» Recenzje » Żołnierze kosmosu - Robert A. Heinlein

Żołnierze kosmosu - Robert A. Heinlein


wersja do druku

Kawaleria po korepetycjach z moralności

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Żołnierze kosmosu - Robert A. Heinlein
Pamiętam mój pierwszy kontakt ze Starship Troopers. Pewnego razu w bibliotece znalazłem Kawalerię kosmosu. Zachęcony wcześniejszym kontaktem z Heinleinem (szczególnie Obcym w obcym kraju), postanowiłem zapoznać się z tą cienką książeczką. Oddawałem ją zdegustowany – tak naprawdę był to opis kilku sieczek. Czegoś lepszego spodziewałem się po autorze Władcy marionetek. Okazało się jednak, że sieczka i owszem, była, ale cenzorska.

W książce poznajemy historię Juanito Rico, młodego człowieka, który niezbyt wie, co chce w życiu robić. Rodzina oczywiście przygotowała mu już drogę: miał iść na ekonomię i przejąć ojcowską firmę. On jednak, pod wpływem przyjaciela, decyduje się na wojsko. Początkowo chce tylko odsłużyć dwa lata, szybko jednak zmienia swą decyzje. Duży wpływ na to ma jednostka, do której został przydzielony: jest to Piechota Mobilna, która z lekka przypomina amerykańskich marines: żołnierze są zawsze gotowi i nigdy nie zostawiają swoich.

Żołnierzy kosmosu zdecydowanie nie można oskarżyć o zbytnio skomplikowaną fabułę – wręcz przeciwnie, historia jest prosta jak budowa cepa. Mamy tutaj motyw wykorzystywany w literaturze niezwykle często – dorastającego młodzieńca. Nie spotkamy w książce zbyt wiele pobocznych wątków, choć fabułę można podzielić na etapy bardzo prosto. Każdym z nich mogłyby być kolejne wydarzenia, które doprowadzają do wewnętrznych przemian naszego bohatera. Daleki jestem jednak od stwierdzenia, iż fabuła jest płytka – to byłaby przesada. Historia młodego żołnierza jest ciekawa, a dodatkowo została okraszona wielką ilością akcji. Na nudę nie można narzekać.

Podobnie sprawa ma się z językiem. W dużej części powieści jest on niezwykle dynamiczny i żywy. Nie ma co ukrywać, w większości jest to historia militarna (w końcu dotyczy żołnierza) i akcja dominuje. Nie uświadczymy plastycznych opisów przyrody, ale chyba nie to tygrysy lubią najbardziej, prawda? Jest szybko, jest brutalnie i jest ciekawie.

Wypadałoby wspomnieć coś o uniwersum, w którym toczy się akcja. Jest to wizja dość prosta – kosmos został w jakiejś części skolonizowany, ale główny ciężar życia ludzkiego wciąż pozostaje na Ziemi. Heinlein z pewnością miał talent do wizji broni przyszłości – kombinezony wspomagane, w których walczy Piechota Mobilna, czy bioroboty jednostek K-9 zapierają dech w piersiach. Widać jednak, że jeśli chodzi o pewne mechanizmy społeczne, autor nie starał się nawet nas zaskoczyć – w biurach stoją maszyny do pisania, a pocztę roznoszą tylko listonosze. Szczytem są żołnierze, którzy zajmują się w czasie wolnym tylko oglądaniem panienek – nie ma co ukrywać, sierżant czerwieniący się po pocałunku w policzek zalicza się do przeszłości. Trochę szkoda, iż pisarz nie przyłożył się do tej kwestii.

Wciąż jednak piszę o tym, iż główny ciężar książki położony został na stronę militarną. Tak, to prawda, ale tylko w przypadku Kawalerii kosmosu. Żołnierze kosmosu są pełnym wydaniem Starship Troopers, co oznacza, iż nie ingerowano w ich treść. A w poprzednim wydaniu redakcja wykonała swoje zadanie zbyt sumiennie: polski czytelnik nie mógł zapoznać się z lekcjami historii i moralności, które pełnią tutaj bardzo dużą rolę. Pułkownik Dubois, nauczyciel owego przedmiotu, wielokrotnie krytykuje "wymysły Marksa", nie pozostawiając na nim suchej nitki. Jest to w dużej części manifestacja antykomunistycznych poglądów pisarza. Nie lubię zbytnio politykierstwa w książkach, ale tutaj nie razi ono tak mocno: stało się tak naprawdę analizą mechanizmów politycznych i moralnych. To wychodzi książce na plus.

