» Artykuły » Inne artykuły » Transhumanizm w nowym SF

Transhumanizm w nowym SF

Transhumanizm w nowym SF
Science fiction posiada cechę, która urzekła mnie od samego początku, gdy zacząłem sięgać po nie wiele lat temu – iskrę życia. Jak żaden inny chyba nurt literacki, SF jest narażone na zmienne trendy naukowe i ideologiczne, a pewne rzeczy, które w chwili ich pisania wydawały się autorowi doskonałym pomysłem na fikcyjną narrację, po iluś latach: a) stają się rzeczywistością lub b) śmieszą swoją naiwnością. Ten właśnie fakt, że SF potrafi stać się swoistym lustrem, w którym odbijają się trendy futurologiczne, zarówno na polu nauk humanistycznych (zwłaszcza socjologii, ekonomii, prawa, kulturoznawstwa) oraz (co oczywiste) ścisłych i przyrodniczych, tak bardzo do mnie przemówił. Przyglądając się utworom z poszczególnych lat, możemy jak na dłoni obserwować transformacje, jakie przechodziły poglądy i zapatrywania ludzi współczesnych pisarzom.

Od kilku już lat coraz większą popularność wśród pisarzy zyskuje specyficzna odmiana gatunku, którą na własny użytek nazwałem "transhumanistycznym SF". Cóż to takiego? Każdy, komu nieobce jest nazwisko Raya Kurzweila lub krytyka jego ideologii – Francisa Fukuyamy, będzie wiedział, o co chodzi. W dużym skrócie rzecz ujmując, transhumanizm skupia się na relacji człowiek – technologia – nauka, promując przyspieszanie ewolucji homo sapiens przez niego samego, w celu osiągnięcia doskonałości. Postuluje rozwój badań genetycznych, inżynierii biomedycznej, sztucznej inteligencji, ale także nauk społecznych i prawa – a wszystko to podporządkowane jednemu celowi: stworzeniu lepszej, poprawionej ludzkości. Transhumanizm, co naturalne, występuje w bardzo wielu wewnętrznie zróżnicowanych odmianach, ale to temat do osobnej dyskusji. Z punktu widzenia literatury SF najciekawsze stają się procesy zachodzące w punkcie starcia ideologii transhumanistycznej i jej przeciwników. Powstaje bowiem bardzo wiele pytań natury filozoficznej (moralnej, etycznej) i prawnej, związanych z próbami udoskonalania naszego gatunku. Kim jest człowiek? W którym momencie zaczyna się życie? Czym ono jest i czy można stworzyć je w sposób całkowicie sztuczny? Czym jest świadomość i czy można ją zdigitalizować? To właśnie te kwestie są motorem napędowym dla "transhumanistycznego SF".

Fantastyka naukowa dawnych lat miała tendencje do popadania w jedną z dwóch skrajności. Albo skupiała się niezwykle mocno na kwestiach czysto społecznych, moralnych i etycznych (jak np. powieści Janusza A. Zajdla czy Stanisława Lema) a przez to pozostawała w dużej części odporna na upływ czasu, albo podążała w stronę ekstrapolacji technologicznych i naukowych, co często skutkowało jej przedawnieniem (warto tu wspomnieć chociażby cyberpunkowe powieści Williama Gibsona, z których część się "spełniła" a część była całkiem chybiona). Na tej podstawie wyróżniono szereg odmian i stylów, poruszających się w charakterystycznych dla siebie konwencjach. Mamy pełne akcji i epickich przygód space-opery (bardzo często nazwa ta jest tożsama ze złym gustem w SF), cyberpunka w różnych jego formach, wszelkiego rodzaju mariaże SF-fantasy, SF-historia i tak dalej.

SF związane z transhumanizmem stara się poruszyć problemy generowane przez ten nurt filozoficzny, odpowiedzieć na kontrowersyjne kwestie, przyjmując różne punkty widzenia. Nierzadko odbywa się to w połączeniu z wieloma innymi wątkami i konwencjami, co nie zmienia faktu istnienia wspólnego mianownika. W porównaniu ze starszą fantastyką naukową można dostrzec bardzo wyraźną tendencję autorów do przedstawiania pełnego spektrum nowej rzeczywistości. Mamy zatem w pełni zespolone ze sobą aspekty technologiczne, wynikające z nich skutki społeczne, polityczne, prawne, ekonomiczne (zwłaszcza te dwa ostatnie typy były bardzo często pomijane w SF starej daty) oraz psychologiczne. Fikcja przestaje być zawieszona w próżni (co w przypadku akcji w kosmosie nabiera aż nazbyt dosłownego znaczenia) – uzyskujemy bogate i szczegółowe tło, które jest wiarygodne i konsekwentnie oddaje większość możliwych implikacji prezentowanego postępu.

Pora przyjrzeć się kilku przykładom transhumanistycznego SF. Pierwszym niech będą stosunkowo proste powieści Richarda Morgana, które można by zakwalifikować jako odpowiednik dobrych filmów akcji. Autor w wielu miejscach swoich utworów jest co prawda niekonsekwentny, a całość służy raczej rozrywce niż dociekaniom filozoficznym. Niemniej jednak zawarte tam pomysły i sposób ich przedstawienia mimowolnie poruszają wyobraźnię. W centrum wydarzeń znajdują się bowiem zdigitalizowane ludzkie umysły, zdolne do zmiany ciał (nazywanych pogardliwie "powłokami") i dokonywania na sobie wszelkich operacji charakterystycznych dla cyfrowych danych – z wymazywaniem i kopiowaniem włącznie. Nic dziwnego, że powieści Morgana (oczywiście nie tylko one) stały się inspiracją dla twórców flagowej gry RPG spod znaku transhumanizmu, czyli Eclipse Phase, o którym wypowiadano się nawet na łamach magazynów literackich poświęconych tej tematyce.

Innym sposobem podejścia do tematu i ożenieniem go ze space-operą jest epicka saga Alastaira Reynoldsa, którego bogactwo wizji zaskakuje niemal na każdym kroku. Spotykamy u niego członków skłóconych technoklanów, różniących się od siebie fizycznie i mentalnie. Spotykamy uczłowieczone świnie, obiekty eksperymentów genetycznych pierwotnie zmierzających do hodowania transplantów. Mamy cybernetyczne osobowości, zbiorowe świadomości, technokomuny, słowem – raj dla miłośników transhumanistycznych wątków. Fakt, że autor sięga przy tym po popularne rozwiązania charakterystyczne dla space-opery, w niczym mu nie ujmuje.

Wydawnictwo MAG ze swoją serią Uczta Wyobraźni zaserwowało nam zarówno Ślepowidzenie, jak i Accelerando, które – choć niełatwe w odbiorze – doskonale wpisują się w ten transhumanistyczny trend. Książki ciężkie, gęste od ekstrapolacji, zagmatwanych i wymagających głębszego namysłu treści.

