W matni intryg #20

Rokmowo - Armon. Na granicy. Strażnice.

Autor: Grzegorz 'GreK' Kalka

Olaf wrócił szybkim krokiem, trzymając w rękach skórzany damski kuferek. Podał go wychylonej przez okno karety Karolinie.

– Jedźmy stąd, pani – rzucił wskakując na kozła. – Nie podoba mi się to miejsce.

Zaciął lejcami. Konie ruszyły niespiesznie. Jadąc, opowiedział co widział.

Z całą pewnością była to kareta inkwizytorki Aleksandry Salisbury. Poznał ją. Na koźle siedział martwy woźnica. Nie był to jednak nikt z Wilczego Jaru. Ubrany po wojskowemu, raczej Agaryjczyk niż Karianin. W plecy wbity nóż. W dłoniach zaciśnięte lejce. Nie było koni. Przy powozie znalazł jeszcze jedne zwłoki. Również ubrana po wojskowemu dziewczyna. Zginęła przeszyta rapierem. Trupy były jeszcze ciepłe, więc tragedia musiała stać się niedawno. Kuferek ściągnął z dachu powozu.

Z mgły wyłonił się pierwszy z dwóch mostów przerzuconych przez Grzmiącą Rzekę. Przy nim stała strażnica i wojskowa kaplica. Pół kilometra dalej mieli znaleźć drugi, Agaryjski most razem z pilnującymi go wojskowymi. Tam zapewne też znajdzie się kaplica.

Karolina nakazała Olafowi jechać wolno, tak, aby zdążyła przejrzeć kuferek jeszcze przed mostem.

- Dam ci znak, kiedy skończę. Najwyżej zatrzymaj powóz gdzieś przed mostem, z daleka od patroli wojskowych i idź wyjąć coś z prowiantu. Chleb, kiełbasę, wodę, cokolwiek. Żeby wyglądało naturalnie.

Schowała się znów do wnętrza karety i uważnie obejrzała kuferek. Potem ostrożnie go otworzyła.

Był to niewielki, podręczny, skórzany, damski kuferek zamykany metalową sprzączką. Po zapięciu, sprzączka tworzyła karyjski symbol krzyża. Prosta i elegancka rzecz.

Karolina zauważyła wkomponowaną w symbol krzyża igłę. Chwytając umiejętnie, przekręciła sprzączkę otwierając kufer. Igła wysunęła się w momencie przekręcania po czym schowała się z powrotem pod jedno z ramion krzyża. Gdyby jej nie spostrzegła, wbiła by się jej w palec. Wolała nie myśleć czym była nasączona.

W środku znalazła damskie przybory do barwienia policzków, flakonik z perfumami, mieszek z dwudziestoma dwoma kordinami, Katedralia oraz pismo datowane na 26 luty 1574r. Otworzyła to ostatnie.

Droga Aleksandro,
Jest rzeczą niebywałą i wielce naganną, aby taka sprawa nie doczekała pozytywnego końca w Czarnym Pałacu. Przynosi to ujmę Inkwizycji, a w szczególności ośmiesza urząd śledczego. Musimy dołożyć wszelkich starań, aby tę plamę zmyć z honoru. Nie możemy dopuścić, by słudzy Kusiciela bezkarnie działali w granicach naszego państwa, za nic mając Kościół i drwiąc z Jedynego.
Pokładam w Tobie nadzieję. Wierzę, że zrobisz wszystko aby doprowadzić tę sprawę do właściwego rozstrzygnięcia. Wszystko...

z poważaniem
starszy inkwizytor śledczy
Romuald Salisbury



- Tak… - pomyślała Karolina, z ogromną wprawą drąc list na maleńkie, niedające się odczytać kawałeczki wielkości ziarna pieprzu. Podarte strzępki zamierzała wrzucić do worka z obrokiem. - …- pomyślałby kto, że chodzi tu o bojaźń bożą… Czyżby nazwisko Salisbury ostatnio nie cieszyło się już taką przychylnością Biskupa, że Aleksandra musiała jechać na sam koniec Kary, żeby się wykazać? Jedyny wszystko wie i wszystko widzi – dodała na głos, posyłając surowe spojrzenie Magdzie.

Wyciągnęła damskie przybory, ale nie zamierzała ich używać. Uważała, że prawdziwe piękno kryje się w duszy i żadne kosmetyki go nie poprawią. Co innego z perfumami. Zapachy pociągały ją. Ostrożnie, pomna na igłę w kuferku, otworzyła flakonik i powąchała zawartość.

Początkowa nuta pomarańczy i bergamotu przechodziła w czysty akord płatków jaśminu i porannych róż, by w końcu rozbrzmieć zmysłową paczulą i wetiwerą. Ten flakonik z całą pewnością musiał być stworzony przez mistrza z Cynazji i zapewne kosztował fortunę.

Otworzyła Katedralia. Przejrzała je szybko w poszukiwaniu zostawionych przez Aleksandrę osobistych notatek lub czegoś, co może w Katedraliach ukryła. Osobiście była przeciwna robieniu notatek na świętych kartach, bo uważała, że to bezczeszczenie świętości i bluźnierstwo Jedynemu.

Katedralia były w doskonałym stanie. Nie widać było nawet śladu ich użytkowania. Ich właściciel musiał ich albo nie używać, albo dbać o nie bardzo.

- Zatrzymaj się – rzuciła do Olafa. – To wrzuć do obroku – podała mu drobne jak wiórki karteczki. – A to – podała mu kosmetyki, perfumy i mieszek – wrzuć na razie do mojej skrzyni.