» Recenzje » Diabłu ogarek. Czarna wierzba - Konrad T. Lewandowski

Diabłu ogarek. Czarna wierzba - Konrad T. Lewandowski


wersja do druku

Kabura, cep i biedne koniki

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Diabłu ogarek. Czarna wierzba - Konrad T. Lewandowski
Kolejny pisarz sięgnął po przebogate realia XVII-wiecznej Rzeczpospolitej. To cieszy, bo są one jak na razie ogromnie niewykorzystanym źródłem pomysłów, inspiracji i motywów, które warto opowiedzieć na nowo. Temat "diabła za miedzą" wziął na warsztat Konrad T. Lewandowski i… ciężko powiedzieć, co z tego wynikło.

Z jednej strony Lewandowski ma lekkie pióro, pisze dowcipnie i z polotem, żeby nie powiedzieć: fantazją. Bohaterem jest woźny sądowy, co już samo w sobie stanowi kopalnię pomysłów, które zresztą autor wykorzystuje – i to umiejętnie. Jest tajemnicze "coś" siedzące w Czarnej Wierzbie, jest konflikt z biskupem… Ale z drugiej strony – Lewandowski momentami strzela z armaty do komara. Na cóż aż możnych Radziwiłłów do intrygi włączać? Magia pogańska, zioła, diabły (momentami robi się wiedźmińsko) – świetnie! Ale jakie licho podkusiło autora, żeby zakończyć książkę nijak niepasującym rytuałem pseudokatoptromantycznym? Biskup krzyw na woźnego? Rewelacja! Ale nie spodziewałem się hiszpańskiej inkwizycji.

Nie spodziewałem się też kilku innych rzeczy. Imć pan Lewandowski, mimo głoszenia szlacheckiego rodowodu (choć pięciu tynfów nie dam, że jegomość Walerian Nekanda-Trepka w dziele swym o nim nie wspomniał), w siodle najpewniej nigdy nie siedział, broni – poza cepem chyba, o czym dalej – w rękach nie trzymał, a o sarmatyzmie wie tyle, ile u Hoffmana widział. Książkę można by napisać w realiach starożytnego Egiptu, Sanacji, epoki Edo – byłaby równie dobra lub równie zła. Skąd tak surowa ocena? Ano…

Nawet u osoby nieznającej XVII-wiecznych realiów radość wzbudzić musi opis "obiadu", jaki wydaje Janusz Radziwiłł (skądinąd wespół z Bogusławem, opisanym zupełnie nie po Sienkiewiczowsku, jako nerwus i furiat. Ale skąd taki pomysł i czym ubogaca fabułę – tego już autor nie zdradza). Otóż na stole księcia Świętego Cesarstwa Rzymskiego (a, byłbym zapomniał: w trakcie opisywanych wydarzeń, w 1638 roku, Janusz ma dwadzieścia sześć, a Bogusław osiemnaście lat – i już marzą o koronie, wręcz knują!) pojawiają się szynka i kiełbasa w plasterkach (sic!), zupa z soczewicy (sic!) oraz jako pieczyste – pasztet. Szkoda, że autor nie zapoznał się z materiałami źródłowymi, nie dowiedział się, jak jadano u innych Radziwiłłów, np. Karola Stanisława czy Hieronima Floriana. W każdym razie przyszły hetman wita gości kęsem podwawelskiej… Istotnie, fantastyka pierwszej klasy. Brak wiedzy czy nawet wyobraźni kulinarnej widoczny jest zresztą wielokrotnie, autor z lubością karmi bohaterów jajecznicą i wódką…

Osobnym zagadnieniem jest opisywana w książce broń. Główny bohater, imć Lawendowski, walczy cepem: chłopskim, prostackim cepem, którego bijak został wydrążony i wypełniony ołowiem. Wyjaśnienie jest ciekawe (przodkowie krzyżowcy po powrocie z Ziemi Świętej złożyli broń w kościele parafialnym, a potomkom zakazali używać mieczy w przypadkach innych niż krucjata). Nie wiem natomiast, w jaki sposób główny bohater chowa tę broń "dla niepoznaki do cholewy buta". Nigdzie nie jest opisana jako nunczaku. Idźmy dalej. Jeden z krewniaków głównego bohatera walczy broną (sic!) którą ciska w przeciwników, a jeszcze inny – uwaga, proszę trzymać się krzesła – koromysłem z dwoma wiadrami, ponabijanymi hufnalami. Żeby było jeszcze zabawniej, broni tej, jak mniemam dwuręcznej, używa, siedząc w siodle. Biedny konik.

