Płaczące figurki, krwawiące obrazy i oszustwa sakralne

Autor: 11186

Cuda


XX wiek, był wiekiem cudów maryjnych. Na całym świecie zarejestrowano ponad czterysta objawień Najświętszej Marii Panny i około dwustu manifestacji jej obecności poprzez płaczące figurki i obrazy. O ile jednak same objawienia trudno jest zarejestrować i udokumentować - święci bowiem praktycznie nigdy nie objawiają się wszystkim patrzącym a jedynie wybranym osobom i umykają kamerom oraz aparatom fotograficznym, o tyle płaczące obiekty materialne, takie jak obrazy czy figurki, łatwo może obejrzeć, sfotografować i zbadać każdy.

I tu pojawia się pytanie: dlaczego tego typu przedmioty miałyby płakać, lub inaczej, dlaczego Maryja chciałaby żebyśmy widzieli jej łzy? Teologowie twierdzą, że, tak jak płacz człowieka wzbudza nasze zainteresowanie i troskę, tak łzy spływające po policzkach wizerunków Maryi na całym świecie mają poruszyć nasze serca i zmotywować do poznania przyczyn tego zjawiska. A że świat zszedł z drogi boskich przykazań to siły niebieskie chcą nam w ten sposób przekazać swój żal, przestrzec i być może nawrócić na właściwą ścieżkę.

Płaczące figurki i obrazy klasyfikowane są do grupy cudów religijnych. Czym jest taki cud? Encyklopedia PWN podaje, że jest to zjawisko, bądź wydarzenie, które nie wynika z naturalnych prawd przyrody, lecz wytłumaczyć je można jedynie interwencją Boga. Zaskakujące, że w definicji tej, nie ma ani słowa na temat działalności człowieka... Ale po kolei.



Historia


Nagromadzenie tego typu zjawisk w XX wieku mogłoby skłaniać ku przemyśleniom, że siły boskie coraz częściej manifestują swoją obecność wśród społeczeństw świata. Nic bardziej mylnego. Płaczące obiekty sakralne obecne były na kartach historii od czasów najdawniejszych, lecz dopiero dzięki wynalezieniu odpowiedniej technologii (rejestracja cudu na kamerę czy kliszę aparatu fotograficznego) i badań naukowych (laboratoria pozwalające identyfikować substancje, którymi "płaczą" obrazy, radiografia, rentgen, a nawet badania DNA), występowanie cudów mogło zostać zweryfikowane i gruntownie zbadane. Niemniej jednak fenomeny takie zachowują pewną ciągłość czasową, o czym świadczyć mogą chociażby dzieła kronikarskie z 1464 roku, które odnotowały zjawisko intensywnego broczenia krwią obrazu "Maryja Stolica Wolności". Cud objawił się w Görgsöny, niewielkiej miejscowości na Węgrzech dokładnie 30 kwietnia i powtórzył się jeszcze dwukrotnie. Kronikarze wspominają, że krew z obrazu płynęła tak wielkim strumieniem, że na ziemi pod obrazem utworzyła się niewielka kałuża.

Kolejne podobne przykłady pochodzą z kronik miejscowości Scherpenheuvel-Montaigu w Belgii z 1693 roku, w 1660 obraz płakał krwawymi łzami w Klokoosko na Węgrzech, a w 1715 w Szent-Antal płakało malowidło Maryi Wspomożycielki.

Przykładów takich jest o wiele więcej, wystarczy tylko poszukać.

Wiek XX


Z początków XX wieku pochodzą kolejne udokumentowane wydarzenia tej natury. W miejscach takich jak: San-Tai-Dse (Mandżuria, 1900), Bordeaux (Francja, 1907) czy też w Tourtres (Francja, 1910), wielokrotnie objawiał się fenomen płaczu przedstawień Maryi. Wydarzenia takie nierzadko wiążą się z innymi fenomenami religijnymi - najczęściej bowiem płaczą figurki i obrazy wykonywane "seryjnie" jako pamiątki, z miejsc słynnych objawień. Figurki Matki Boskiej Fatimskiej obficie zalewały się łzami w Montrealu (Kanada, 1972), Ravennie (Włochy), Nowym Orleanie (USA), czy w Damaszku (Syria, 1977). Podobnie słynna "Róża Duchowa" (Rosa Mystica), postać Maryi, która objawiła się w 1982 roku w parafii Matki Bożej w Maasmechelen (Belgia), wielokrotnie potem manifestowała swój płacz w Nowym Jorku, Chicago (1984) i innych miastach.

