle płytek postaci, ilu jest graczy. Każda ma "dobrą" i "złą" stronę – ta pierwsza oznacza, że gracz w tym samym kolorze jest Pixoidem, druga – złośliwym wirusem, który go ściga. Obok planszy kładziemy 12 białych znaczników i …. Zaczynamy!

Rozgrywka składa się z tylu rund, ilu jest graczy, zaś każda runda z dwunastu tur. W czasie rundy jeden gracz jest Pixoidem, uciekającym przed wirusami, za których poczynania odpowiadają pozostali. Gdy zostanie złapany, runda kończy się w tej samej chwili i wygrywają wirusy. Bohater wygrywa, jeżeli uda mu się tego uniknąć przez wszystkie tury. Na czym polega rozgrywka? Otóż każdy może poruszać się w jednym z  czterech kierunków – lewo, prawo, góra i dół. W turze wszyscy w sekrecie ustawiają na kontrolerze kierunek oraz liczbę pól, o które przemieści się ich postać (1-9). Potem równocześnie kładzie się je na stół i… zaczynamy! Pixoid przesuwa się o odpowiednią liczbę pól w zadeklarowanym kierunku, a potem kolejno przemieszczają wirusy. Zostanie on złapany, jeśli podczas swego ruchu przejdzie przez pole zajmowane przez jednego z nich lub któryś z wirusów w trakcie ruchu przejdzie "po nim".

Jeśli w turze Pixoid nie został złapany, zyskuje jeden biały znacznik ze stołu. Jeżeli w trakcie ruchu przekroczy na płytce drukowanej pole z bonusowym znacznikiem, zabiera go również. Runda kończy się, jeśli Pixod przetrwa 12  tur – wówczas kierujący nim gracz przesuwa znacznik na torze punktacji tyle pól, ile zebrał znaczników (czyli co najmniej 12 plus zgromadzone bonusowe). Gdy wirusy odniosły sukces, wtedy Pixoid otrzymuje tyle punktów, ile tur przetrwał oraz 1 za każdy zebrany bonusowy. Wirusy zaś dzielą równo pomiędzy siebie pozostałe, czyli np. gdy Pixoida chwyciły w trzeciej rundzie, otrzymują dziewięć znaczników, co daje po trzy na wirusa.

Oprócz tego istnieje wariant skrócony, trwający jedną rundę oraz trzyosobowy. W tym drugim przypadku polega on na tym, że jeden z graczy kontroluje co rundę dwa wirusy. Cała reszta pozostaje bez zmian. W każdej wersji obowiązuje żelazna zasada – gracze kontrolujący goniących nie mogą się ze sobą w żaden sposób komunikować! To właśnie jest szansa Pixoida, aby ujść cało z labiryntu.

A jak się gra? Powiem szczerze – przednio, a i emocji nie brakuje, zwłaszcza gdy wirusy zaganiają Pixoida w narożnik i zaczyna się nerwowe przewidywanie, jakież to ruchy zaplanują oponenci. Zabawa ma wręcz bezczelnie proste reguły i choć pierwsze tury należą do tytułowego bohatera, który w ich trakcie hasa swobodnie, każda kolejna to zaciskanie wokół niego pętli i próby wywinięcia się z potrzasku. Rozgrywka jest bardzo dynamiczna, jednak wymaga planowania posunięć i próby odgadnięcia, jakimi ścieżkami będą przemieszczać się pozostali jej uczestnicy. W przypadku gry trzyosobowej wirusy mają łatwiej – jeden z graczy może koordynować posunięcia dwóch, dlatego optymalnie zabawa wypada we czworo. Runda zajmuje około pięciu minut, toteż zabawę można zakończyć w niecałe dwadzieścia. Regrywalność stoi na wysokim poziomie – tym bardziej, że wystarczy odwrócenie dowolnego z segmentów labiryntu na drugą stronę, aby zmienić jego rozkład, dlatego nigdy nie będziemy poruszać się utartymi ścieżkami.

Outspeed – najniebezpieczniejszy wyścig w galaktyce!

Drugie pudełko w 8Bit Box to gra wyścigowa Outspeed. Jest znacznie bardziej wypełnione od Pixoida, a w środku znajdziemy wypraskę z sześcioma ścigaczami do złożenia (każdy składa się z dwóch elementów), 12 płytek trasy (toru), 4 płytki mety, 32 kwadratowe żetony bonusów oraz siedem pól siłowych. Główne elementy to trzy prostokątne plansze trasy wyścigu. Potrzebne będą także żółta i niebieska kość oraz po 12 białych znaczników na gracza plus kilka w rezerwie. Nie można także zapomnieć o wręczeniu kontrolera każdemu uczestnikowi gonitwy – tych zaś może być od 3 do 6, a wiek minimalny to 8 lat.