Dodam jeszcze, że inny bohater strzela w karczmie z muszkietu. Trzyma go jedną ręką, kolbę opierając o biodro. Drugą ręką trzyma świecę. Muszkiet natomiast przewożony jest pod czaprakiem. POD czaprakiem, czyli materiałem mającym chronić wierzchowca. Kolejny biedny konik.

Pan Lawendowski dziwuje się, skąd lisowczycy w ziemi liwskiej. Cóż, dziwi to zdziwienie, skoro od trzech lat formacja była rozwiązana, w związku z czym bezrobotni elearzy mogli być gdziekolwiek, nawet na służbie u moskiewskiego cara. Podobnych nieścisłości jest sporo, np. dowódcą dragonów jest setnik, a nie, dajmy na to, kapitan (dragoni jako piechota konna cudzoziemskiego autoramentu używali stopni zachodnich). Jeden z koszmarniejszych błędów: łuki przewożone są nie w sajdakach, ale… w kaburach. Zdarzają się też potworki językowe takie jak "fosforyzujący psi szkielet". Nie "mieniący się", nie "migoczący w blasku księżyca", tylko właśnie "fosforyzujący".

Mimo to nie można odmówić Lewandowskiemu swady, dzięki której pisze on płynnie, rzekłbym nawet – gawędziarsko. Zwłaszcza opisy, zawierające po częstokroć zabawne porównania, godne są wysokich ocen. Gawęda autora, z zatrzymywaniem się co chwila przy różnych detalach (nadawanie imion w zaścianku, wynalazki niemieckiego rusznikarza itp.) opisywanych bardzo smakowicie, nadaje tekstowi charakteru szlacheckiej sylwy. Szkoda tylko, że charakteru, a nie treści…

Rozpisałem się o błędach, lecz podkreślam raz jeszcze – książka została napisana łatwo przyswajalnym językiem, czyta się ją szybko (ja poradziłem sobie w trzy wieczory, rechocząc co kilka stron) i na pewno sięgnę po część drugą. Naturalnie, z nadzieją zarówno na wciągającą lekturę, jak i na znalezienie kolejnego bukiecika kwiatków. Takich jak np. "Spięli konie i ruszyli ku rozwartej piczy piekieł".
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Diabłu ogarek. Czarna wierzba
Cykl: Diabłu ogarek
Tom: 1
Autor: Kondrad T. Lewandowski
Wydawca: Wydawnictwo RM
Data wydania: 26 września 2011
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-7243-892-8
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Diabłu ogarek. Czarna wierzba - Konrad T. Lewandowski
Polska szlachecka w fantastycznym sosie
- recenzja
Ksin na Bagnach Czasu
Potwór u władzy
- recenzja
Ksin koczownik
W stepie szerokim...
- recenzja
Różanooka
W zastępstwie Ksina
- recenzja
Różanooka
Strzyga in love...
- recenzja

Komentarze


malakh
   
Ocena:
+2
Wiesz, ja to biorę - według mnie - logicznie. Skoro piszesz powieść historyczną, wplatasz w nią informacje o danej epoce, ale nie sprawdzasz ich, bo nie wiesz/nie znasz się/nie chce ci się itepe, to po co pisać taką powieść? Po co bawić się w historię, skoro olewasz aspekt historyczny?

Dziwi mnie to, i tyle. Łatwiej napisać fantasy i zarządzać światem wedle własnego widzi mi się.

Ale co kto lubi.
20-12-2011 13:28
earl
   
Ocena:
0
W takim razie jak można zakwalifikować cykl "Oko Jelenia" Andrzeja Pilipiuka? Wszak akcja dzieje się w latach 1559-1560, w realiach państw wybrzeża bałtyckiego z tamtego okresu, ale zawiera elementy z początku XXI wieku: śmigłowce, karabiny z noktowizorem, elektronikę, pojazdy silnikowe. Jest to powieść historyczna czy nie?
20-12-2011 13:42
malakh
   
Ocena:
0
"Oko Jelenia" to science fiction osadzone w realiach historycznych. I, z tego co wiem, AP ostro się do tych powieści przygotwywał. Na Pyrkonie 2h gadał o Norwegii z tamtego okresu.