Najsłynniejsze zjawiska płaczu przedmiotów o charakterze sakralnym pochodzą jednak z 1953 i z 1995 roku. 29 sierpnia 1953, w Syrakuzach, gipsowa kopia płaskorzeźby przedstawiającej Matkę Boską zaczęła płakać. Wstępne analizy laboratoryjne dowiodły, że płyn lecący z oczu Maryi to faktycznie ludzkie łzy, w związku z czym zaprzestano dalszych badań i uznano autentyczność zjawiska. W 1994 roku papież Jan Paweł II osobiście poświęcił ołtarz sanktuarium, w którym obecnie znajduje się ów wizerunek.

Z kolei 2 lutego 1995 roku, czterdziestocentymetrowa, biała, emaliowana gipsowa figurka Maryi, stojąca w kamiennej niszy przy jednym z domów w Civitavecchia (Włochy), wyprodukowana seryjnie przez rzemieślnika z Medżugorie (gdzie od roku 1981 trwają objawienia Matki Bożej), zapłakała krwawymi łzami. Zjawisko to powtarzało się wielokrotnie aż do 15 marca i przyciągnęło wielu pielgrzymów i ciekawskich. Płacz figurki został zarejestrowany na kliszach filmowych i był wielokrotnie pokazywany w mediach. Badania nad pobraną przez naukowców z Instytutu Medycyny Sądowej w Rzymie próbką krwi dowiodły, że jest to krew ludzka wykazująca cechy krwi męskiej. Ustalono również DNA osoby, od której pochodziła. Niestety męscy właściciele posesji i figurki nie chcieli poddać się badaniom DNA, aby wykluczyć ich nieuczciwy udział w "cudzie". Badania radiograficzne nie wykazały istnienia wewnątrz figurki otworów ani mechanizmów, które mogłyby pompować krew na zewnątrz, lecz szybko pojawiły się (nie potwierdzone jak dotąd) plotki, że została ona sprytnie podmieniona przed dostarczeniem jej do badań. Ostatni raz figurka zapłakała 15 marca 1995 roku, w rękach biskupa miasteczka Civitavecchia (nie było żadnych świadków, informacja ta pochodzi od samego biskupa), a krótko po tym komisja teologiczna, powołana do rozpatrzenia sprawy tego cudu, orzekła jego prawdziwość.

Oszustwa sakralne


Ponieważ uznanie cudu przez Stolicę Apostolską nie wiąże się z gwarancją jego autentyczności, od czasów papieża Benedykta XIV katolicy nie muszą w niego wierzyć. Często zdarza się, że akceptacja cudu ma tylko charakter tymczasowy i zostaje cofnięta w momencie udowodnienia oszustwa. Niestety dopiero w ostatnich latach Kościół zaczął zabiegać o udział w badaniach nad cudami ekspertów przygotowanych do demaskacji ewentualnych oszustw. Wyjaśnianiem fenomenów, wobec których badacze kościelni są bezradni, coraz częściej zajmują się więc kryminalistycy i lekarze medycyny sądowej, działający w porozumieniu z biologami, chemikami i fizykami. Szkody niematerialne wynikające z pomyłek na tym polu godzą bowiem w religię chrześcijańską i reputację Kościoła Katolickiego. Fenomeny płaczących obrazów, figurek i ikon w kościołach czy też domach prywatnych, mnożą się w zaskakującym tempie. Zwykle na miejsce cudu w krótkim czasie przybywa duża liczba ciekawskich, pielgrzymów z okolicy i całego kraju. Konieczne jest wprowadzenie ograniczeń w ruchu, gdy wokół miejsca cudu odbywają się np. procesje. Na miejsce fenomenu przybywają przedstawiciele mediów, organizowane są wywiady i dyskusje parapsychologów i mniej lub bardziej uznanych ekspertów czy księży. Nie wspominając już o ogromnych dochodach, jakie przynosi działalność "okołocudowa" (opłaty za wstęp i oglądanie, sprzedaż pamiątek, kaset wideo, zdjęć, zakwaterowanie i wyżywienie pielgrzymów, etc.). Jak widać, oszustwa sakralne powinny być skrupulatnie badane, gdyż żerujący na naiwności wiernych oszuści, powodują ogromne szkody materialne i moralne. W 1976 roku powstała nawet organizacja specjalnie do tego celu przeznaczona - Committee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal. Na miejsce ewentualnego cudu Komitet posyła specjalistów, wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt i znający się na wszelkiego rodzaju kuglarskich sztuczkach.