Mamy wreszcie naszego rodzimego Jacka Dukaja, który (będąc z wykształcenia filozofem) jest jak najbardziej predysponowany do poruszania wątków transhumanistycznych z różnych punktów widzenia. Nie można odmówić niemal wszystkim jego książkom – od Extensy, poprzez Perfekcyjną niedoskonałość, Czarne oceany, po najnowszy zbiór opowiadań, czyli Króla bólu – wszechstronnego, głębokiego i niełatwego podejścia do tematu. Dukaj zadaje właśnie te fundamentalne dla dyskusji nad transhumanizmem pytania, o których pisałem wcześniej – o granice człowieczeństwa i postępu technologicznego, a także o konsekwencje tego ostatniego dla ludzkości.

Co ciekawe, wątki tak charakterystyczne dla transhumanizmu odnajdziemy też w pozycjach znacznie starszych i wydanych przed wielu laty. Bardzo dobrze świadczy to o ich autorach i dalekowzroczności wizji, które nam przedstawiali. Nie sposób w tym miejscu nie przywołać Alfreda Bestera i Gwiazdy moim przeznaczeniem lub Vernora Vinge’a, nawiasem mówiąc autora pojęcia "technologiczna osobliwość", które jest wizytówką zwolenników Raya Kurzweila.

Powyższemu zestawieniu oczywiście jak najdalej od pełności i dokładności, można by też uznać, że szukam wspólnego mianownika tam, gdzie go nie ma. Bo rzeczywiście, książek poruszających wątki transhumanistyczne mamy sporo, a ich zróżnicowanie jakościowe jest równie duże. Chciałbym po prostu zwrócić uwagę na pewien trend i tematykę, która staje się coraz atrakcyjniejsza dla pisarzy spod znaku SF. Staromodne space-opery czy cyberpunk są wciąż w obiegu, niemniej jednak coraz częściej w centrum zainteresowania staje człowiek i człowieczeństwo, jego granice i sposoby ich przełamywania poprzez technologię. Wątki takie od zawsze towarzyszyły SF, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że rozkład ciężaru i położenie akcentów u niektórych pisarzy przechyla się w tę stronę bardziej, a u innych mniej.

Uważam taką odmianę fantastyki naukowej za jedną z najciekawszych i z wielkim zainteresowaniem wypatruję kolejnych pozycji na rynku książkowym. A w tym roku zapowiada się ich całkiem sporo i to od różnych wydawców.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Mayhnavea
   
Ocena:
+1
@ Albiorix:
Na potrzeby rozmowy rozdzielmy kilka rzeczy: fikcję literacką od rzeczywistości oraz spekulacje od tego, co się naprawdę stanie lub nie.

Uznanie kobiet, dzieci, czarnoskórych, gojów, płodów albo świętych zwierząt dowolnej religii za ludzi nie ma nic wspólnego z nauką - zakres pojęcia "człowiek" tak jak zakres pojęcia "kolor zielony" albo "własność prywatna" jest wyznaczany przez język, kulturę, prawo.

Sam sobie przeczysz, gdyż wspomniane przez Ciebie rzeczy są przedmiotem również nauki (obok języka, kultury i prawa). Oczywiście, nie są to definicje ostre ani ostateczne - co nie podważa konieczności podejmowania prób ich określenia.

Podobnie czyni literatura: jeżeli pisarz podejmuje tematykę transhumanizmu siłą rzeczy przywołuje jakąś koncepcję człowieka albo wchodzi z nią w polemikę. Nawet jeżeli na poziomie konstrukcji świata przedstawionego problem nie zostaje ostatecznie rozwiązany, to jest on aktualny dla bohaterów.

Drugi i trzeci akapit Twojej wypowiedzi nie stoi w sprzeczności z tym, co napisałem wcześniej, a wręcz potwierdza moją wypowiedź. Bo dla białkowych kwestia digitalizacji może być właśnie tym, co rozdzieli transhumanizm od posthumanizmu. I świat zdigitalizowanych widziany z ich perspektywy będzie światem bez człowieka - co zapewne w kreacji będzie miało konsekwencje etyczne, estetyczne, logiczne. Co się dzieje dalej: to kolejna, osobna kwestia. Choć zapewne digitalni ludzie już będą się uważać za rasę post-homo-sapiens i będą mieli własne zgryzy, co z bycia człowiekiem zachowali, a w czym są zjawiskiem zupełnie nowym i odrębnym.

@ gajoos:
Z AI to chyba jest kwestia drogi w zupełnie odwrotną stronę: bo to jest byt, który nigdy człowiekiem nie był, a chce albo nim zostać, albo po prostu być traktowany jako osoba (rozróżnienie człowiek/osoba jest tu dość znaczące).

Osobiście nie stwierdzam, czy istnieje granica między człowieczeństwem a symulacją, ale stwierdzam, że jest to temat literackiego namysłu pisarzy. Jedni dają odpowiedzi, inni bawią się w stawianie pytań. I nie stwierdzam, że AI nie ma racji bytu - powód też jest taki jak akapit powyżej. Inteligencja może być projektowana różnorako i wcale nie musi być "na obraz człowieka". W tym punkcie zgadzam się z Twoją wypowiedzią z ostatniego akapitu. Wynika to z rozłączności [w tym wypadku] kwestii transhumanizmu u sztucznej inteligencji.
06-04-2011 01:15
Albiorix
   
Ocena:
0
@Mayhnavea

Mówimy o fikcji literackiej w której zakłada się zaistnienie zdigitalizowanych ludzi.

Każdy autor i czytelnik w tym podgatunku SF ma jakiś pogląd na temat granic człowieczeństwa (choćby bardzo słabo zarysowany). Mój jest taki, że są one umowne, czysto kulturowe i zmienne z czasem. Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że istnieje gdzieś obiektywna jednoznaczna granica którą można by kiedyś odkryć. To by znaczyło że taka granica istnieje między płodem np 90-dniowym (który nie jest człowiekiem) a 91-dniowym (który jest człowiekiem) albo między człowiekiem sprzed 300 tysięcy lat a jego niemal identycznym genetycznie ojcem (który był małpą). Oczywiście część pisarzy może to widzieć inaczej.

Takie ćwiczenie: podaj jakiś naukowy dowód na to, że nie-Innuici są ludźmi (albo że nie są).

Trudno z mojego punktu widzenia mówić o tym, czy przekroczenie umownych granic jest optymistyczną czy pesymistyczną wizją.
06-04-2011 02:44
Mayhnavea
   
Ocena:
0
@ Albiorix:
Znów mówimy o różnych rzeczach.

Po pierwsze, nie przeczę, że granice pojęć humanistycznych są nieostre. Zgodziłem się z tym chyba w każdym wpisie. Więc i ćwiczenie nie jest mi potrzebne.

Osobną sprawą jest, że jednak dąży się do ustanowienia tych granic, czy to przez naukę (płodem zajmie się biologia, bio-etyka, religia; kobietą z poprzedniego Twojego posta - biologia, seksuologia, psychologia, socjologia, antropologia, i inne), czy przez literaturę. A fantastyka zajmująca się transhumanizmem robi to wręcz programowo.

Po drugie, nie chodzi tu o to, czy autor i czytelnik ma jakiś pogląd na temat granicz człowieczeństwa - ale jak do takich poglądów odnosi się kreacja literacka. Bo powieść nie jest (czy też: nie musi być) żadnym credo pisarza, w 10 różnych tekstach może przedstawić 10 albo i więcej koncepcji i żadnej nie przyznać pierwszeństwa. Tylko po to, żeby nakomplikować i de facto postawić pytania nie dotyczące jakiejś prawdziwej czy wyimaginowanej przyszłości, ale ludziom zupełnie współczesnym.

