Być jak Jane Austen

Autor: Jakub 'Fingrin' Tabisz

Być jak Jane Austen
Demoniczny amant, piękne dziewczyny, ukradkowe spojrzenia, niezapomniane dialogi i Lady Gaga. To nie kolejna filmowa adaptacja Rozważnej i Romantycznej, a gra, o której ciężko zapomnieć. Gdyby Jane Austen żyła dzisiaj, stworzyłaby Growing up.


Wiktoriański romans?

Nigdy bym nie przypuszczał, ze stanę się bohaterem Rozważnej i Romantycznej. Jednak na czeskim Larpweekendzie wszystko jest możliwe, zwłaszcza jeżeli grę prowadzi skandynawski mistrz. Growing up, jak sama nazwa wskazuje, jest grą o dorastaniu. Dwie młode dziewczyny, żyjące w gregoriańskiej Anglii, zakochują się i wybierają partnera na całe życie. Nie będę się rozwodził nad fabułą jednego z najsłynniejszych romansów w historii literatury (dla leniwych link do Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Rozwa%C5%BCna_i_romantyczna). Gra jest jak książka, scena po scenie, postać po postaci. Z drugiej strony, wszystkie dialogi, reakcje i niespodziewane zwroty akcji są wymyślane na bieżąco. Początkowo miałem obawy przed uczestniczeniem w scenariuszu rozpisanym scena po scenie i kierowanym twardą ręką reżysera. Jak się szybko okazało, moje wątpliwości rozwiały się po kilkunastu minutach.


Szalony Norweg

Growing up stworzyła Anne Westerling, organizatorka i twórca wielu bardzo ciekawych wydarzeń (na przykład skandynawskiego konwentu LARPowego Knutepunkt) i scenariuszy. Przy pomocy książki Jane Austen chciała wyrazić swoje życiowe rozterki, a przy okazji stworzyć fajną opowieść dla każdego. Erlend Eidsem Hansen, Norweg prowadzący scenariusz, ma w sobie coś z szalonego artysty. Na co dzień chodzi w lekko przekrzywionym berecie, mówi powoli, a prowadzi z przerwami na zastanowienie się co dalej. Nigdzie mu się nie spieszy i z rozbrajającą szczerością potrafi rozmawiać o swoim życiu osobistym. Chciałoby się rzec: Ci bezwstydni Skandynawowie! Przed rozpoczęciem scenariusza Erlen przyglądał się uważnie każdemu graczowi, a było ich dziesięciu, pytał, jaką chcą grać rolę, po czym zmuszał do ćwiczeń.


Ćwiczenie czyni mistrza

Porządna gra chyba już nie może się obyć bez ćwiczeń wprowadzających. A przynajmniej tak by powiedział Erlend. Życie w gregoriańskiej Anglii różni się od współczesności. Kobiety opatulone od stóp do głów rzadko przebywały samotnie w obecności mężczyzny. Pisanie listów i ukradkowe spojrzenia były głównymi narzędziami ówczesnego flirtu. Patrzeć w oczy nieznajomej kobiecie po prostu nie wypadało. Żeby wczuć się w klimat epoki, poćwiczyliśmy spojrzenia oraz spacerowanie z damami. Proste, teatralne ćwiczenia, a żadne z nich nie było przypadkowe. Wprowadzenie do gry i próby trwały ponad półtorej godziny, co, wedle słów Erlenda, było i tak krótko. Tak czy siak w Growing up może zagrać każdy, musi tylko chwilę poćwiczyć.