Przygotowanie do zmagań zajmuje kilka chwil – kładziemy dwie plansze trasy obok siebie, z boku żetony bonusów i pól siłowych na osobnych stosach, płytki toru tasujemy i kładziemy w zasięgu graczy na kupce. Każda plansza trasy jest podzielona na siedem stref – gracze stawiają swoje pojazdy na trzeciej strefie w pierwszej. Ostatnia niezbędna czynność to wylosowanie z czterech płytek mety jednej – trafia ona na spód stosu płytek toru. Gotowe, można ruszać!

Wyścig trwa przez 13 rund – w każdej wykonywane są kolejno cztery fazy: bonus (gracz może użyć zdobyty bonus), programowanie (każdy uczestnik wybiera trasę), rozstrzygnięcie (równocześnie pokazywane są kontrolery, aby sprawdzić, jaką trasą pojedzie pojazd), odkrycie (odkłada się na bok płytkę z wierzchu stosu toru).

Patrząc na dwie plansze trasy i wiedząc, że mamy 13 rund, nie sposób nie zauważyć, że pojazdy bardzo szybko dotrą do końca prawej. Co wówczas? Tu sprawa jest prosta – z przodu dokłada się trzecią planszę, a pierwszą z lewej zdejmuje. Doskonale oddaje to "przesuwanie się toru" po ekranie telewizora czy monitora. Co w sytuacji, gdy na planszy po lewej znajdują jakieś pojazdy? Sprawa jest prosta – nieubłaganie wypadają z wyścigu i na tym kończą zabawę (na powyższym zdjęciu widzicie trzy plansze pierwsza została właśnie położona, ostatnia będzie zdjęta). Podobnie w sytuacji, gdy na skutek użycia bonusu któryś zostanie wyrzucony poza lewą krawędź ostatniej planszy.

Sednem gry jest takie wybieranie tras, aby nie skończyło się paliwo (co jest równe zakończeniu zabawy), a zarazem zawsze trzymać się na prowadzeniu, gdyż jak i w prawdziwych zawodach, kto będzie na czele po rozegraniu fazy odkrywania mety, ten wygrywa. W przypadku remisu, zwycięstwo przypada osobie z największą ilością paliwa. Zabawa może się także zakończyć w momencie, gdy na skutek eliminacji (brak paliwa, wypadnięcie poza planszę) pozostanie tylko jeden uczestnik gonitwy.

Outspeed to produkcja, która sprawdza się najlepiej w cztery osoby – przy trzech jest po prostu zbyt łatwa, a przy pięciu i sześciu na planszy robi się tłok. Emocji nie brakuje, a każdy wyścig jest nieprzewidywalny. Bez uczucia znużenia da się spokojnie pograć 2-3 razy podczas jednego posiedzenia. Potem znamy już doskonale wszystkie możliwości i pomimo szybkości rozgrywki, może zrobić się nieco nudno – ileż razy można jechać po tych samych trasach? Jednak przy jednorazowej zabawie spokojnie można ocenić Outspeed na 8/10. Dotyczy to zarówno pierwszego kontaktu z tą pozycją, jak i kolejnych – nigdy nie ma się poczucia straconego czasu, poświęconego futurystycznym wyścigom.

Stadion – olimpiada pełną gębą

Stadion to najbardziej rozbudowana gra na konsolę 8Bit Box. W pudełku znajdziemy dwie książeczki – instrukcję oraz spis dyscyplin, 16 płytek konkurencji, 2 plansze medali, 6 plansz zawodników, żeton pierwszego gracza oraz piłki koszykowej. Poza tym do zabawy potrzebne będzie pięć kości, po dwa kolorowe znaczniki na gracza oraz kilkanaście białych na podorędziu.