Z opcją optymistyczną i pesymistyczną zupełnie się nie rozumiemy. Wersja optymistyczna zakłada, że ludzkość jako gatunek się rozwija, ewolucja zaś zamienia się w transewolucje, kiedy przestaje być biologiczna i w grę wchodzi technologia (nie ma dziedziczenia, w grę wchodzi inżynieria genetyczna, itd.). Na horyzoncie takiego myślenia widnieje postczłowiek, który jest jednym z etapów - wciąż - rozwoju gatunku, czyli że w pewnym momencie człowiek przestaje być już podobny do homo sapiens, przejście zaś było dość płynne, w procesie.

Wersja pesymistyczna widzi sprawę inaczej. Nie ma tu rozwoju, tylko nagle następuje tąpnięcie, które stanowi zerwanie ciągłości gatunku. To, co miało byc jego przedłużeniem okazało się krańcem: dalej jest symulacja, która oprócz powierzchownych przejawów ludzkością nie jest (praktyczna nierozróżnialność jest sednem symulacji).

Osobiście zajmuję się Dukajem i w jego tekstach obie koncepcje cały czas ze sobą dialogują, autor nie przyznaje żadnej do końca racji. Raczej mnoży możliwości i wątpliwości, wygłaszane przez konkretnych bohaterów, postawionych w konkretnych sytuacjach.

Przykład z brzegu: Angelica z Perfekcyjnej niedoskonałości na początku powieści jest piewczynią wersji optymistycznej, opowiada o pustakach i wskrzeszaniu ludzi w swoich kopiach jako o oczywistości. Nie widzi problemu w tym, że stare ciało umiera - ciągłość osoby zostaje zachowana dzięki archiwizacjom. Potem okazuje się, że gdy bohaterka jest zaginiona, zostaje wskrzeszony jej sobowtór. I nagle Angelica zaczyna walczyć o autentyczną-siebie, jej kopia staje się "złą bliźniaczką". Bohaterka wygłasza coraz więcej wątpliwości na temat natury procederu wskrzeszania. Potem dochodzi do stopienia obu bohaterek - i tu wątpliwości się nie kończą, bo Angelica nie wie, w którym z ciał - oryginalnym, czy świeższym - znajduje się jej umysł. Dodatkowo ma podwójną pamięć, z których jedną traktuje jako obcą.

W zasadzie w każdym tekście Dukaja poruszającym problem transhumanizmu pojawiają się takie nierozwiązywalne kwestie. Mam nadzieję, że wyklarowałem problem i już wiesz, gdzie się zgadzamy, a gdzie nie :)
06-04-2011 03:42
~gajoos

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
@Mayhnavea

Granice człowiek/nie-człowiek nie są stawiane przez naukę. Żaden biolog (jako biolog, a nie jako wierny kościoła katolickiego bądź filozof-amator) nie odpowie ci kiedy płód staje się człowiekiem. Nie ma naukowych definicji człowieczeństwa, duszy, ducha i innych esencjalnych rozgraniczeń o których pisałeś.

Są natomiast, jak słusznie zauważył Albiorix, rozgraniczenia kulturowe. I zarówno naukowcy jak i pisarze opierając się na nich mogą proponować różne hipotezy dotyczące tego czym człowiek jest a czym nie.

Co do pesymistycznej wizji i ciągłości człowieka - jest jeszcze jeden aspekt - konsekwencji społecznych. Pojawia się u Dukaja (raczej w Czarnych Oceanach niż Perfekcyjnej Niedoskonałości), ale jest podskórnie obecny w całym gatunku.

Chodzi o to że dostęp do technologii, która czyni człowieka czymś bardziej zaawansowanym będzie uwarunkowany zamożnością/pozycją społeczną tego który z tego korzysta.
W takim przypadku na nieuniknione rozwarstwienie społeczeństwa nałoży się różnicowanie się gatunkowe. Osoby kontrolujące zasoby społeczeństwa będą nie tylko dysponować normalnym aparatem przymusu, ale przewagą gatunkową nie do przeskoczenia dla tych którzy pozostali tylko homo sapiens.
Klasyczna antyutopia. Do jej zaistnienia nie potrzeba żadnych unikalnych wynalazków, wystarczy kontynuacja niektórych z obecnie istniejących trendów.

Co do AI - weź pod uwagę, że jako cechę definiującą unikalność człowieka współczesny, potoczny dyskurs odwołuje się do takich pojęć jak świadomość (w przeciwieństwie do zwierząt) czy umiejętność działania niezależnie od narzuconych przez twórców założeń (w przeciwieństwie do maszyn).

W tym sensie stworzenie AI jest namacalnym dowodem na to że jakakolwiek granica stawiana między człowiekiem a resztą rzeczywistości (biologicznej i technicznej) jest umowna. Jeśli powstanie maszyna, która myśli (nie wchodząc w rozważanie co to znaczy) - będziemy mieli empiryczny dowód, że umysł ludzki jako najdoskonalszy i jedyny dowód naszej wyjątkowości stracił właśnie swój szczególny status.

Dlatego motyw AI pojawia się tak często w literaturze - czy cyberpunkowej czy transhumanistycznej. To ostateczny dowód na triumf nauki i ludzkiej pychy. I to, że wyjątkowość człowieka jest zdecydowanie przereklamowana.
06-04-2011 09:22
Albiorix
   
Ocena:
0
Ciaglosc jednostki i ciaglosc gatunku to rozne rzeczy. Mozesz byc czlowiekiem i miec problemy z wlasna swiadomoscia, mozesz byc szynszyla i miec doskonale spojna osobowosc.

Podpisuje sie podwszyskim oprocz slowa "dowod" - zeby cos bylo dowodem musi najpierw nie byc fikcja literacka.

Ja mam w dwoch autorkach dwie wizje SI:
W TF mam SI totalne, 1000 lat po przekroczeniu poziomu ludzi. Ludzie w efekcie nie wiedza czy sa nadal gatunkiem dominujacym czy sa trzymani w rezerwacie czy czekaja na odstrzal. Wojny miedzy ludzmi a maszymu nie ma, tak jak nie bylo wojny miedzy ludzmi a chomikami.

W CR mam ograniczone, wyspecjalizowane SI ktore nie dorasta elastycznoscia myslenia do ludzi. Robia swoje i ani swiadomosc ani myslenie abstrakcyjne tu nie wchodzi w gre. Proby zrobienia SI o mozliwosciach ludzi polega na wychowywaniu sztucznych sieci neuronowych tak jak ludzi. Ale wtedy tracimy typowe przewagi SI nad ludzmi i zostajemy z androidami ktore od ludzi roznia sie tylko tym, ze ich produkcja byla 1000 razy deozsza i sa mniej stabilne psychicznie niz homo sapiens klasyczny.
06-04-2011 10:02
Mayhnavea
   
Ocena:
0
@ gajoos:
Granice człowiek/nie-człowiek nie są stawiane przez naukę. Żaden biolog (jako biolog, a nie jako wierny kościoła katolickiego bądź filozof-amator) nie odpowie ci kiedy płód staje się człowiekiem. Nie ma naukowych definicji człowieczeństwa, duszy, ducha i innych esencjalnych rozgraniczeń o których pisałeś.

