Zgasić słońce. Szpony smoka
Póki co – pazurki
Andrzej Horodyński służy na rosyjskim okręcie latającym, a teraz będzie miał okazję stać się częścią jednej z największych ofensyw w historii. Wszystko wskazuje na to, że japońskie smoki zajęte są na innych frontach i Tokio zostało zostawione bez opieki. W ciągu kilku godzin okaże się, czy europejskiej koalicji uda się zniszczyć stolicę wroga.
Fantastyka to jeden z nielicznych literackich gatunków, przy pomocy którego autorzy mogą realizować ciągoty batalistyczne, z czego wielu skwapliwie korzysta. Monumentalnej bitwy nie potrafił podarować sobie Robert J. Szmidt, a jej rozmiar oraz umiejscowienie w ramach tekstu czynią z niej absolutnie najważniejszy element Zgasić słońce. Szponów smoka. Niestety, trudno uznać ją za fragment szczególnie udany. Przede wszystkim nie sprawdza się ona jako otwarcie powieści – czytelnik nie wie jeszcze nic o świecie, nie zna bohaterów, nie czuje z nimi więzi, więc ich cierpienia nie poruszają w wystarczającym stopniu. Trudno też, mimo dramatycznych zwrotów akcji i całego mnóstwa efektywnych scen, nie znudzić się nalotem na Tokio – bo jest on absurdalnie długi, stanowi mniej więcej jedną czwartą powieści. To nie krótki, emocjonujący wstęp, lecz męcząca, nudnawa przeprawa.
Pozytywną konsekwencją takiego otwarcia jest... niezbyt wysoko ustawiona poprzeczka. Dlatego też kolejne części powieści, w których Andrzej Horodyński nie jest już na pokładzie potężnego okrętu, czyta się znacznie przyjemniej. Główny bohater w końcu staje się kimś więcej niż wystraszonym majtkiem, a świat – sprowadzany wcześniej do latających pojazdów napędzanych przez kotły parowe oraz smoków – nabiera ziarnistości za sprawą coraz to nowszych detali. Czy to najoryginalniejsza wizja zrodzona z inspiracji twórczością Różalskiego? Raczej nie, bo budowanie fantastyki kompensacyjnej w oparciu o prace polskiego grafika to wybitna trywializacja (boli szczególnie bardzo stereotypowa kreacja Japończyków), ale dla wielu odbiorców tak podana historia alternatywna z pewnością będzie atrakcyjna. Mnie samemu dużo bardziej odpowiada podobna w klimacie Ostatnia Rzeczpospolita Tomasza Kołodziejczaka, ale lżejsza i nieco egzotyczna wizja Szmidta także może się podobać.
Dla tych, którzy polubią ten świat, rozczarowaniem może okazać się pozornie kluczowy dla opowieści Józef Piłsudski. Ma on ten sam problem, co postacie azjatyckie, czyli jest strasznie schematyczny, jakby utkany z najpopularniejszych memów tworzonych na kanwie słów postaci historycznej. W dodatku pojawia się w roli wybitnie pretekstowej, którą odegrać mógłby ktokolwiek. Wydaje się, że w kolejnych tomach cyklu stanie się nieco ważniejszy i będzie miał okazję mocniej namieszać w geopolitycznym porządku, ale póki co to tylko obietnica.
Zgasić słońce. Szpony smoka to powieść wybitnie przeciętna. Z jednej strony całkiem sprawnie napisana i przez większość czasu tocząca się dość wartko, z drugiej natomiast – rozkręcająca się bardzo powoli, przez co wymaga sporo cierpliwości. Robert J. Szmidt zainteresował mnie na tyle, że jestem gotów dać szansę kolejnemu tomowi, choć sporo rzeczy wymaga zdecydowanej poprawy.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Robert J. Szmidt
Wydawca: SQN
Data wydania: 29 stycznia 2020
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 135 x 210 mm
ISBN-13: 9788381295901
ISBN-10: 34021583
Cena: 39,99 zł