Pan i reżyser na końcu sali

W scenariuszu Anne Westerling rola prowadzącego jest ogromna. To on, niczym reżyser w teatrze, ustala, jaka scena właśnie następuje i co się w niej powinno dziać. Nie oznacza to jednak, że gracze nie mają nic do roboty. Reżyser, przed rozpoczęciem każdej sceny, czyta jej opis, opisując miejsce, w którym odbywa się akcja i emocje targające w tej chwili bohaterami i określa, do czego powinna doprowadzić określona sytuacja. Zawsze jednak pozostawia graczom możliwość wyboru, na przykład, czy dziewczyna wybierze szarmanckiego łajdaka, czy spokojnego pułkownika. Początkowo byłem zszokowany władzą prowadzącego. Obawiałem się, że stanę się pionkiem w jego rękach i będę się po prostu źle bawił. Tymczasem nie czułem się w żaden sposób ograniczony. Czytanie o emocjach postaci w danej scenie pomagało mi wczuć się w sytuację. Opis ogrodu, domu czy balu ułatwiał i uczestnikom, i widzom wyobrażenie sobie odpowiednich dekoracji. Ułożenie scen było bardzo przemyślane i podobne do fabuły książki. Jednak reżyser, pod wpływem naszych działań, z pewnych scen rezygnował, a inne modyfikował. Elastyczność i przygotowanie prowadzącego były kluczowe do sukcesu scenariusza.


Lustro i reflektor

Na tym jednak władza reżysera się nie kończyła. Dziesięciu graczy wcale nie grało bohaterów tylko jednej opowieści. W dwóch zespołach, po dwóch stronach Sali, rozgrywały się symultanicznie dwa scenariusze. Co za wariactwo! A jednak działało świetnie. Na środku sali przebiegała niewidoczna linia, jakbyśmy stali przed lustrem. Erlen zachęcał nas do naśladowania osób z drugiego zespołu. I tak czasami Edward spoglądał drugiemu Edwardowi w oczy, po czym ramię w ramię podchodzili do swoich ukochanych. Żeby jeszcze bardziej spotęgować lustrzany efekt, Elren przerywał akcję i pozwalał dwóm osobom z jednej strony sali mówić głośno. Tak jakby nagle filmowa kamera upolowała jakiś ciekawy dialog. Po chwili reżyser przerzucał akcję na drugą stronę sali, gdzie te same postacie, grane przez zupełnie innych graczy, opowiadały tę samą historię w odmienny sposób.


Kocyk

Kolejnym ciekawym zabiegiem były koce położone na ziemi w rogach sali. Osoby siedzące na tych kocach mogły uczestniczyć w scenie jako obserwatorzy – na przykład rodzeństwo śledzące randkującą siostrę. Ograniczenie przestrzeni gry do małego koca stwarzało też wiele innych ciekawych sytuacji. Tam właśnie odbywały się sypialniane rozmowy. Na kocach siedziało się, co też od razu zmieniało podejście do gry. Poza tym co to za piknik bez kocyka? A jak powszechnie wiadomo Anglicy kochają piknikowanie.


Kocham cię muzyko

Każdej scenie towarzyszyła odpowiednia muzyka. Oprócz walców i spokojnych kompozycji z epoki, były też przeboje Lady Gagi i inne popowe lub rockowe kawałki. Muzyka wspierała zwłaszcza emocjonalną warstwę każdej ze scen. Pewnemu siebie amantowi towarzyszyła piosenka „I feel good”. Zrozpaczona siostra uzewnętrzniała się w rytmie „Nothing compares to you”. Nie widziałem przedtem tak mistrzowskiego wykorzystania muzyki.


Happy end?

Pomimo, że to adaptacja książki, scenariusz mógł się potoczyć zupełnie inaczej. Oświadczyny pułkownika mogły zostać odrzucone, rozwaga przegrać z romantycznością lub wręcz przeciwnie. Przez kilka godzin czułem się bohaterem książki. Właściwie Ministerstwo Edukacji powinno zalecać uczniom takie gry zamiast opracowań lektur, dużo więcej można się w ten sposób nauczyć. Erlend pokazał, w jaki sposób można ciekawie opowiedzieć dowolną książkę i przy okazji coś tym wyrazić. Polecam wam gorąco Growing up i korzystanie z technik zawartych w tym scenariuszu. Gra jest dostępna nieodpłatnie w języku angielskim pod adresem: http://jeepen.org/games/growingup/