Niestety, nie masz racji, zresztą pisałem o tym wcześniej. Jak mogłaby istnieć antropologia bez definiowania człowieka? Jak można rozmawiać o tematach takich jak eutanazja, aborcja, ochrona życia poczętego, niepełnosprawność i choroba, śmierć bez przyjęcia jakiejkolwiek definicji? Jak można określić prawa człowieka bez powiedzenia kim jest? (zazwyczaj problemów z tym nie ma dopóki nie pojawia się sytuacja graniczna: co zrobić z osobą, której mózg umarł, albo kiedy rodzi się osoba z niespotykaną mutacją genów). Tak, granice człowieczeństwa są tematem bardzo głębokiego namysłu różnych nauk - choć znów podkreślę, że ostatecznej definicji nie ma.

Są natomiast, jak słusznie zauważył Albiorix, rozgraniczenia kulturowe. I zarówno naukowcy jak i pisarze opierając się na nich mogą proponować różne hipotezy dotyczące tego czym człowiek jest a czym nie.

Nie wiem, czemu dajesz to zdanie jako argument polemiczny, skoro sam napisałem to przed Albiorixem, 8 postów temu :)

A rozgraniczenia kulturowe to jeszcze inna kwestia, z czym się od początku zgadzam, choć jest to problem z nieco innej półki. Bo to, że kiedyś dziecko do pewnego wieku nie było uznawane za człowieka jest faktem kulturowym, niemniej dzisiaj takich wątpliwości nie mamy (dzięki naukom i prawu właśnie). I znów podkreślam, że jest tak ze wszystkimi definicjami humanistycznymi.

Zgadzam się, że aspekt społeczny w tekstach transhumanitycznych jest szalenie ciekawy, podobnie jak ekonomiczny i polityczny. To jest dla mnie ciekawsze nawet niż "realizm" samych rozwiązań technologicznych, bo w alternatywnych światach Dukaja mam ogromną tolerancję dla wszelkich pojawiających się cudowności.

Co do AI - weź pod uwagę, że jako cechę definiującą unikalność człowieka współczesny, potoczny dyskurs odwołuje się do takich pojęć jak świadomość

Świadomość ludzka nie jest ostatecznie wytłumaczona przez psychologię ani nauki kognitywne, nie jest jedynie funkcją człowieka (tzn. wiemy, że jest, ale nie wiemy dokładnie, jak ani czemu jest). Zatem nie szarżowałbym z tezą, że AI ma świadomość, skoro mamy problemy z ustaleniem jej u siebie.

W tym sensie stworzenie AI jest namacalnym dowodem na to że jakakolwiek granica stawiana między człowiekiem a resztą rzeczywistości (biologicznej i technicznej) jest umowna.

Dlatego apelowałem o rozróżnienie literatury i rzeczywistości. AI nie jest żadnych namacalnym dowodem, bo nie mamy takiego AI, które by podważało granice między rzeczywistością biologiczną i techniczną. Namacalny dowód będzie, jak taka inteligencja zda test Turinga ;) Teraz możemy sobie spekulować w ramach literatury - i tutaj zgodzę się z Twoim ostatnim akapitem.

Jednak należy pamiętać, że z literackiego punktu widzenia AI jest jedynie metaforą pewnych nadziei, lęków oraz kryzysu dotyczącego klasycznego pojmowania człowieka. "Przereklamowana wyjątkowość człowieka" nie stanowi zatem bezkrytycznego zachwytu nad postępem technologicznym i AI (no bo ich nie ma w takim kształcie, jak są pokazywane w tekstach), tylko jest bardzo krytycznym komentarzem do naszego "człowieczeństwa" obecnie. I są to komentarze obowiązujące niezależnie od tego, czy takie AI kiedykolwiek powstanie.

@ Albiorix:
Ciaglosc jednostki i ciaglosc gatunku to rozne rzeczy.

Zgadzam się, ale... rozwiniesz to? Bo nie wiem, odnośnie czego jest ten komentarz.

Dukaj problematyzuje i jedno i drugie. Choćby na przykładzie Angeliki z Perfekcyjnej niedoskonałości - bo tam podejrzenie o nieciągłość gatunku związane jest z nieciągłością jednostki. Rozważania nad jednostką są też np. w Extensie (extensa - transhumanistyczna, ludzie przepisani na nano - zupełnie posthumanistyczni; to chyba w ogóle dobry przykład). A nad gatunkiem - m.in. w Córce łupieżcy.

mozesz byc szynszyla i miec doskonale spojna osobowosc

Chyba bym się nie zapędzał w przydawaniu cechy osobowości zwierzętom ;)

A pomysły na autorki ciekawe, życzę powodzenia w realizacji.
06-04-2011 22:08
Aesandill
   
Ocena:
0
W sumie to tylko powiem ze ciekawa dyskusje rozwineliscie :D
Fajnie sie to czyta

Tak na marginesie - jako zaznajomiony z zootechnika dosc dobrze uwarzam ze przypisywanie cech osobowosci zwierzetom jest raczej niczym dziwnym(tzn. tak zwierzeta maja swoista osobowosc).

Pozdrawiam
Aes
06-04-2011 22:16
Mayhnavea
   
Ocena:
+1
@ Aesandill:
Zwierzętami się nie zajmowałem, niemniej "swoista osobowość" jest tu bezpieczniejsza. Może lepiej powiedzieć: charakter? Bo z tego, co się orientuję, to przypisanie komuś osobowości oznacza uznanie go za osobę (na zasadzie banalnych skojarzeń) - a to już pociąga za sobą szereg konsekwencji. Więcej by tu powiedziały koncepcje psychologiczne, ale już zerknięcie na definicję z Wiki wyklucza zwierzyniec :)

Samo rozpoznawanie "osobowości" u zwierząt chyba też jest ciekawe - i to w perspektywie transhumanizmu. Gdyż różne cechy również rzeczywistości nieożywionej budzą nasze skojarzenia, uczucia, do takiego stopnia, że przypisujemy im różne cechy, emocje i myśli (melancholijny pies myśliciel, smutna wierzba, uchachany do nas kontakt w ścianie, złośliwy komputer). To fajny temat i dla psychologii (kognitywistyki) i dla estetyki. No i dla sztuki - najbliższy przykład bohatera z Blade Runnera.

PS. Co bym nie pisał, jest dla mnie rzeczą oczywistą, że mój kot ma bardzo ciekawą i złożoną osobowość ;)
06-04-2011 22:35
Aesandill
   
Ocena:
0
@Mayhnavea
Masz racje
Odnosilem to tylko do stwierdzenia z szynszyla - nie wchdzac w glebsze znaczenia moim zdaniem porownanie mialo sens.

W sumie to i granica miedzy zwierzakiem a czlowiekiem tez jest bardzo watpliwa. Na szczescie/niestety nasz gatunek nie posiada aktualnie juz zadnego wystarczajaco bliskiego krewniaka by miec watpliwosci :D.