Należy wylosować sześć z dziewięciu płytek konkurencji, dwie z czterech finałowych i dwie z trzech nieobowiązkowych, a następnie rozłożyć je tak, aby utworzyły stadion – reguły ułożenia są klarownie opisane w instrukcji. Zabawa jest przewidziana dla 4 lub 6 graczy w wieku od lat 10-ciu. A o co w niej chodzi? Oczywiście zdobycie jak największej liczby medali – na koniec, w zależności od ilości krążków każdej barwy zdobywa się punkty (np. za zebranie podczas olimpiady 5 złotych medali to 20 punktów, a za 5 srebrnych – 10, co razem daje 30),  a zwycięża zespół, mający ich na koniec najwięcej. W zmaganiach biorą udział dwie drużyny – niebieska i czerwona. Każdy z graczy otrzymuje jednego zawodnika, kontroler i dwa znaczniki o tej samej barwie, a następnie jeden z nich ustawia na 25. polu toru energii swojego podwładnego (lub podwładnej). W trakcie zawodów będzie on przesuwać się coraz bardziej w dół, odwzorowując wyczerpanie zawodnika kolejnymi zmaganiami.

Podczas olimpiady rozgrywanych jest 10 konkurencji. Zawody rozpoczynają się od odwrócenia pierwszej z płytek na dole po lewej. Następnie idziemy w prawo, wykonując okrążenie, aż docieramy do ostatniej konkurencji. Tym zaś poświęcona jest osobna książeczka (na zasadzie: jedna dyscyplina-jedna strona, dzięki czemu każda została wyczerpująco opisana). Konkurencje można podzielić na dwie kategorie: takie, w których członkowie drużyny mogą się pomiędzy sobą porozumiewać oraz te, w których jest to zabronione. Każda ma swoje specyficzne zasady, ale sedno jest wspólne – poświęcanie punktów energii oraz wybieranie jednej z kilku dostępnych opcji działania. Powiem szczerze – choćby pobieżne opisanie każdej z nich wymagałoby osobnej recenzji, pod względem długości podobnej do całego tekstu na temat 8Bit Box. Napiszę zatem, że sednem gry jest takie dysponowanie energią zawodników danej drużyny, aby zdobyć jak najwięcej medali – niekoniecznie tylko złotych, ponieważ srebro i brąz również dają cenne punkty.

Biorąc pod uwagę fakt, że za każdym razem mamy wybór innych dyscyplin, a w niektórych przypadkach sukces i miejsce na podium zależą od rzutu kośćmi, Stadion potrafi dać prawdziwe emocje. Podobnie jak wyścigi, jest dobry na jedno posiedzenie – po dziesięciu dyscyplinach nie ma się ochoty zaczynać wszystkiego od nowa – ale raz dziennie stanowi świetną rozrywkę. Pomimo tego, co napisano w instrukcji, sprawdza się nawet we dwie osoby – po prostu każda kontroluje trzech zawodników. Mocne 8,5/10.

8Bit Box – grać? No pewnie!

8Bit Box bardzo przypadło mi do gustu i to nie tylko ze względu na sentyment do gier retro. Mamy tu zestaw trzech wręcz bezczelnie prostych gier, co dla każdego maniaka planszówek i karcianek będzie przemiłym, odświeżającym doświadczeniem po skomplikowanych produkcjach, zaś niedzielnym graczom pozwoli na szybkie wejście w klimat i zabawę na całego. Pomimo swej prostoty, każda z produkcji wciąga niczym prawdziwa gra komputerowa i rozgrywce towarzyszą emocje.

Jednak aby nie było za różowo, podam dwie wady. Pierwsza – gry wolno się wczytują. Nie, to żart. Tak naprawdę mam zastrzeżenia do wykonania ramek toru punktacji w Pixoid oraz modeli pojazdów w Outspeed – w obydwu przypadkach podczas składania łatwo można je uszkodzić. Nieco bardziej wytknę brak produkcji, jakie cechowały prawdziwe ośmiobitowce – tam gra we czworo byłaby nie do pomyślenia, a większość produkcji dedykowana była jednemu graczowi, rzadziej – dwóm. I właśnie tytułów dla stricte dwojga osób mi brakuje. Oczywiście, od biedy duet może w każdej proponowanej podzielić się rolami, jednak wówczas gry sprawdzają się nieco słabiej – trzech czy czterech graczy to znacznie większe zamieszanie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) przy stole i większe emocje. Ale mam nadzieję, że produkcje pomyślane dla dwóch osób pojawią się z biegiem czasu. 

8Bit Box to bardzo udany eksperyment i pozostaje mi mieć szczerą nadzieję, że będzie rozwijany. A właściwie to czekam z niecierpliwością na kolejne pozycje. Polecam każdemu, kto ma ochotę na prostą, emocjonującą zabawę.

 

Plusy:

Minusy:

 Dziękujemy wydawnictwu 2Pionki za przekazanie gry do recenzji