Tak więc wprawdzie wprowadzał elementy nie pasujące do historii, ale jak już pisał o tamtych realiach, to pisał wedle swojej najlepszej, popartej źródłami wiedzy.
20-12-2011 13:48
earl
   
Ocena:
0
Dzięki za wyjaśnienie. Wiem, że Pilipiuk sroce spod ogona nie wypadł i swoją wiedzą mógłby obdzielić wielu ludzi, niemniej jednak przy tego typu powieściach zawsze mam kłopoty klasyfikacyjne.
20-12-2011 13:57
malakh
   
Ocena:
0
Z klasyfikacją to bywa róznie, zależnie od tego, kto klasyfikuje.
20-12-2011 14:03
Asthariel
   
Ocena:
0
@Malaggar, akurat tym Autor się nie przejmuje - w końcu nie jesteśmy jego targetem...
20-12-2011 14:22
MiszczPodziemi
   
Ocena:
+1
Po przeczytaniu lata temu powieści zoofilskiej o kotołaku myślałem, że gorszego badziewia nie da się stworzyć, jak widać byłem w błędzie i ałtor owego tworu jeszcze nie raz nas zaskoczy.
20-12-2011 14:39
~Ksch

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+6
Repku - nie żałujesz teraz, że dopuszczasz do komentarzy niezarejestrowanych?;)
20-12-2011 15:44
zegarmistrz
   
Ocena:
+2
Nie wiem, czy trolling promocyjny działa. Autor robiąc z siebie kretyna sprawił, że od dziś odradzam wszystkim jego książki.

Nie działa, bo robi to źle.

Kiedyś specjalnie rzucałem kamieniami w jedną internetową małpę i wtedy działało. Jednak akurat ta małpa miała konta na chyba każdym forum o omawianej tematyce i jak dostała kamieniem brała link i na każdym z tych for smażyła post "Patrzcie co oni napisali".

Tak to się robi.
20-12-2011 16:00
~Autor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Orson Scott Card na spotkaniu autorskim w Katowicach w 1997 opowiadał jak się robi promocję przez czarny pijar. Po prostu nauczyłem się od mistrza.
20-12-2011 16:08
earl
   
Ocena:
0
Panowie, dajcie spokój. Nie ma sensu ciągnąć tego wątku, bo nic z tego nie wynika a tylko się niepotrzebnie nakręcacie.
20-12-2011 17:37
earl
   
Ocena:
+3
Co do wyrażania sie pochlebnie o stanie wojennym.
Trzeba wziąć pod uwagę, że jak na komunistów i totalitarystów stan wojenny był przeprowadzony nader delikatnie, w pierwszych dniach zginęło zaledwie kilka osób i to z tych, co stawiali ostry opór (jak w kopalni "Wujek"). A nawet najwięksi krytycy nie potrafią doszukać się więcej niż 100 ofiar śmiertelnych (i to przy dużym naciąganiu faktów) w ciągu ponad 1,5 roku istnienia stanu wojennego. Jeśli porównamy to z wydarzeniami poznańskimi 1956 roku, gdzie w ciągu 2 dni zginęło conajmniej 75 osób czy wydarzeniami na Wybrzeżu z 1970 roku, w których zginęło w ciągu 3 dni conajmniej 45 osób, nie mówiąc już o wyczynach piłsudczyków (ponad 350 osób zabitych w ciągu 3 dni przewrotu majowego 1926 roku lub 44 osób zabitych podczas 11 dni strajku chłopskiego w 1937 roku) to stan wojenny należy uznać za skuteczne i w miarę bezkrwawe rozprawienie się z opozycją. Pochwały w stosunku do Jaruzelskiego w tym przypadku nie są więc wazeliniarstwem.
20-12-2011 18:11
~Autor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Gdyby zaś ktoś chciał się tu posunąć zbyt daleko, informuję, że internetowa anonimowość nie chroni przed odpowiedzialnością karną. Adres IP nadawcy ustala policja na polecenia sądu na wniosek powoda. Były już takie przypadki i skorzystam z tej procedury.
20-12-2011 18:23
Malaggar
   
Ocena:
0
@earlu: Tu nie chodzi o wazeliniarstwo lub jego brak, ale o obrzydliwy cel przyświecający spawaczowi.
20-12-2011 18:28
earl
   
Ocena:
+1
@ Starzec

Tak samo jak na skutek przewrotu majowego. Tylko, że bandycie Piłsudskiemu nikt nie waha się stawiać pomników i nadawać ulicom jego imię.