Ale nie czuje sie wystarczajaco mocny w glownym temacie :D

Pozdrawiam
Aes
06-04-2011 22:44
~ad-hoc

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Mała dygresja:

"po iluś latach: a) stają się rzeczywistością lub b) śmieszą swoją naiwnością"

Zupełnie się nie zgadzam a wynika to z mojego stosunku do historiozofii. Takie podejście trąci ignorancją i z mojego doświadczenia jest typowe dla geeków, których jedynym bodźcem do czytania s-f jest podniecanie się technologią. Pomijany jest tutaj czynnik ludzki, sposób funkcjonowania ludzkich systemów. Historia ludzkości pokazuje (a to jedyny empiryczny przypadek, który możemy poddać ocenie), że historia per se nie jest linią prostą, która prowadzi do przewidywalnego, możliwego do wyindukowania. Siły rynkowe są często tłamszone, najlepsze, najefektywniejsze produkty, zadziwiające technologie są wypierane lub opóźniane przez słabsze, dobrobyt gromad ludzkich nie jest celem do którego się aktywnie na naszej planecie dąży (co innego dobrobyt wąskich grup). Na każdy wyprodukowany wielki wynalazek WW2 przypada cały zbiór innych na które nie było popytu ale technologicznie były osiągalne.

Właśnie ta cecha historii sprawia, że niektóre powieści fantastyczne i s-f mają tak wielki potencjał historiograficzny. Wiele pomysłów, np ze steampunk'owych powieści, ma sens i mogło było zaistnieć np w erze wiktoriańskiej. Technologicznie niektóre pomysły były wykonalne! Ale historia potoczyłą się innym tokiem, jednym z (nieskończenie) wielu. Dlatego zupełnie nie zgadzam się z autorem, że albo przewidywania autora się spełnią ("są celne! geniusz!") albo nie ("heh, co za idiota!"). Wniosek jaki wyciągam, odnosząc go bezpośrednio do pierwszego akapitu: nie możemy powiedzieć, że dany autor się mylił, ta cała skuteczność przewidywania w s-f to nie jest sytuacja zero-jedynkowa.
07-04-2011 11:50
~gajoos

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Mayhnavea

co do definicji człowieka - oczywiście że antropolog czy biolog zajmujący się swoją dziedziną wiedzy mają jakąś definicję człowieka . Problem w tym że nie jest ona naukowa (czytaj obiektywna) a stricte kulturowa (czytaj subiektywna). Jeśli też tak twierdzisz - to w porządku, ale czyni to kwestie człowieka/ducha/świadomości i inne obszarem zupełnie innej dyskusji niż w sytuacji gdybyśmy te pojęcia umieścili w obszarze dyskursu naukowego.

Bo nauka może nam dawać przesłanki że np. ludzie mieszkający na innym kontynencie są przedstawicielami tego samego gatunku co my, ale ta sama nauka może nam wskazywać ze ludzie o jednym kolorze skóry mają w statystycznie istotny sposób niższe IQ niż ci o innym kolorze skóry. To co z tymi informacjami zrobimy zależy w mniejszym stopniu od samej nauki, a bardziej od kontekstu w którym ta nauka działa.

Btw. prawo nie jest w żadnej mierze dziedziną nauki, tak samo jak religia. Dziedziną nauki jest refleksja o systemach prawnych czy religijnych. Rozstrzygnięcia prawne czy religijne są z definicji arbitralne.

A dowodem że bez takich arbitralnych rozstrzygnięć nie jesteśmy w stanie ustalić czy gdzie człowiek się zaczyna i kończy jest kontrowersja dookoła aborcji czy eutanazji - na gruncie naukowym nierozstrzygalna.

Co do zwierząt
Generalnie mam wrażenie że im więcej wiemy o zwierzętach, tym trudniej nam w sposób jednoznaczny podkreślać unikalność człowieka. Bo w czasach Kartezjusza myśleliśmy o nich jak o biologicznych maszynach, a teraz używamy do analizy ich zachować stosować te same nauki (neurologia, psychologia, nauki społeczne) co do ludzi. I nagle okazuje się że coraz trudniej wskazać jakościową różnicę człowiek-zwierze.

Żeby znów wrócić do literatury, widać to dobrze również w motywie upliftingu - podrasowania zdolności umysłowych i komunikacyjnych zwierząt (najczęściej naczelnych i delfinów) które nagle stają się dla ludzi pełnoprawnymi partnerami.

W mojej opinii transhumanizm jako nurt literacki pokazuje że pojęcie człowieka staje się przy pewnych założeniach (AI, daleko idąca ingerencja w genom i umysł człowieka itd) nie efektywne - bo nie wiadomo już jak z niego korzystać. Jego miejsce jako miernika szczególnej pozycji zajmuje właśnie świadomość. I przy takiej perspektywie AI, ulepszone zwierze czy człowiek mają dokładnie taki sam status prawny a nawet ontologiczny - są osobami.

Atutem Dukaja jest to że technologia dla niego jest tylko elementem układanki (ważnym, ale nie jedynym), tak samo jak instytucje społeczne czy psychika istot funkcjonujących w zupełnie nowych warunkach. Choć fascynacji technologią, dominującej w sf nie traktowałbym jako literackiego odpowiednika gadżetomani - bo w mojej ocenie człowiek bez technologii nie istnieje.

Freud kiedyś napisał, że jesteśmy bogami z protezami. Że to nasza ułomność, którą musimy ukrywać za skomplikowanymi zabawkami czyni nas ludźmi. Nasi przodkowie narzędzia budowali z kamieni, potem metalu - wzmacniając swoje ciało. My wzmacniamy teraz swoje zdolności percepcyjne, pamięciowe, analityczne czy decyzyjne. Transhumanizm tak naprawdę nie odkrywa nic nowego - pokazuje jednak jak daleko możemy pójść. Autorzy najwyżej pokazują czy w ich ocenie warto iść czy nie.

@Albiorix

co do Twoich AI, jest to klasyczny podział na silną AI i słabą. Ta pierwsza to w zasadzie bóg, transcendenty wobec człowieka i dla niego niepojęty. Ta druga to lepszy komputer. I w zasadzie takimi specjalistycznymi systemami już zaczynamy dysponować. Maszyny coraz częściej nie tylko analizują informacje ale i podejmują na ich podstawie decyzje których ludzie nie rozumieją - i wprowadzają je w życie.

Takie systemy działają np. na nowojorskiej giełdzie i w tej chwili odpowiadają za ok 70% obrotów, obracając pieniędzmi wielokrotnie przekraczającymi roczne PKB Polski. Jeśli dano im "do ręki" taką kasę to znaczy że są w stanie robić z nią rzeczy, które znajdują się poza zasięgiem ludzi (głównie chodzi o tzw. high-frequency trading, ale nie tylko). O milionach serwerów Google skanujących sieć praktycznie w czasie rzeczywistym już nie wspomnę :)
I to wszytko bez sieci neuronowych i komputerów kwantowych.


07-04-2011 22:40
Albiorix
   
Ocena:
0
To wszystko zawiera również sieci neuronowe.
07-04-2011 23:08
Mayhnavea
   
Ocena:
+1
@ gajoos:
co do definicji człowieka - oczywiście że antropolog czy biolog zajmujący się swoją dziedziną wiedzy mają jakąś definicję człowieka . Problem w tym że nie jest ona naukowa (czytaj obiektywna) a stricte kulturowa (czytaj subiektywna).

