» Recenzje » Zgromadzenie żeńskie z Diuny - Kevin J. Anderson, Brian Herbert

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - Kevin J. Anderson, Brian Herbert


wersja do druku

O jedną wydmę za daleko

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - Kevin J. Anderson, Brian Herbert
Ile można? To pytanie musi przyjść na myśl wszystkim, którzy chociażby próbują zapoznać się z każdym kolejnym, wtórnym i nudnym, tekstem ze świata Diuny, "wyprodukowanym" przez Briana Herberta i Kevina Andersona. Niestety, w naszym kraju właśnie pojawiła się kolejna "perełka" autorstwa tej pary: Zgromadzenie żeńskie z Diuny.
____________________________


Po zażegnaniu problemów z myślącymi maszynami, ludzie muszą ponownie zacząć radzić sobie z rzeczami, które dawno temu scedowali na automaty: szczególnie zawiłymi obliczeniami, ciężką fizyczną pracą, zapamiętywaniem olbrzymich ilości danych. W wyniku tego zapotrzebowania powstają kolejne organizacje: szkoła mentatów, stanowiących ludzkie komputery oraz zgromadzenie żeńskie, skupiające się na maksymalnym wykorzystaniu potencjału kryjącego się w ciele i psychice adeptek. Nad tym wszystkim czuwa Manford Torondo, zwierzchnik butlerian, sekty całkowicie oddanej walce z techniką. Każda próba naruszenia zakazu korzystania z maszyn kończy się krwawą represją wobec sprawców w wykonaniu jego fanatycznych zwolenników.

Zgromadzenie żeńskie z Diuny ma jedną zasadniczą wadę, z której wynikają wszystkie pomniejsze bolączki lektury. Brian Herbert i Kevin Anderson popełnili poważny błąd kompozycyjny: oparli powieść na wielu rozproszonych wątkach połączonych w wyjątkowo niejasny sposób. Każdy poprzedni tekst tego duetu zbudowany był bardzo podobnie, ale w kolejnym prequelu Kronik Diuny schemat ten jest zwyczajnie drażniący. Czytelnik zostaje zmuszony do nieustannego zastanawiania się, co wspólnego ze sobą mają historie Voriana Atrydy, młodych Harkonnenów, Manforda Torondo i jego butlerian, Gilbertusa Albansa i mentatów, tytułowego zgromadzenia żeńskiego i handlowego imperium Venportów. Przez niemal całą długość tekstu odbiorcy towarzyszy poczucie bezcelowości lektury, autorzy opisują bowiem w kolejnych krótkich rozdziałach fragmenty życia swoich bohaterów, ale nie sposób odnaleźć wśród tych informacji jakiegokolwiek głębszego sensu i logicznych powiązań między sobą. Długa opowieść nie tworzy tym samym spójnej całości, przypomina raczej niezbyt strawną papkę, która została przygotowana z zupełnie przypadkowo dobranych składników. W całym nie najlepszym cyklu [url=]Legend Diuny[/url] twórcy przynajmniej mieli jakiś cel, pisali o zdarzeniach ważnych dla wykreowanego przez Franka Herberta świata. O Zgromadzeniu żeńskim nie można powiedzieć nawet tego.

Sytuacji nie poprawiają bohaterowie, w znacznej części znani już miłośnikom pustynnej planety. Jeśli ktoś zdążył polubić Voriana Atrydę, to raczej się nie zawiedzie, ale nie będzie miał też powodów do szczególnej radości. Postać ta, podobnie jak Gilbertus Albans czy Matka Wielebna Raquella, nie rozwija się nawet w najmniejszym stopniu. Ludzie z poprzednich tomów Herberta i Andersona pozostają w starych relacjach, niemal nie podlegając interakcjom z nowymi bohaterami. Wywołuje to poczucie nieprzyjemnego dysonansu, tak, jakby autorzy bali się ostatecznie zerwać ze swoim wcześniejszym dorobkiem, ale nie potrafili jednocześnie rozwijać go w twórczy sposób. Przy tych wszystkich niedociągnięciach pojawiają się następne, ponieważ postaci wprowadzone w tej powieści do świata Diuny nie są wcale zbyt interesujące. Manford Torondo jest nudnym, zupełnie przewidywalnym fanatykiem (oksymoron? nie w Zgromadzeniu żeńskim), Anna Corrino tylko irytuje swoją infantylnością, a kolejne siostry z Rossaka wydają się zwyczajnie głupie, choć etos ich szkoły wskazuje na to, że powinno być zupełnie inaczej. Niestety, kreacja bohaterów stoi na tak samo miernym poziomie jak cała powieść.

