Błękitnokrwiści - Melissa de La Cruz

Autor: 27383

Błękitnokrwiści - Melissa de La Cruz
W tym miejscu powinna nastąpić mała tyrada na temat słabości kolejnych klonów Zmierzchu, zakończona refleksją, jak to źle w świecie literatury młodzieżowej się dzieje. Jednak tak nie będzie, ponieważ w gruncie rzeczy powinniśmy cieszyć się, że młode czytelniczki (nie wyobrażam sobie młodego chłopaka, który czytałby z zapałem romans w klimatach fantasy) sięgają po kolejne książki fantastyczne. Są wśród nich powieści lepsze i gorsze. Do tych ostatnich niewątpliwie zalicza się pierwsza część cyklu Błękitnokrwiści. Dlaczego?

Pierwszym, a zarazem najważniejszym powodem jest całkowite, bliźniacze wręcz podobieństwo do trzymającego przyzwoity poziom Miasta Kości. Czytając Błękitnokrwistych Melissy de la Cruz towarzyszyło mi uczucie deja vu – bohaterkami jednej i drugiej książki są młode dziewczyny, przyjaźniące się z czułym i zawsze chętnym do pomocy chłopakiem, który za nic w świecie się w nich nie podkochuje. Na tym podobieństwa się nie kończą – ojciec jednej i drugiej zaginął, a matka leży w śpiączce. Dodatkowo dziewczyny widzą coraz częściej dziwne rzeczy, a po osiągnięciu odpowiedniego wieku objawiają się im potomkowie aniołów (w tym przypadku będący wampirami), wśród których znajdują się sami piękni młodzieńcy. Bohaterki zakochują się w jednym z nich, odrzucając przy tym starego przyjaciela. Takich podobieństw jest mnóstwo, zmieniają się jedynie miejsce akcji, postacie i kilka innych szczegółów.

W Błękitnokrwistych nie uświadczymy ciekawych dialogów ani wciągającej akcji, ponieważ autorka pisze w sposób niezbyt przyjemny. Szczególnie denerwują opisy kolejnych miejsc: pisarka podaje nam mnóstwo detali na temat każdego budynku, w którym przebywają bohaterowie, nawet jeśli są tam tylko przez chwilę. Nie byłoby to tak frustrujące, gdyby robiła to w sposób interesujący, lecz niestety jest na odwrót – opisy, zamiast ciekawić, zanudzają. Kolejnym błędem de la Cruz jest umieszczanie co i rusz informacji o ubraniach, wymienianie marek spodni lub sukienki każdej postaci, połączonych z dokładnym opisem obecnych trendów mody. Zbyt duża liczba nużących szczegółów dotyczy zresztą nie tylko opisów miejsc i ubiorów – podobnie sprawa ma się z jedzeniem i muzyką. Być może to celowy zabieg służący przykuciu uwagi młodych kobiet, do których kierowana jest książka, ale to także nie wyszło. Zebrałem wśród znajomych wielbicielek literatury zmierzchopodobnej kilka opinii dotyczących Błękitnokrwistych i okazało się, że uważają opisy za największą wadę książki.

Wyraźne czerpanie z Miasta Kości (a po części także ze Zmierzchu) nie wyszło fabule na dobre. Delikatne wampiry, będące potomkami aniołów i nie chcące szkodzić ludziom, nie spodobają się zapewne nawet największym fankom książek tego typu, gdyż opisane są słabo, z wieloma nielogicznościami i niedomówieniami. Mogłoby być lepiej, gdyby w ważnych momentach, w których akcja powinna nabrać szybkości i dynamiki, autorka nie spowalniała jej. W zamierzeniu miało to zapewne wprowadzić napięcie, jednak wyszło co najmniej źle.

Podsumowując – nie polecam Błękitnokrwistych nikomu. Czytanie tej książki jest niepotrzebną torturą, a wydawnicza zapowiedź, obwieszczająca, że ta pozycja to "idealna propozycja dla wszystkich, którzy oczekują czegoś więcej, niż tylko kolejnego powieścidła o wampirach" jest zwykłym, pustym sloganem.