Pamiętnik V

Genesis

Autor: Michał Oracz

Poprzednie „Pamiętniki” były szkicami na temat niektórych dziedzin „Monastyru”, jakby wstępne rozdziały podręcznika. A przecież celem cyklu jest przede wszystkim przedstawić i relacjonować proces tworzenia, nie tylko odfajkowane już, na poły zatwierdzone rozwiązania, konkluzje i wnioski z naszych wielogodzinnych dyskusji, nierzadko kłótni. Obiecywaliśmy, iż będziecie mogli wziąć udział w pracach za kurtyną, a nie tylko dostawać to, co za kurtyną zostało przygotowane. Dzisiaj cofniemy się w stosunku do poprzednich Pamiętników i zaczniemy od samego początku, do zakasania rękawów.



A wszystko zaczęło się właśnie od kłótni.



No, prawie. Decyzja o zrobieniu wielkiej, szeroko i z rozmachem zakrojonej polskiej gry Dark Fantasy została podjęta wcześniej, kiedyś tam, chodziło to za nami od dłuższego czasu. W pewnym momencie, tuż po upadku projektu Necropunka, zamiast zacząć narzekać, jak to (niestety) Polacy mają w zwyczaju, wsiedliśmy z powrotem na konia i wbrew ostrożnej logice puściliśmy się w galop. Do świata Monastyru.



Pierwsze spotkanie, pierwsze rozmowy, pierwsza wymiana poglądów i listów ...i pierwsze zderzenie dwóch różnych wizji. Potężne. Nie do pogodzenia. Listy z owego czasu nosiły tytuł: „Wojna światów”.



Bo jak pogodzić takie dwie recepty na jeden świat Fantasy RPG:





MORACZOWY MONASTYR:

Chrześcijański świat osadzony w pogańskim demonicznym fantasy.

Świat cywilizowanych krajów i krain versus dziki, pierwotny, prymitywny świat rasy wcześniejszej niż ludzka, rasy odchodzącej już w przeszłość. Świat chrześcijański (dwa oblicza: cywilizacja nauki – uczelnie, akademie, król, rycerstwo, etc. i drugie oblicze – kościoły)

Świat pogański – kraje pogańskie ze swoimi religiami, bogami, demonami, świętami itd. (folklor, czarownice, Dionizos, Diana, świat antyczny), „niewierni”, saraceni, innowiercy.

Chrześcijaństwo: dwie siły – dobro i zło, aniołowie i diabły Kościół: klasztory i katedry; papież, biskupi, księża, mnisi, prorocy, rycerze krzyżowi, misjonarze, inkwizycja, odłamy i sekty, nawracanie, Kościół kontra magia (wróżbici, zielarze, czarownice, sabaty, alchemicy, czarnoksiężnicy, demonologowie, gnostycy itd.). Magia zakazana, tępiona, ścigana i karana – jako przejaw pogaństwa i herezji; Tajne Zakony, Templariusze, Katarowie, etc. Assassini. Bestiariusz świata chrześcijańskiego: diabły, przeróżne demony z imionami, aniołowie, Moce świata chrześcijańskiego: wiara, moce dobra i zła, światła i ciemności, przeznaczenie, opatrzność, kuszenie, grzechy, Bestiariusz świata pogańskiego: bogowie, bóstwa, rusałki, elfy, druidzi, karły, satyry, gargulce, trolle, topielce, czarownice Moce świata pogańskiego: zaklęcia, magiczne miejsca, uroki, Magia, bestiariusze itd. przyporządkowane danemu miejscu, krainie etc. (np. karły i druidzi w Irlandii, kościeje i czarownice w domach na kurzych łapach w Rosji, diabły w świecie chrześcijańskim) Księgi.



Bohaterowie dokonują wielkich czynów, by zapisać się w historii; Księgi dają nieśmiertelność i chwałę; czym jest bohaterska wyprawa czy chwalebna walka, jeśli nie trafi do Ksiąg?

Czytanie Ksiąg o Bohaterach dostarcza Wiary, popycha do wędrówek, ryzyka, walki o wielkie sprawy; zresztą kim jest wśród rycerstwa ten, kto nie zna Ksiąg, Historii, dawnych dziejów i imion wielkich Bohaterów?

Trafić do księgi czy na Witraż jakiejś Katedry – oto marzenie każdego młodzika w zbroi; ozdobić witraż swoim herbem i wizerunkiem po wsze czasy, by ludzie z czcią i wdzięcznością wspominali w święte dni jego czyny na sto lat po śmierci; zapewnić sobie wieczne życie po prawicy Tronu w Niebiesiech, i w potrzebie zejść jeszcze raz na ziemię by stanąć do ostatniej walki z najeźdźcą czy ciemiężcą tutejszego ludu;



Bitwy.