Rozumiem, o co Ci chodzi, ale wciąż nie mogę się zgodzić na kilka rzeczy. Stawiasz równość między "naukowe" a "obiektywne", rozdzielasz "naukowe" od "humanistyczne", sugerujesz też że "humanistyczne" koniecznie nie dąży do "obiektywności", zaś "naukowe" już ją osiągnęło. Co więcej, z tego wynika, że "człowiek" jest li tylko fikcją, kulturową kategorią.

Ja twierdzę zaś, że choć granice między człowiekiem a nie-człowiekiem są różnie definiowane (a przez to i rozmyte; co jednak jest wspólne wszystkim definicjom prócz matematycznych), nie znaczy to, że nie istnieją. Dlatego pewne decyzje (np. określenie człowieka w odniesieniu do problemu aborcji) zakładają pewien margines bezpieczeństwa. Niemniej konkretne koncepcje są dość precyzyjne, z wieloma trudno się niezgodzić.

Przywoływane przez Ciebie odkrywane pokrewieństwo ze światem zwierzęcym chyba nie jest wielkim zaskoczeniem od czasów Darwina. Wiemy, że jakaś ciągłość i podobieństwo być musi. Niemniej różnice są i najfajniejsze delfiny jeszcze ich nie podważyły.

Bo nauka może nam dawać przesłanki że np. ludzie mieszkający na innym kontynencie są przedstawicielami tego samego gatunku co my, ale ta sama nauka może nam wskazywać ze ludzie o jednym kolorze skóry mają w statystycznie istotny sposób niższe IQ niż ci o innym kolorze skóry

Trochę się gubię, bo akapit wcześniej twierdziłeś, że nauki (pozytywne, science) nie zajmują się człowiekiem. Sugerujesz, że psychologia (kulturowa nie-nauka) za pomocą statystyki stwierdza (naukowo i obiektywnie) inteligencję (kategorię raczej kulturową). Przy czym, żeby cokolwiek z tymi danymi zrobić, bo byłoby bliskie prawdy (obiektywnej? subiektywnej?) trzeba je ustawić w kontekście i zinterpretować (czysta kulturowość, wręcz uznaniowość). Na mój gust podobnie można obnażać różne aspekty nauk pozytywnych (czytałem fajną pracę pokazującą jak dalece nauka o budowie kosmosu bazuje na poetyckiej metaforze). Sądzę, że dzisiaj powrót do podziału nauk według klucza sprzed przełomu pozytywistycznego to "kic" o ponad 100 lat do tyłu. A bronienie pewnych granic (jak np. wymazywanie pierwiastka ludzkiego z nauk przyrodniczych i odmawianie logicznego dochodzenia w humanistycznych) działa bardzo na szkodę nauki jako całości.

Btw. prawo nie jest w żadnej mierze dziedziną nauki, tak samo jak religia.

Przepraszam, to był skrót myślowy. Z jednej strony chodziło mi o teologię, a z drugiej o teorię prawa - bo ono jako system reguł nie bierze się znikąd, tylko opiera się na rozpoznaniach innych nauk (którym nie przyznajesz statusu naukowości). A arbitralne ustalenia da się wyprowadzić z każdej nauki (np. że człowiek pojawia się w momencie wyłonienia nowego DNA, różnego od rodziców - biologiczne i "obiektywne"). Problemem jest to, że inne nauki bądź gałęzie tejże samej mogą zaproponować inne rozwiązania (ale nie rozłożenie rąk: "nie wiemy, bo to kulturowe").

A co do literatury to z grubsza się zgadzamy, więc offtop można powoli wygasić ;)
08-04-2011 02:43
Ezechiel
   
Ocena:
0
@ Gajoos"

"ta sama nauka może nam wskazywać ze ludzie o jednym kolorze skóry mają w statystycznie istotny sposób niższe IQ niż ci o innym kolorze skóry"

Odnośnik do Listy Filadelfijskiej poproszę.

Powielasz fałszywy mit związany z biasem kulturowym o którym pisał Julian. Psycholodzy od IQ już się z nim uporali. Wycofasz się grzecznie z bzdur pop-psychologii czy wolisz listę podręczników, które powinieneś przeczytać?

Smętne bredzenie na temat prawa zostaw sobie do kącika. Prawo jest stosowanym prawoznawstwem tak samo jak inżynieria chemiczna jest stosowaną chemią. W obu wypadkach zachodzi obustronne sprzężenie pomiędzy teorią a praktyką.
08-04-2011 14:22
~gajoos

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
@Mayhnavea

Nie zrozumieliśmy się - nauki przyrodnicze absolutnie zajmują się człowiekiem, ale nie w tym sensie że formułują hipotezy na temat tego czym jest a czym nie człowieczeństwo. To ostatnie jest jak większość pojęć kluczowych dla filozofii wytworem zupełnie innego poziomu refleksji - dlatego pisałem o pojęciu człowieczeństwa jako wytworze kulturowym. I jako ten wygląda on różnie w różnych kulturach - choć w dzisiejszym zglobalizowanym społeczeństwie mamy relatywnie stabilny konsensus - poza obszarami granicznymi (początek i koniec życia). To miejsca w których ani nauka ani kultura nie daje jednoznacznej odpowiedzi.

Masz oczywiście rację że nauka jako emanacja czystego Rozumu nie istnieje - nie było moim zamiarem przywoływanie pozytywistycznego mitu. Niemniej nauki przyrodnicze dysponują aparatem pojęciowym i narzędziami daleko doskonalszymi niż wiedza humanistyczna. Filozofia, socjologia czy psychologia obracają się w większości w obrębie pewnych zagadnień których jednoznacznie nie potrafią wyjaśnić, opisać, zdefiniować. Nie można wykluczyć że te dwie ostatnie zdołają kiedyś uzyskać mocniejszą niż obecnie podstawę do formułowania i weryfikowania hipotez - ale na chwilę obecną do mocy wyjaśniającej nauk przyrodniczych sporo im brakuje.

Zgadzam się ze zeszliśmy z tematu - ale zwracam uwagę że większość wątków z naszej dyskusji tak czy inaczej pojawia się w dobrej literaturze sf - szczególnie wykorzystującej motywy transhumanizmu.

@ Ezechiel
Nie napinaj się. Podnieciła Cię drugorzędna ilustracja tezy, że nauka przedstawia różne informacje - zarówno takie potwierdzające równość ludzi jak i te które mogą być weryfikowane jako podstawa do twierdzenia czegoś innego.

Jeśli wolisz możesz zastąpić to dowolnym innym badaniem stwierdzającym np. inną budowę tkanki tłuszczowej u białych i czarnoskórych, czy jeszcze lepiej statystycznie lżejszy mózg u kobiet niż u mężczyzn. Dla idiotów jeden bądź drugi argument może być podstawą do twierdzenia że jedyni są lepsi od innych. Dla ludzi rozsądnych - nie powinno.

Wystarczy?