@ Mal

Rozumiem doskonale o co chodzi, niemniej jednak takie zarzuty, jak mówienie pochlebnie o Jaruzelskim, to przeginanie pały.
20-12-2011 18:29
Repek
   
Ocena:
+4
@Ksch
Repku - nie żałujesz teraz, że dopuszczasz do komentarzy niezarejestrowanych?;)

Wtedy nie mógłbyś uspokoić swojego poczucia obywatelskiego obowiązku, komentując w tym temacie. :) Podobnie jak i k20 userów, którzy - jak widzę - doskonale się bawią.

[Fhtagn]Popołudniowa rundka podobno dobrze robi na trawienie.[/Fhtagn]
20-12-2011 18:32
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Przy czym jednak w szaleństwie Uwe jest metoda. Czytałem kiedyś wywiad z Bollem, w którym twierdził, że jego biznes to tak naprawdę unikanie podatków. Boll bowiem zajmuje się sztuką.

Jeśli w Niemczech dasz darowiznę na film, to możesz ją w całości odpisać od podatku. Tak więc możesz np. przekazać mu prawa do marki wartej ileś tam tysięcy, co zostanie potraktowane jako podarowanie tych pieniędzy. Dzieki temu ty nie tracisz kasy na Fiskusa, a Boll ma prawa do kolejnej ekranizacji.
20-12-2011 19:05
~Andrzej Pilipiuk

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+22
skoro już wywołujecie mnie do odpowiedzi to sobie chwilę potroluję ;)
*
Widzę to jak problem z Picassem. Był to koleś który umiał świetnie rysować realistycznie ale przegrzał mu się dekiel i zaczął tworzyć "po swojemu". Uważam jego najsłynniejsze dzieła za bohomazy - ale oddaję mu honor - najpierw pokazał że umie potem zaczął deformować. Kolejni przedstawiciele "sztuki nowoczesnej" przeważnie umieją tylko bazgrolić i dorabiają do tego pseudoideologię
*
Podobnie jest z pisaniem. Uważam że najpierw trzeba pokazać ze umie się pisać po ludzku a potem bawić się w "emisje strumienia świadomości" etc.
*
Co do książek fantastyczno-historycznych. Widzę to tak: Najpierw studia nad epoką - potem ewentualne deformacje, tworzenie alternatyw, lub wprowadzanie elementów SF.
Ergo: najpierw wiemy jak XVII wiek wyglądał a potem wstawiamy szalonego wynalazcę budującego latałkę czy inszy wielopał.
*
Swoja drogą u mnie Marius Kowalik projektuje pogłębiarkę z napędem "woły w kieracie". I takie konstrukcje faktycznie pojawiają się w tym okresie choć nie wiemy kto je wymyślił. Nad kuszami wielołuczyskowymi też pracowano (zbrojownia Zwingeru w Dreźnie) ale pomysł zarzucono.
*
Ja sobie tak w "Oku Jelenia" jak i w "Operacji Dzień Wskrzeszenia" robiłem jaja pokazując jak ludzie z innych epok usiłują rozgryźć technikę XXI wieku ;)
20-12-2011 19:27
~Andrzej Pilipiuk

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+15
dodam jeszcze że w przypadku "Oka Jelenia" przed pisaniem przeryłem się przez 140 cm. bieżących półki z książkami i albumami mogącymi mi rozświetlić w głowie mroki niewiedzy.
*
odwiedziłem też wszystkie opisanie miejsca i posiedziałem w muzeach patrząc co ciekawego nakopali. Szósty tom opóźnił się bo najpierw pojechałem do Visby.
*
Mimo to są drobne błędy. Na razie fachowcy wypunktowali mi bodaj 4 w 6 tomach.
20-12-2011 19:45
earl
   
Ocena:
0
@ Andrzeju

Nikt nie unika błędów, zwłaszcza jeśli pisze ogromne cykle powieściowe. Najważniejsze, aby tych błędów było jak najmniej i nie rzucały się zbytnio w oczy.
20-12-2011 20:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.