Ogromne bitwy ciężkiego rycerstwa... Ścierają się z sobą zarówno kraje chrześcijańskie jak i chrześcijańskie z pogańskimi, zaś cywilizowany świat w ogóle – nieustannie jest najeżdżany przez relikt dawnych czasów – hordy dzikich, prymitywnych troglodytów;

Rycerstwo pod świętymi chorągwiami, wsparci Wiarą i modlitwami;





Demony i diabły

Napastują ludzi, czasem nawet całe okolice, wsie i miasta, kuszą, oszukują, zawierają przymierza i pakty, szczególnie walczą o dusze świętych mężów i bohaterów, ale wyżywają się zbierając żniwa wśród słabych, nieuczonych wieśniaków i pospólstwa, kumają się z przestępcami, złoczyńcami, czarownikami i bogatymi kupcami; Ksiądz odganiający demony znad miasta. Nekromancja w wykonaniu księży i biskupów, wskrzeszanie dla uświęconych przez Kościół misji.



Rzeźby

Zawierają w sobie moc, magię, zaklęcia; są żywe, potrafią ożywać, poruszać się, mówić – gdy trzeba. Gargulce na szczytach Katedr – na każdej po kilka, kilkanaście osobliwych. Podobnie posągi świętych Patronów i Bohaterów.





Należy tu zaznaczyć, że w tym okresie wpiętych już było w Księgę Monastyru kilka plików Ignacego, z (pozornie) zupełnie innym światem. Skórzane pancerze, rapiery. Taki trochę XVII wiek. Klimaty Dumasa. Ignacy odwalił już wtedy kawał roboty. Zgodziliśmy się równo na granie Bohaterami przez duże B, ludźmi nieprzeciętnymi z charakteru, choć wcale nie herosami o nadzwyczajnych możliwościach fizycznych.

Mieliśmy też wyrobione zdanie na temat krasnoludów czy elfów (choć ostatecznie nie dały się ze świata, he he, usunąć). Poszczególne decyzje nie były łatwe, bo zawsze gdy wybieraliśmy jedną drogę, jedno rozwiązanie, musieliśmy odrzucać wiele innych, nierzadko z pozoru atrakcyjniejsze (np. „zróbmy świat bez obcych ras!” itp.). Tak to już jest, gdy się robi grę, w trakcie pracy notuje się na boku pomysły na „dziesiątki niesamowitych, nadzwyczajnych gier”, ale trzeba drążyć tą jedną, która z wszystkich tych „nadzwyczajnych” jest najbardziej dojrzała.



No i wtedy przyszła odpowiedź Ignacego. Nie wyglądało to najlepiej.





TRZEWIKA WOJNA ŚWIATÓW.

Bardzo mi się podoba i bardzo mi się nie podoba.

Ciekaw jestem czym to się skończy.

Podobało mi się bardzo, gdy pokazałeś na samym początku rozmowy swój zeszyt i pokazałeś mapkę. Tu chrześcijanie, tu poganie, tu konflikt. Super. Potem zdjęcia Katedr – obłęd. I potem zaczynało mi się podobać coraz mniej. Jak zobaczyłem grafiki średniowieczne i zacząłeś mówić o diabłach, aniołach i aureolach. Wtedy mi się już nie podobało. W czym problem? Być może w tym, co już wcześniej miałem w głowie.



Z każdą minutą twojej wypowiedzi – dla mnie – to przestawała być gra fantasy. Powstawała gra „Średniowiecze”. Nie chcę gry „Średniowiecze”.



Jesteś plastykiem, inaczej pewnie patrzysz na świat. Gdy oglądasz grafiki Breugla widzisz... cholera wiec co. Ja widzę podręcznik do historii z drugiej klasy L.O. oraz do języka polskiego. Nie widzę gry fabularnej. Nie widzę świata fantasy. Breugl nie jest dla mnie fantasy. Jest dla mnie lekcją historii z ogólniaka.



I tu mamy tytułową wojnę światów.

Zajebiście mi się podobają Twoje pomysły (pomysł, struktura świata), ale nie podobają mi się szczegóły – czyli to co wynika z tej struktury. Dziwne, prawda?



Nienawidzę rycerzy „paladynów” (chodzi o uzbrojenie), czyli ciężka zbroja, koń, duży miecz, lanca. Pisałem w moim pliku o uzbrojeniu na poziomie ciężkiego rapiera. Faceci w skórzniach.



Piszesz „swoje religie, święta” – i stają mi przed oczami mocno wykręcone, mroczne historie. Super. Chwilę potem Dionizos, Diana, saraceni... i nie wiem – czy to skrót myślowy, czy chcesz zrobić podręcznik historii. Jak skrót myślowy – OK. Jak „postmodernizm” i chcesz tu wcisnąć rzeczy z naszego świata – to ja tego nie lubię.



