W matni intryg #6

Wilczy Jar

Autor: Grzegorz 'GreK' Kalka

MG: środa, 16 sierpnia 1575r.

Piwniczka była miejscem gdzie przechowywano beczki z winem. Według słów Milića były do niej dwa wejścia. Pierwsze, te od strony części mieszkalnej - wąskie i strome schody. Drugie, od strony podwórza - szerokie łagodne zejście, po którym staczano i wytaczano beczki.

Weszli do piwniczki w trójkę: Olaf, Milić i zarządca. Ciężkie drzwi posiadały mocną zasuwę zamykaną ciężką kłódką. Zarządca wyciągnął pęk kluczy z kieszeni kurty. Na ten metaliczny dźwięk krzyki wewnątrz ucichły. Cisza wydawała się teraz nienaturalną. Skrzypnął zamek, drzwi uchylono lekko i w tym momencie coś w nie uderzyło zatrzaskując na powrót. Milić pchnął je silnym ramieniem. Zabrana pochodnia ukazała przestronne wnętrze piwniczki. W dwóch równych rzędach po obu jej stronach stały wielkie, ciężkie beczki z winem ułożone na drewnianych łożach. Drugi koniec pomieszczenia, gdzie znajdował się podjazd, ginął w mroku. Pochodnia nie była w stanie oświetlić całego pomieszczenia.

Odpalono więc kolejną, zatkniętą w ścianie. Z drugiego końca piwnicy doszedł ich zgrzyt, a chwilę później zauważyli nadlatujący przedmiot i huk tłuczonej butelki, która rozprysła się tuż obok nich na ścianie. W powietrzu uniósł się słodkawy zapach rozlanego wina. Usłyszeli demoniczny śmiech, który przyprawiał o gęsią skórkę. Chwilę później zgrzyt powtórzył się...

Gracz1: - Pan ogłuszy syna, czy ja mam to zrobić? – powiedział Olaf z nieprawdopodobnym spokojem. Jedną ręką drapał się po zaroście, drugą ściskał zawieszony na szyi średnich rozmiarów krzyż. Nie podobał mu się Olo i najchętniej ogłuszył by i jego. A może nawet bardziej unieszkodliwił… Szybko jednak oparł się pokusie. Pani de Vega nie byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw. Jak się mu zdawało, zarządca również. Za to Jedyny…

- Zdam się na pana – rzekł Olo w taki sposób, jakby chciał powiedzieć: "Tylko spróbuj draniu mu zrobić krzywdę!"

Olaf był prostym najemnikiem, ale szczerze wierzył w słuszność postępowania Pani. Wierzył w nią równie mocno, co w Jedynego. Pragnął plenić Ciemność, choć zdawał sobie sprawę, że cena mogła okazać się wysoka. Nie dbał o to. W jego prostym życiu było miejsce na Jedynego, na służbę pani de Vega i na miecz.

Bez strachu ruszył przed siebie, w kierunku, jak nazywała ich czasem pani Karolina, obiektu.


W jego stroną poleciała z ciemności następna butelka. Nie zdążył się uchylić. Poczuł uderzenie w głowę. Syknął. Usłyszał hałas rozbijanego szkła. Trochę niżej i byłoby źle. A tak skończy się na guzie.

Przyspieszył kroku, po czym intonując "ku chwale Jedynego" wziął rozmach i uderzeniem ręki ogłuszył chłopca. Przytrzymał go, gdy ten upadał.
- Trzymajcie go teraz, panie – trochę warknął, trochę krzyknął na tamtych.
Natychmiast, z wprawą, jakby robił to nie pierwszy raz, zaczął obwiązywać go liną

Unieruchomił nadgarstki, obwiązał ramiona, tors, umieściwszy ręce z tyłu, obwiązał dokładnie nogi, kostki, po czym zawiązał dziecku oczy czarną chustą, którą dostał od pani de Vega. Na chuście ktoś wyhaftował czarną nicią krzyże tam, gdzie pod spodem powinny znajdować się oczy. Tak przygotowany obiekt zaniósł do izby i dowiązał liną nogi i ręce opętanego do wskazanego, poświęconego przez Panią krzesła.

Karolina w tym czasie na podłodze w izbie narysowała kredą okrąg – jeszcze bez symboli, na futrynie zaś kredowe krzyże.