Zwycięstwo albo śmierć

Polityka nie umiera nigdy

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Zwycięstwo albo śmierć
Za sprawą Pól dawno zapomnianych bitew Robert J. Szmidt udowodnił, że umie nie tylko tworzyć space opery na wysokim poziomie, ale i wciągnąć czytelnika pomimo niewielkiej ilości starć w przestrzeni kosmicznej. Co prawda w finale bitew jest trochę więcej, co nie zmienia faktu, że fani cyklu mogą być spokojni – najważniejsze pozostają fragmenty o kreatywności dowódców Federacji .

Ludzkość przymierza się do decydujących walk z obcą cywilizacją zwaną ma’lahn. Stocznie pracują pełną parą nad produkcją nowych okrętów, technicy modernizują stare jednostki, a politycy i generalicja Federacji… Chciałoby się rzec, że zapominają o dzielących ich różnicach i robią wszystko, by powstrzymać obcych, lecz w praktyce większość czasu spędzają na knowaniach mających ich przybliżyć do zdobycia wpływów i władzy. Jednakże na polu walki pozostają ludzie, którym zależy przede wszystkim na przetrwaniu ludzkiego gatunku – jednym z nich jest Henryan Święcki.

Można by oczekiwać, że w ostatnim tomie cyklu to właśnie Święcki będzie po raz kolejny niósł nadzieję na ocalenie ludzkości i co za tym idzie, odgrywał pierwsze skrzypce w Zwycięstwie albo śmierci. W dużej mierze tak się dzieje i Szmidt, wypychając protagonistę na piedestał, przedstawia mechanizmy propagandowej maszynki. Nie poznamy wprawdzie odkrywczych metod manipulacji informacjami, aczkolwiek dobrze, że znalazło się miejsce dla fragmentów uwiarygodniających teatr polityczny. Wyłączywszy obowiązki medialne związane z byciem bohaterem Federacji, to wciąż stary, dobry Henryan, który niekonwencjonalnymi pomysłami osiąga znakomite rezultaty w ratowaniu ludzi i powstrzymywaniu ekspansji ma’lahn. Tym razem autor zadbał o szersze nakreślenie sfery rodzinnej protagonisty i roli jego przodków w dziejach Federacji. Nowe fakty nie są szczególnie ważne dla zamknięcia cyklu, za to są więcej niż intrygującym fundamentem pod kolejną historię w uniwersum, którą Szmidt zdążył już zapowiedzieć.

Choć rola Henryana jest nie do przecenienia, to częściej niż w poprzednich tomach na pierwszy plan wysuwają się inne postacie, na czele z Modo i Farlandem, których motywacje nie są niczym nowym dla czytelników serii. Nie wdając się w szczegóły – powracający bohaterowie nie przeszli żadnych poważniejszych zmian i w dalszym ciągu charakteryzują się tymi samymi cechami. Również czysto polityczne rozgrywki pojawiają się z większą częstotliwością, lecz odbiło się to na ich jakości. Przepychanki rządzących dominują do około połowy czwartego tomu i niejednokrotnie ich śledzenie obarczone jest nasilającym się znużeniem, zwłaszcza że aż do samego finału większa część knowań pozostaje w sferze dyskusji i planów.

Szmidt po raz kolejny postawił na dialogi i nawet finał wojny ludzkości z obcymi istotami nie obfituje w epickie opisy starć, a raczej skromne, czasem iście kronikarskie relacje. W Polach dawno zapomnianych bitew najważniejsze są bowiem nie same potyczki, a proces przygotowywania się do nich w oparciu o ograniczone zasoby i niewielką wiedzę o dysponującym dalece bardziej rozwiniętą techniką i odmienną mentalnością przeciwniku. Właśnie w takich chwilach pisarz proponuje satysfakcjonujące rozwiązania, świadczące o pracy włożonej w zaplanowanie fabuły.

Ostatni tom cyklu powinien zostawić czytelnika z uczuciem dobrze spędzonego czasu i pozamykać wszystkie wątki. Zwycięstwo albo śmierć wywiązuje się z pierwszego zadania, ale Szmidt zdecydował się na pozostawienie kilku nici fabuły niezwieńczonymi, czego efektem mają być kolejne powieści w uniwersum. Te historie, które znalazły swój finał, przynoszą należną satysfakcję, kończąc wojnę z ma’lahn i historie bohaterów w ciekawy sposób. Trzeba jednak zauważyć, że nie brakuje tu zawirowań, a losy co poniektórych postaci nie są znowuż tak oczywiste, jakby się mogło wydawać. Szmidt zaserwował czytelnikom dosyć odważne zakończenie i z pewnością nie każdemu przypadnie ono do gustu.

Finał Pól dawno zapomnianych bitew może budzić kontrowersje, chociaż jest także intrygujący i zapewnia sporo emocji. Można utyskiwać na przesadnie rozbudowaną politykę, co nie zmienia faktu, iż cykl utrzymał wysoki poziom do samego końca, co cieszy tym bardziej cieszy, że autor ma zamiar powrócić do wykreowanego świata. Nim jednak to zrobi, warto zapoznać się z losami Henryana Święckiego.