Naturalne cuda


W wielu przypadkach "łzy" płaczących figurek i obrazów są wynikiem zjawisk naturalnych. Na skutek dużej wilgotności powietrza skondensowana woda po prostu skrapla się na różnego rodzaju przedmiotach. W przypadku płaczącej Marii ze Schwandorfu (1976), woda przedostawała się do pomieszczenia przez dziurawy dach i pod wpływem wysokiej temperatury w środku osadzała się na obrazie. Czasem efekt płaczącej figury może wywołać migotanie świec (Ikona św. Teresy, Nowy York, 1991), czy cieknąca, pod wpływem wysokiej temperatury żywica, której użyto do naklejenia oczu figurki (Madonna z Brunssum, Holandia, 1995). Wynikiem zjawisk naturalnych jest też często występujący tzw. cud eucharystyczny, czyli cud krwawiącej hostii. Zepsute, lub wilgotne opłatki padają czasem ofiarą bakterii Serratia marrescens prodigiosa, która zabarwia je na kolor czerwony. Znacznie częściej jednak cuda sakralne są wynikiem nieuczciwej działalności człowieka. Szacuje się, że dziewiećdziesiąt procent zjawisk tego typu powstaje na skutek działania oszustów.

Jak zrobić cud?


Najprościej (ale też najbardziej ryzykownie), postąpić można jak właściciel płaczącej figurki z Lomello (Włochy, 1990), który przez szparę w drzwiach spryskiwał posążek przed rozpoczęciem pokazu. Za pomocą namoczonej gąbki owiniętej ręcznikiem, co bardziej sprytny manipulator pozornie oczyszczający obiekt z łez, może sprowokować dalsze działanie cudu, a do przedłużenia wilgotności użyć może domieszanego do wody chlorku wapnia.

Bardziej wyrafinowane sposoby stosowali oszuści z Karup (Dania) i Bernu - w tym samym czasie dokonano tam bardzo podobnego cudu, polegającego na wlaniu do wydrążonej głowy figurki oleju orzechowego. Często stosuje się tutaj oliwę z oliwek (jak na przykład w 1995 roku w Amium, Liban), gdyż ta dłużej zachowuje połysk i świeżość. Niestety sztuczki takie stosunkowo łatwo jest przejrzeć - wystarczy tania i szybka analiza chemiczna substancji. W przeciągu 24 godzin zdemaskowano tak cud w Louveira (Brazylia, 1991), kiedy to analiza wykazała, że skład chemiczny "łez" zgadza się w stu procentach ze składem chemicznym wody z przykościelnej studni. W przypadku płaczącej "Rosa Mystica" - Pielgrzymującej Madonny, z badań w ogóle zrezygnowano, gdy neutralni obserwatorzy zauważyli "łzy" także powyżej powiek.

Znacznie bardziej wyrafinowane i wymagające więcej wysiłku i przygotowań są sztuczki z łzami krwawymi. Tutaj zwykle zachodzi konieczność przeprowadzenia badań serologicznych - określenia przynależności gatunkowej i ewentualnie grupy krwi. Niezmiernie rzadko dochodzi do zaawansowanych badań nad wyodrębnieniem z krwi DNA właściciela. Zwykle nie ma, jak w przypadku wspomnianej już płaczącej krwią figurki z Civitavecchia, potrzeby wykonywania takich badań, gdyż analiza serologiczna w sposób wystarczający wskazuje na ewidentną próbę oszustwa. Tak zdarzyło się w przypadku tak zwanego cudu św. Marty (Kanada, 1986), kiedy to właściciel figurki wprowadzał do jej wnętrza własną krew wymieszaną z łojem wieprzowym i tłuszczem wołowym, w celu wywołania efektu intensywnego krwawienia. Niemniej jednak krew ludzka służy oszustom do podobnych celów stosunkowo rzadko (Porto des Caixas, Brazylia, 1968, czy krwawiąca Dziewica Maria z Akita, Japonia 1975). Zwykle wykorzystywane są substancje krwiopodobne, bądź krew różnych zwierząt, najczęściej kur (Konnersreuth). Niektórzy kuglarze sięgają po znacznie bardziej wyrafinowane triki - w 1950 roku we Francji, pewna przedsiębiorcza kobieta użyła, dla uzyskaniu efektu krwawiącej rany w boku Chrystusa na jednym z obrazów, krwi całkowicie odsyconych pijawek. Za oszustwo została skazana na sześćset franków grzywny i sześć miesięcy więzienia.

Oszustwo sakralne często łatwo zdemaskować jeszcze przed podjęciem badań kryminalistycznych czy medycznych. Jeżeli w niedługim czasie po pojawieniu się jednego rzekomego "cudu", w okolicy pojawia się kilka następnych, jest to dla ekspertów ewidentny znak, na oszukańczą (i naśladowczą) działalność człowieka. Nierzadko zdarza się, że całe społeczności lokalne, w których zdarzył się "cud" współdziałają z oszustem utrudniając jego zdemaskowanie. Badanie spraw tego typu utrudnia fakt, że oszuści sakralni działają pod przykrywką pobożności i religijności, wykorzystując naiwność ofiar, oraz fakt, że prawie nigdy nie przyznają się do winy.