No, w tym momencie było źle. Cóż robić? Na samym wstępie pracy nad Monastyrem świat pęka na dwoje. Cholera. I to przy tylko dwóch twórcach, którzy dotąd zawsze się rozumieli! Co by się działo, gdybyśmy od początku zaprosili do tworzenia świata pięciu autorów? Lepiej nie myśleć!



W odpowiedzi na „Wojnę Światów” Ignacego mój list.



CHYBA JEDNAK DOJDZIEMY DO POROZUMIENIA

Chyba jednak dojdziemy do porozumienia, bo przecie przedstawiając swoją wizję i zestaw pomysłów, spodziewałem się sprzeciwów z Twojej strony. Chodzi o to, że skoro na początku siedziałeś nad Monastyrem w zasadzie sam, i narzekałeś, że gra wychodzi zbyt Trzewiczkowa, to ja walnąłem ostro ze swojej strony, przeginając w drugą. Teraz możemy spokojnie przejrzeć nasze pomysły, powybierać co fajniejsze i odrzucić plewy. Zrobić fuzję światów czy wizji. Tak, że spoko. Jeśli idzie o demony – „diabły” – jasne, oczywiste, że trzeba je BARDZO mocno odróżnić od tych z naszego świata (Samael, Asmodeusz, Belial itd.) bo wiadamo, o czym też wspominałem, że NIE WOLNO nam tego robić. Delikatnie zrobił to Kult i poleciał z Polski. Było trochę tego w pierwszym wydaniu D&D i podobnie. Tak więc czy w miejsce Sił Ciemności wstawimy np. Czarne stwory z decka „Suicide” Magica, czy też Great Old Ones z Zewu Cthulhu, w zasadzie nie ma znaczenia. Byle tylko ich DZIAŁANIE w grze było takie, jak zamierzymy – nie, ot stwory do przeczyszczenia miecza, ale objawy jakiejś drugiej wielkiej potęgi, wewnętrznie skłóconej i zróżnicowanej, która nieustannie wisi nad ludźmi, przed którą chronią relikwie, kapłani i Wiara, i które mogą powodować Opętanie. Które raz po raz pojawiają się na twojej drodze znikąd, przysiadają się w karczmie, raz tylko szepczą gdzieś w umyśle, a raz żyją jak potwory między ludźmi. I tak dalej. To mogą być nawet jakieś pieprzone Gremliny.



Teraz jeśli idzie o „Chrześcijaństwo” – tu sam właściwie nie wiem do końca, jak do tego podejść. Z jednej strony niby wiem, że tak samo NIE WOLNO nam tego robić, z drugiej zaś bardzo, bardzo mi to pasowało do tego wszystkiego. A po trzecie chciałem by wreszcie powstała gra fantasy, w której gracze nie wyznają znowu (i modlą się do) kolejnej gównianej papki wymyślonej przez twórców gry, ale żeby mogli przenieść własną, nie jakąś papierową wiarę. Ale, chyba jednak nie da się tego zrobić w tak bezpośredni sposób z Chrześcijaństwem.



Jeszcze wracając do diabłów – to oczywiście mój „hyź”, bo wprowadzam je u siebie nałogowo (nawet określam to czasem jako Gothic Fantasy czy „Diablo”). I tak na marginesie wychodzi to jak najbardziej na fantasy, nie Średniowiecze, tylko fantasy INNE od tego, z którym tak się oklepaliśmy. Ale jak już się to poczuje, jak się już przyzwyczai, to jest to nowa jakość. Tak jak ludzie przyzwyczaili się do elfów, orków, krasnoludów – gdyby nie Tolkien, który przedstawił to NAPRAWDĘ przekonująco, szczegółowo, tak, że ludzie w końcu poczuli i zobaczyli, to wyobrażasz sobie reakcje na takie „rasy”? Jakieś „wielkie krasnoludki”? Czy mają czerwone czapeczki i po co im topory? Elfy? Takie małe co latają i psocą? Orki? A to co do kurwy nędzy? Ale ludzie w końcu to przyjęli i teraz mają w swoich głowach osobną półeczkę na tego typu światy, rasy – jak drugi realny świat. Orki, elfy, krasnoludy – wszystko jasne, nie ma pytań. Każdy wie. Ale dobra, odpuszczam diabły bez problemu. Na razie.



A jak ustosunkowałeś się do tej jednej z najważniejszych kwestii – żeby nasz świat był taki, jak kiedyś ludzie tylko wyobrażali sobie, że jest? Ciężko to streścić, ale np. że bogowie mieszkają na górach, do których prowadzi siedem dróg i siedem bram? Że jadąc konno drogą przez pola mijamy wzgórza, na których majaczą jakieś mieściny czy niedostępne twierdze? Że Wiara dodaje impetu w walce, że decyduje o zwycięstwie w pojedynku czy na wojnach? To, w co ludzie wierzyli – u nas by było faktem.