Trudno nie zorientować się, że wyżej podpisany miłośnikiem Zgromadzenia żeńskiego nie został. Tekst nie wnosi nic nowego do świata Diuny, nie rozwija w żaden sposób ważnych wątków pierwotnej opowieści, nie intryguje biografią kluczowych dla historii postaci. Można zatem zadać sobie pytanie: czy powieść ma jakąkolwiek wartość? I tak, i nie. Z jednej strony to czasochłonna, nużąca lektura, która nie daje niemal żadnej czytelniczej satysfakcji. Z drugiej jednak, nie sposób zapomnieć o tym, jak doskonale tekst został wydany. Wspaniałe (choć mocno wtórne w stosunku do tych z poprzednich tomów) ilustracje, przyjemny w dotyku papier o wyjątkowej woni (ktokolwiek spotkał się z rebisowymi Diunami natychmiast zrozumie o czym mowa) i oryginalna oprawa czynią z książki prawdziwą gratkę dla kolekcjonerów. A że zamiast tego marnego czytadła chciałoby się widzieć inne wydane w ten sposób teksty? Niestety, nie każdy autor ma możliwość podpięcia swojej twórczości pod sztandar jednego z najsłynniejszych cykli science fiction.

Zgromadzenie żeńskie z Diuny jest prawdopodobnie najsłabszym wśród słabych tekstów Briana Herberta i Kevina Anderson, które zostały wydane przez Rebis w serii Diuny. W przypadku tej powieści trudno mówić nawet o fabule – to raczej jej zaczątek, rozdmuchany do jakichś absurdalnych rozmiarów. Całość może zainteresować tylko fanatycznych miłośników Arrakis, reszta zaś powinna omijać książkę szerokim łukiem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
2.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Zgromadzenie żeńskie z Diuny (Sisterhood of Dune)
Cykl: Kroniki Diuny
Autor: Kevin J. Anderson, Brian Herbert
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 9 października 2012
Liczba stron: 640
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 150x225 mm
Seria wydawnicza: Diuna
ISBN-13: 978-83-7510-574-2
Cena: 59,90 zł



Czytaj również

Diuna: Opowieści z Arrakin
Dwa opowiadania, dwie jakości
- recenzja
Diuna #1: Ród Atrydów #1
Polityka, ekonomia, bunt i śmierć... Oto Diuna
- recenzja
Droga do Diuny
Droga do Franka Herberta
- recenzja
Paul z Diuny - Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Jest woda na pustyni!
- recenzja
Wichry Diuny - Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Powrót na pustynię
- recenzja

Komentarze


lemon
   
Ocena:
0
Hej, Zic, właśnie trwają Polterświęta, to może udostępnisz tam tę książkę? ;)
05-12-2012 00:38
Exar
   
Ocena:
0
Tej książki nie czytałem, jednak wszystkie poprzednie (jeśli mnie pamięć nie myli trzy) książki Briana połknąłem w dwa weekendy czytając je z wypiekami na twarzy.
05-12-2012 08:28
niuklik
   
Ocena:
+1
@ Exar

Kwestia gustu, sam przeczytalem Dzihad i Krucjate...zostaly szybko sprzedane a dodam, ze rzadko sprzedaje ksiazki. Diuna jest tylko jedna - ta stworzona przez Franka Herberta. Reszta to popluczyny, chociaz pieknie wydane.
05-12-2012 11:38

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.