Cóż mogę napisać o Żołnierzach kosmosu? Z pewnością jest to książka dużo lepsza niż Kawaleria kosmosu. Nadaje akcji, która w tej drugiej pędziła z mniejszym lub większym sensem, jakieś tło moralne, które może skłonić do refleksji. Jest to także ciekawa wizja militarna, wciąż atrakcyjna i mimo prawie półwiecza, wciąż intrygująca. Uczulonym na demagogię odradzam, myślę jednak, że każdy fan sci-fi będzie zadowolony.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
8.14
Ocena użytkowników
Średnia z 14 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Żołnierze kosmosu (Starship Troopers)
Autor: Robert A. Heinlein
Tłumaczenie: Piotr Ogorzałek
Wydawca: Solaris
Miejsce wydania: Stawiguda
Data wydania: 30 stycznia 2008
Liczba stron: 308
Oprawa: twarda
Seria wydawnicza: Klasyka Science Fiction
ISBN-13: 978-83-89951-79-7
Cena: 41,90 zł



Czytaj również

Obcy w obcym kraju
JEGO POKALANE POCZĘCIE
Władcy marionetek - Robert A. Heinlein
Powieść pasożytnicza
- recenzja

Komentarze


Mandos
   
Ocena:
0
Szczytem są żołnierze,
:>

A władze komunistyczne miały tutaj co robić:

Eee? Ale o co chodzi? Najwcześniejsze wydanie które znalazłem to "Kawaleria Kosmosu / Robert A. Heinlein ; przeł. [z ang.] Irena Lipińska. Warszawa : 1994".

Cenzury ani władzy komunistycznej w Polsce już wtedy nie było. Cenzura książki - z tego co wiem - była związania z "wycięciem nieciekawych dłużyzn"/
24-02-2008 14:17
Zicocu
   
Ocena:
0
Ekhm, nie dam sobie obcinać żadnych członków, ale jestem pewien, iż czytałem wydanie oznaczone sygnaturką sprzed 1994. Było "zakopertowane", więc za dużo o nim nie powiem. Spróbuję coś znaleźć w bibliotece.

A co do "szczytowych żołnierzy": zwrot na stałe wszedł do języka ("szczytem jest zachowanie x" itp.) a to usprawiedliwia jego używanie. Poza tym przenośnie (jaką niewątpliwie ten związek wyrazowy jest) są często stosowanym środkiem stylistycznym, nawet w publicystyce. Zdaję sobie sprawę z tego, iż mógłbym użyć fortunniejszego zwrotu (i, naturalnie, szanuję Twoje zdanie), ale nie uważam go powód do jakiegokolwiek wstydu :P
24-02-2008 21:18
Mandos
   
Ocena:
0
ż mógłbym użyć fortunniejszego zwrotu (i, naturalnie, szanuję Twoje zdanie), ale nie uważam go powód do jakiegokolwiek wstydu :P

Ja też nie i nie jestem językoznawcą aby ocenić czy jest to prawidłowo napisane zdanie.
Po prostu jak sam zauważyłeś, zwrot którego użyłeś jest niefortunny, co odrobinę mnie rozbawiło.

Spróbuję coś znaleźć w bibliotece.
Czekam niecierpliwie.
24-02-2008 22:10
Zicocu
   
Ocena:
0
Mea culpa. Rzeczywiście, wydanie pochodzi z roku 1994. Byłem całkowicie pewien, że w treść ingerowały władzę komunistyczne (ba! byłem tego pewien), ale, jak widać, błądzić rzeczą ludzką. Już oczywiście poprosiłem o zmiany w treści recenzji, aby pozbyć się tego błędu rzeczowego. Ale i tak będę się krzywił na wywalanie tekstów antykomunistycznych (tym bardziej, iż komuna była już tylko wspomnieniem). No nic, mój błąd :P
25-02-2008 18:22
~zolnierz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ja czytałem wydanie z 1985r
29-03-2010 19:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.