Podatek - Milena Wójtowicz

Autor: Jacek 'vanderus' Dworzycki

Podatek - Milena Wójtowicz
Wydaje mi się, że dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie rozwiązania kategoryzującego czytelników. Sięgając po książkę z księgarskiej półki od razu moglibyśmy przeczytać: "powieść/zbiór opowiadań skierowany do miłośników fantastyki RPGowej, w szczególności fanów gburowatych krasnoludów" albo "produkt z gatunku Hannah Montana fantasy – tylko dla nastolatek o mocno popowych gustach". Dzięki temu od razu wiedziałbym, co na półkę odłożyć z powrotem, a co jednak zatrzymać. Sam opis na tylnej stronie już tej funkcji nie spełnia. Oczywiście innym wyjściem jest katalogowanie w głowie autorów. Dzięki temu możemy liczyć, że dany pisarz w kolejnej książce zaprezentuje się tak, jak dotychczas, czyli możemy przypuszczać, czy nam się to spodoba, czy nie. Mój własny katalog polskiej fantastyki właśnie wzbogacił się o kolejny wpis – "Milena Wójtowicz: nie dotykać pod groźbą elektrowstrząsów".

Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w grupie docelowej każdego z polskich autorów fantastyki. Choćby już przez swoją płeć zamykam się na jakąś część naszych krajowych twórców. Słabiej trafiają do mnie dzieła Mai Lidii Kossakowskiej czy Anny Brzezińskiej. Ze względu na preferowanie literatury lżejszej nie przekonuje mnie także Marek Oramus, czy Tomasz Pacyński. I tak dalej, i tak dalej – podobne kryteria można by mnożyć. Jednak u każdego z tych autorów jestem w stanie dostrzec jakieś zaangażowanie, jakiś charakterystyczny rys i przemyślane działanie. Oczywiście, efekt finalny może nie być w moim guście, co nie zmienia faktu, że chylę czoła przed ich pracą. Trochę inaczej jest jednak w przypadku Mileny Wójtowicz, a mówiąc dokładniej – jej wznowionej niedawno powieści Podatek.

Domyślam się, jaki był cel autorki. Podatek miał być lekką fantastyką, z bardzo duża dawką humoru zarówno w dialogach, jak i w samych postaciach, skierowaną głównie do kilkunastoletnich przedstawicielek płci piękniejszej. Wyszła z tego niestety bardzo mizerna opowieść, z nieśmiesznymi dowcipami, postaciami budzącymi raczej litość i zażenowanie niż jakieś pozytywne emocje i akcją, która całkowicie leży. Zresztą, tak naprawdę dosyć ciężko powiedzieć o czym ta książka jest.

Na wstępie poznajemy naszą główną bohaterkę, z powodu bezrobocia przyjmującą pracę w Urzędzie Skarbowym. Ale nie w normalnym, tylko tym drugim, magicznym. Jej zadaniem jest odbieranie należnych podatków od wszelakich przedstawicieli świata nadnaturalnego. Oczywiście okazuje się jednak, że Monika ma zdecydowanie większy potencjał, niż początkowo sądzono, co pozwala jej się od razu wplątać w tajemniczą sprawę z magiczną księgą, której pożądają wszyscy. Począwszy od Urzędu Skarbowego, poprzez Stowarzyszenie Magów i Tajne Służby Magiczne, aż po mafię warszawską i tajemniczego mściciela wszyscy przewracają Lublin w poszukiwaniu tego woluminu. Komu jednak uda się go znaleźć – łatwo się domyśleć. Ale jakie przy tym będzie musiał pokonać przeciwności, to już zupełnie inna sprawa. Wszystko byłoby w porządku, gdyby akcja była napędzana przez autorkę w tym kierunku przez cały czas. Niestety, momentami mamy wrażenie, że bohaterowie robią wszystko, żeby nie posunąć się choćby o krok do przodu, bo zbyt szybko mogliby rozwiązać całą zagadkę. Tym samym ich główny cel zaczyna się mocno rozmywać, a my czytając zaczynamy się zastanawiać, o co tutaj tak naprawdę chodzi?

Jednak pomysł sam w sobie nie jest oczywiście zły. Ciężko go zaklasyfikować w grupie tych nowatorskich, czy choćby rozbudowanych, ale nikt tego nie wymaga i na lekką powieść fantastyczną w zupełności wystarczy. Trzeba jednak potrafić ów materiał obrobić. A tej umiejętności autorce zabrakło i całość prezentuje się dosyć infantylnie. Zwłaszcza w kwestii wykonania – krótkie opisy, proste dialogi, mdli bohaterowie.

Podobnie sytuacja wygląda z bohaterami. Rusałka z magicznym potencjałem, były mag, za kłopoty zesłany przez szefostwo z Niemiec do Polski oraz wodnik z problemami osobistymi i grupą zapatrzonych w niego żab, lubujących się w amerykańskich filmach sensacyjnych i taniej psychologii – to tylko pierwszy plan, z którym mamy do czynienia na kolejnych stronach. Oprócz tego poznamy jeszcze córkę mafiosa, z problemem biernego palenia, demonicę, zmuszoną do spełniania dobrych uczynków, wampiry podatne na przemoc, trolla zatrudnionego w przepastnych archiwach Urzędu oraz wielu innych specyficznych bohaterów. I znowu, podobnie jak w przypadku akcji – same pomysły są całkiem sympatyczne i dają szansę na ciekawą lekturę. Jednak w praktyce wszystko to po prostu nudzi. W trakcie lektury lekki uśmiech autorka wywołała u mnie dokładnie raz.

Jednak pomimo tych wszystkich zarzutów, polecam nie skreślać książki na wstępie. Z pewnością jest spora grupa osób, której może się ona spodobać. Zwłaszcza, jeśli komuś do gustu przypadła Załatwiaczka tej autorki. Jak dla mnie są one do siebie bardzo podobne, zwłaszcza główne bohaterki. Dodatkowo Fabryka Słów stanęła na wysokości zadania i zaprezentowała sam produkt całkiem poprawny od strony wydawniczej, z ciekawym zdobieniem okładki.

Jeśli ktoś Mileny Wójtowicz nie zna, a nie ma nic przeciwko lekkiej fantastyce, niech spróbuje. Może się okazać, że to tylko moje gusta, zbyt wymagające po lekturach Sheckleya i Zelaznego, powodują że Podatek oceniam tak surowo. Jeśli jednak pierwsze strony Was nie przekonają, nie brnijcie dalej. Lepiej na pewno nie będzie.