Co do smętnego bredzenia na temat prawa - rozumiem, że uważasz że prawo jako system norm i sankcji to dziedzina nauk przyrodniczych? Religia i etyka również?

Dla ścisłości - jak napisałem wyżej w odpowiedzi dla posta Mayhnavea nauka jako taka nie działa w mojej opinii na zupełnie innym poziomie refleksji niż reszta kultury. Mamy tutaj kontinuum. Ze strony ścisłej naukowości mamy matematykę, potem fizykę, chemię itd. Z drugiej strony mamy systemy religijne.

Prawo znajduje się znacznie bliżej tego drugiego krańca niż pierwszego. Nauka o prawie jest nieco bliżej tego pierwszego. Tak samo jak religioznawstwo.

Prawo jak każdy system normatywny zakłada sporą dozę aksjomatów - często nawet ich w ten sposób nie definiując. I dlatego mamy tyle systemów prawnych na świecie, a matematykę czy fizykę (mniej więcej) jedną.

I dlatego system prawny czy religijny może być obszarem znacznie ciekawszych zmian - z punktu widzenia autora sf daje on większe pole do popisu niż wymyślanie kolejnego sposobu podróżowania między gwiazdami. Szkoda że tak rzadko z tego się korzysta.
08-04-2011 21:04
Dark One
   
Ocena:
0
Po pierwsze - chciałem przeprosić wszystkich Dyskutantów, że zniknąłem po początkowej wymianie postów, ale ten tydzień, z przyczyn ode mnie niezależnych był dla mnie bardzo trudny i nie miałem czasu.

Po drugie - bardzo się cieszę, że mój artykuł stał się przyczynkiem do takiej polemiki. Taki był mój cel i zasadnicze zadanie, żeby wywołać dyskusję o transhumaniźmie.

Przechodząc do sedna i mojego stanowiska w omawianej kwestii.

Sam jestem przedstawicielem nauk społecznych, które (moim zdaniem) mają kluczowe znaczenie dla rozwiązywania problemu transhumanizmu i człowieczeństwa. W tej kwestii całkowicie zgadzam się z gajoosem. Człowiek nie jest czystą "biologią" - jesteśmy czymś więcej niż suma komórek naszego ciała. I właśnie dlatego stawianie granic człowieczeństwa to kwestia czysto umowna. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w kwestiach normatywnych - krótko mówiąc w prawie. Prawo definiuje nam granicę początkową czlowieczeństwa, ew. wyłączenia w trakcie życia (jak na przykład ustawy Norymberskie, brrr) jak i jego końca. Prawo jak wiadomo można zmieniać w zależności od panujących układów społeczno-politycznych. A zatem i granice człowieczeństwa mogą być przesuwane. To tylko kwestia przyjętego światopoglądu.

Jednocześnie jestem także bardzo bardzo mocno związany ze światem techniki i informatyzacji. To pozwala mi z kolei spojrzeć na kwestię Sztucznych Inteligencji i świadomości maszyn. I tutaj też dochodzimy do problemu natury ideologicznej - jeśli człowieka uważamy za czlowieka bo jest obdarzony rozumem i świadomością, to czy można odmówić takich atrybutów (hipotetycznej na razie) Sztucznej Inteligencji dorównującej nam samoświadomością? Wydaje mi się, że człowiek uważając się za coś więcej niż zwierzęta podkreśla właśnie swoją stronę mentalną. Zatem przekroczenie przez komputery takiej bariery byłoby przełomem samym w sobie i zmuszałoby nas do rozszerzenia definicji rozumnego życia. W dość naiwny sposób, ale jednak ciekawie, zostało to pokazane ostatnio w filmie Tron: Dziedzictwo, gdzie jeden z głównych bohaterów stwierdza (mówiąc o ISO's-ach - inteligentnych algorytmach), że szukaliśmy życia w kosmosie, a okazało się, że mamy je na twardych dyskach. Jest coś na rzeczy, wydaje mi się.
08-04-2011 23:19
Ezechiel
   
Ocena:
+2
@ Gajoos

1. Jak sam zauważyłeś istnieje różnica w sile narzędzi weryfikujących teorie naukowe. Jak sam zauważyłeś naukę tworzą ludzie. Sam pewnie widzisz różnicę w jakości źródeł badań statystycznych histologii a psychologii.

Mi wyłącznie chodzi o to, aby w dyskusji nie powielać mitów, które głupsi od nas wykorzystają do swoich celów.

2. Nie sprowadzaj argumentacji nt. prawa do absurdów. Prawo, jak każda nauka stosowana opiera się na aksjomatach i uproszczeniach.

R-nie Naviera-Stokesa, aby dało się z nim coś sensownie zrobić też wymaga sporej dawki dość arbitralnych założeń ;-)

Co do teorii kontinuum - zupełnie się nie zgadzam. Ekstremalnie twarda fizyka teoretyczna (jakieś teorie informacji czy pijani strunowcy) też napotyka ścianę arbitralnych założeń. Też trzeba jakoś przyjąć definicję obserwatora, aby coś tego Schroedingera spłaszczało.

To samo dotyczy biologii, matematyki czy chemii. W teorii każdej z tych dziedzin dochodzi się do kwestii, które trzeba rozmontować aksjomatem / uznaniowo. (Biologiczna definicja życia, chemiczna definicja atomu, kłopoty z Goedlem w matematyce).

Każdy z tych problemów wymaga rozwałki na poziomie filozoficznym (szczególnie widać to dzisiaj w sporach o naturę czasu w fizyce).

I eleganckie kontinuum nagle Ci się zapętla w chińskie koła.

3. Co do wniosków do stosowania w SF - zdecydowanie się z Tobą zgadzam (mój artykuł właśnie poszedł do korekty).

Z tym, że SF wymyśliła dużo więcej odczapowych socjologii, psychologii i ekonomii niż rodzajów napędów międzygwiezdnych.
08-04-2011 23:31
Mayhnavea
   
Ocena:
0
@ Dark One:
Człowiek nie jest czystą "biologią" - jesteśmy czymś więcej niż suma komórek naszego ciała.

A czy ktoś w ogóle stawiał taką tezę?

Prawo jak wiadomo można zmieniać w zależności od panujących układów społeczno-politycznych. A zatem i granice człowieczeństwa mogą być przesuwane.

Zupełnie stapiasz pojęcie "człowieczeństwa" z jakąś "prawną definicją człowieczeństwa". Prowadząc tę logikę ad absurdum gdyby układ społeczno-polityczny został zdominowany przez opcję chrześcijańską albo hinduistyczną, to byśmy musieli uznać (w ramach nauk też), że żaden człowiek nie umarł i wszyscy żyją, choć porzucili swoje ciała. Wydaje mi się, że za bardzo jesteś przywiązany do myśli, że nauki społeczne mają kluczowe znaczenie dla rozwiązywania problemu transhumanizmu i człowieczeństwa. No sorry, ale nie :) (żeby nie było, teraz nie ciągnę w żadną stronę, ale kategorycznie sprzeciwiam się zawłaszczaniu tematu przez jedną dziedzinę - bo to po prostu szkodzi literaturze).

Wydaje mi się, że człowiek uważając się za coś więcej niż zwierzęta podkreśla właśnie swoją stronę mentalną.