Kwestia Paladynów. W zasadzie to się chyba zgadzam. Jednak nie do końca. Zgadzam, bo to jest mało grywalne. Na co dzień. I dotychczas trochę się przejadło – to symbol starego RPG. Ale mnie chodzi o co innego. O co? – Trochę potrwa, zanim ubiorę to w słowa.

Rycerz stał się w RPG trochę symbolem kiczu i złego smaku, grania po staremu i turlactwa.

Ale gdyby go tak podać graczowi na tacy, tak jak „Vampire” podaje graczom Wampiry? Z super przygotowaną do odgrywania księgą, z całym backgroundem itd.

Wyobraź sobie zakutego w niewygodne, pordzewiałe blachy, zmęczonego, starego rycerza z długą brodą, ciężkim mieczem przy koniu, wielką okutą tarczą herbową, długą lancą, i naręczem broni, w kiedyś barwnym lecz dziś już wyblakłym i zabrudzonym odzieniu, z hełmem o rodowym klejnocie, z płaszczem, na którym wyszyto symbole jego pochodzenia, w skórzanej rękawicy ściskający długi proporzec herbowy. Wolno przemierza okolice jałowych pól, wsi dotkniętych Czarną Chorobą, błota i pustki, nędzy i głodu, gdzie ludzie patrzą nań z nienawiścią (i na każdy zamek każdego lorda i rycerza). Wyobraź sobie go w świecie, gdzie króluje Kościół i Wiara, gdzie czai się Ciemność i potężne siły zła, pętające ludzi.



Osobiście mnie już trochę wkurza przeginanie w drugą stronę - teraz każdy bohater w RPG jeździ ubrany w fatałaszki albo lekką nabijaną ćwiekami kamizelkę, pokazując wszem i wobec, że należy do elity doświadczonych graczy. Tak jest również w grach, które prowadzę. I ostatnio, po jakichś 7 latach przerwy w graniu wrócił do drużyny na powrót Tomek, w starym stylu – jako rycerz na koniu w pełnej zbroi. I mówię Ci, zupełnie inaczej to zagrało dziś, po wielu latach grania. Kiedyś to była rzeczywiście norma, a dodatkowo kicz – wszyscy latali w płytówkach i było spoko. Teraz, w czasach duperelizmu, realizmu i drobiazgowości, gdzie gracze weszli



już w epokę dbania o wierzchowce, sprawdzania podków, czyszczenia broni, gotowania posiłków, zmieniania ubrań itd., płytówka Tomka nabrała zupełnie innego znaczenia, zupełnie inaczej „gra” ona na sesji.

Co świat to inny klimat.Kwestia wiary w jednego boga – jak uda nam się zrobić jakąś przekonującą religię, inną od chrześcijaństwa to OK. Ja w to wątpię. Jak już nam się uda, to się okaże, że jest to jedno z wyznań heretyckich, gnostycznych albo filozofia jakichś new age-owskich sekt. Albo Buddyzm, Islam itd. A tego chyba nie chcemy?



I w tym momencie albo robimy to o co nam chodziło – religię ważną dla gry (i promujemy przekonywująco jakieś gówno sekciarsko podobne) albo robimy jakąś religijkę, która nikogo nie przekona i nie robimy tym samym smrodu.



Jest trzecie wyjście: opisujemy Chrześcijaństwo, używając innych symboli, innych nazw itd.





...No cóż, na dzisiaj to tyle. Mógłbym tak ciągnąć i ciągnąć, bo przecież właśnie w takich bólach rodzi się gra, rodzi się jeden obraz, jedna wizja. Po długiej, burzliwej wymianie listów, po obejrzeniu setek ilustracji, po pokazywaniu paluchem na poszczególne ich elementy tworzy się jeden WSPÓLNY obraz.



Kilka tygodni temu, kiedy Ignacy odwoził mnie po sesji do domu przejeżdżaliśmy obok kościoła w jednej z dzialnic Bytomia. Ignacy podniósł palec i pokazał: „Matryjska Katedra. Obła, okrągła, rodzinna”. Pokiwałem głową, zgadzam się z nim w stu procentach. To była Matryjska Katedra. I choć dziś jeszcze nie wiecie co to oznacza, już niebawem będziecie potrafili odróżnić Katedrę Matryjską od Kordyjskiej. Obraz świata jest gotowy, cztery miesiące ustalania szczegółów i detali zaowocowały niewiarygodnie silnym obrazem świata.



I jak, było hardcorowo?

Pozdrawiam,