Ale nie trywializujmy człowieka, że od reszty świata odróżnia go tylko jakaś "świadomość", zwł. że nikt tu nie napisał o niej nic więcej, poruszamy się w obrębie znaczenia tego słowa "na chłopski rozum". Na tej zasadzie nie mam powodów nie wierzyć, że mój kot ma taką samą świadomość jak ja.

A człowieka ze świata zwierząt wyróżnia całe mnóstwo czynników, m.in. twórczość, fantazja, irracjonalność, niezaspakajalne przekraczanie swoich ograniczeń - to naprawdę nie jest terra icognita i jeśli wspominałem o jakichś rozpoznaniach filozofii czy teologii (która w różnych analizach wręcz ma bardzo silny aspekt "świecki"), to mam na myśli kilka setek lat prac tęgich umysłów. My tutaj nawet nie liżemy tych problemów - i nie jest to powód, żeby udawać, że ich nie ma.

Co do SI: to, że mogą mieć podobne kompetencje (dzięki oprogramowaniu) nie wynika z tego, że obok człowieka wyewoluowało coś, co go zdetronizowało - bo SI są rodzajem ludzkiej protezy, w dużym stopniu stworzonej na jego podobieństwo. Bo jakoś w kontekście rozmów jeszcze o zwierzakach wyłonił się obraz tego, że jakieś inne gatunki istot próbują nas dogonić lub prześcignąć i podważyć tym nasza oryginalność.
Zastanowiło mnie Twoje zdanie Zatem przekroczenie przez komputery takiej bariery byłoby przełomem samym w sobie i zmuszałoby nas do rozszerzenia definicji rozumnego życia, które w zasadzie odnosi się też do kwestii człowieczeństwa. Zakładając, że coś jest świadomo-podobne (bo nie mamy sposobów na zweryfikowanie tego, skoro ludzką świadomość przypisujemy człowiekowi, a w umysł SI nie wejdziemy) albo życio-podobne, zaraz jest świadome i żywe. A pomyślałem o tym z perspektywy samego SI: przecież to byłoby uwłaczające. SI gdyby zyskało takie kompetencje, które przypisuje się ekskluzywnie człowiekowi, a jednocześnie miałoby potencjał wynikający z rozwiniętej wcześniej technologii, zdystansowałoby człowieka jako istotę kruchą (żywą), niezdolną do takich rzeczy jak transformacja, samoregeneracja, powielenie i zamkniętą w śmiesznym, ułomnym móżdżku.

W zasadzie to jeden z tematów podejmowanych przez Dukaja (i Bagińskiego), że bardzo szybko potrafimy przeskoczyć przepaść ontologiczną. W Katedrze wystarczyło żeby budowla się trochę poruszała i poprzekształcała bez zrozumiałego powodu, żeby bohater uznał, że jest żywa (filozoficznie utożsamienie życia z ruchem).
09-04-2011 00:57
Dark One
   
Ocena:
0
Hej!
Jeśli chodzi o dyskusję o wyższości nauk humanistycznych nad ścisłymi, to absolutnie nie było to moim celem. Z resztą tego typu dywagacje są całkowicie bezprzedmiotowe - mamy do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym. Bowiem tzw. nauki ścisłe wynajdują pewne technologie (a zatem odpowiadają na pytanie: JAK?) a nauki ścisłe definiują sposób korzystania i dopuszczenia tych technologii (odpowiadają na pytanie: CO Z TEGO WYNIKA?). Jeśli chodzi o prawo, to oczywiście nie lansuję poglądu, że definicja człowieczeństwa = czlowieczeństwo. Ale nie zaprzeczysz, że np.nazistowskie ustawy norymberskie i w ogóle wszelkiego rodzaju rasistowskie ustawodawstwa są bardzo jaskrawym przykładem, jak prawo może rzutować na pojmowanie tego, kto jest "prawdziwym" człowiekiem.

Co zaś do zwierząt, to biję się w piersi i przyznaję, że źle się wyraziłem.

A człowieka ze świata zwierząt wyróżnia całe mnóstwo czynników, m.in. twórczość, fantazja, irracjonalność, niezaspakajalne przekraczanie swoich ograniczeń - to naprawdę nie jest terra icognita i jeśli wspominałem o jakichś rozpoznaniach filozofii czy teologii (która w różnych analizach wręcz ma bardzo silny aspekt "świecki"), to mam na myśli kilka setek lat prac tęgich umysłów

Dokładnie o to mi chodziło, a że było już późno to posłużyłem się skrótem myślowym, mówiąc o samej świadomości. Opisałeś to, do czego zmierzałem - twórczość, fantazja, całe tzw. "życie wewnętrzne" to jest to, co nas odróżnia. Ale ponawiam moje pytanie: jeśli maszyny posiądą takie możliwości, to co z nimi zrobimy? Masz rację, mówiąc, że, SI zdystansowałyby nas, mając 100% naszych możliwości umysłowych + zdolności samoreplikacji, kopiowania, itp. itd.

Ezechiel - SF wymyśliła dużo więcej odczapowych socjologii, psychologii i ekonomii niż rodzajów napędów międzygwiezdnych.

prawda, że jest to mocno paradoksalne? Wydaje mi się, że wynika to z prostej przyczyny - literatura SF to nie magazyn dla specjalistów np. w dziedzinie energetyki jakiejś-tam i poruszanie szczegółów technicznych nie jest jej zasadniczym celem. Gdyby tak było, to SF nie należałoby do beletrystyki, tylko do literatury fachowej na studiach technicznych (chociaż na przykład facet na podstawach programowania zalecił nam przeczytanie jako lektury obowiązkowej całej Trylogii Ciągu Gibbsona :P).
09-04-2011 12:10
Mayhnavea
   
Ocena:
0
@ Dark One:
Ale nie zaprzeczysz, że np.nazistowskie ustawy norymberskie i w ogóle wszelkiego rodzaju rasistowskie ustawodawstwa są bardzo jaskrawym przykładem, jak prawo może rzutować na pojmowanie tego, kto jest "prawdziwym" człowiekiem.

Nie zaprzeczę, podobnie jak twierdzono, że Ziemia jest płaska. Ale ideologie nie są chyba przedmiotem naszych rozważań. Jak pisarz rozważa problem człowieczeństwa, to na przykładzie praktyk i doświadczenia, zderzając to np. z filozofią - a nie analizując fikcyjne ustawodawstwa, oderwane od życia bohaterów.

Ale ponawiam moje pytanie: jeśli maszyny posiądą takie możliwości, to co z nimi zrobimy?

No przecież od tego mamy SF, żeby nam mnożyło odpowiedzi ;P

Poza tym problem nie jest jednokierunkowy: "SI dogania człowieka i jest kryzys, bo zawłaszcza kategorie". Człowiek definiuje siebie najpierw jako negację tego, czym nie jest (przykład nazistowskich Niemiec), dopiero potem podejmuje próbę określenia swej specyfiki (stąd kariera kategorii "innego" i "obcego". W ogóle nie podjęliśmy tu tematu, że tendencja do rozmycia kategorii powinna być też impulsem do reakcji i ich redefinicji. Kolejny temat dla pisarza z bogatą wyobraźnią twórczą.
09-04-2011 15:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.